Dzielmy się Dobrym Słowem na 27.01.2009 r.

W trosce o czystość relacji

Podejmowane ofiary, składane z cielców i kozłów, przelewanie ich krwi, to starania człowieka o oczyszczenie zbrukanej grzechem relacji z Panem Bogiem. Te starania są mocno osadzone w pragnieniu bycia w porządku wobec Boga, wobec innych osób i wobec siebie. Wymagają one jednak spojrzenia, które przynosi Chrystus w swoim słowie. Ponieważ zawierają w sobie cień przyszłego dobra, niosą ogromne, prawidłowe pragnienie bycia w bliskiej i czystej relacji. Ale jest to tylko – a może aż – cień. Światło daje Chrystus.

Nie bez bólu i trudności dociera do nas prawda o tym, że nasze wysiłki i starania, aby zmieniać swoje wady w zalety, na nic się zdają, jeśli zabraknie żywej relacji z ofiarą Chrystusa. Często przeakcentowujemy rolę swoich sił i możliwości, ulegając jednej skrajności, jaką jest nieustanne obiecywanie sobie, katowanie się, zdobywanie na nowe inspiracje, żeby coś zmieniać, albo drugiej, czyli całkowitemu zaprzestaniu działań, mówieniu: już mi wszystko jedno, nic się z tym nie da zrobić…

Jest w człowieku chęć dążenia do przemiany tego, co przeszkadza mu w zdrowych relacjach z Bogiem, z innymi ludźmi i z sobą. Trudno tę chęć wyciszyć. Jeśli szczerze podejmujemy dialogi z samym sobą, to do takiego pragnienia dojdziemy. Towarzyszy ono ludziom od wieków. Przypomina o tym autor Listu do Hebrajczyków, kiedy próbuje zinterpretować Prawo, które zapisało pragnienie zmiany, oczyszczenia, przebłagania Boga dającego miłość, za to, że nie odpowiada się na nią swoim sercem.

Prawo, posiadając tylko cień przyszłych dóbr, a nie sam obraz rzeczy, przez te same ofiary, corocznie ciągle składane, nie może nigdy udoskonalić tych, którzy się zbliżają. Czyż bowiem nie przestano by ich składać, gdyby składający je raz na zawsze oczyszczeni nie mieli już żadnej świadomości grzechów? Ale przez nie każdego roku odbywa się przypomnienie grzechów. Niemożliwe jest bowiem, aby krew cielców i kozłów usuwała grzechy.

Podejmowane ofiary, składane z cielców i kozłów, przelewanie ich krwi, to starania człowieka o oczyszczenie zbrukanej grzechem relacji z Panem Bogiem. Te starania są mocno osadzone w pragnieniu bycia w porządku wobec Boga, wobec innych osób i wobec siebie. Wymagają one jednak spojrzenia, które przynosi Chrystus w swoim słowie. Ponieważ zawierają w sobie cień przyszłego dobra, niosą ogromne, prawidłowe pragnienie bycia w bliskiej i czystej relacji. Ale jest to tylko – a może aż – cień. Światło daje Chrystus. On, przychodząc na świat – jak interpretuje to autor Listu do Hebrajczyków – mówi: "Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało; całopalenia i ofiary za grzech nie podobały się Tobie. Wtedy rzekłem: Oto idę, w zwoju księgi napisano o Mnie, abym spełniał wolę Twoją, Boże".

Chrystus przychodzi, aby spełnić wolę Boga, aby rzucić światło na nasze starania. To światło najpełniej ukazuje się w Jego posłuszeństwie woli Boga, wypływającym z miłości. Posłuszeństwo objawia Boga, który bardzo kocha człowieka, mimo iż ten jest niejako zamknięty w sobie, w swoich staraniach nie może sam siebie zbawić, oczyścić, uspokoić, wykupić swojej duszy z niewoli grzechów, zranień, wspomnień.

Bóg nie pozostawia człowieka samego. Daje Syna, który przyjmuje ciało, starania, trud i pozwala naszym wysiłkom otworzyć drzwi dojścia do celu, czyli do rzeczywistego uwolnienia – do pełni zbawienia.

Na mocy tej woli, jaką spełnia Chrystus, dzięki Jego posłuszeństwu z miłości, otwieraniu nas na dopływ łaski i sił, uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze.

Co to znaczy? – Jesteśmy prowadzeni do pełni zbawienia, jeśli nieustannie czerpiemy z darów, jakie Chrystus zostawia w swoim Kościele, jeśli rozważamy słowo dające światło i mądrość w spojrzeniu na swoje życie, żyjemy Eucharystią, która jest pokarmem w drodze – nie jakimś jednorazowym posiłkiem – jeśli odnawiamy się w sakramencie pokuty i pojednania, skutecznie obmywającym nas krwią Chrystusa z martwych uczynków, z grzechów.

Jakie praktyczne wnioski wypływają z tego dla nas? – Po pierwsze: bierzcie i jedzcie. Z tego mamy przede wszystkim czerpać. Mamy nastawiać swoje serca na modlitwę, w której wyrazimy pragnienie wyprowadzenia siebie ze zniewoleń, często niezrozumiałych niepokojów, z ciągle powtarzających się grzechów, z sieci różnych wspomnień, w które znów wchodzimy, związanych z tym, co jest w nas szlachetne, i z tym, co podłe. Ważne, żebyśmy z tego wychodzili wsparci łaską Bożą, żeby Bóg dał nam mądrość, a my żebyśmy z tej mądrości korzystali i chcieli uczyć się mądrości przez wydarzenia dziejące się w naszym życiu.

Po drugie, czerpiąc z mocy Bożej, podejmujemy wysiłki, przekonując siebie samych, że Bóg mnie zmienia, że Bóg mnie prowadzi, że nawet moją nędzę, podłość, obrzydliwość, a także często ujawniającą się wredność, Bóg chce przyjąć i przemieniać. Podejmujemy wysiłki, żeby – jak mówi o. Józef Augustyn – zapracować na miłosierdzie. To znaczy, przełamywać, przekonywać siebie do tego, że Bóg rzeczywiście chce mnie kochać, prowadzić i zmieniać. Tak. On wie o tobie znacznie więcej, niż teraz ci się przypomina, droga siostro i drogi bracie. Zna więcej twoich grzechów i podłości.

Na miłosierdzie trzeba zapracować. Mamy podjąć wysiłek przełamywania siebie, forsowania, przekrzykiwania siebie takiego, który nie chce przyjąć łaski Bożej kolejny raz, bo znowu ją zmarnuje, bo znowu zawiedzie…

Na miłosierdzie trzeba zapracować. Nie oznacza to, że jest ono do wyszarpania Panu Bogu. Chodzi o szarpanie się z sobą, żeby Pan Bóg mógł w większej dawce, w większej ilości, w większej mocy nam się objawiać.

Bóg w swoim życzliwym podejściu do człowieka daje wszystko, co potrzebne, aby wytrwać w drodze. Prośba o cierpliwość powinna być formułowana przez nas na równi z prośbą o mądrość w podejściu do siebie, świata i innych ludzi oraz z prośbą o przebaczenie, a także o radość życia wiarą dotykającą głębi serca, która niekoniecznie musi być wyrażona w dobrym usposobieniu na zewnątrz. Przypomnijmy, że miłość Boga nie jest uzależniona od naszego samopoczucia – jeżeli dobrze się czuję, to znaczy, że Pan Bóg mnie kocha, a jeżeli jestem zdołowany, to na pewno coś złego się dzieje… To nie działa w ten sposób. Sprawy są o wiele bardziej złożone, niż nam się wydaje. Pokora to zdecydowana postawa chodzenia za Bogiem, nawet kiedy wygląda na to, że naprawdę na to nie zasługujemy. Jest to prawda, której Pan Bóg udziela człowiekowi – czasem przez środki mało przyjemne i miłe.

Panie, dziękujemy Ci za Twoją mądrość, objawianą w słowie, i za dar bliskości, jaką odnajdujemy w bardzo życzliwym podejściu do nas w rozważaniu Dobrego Słowa. Dziękujemy Ci, Panie, że łaska przychodzenia Twojej miłości do naszej małości, kruchości i podłości, zawsze naznaczona jest chęcią pomocy nam i wyciągnięcia ku światłu, ku pełni zbawienia.

Ten, kto podejmuje prawdę o sobie w świetle słowa Bożego, staje się bliski Chrystusowi. Chrystus może w bliskości serc dokonywać cudu przemiany. Pełnienie woli Bożej, czyli stosowanie w życiu zdrowo pojmowanych pouczeń wypływających z rozważań Bożego słowa, przyjmowanie słowa zgodnie z nauczaniem Kościoła, pozwala człowiekowi odkrywać bliskość Boga w życiu, ale nie w sposób naiwny, polegający na bieganiu wszędzie i mówieniu: Bóg tak chciał, to jest wola Boża. Nie chodzi też o to, żebyśmy w sposób niezwykle nierozsądny, głupi, utożsamiali pełnienie woli Bożej wyłącznie z tym, że znowu dostaniemy po plecach i po sercu jakimś cierpieniem i bólem.

Bóg pragnie bliskości swoich stworzeń, swoich dzieci. On w swoim Synu objawia się jako kochający Ojciec. Bardzo systematycznie i w niezwykle mądry sposób kształtuje serca swych wyznawców.

Droga siostro i drogi bracie, stoimy dziś przy Chrystusie nauczającym. Jesteśmy niejako na dworze, to znaczy w wielkim skupisku różnych myśli, opinii, wspomnień, uczuć, cech charakteru i temperamentu. Stamtąd dochodzi do Chrystusa głos, że chcemy być Mu bliscy, że traktujemy się jako osoby Jemu bliskie. Tymczasem Chrystus, który oczywiście pragnie naszej bliskości, zrobi wszystko, żeby przybliżyć swoje nawet poranione Serce do naszych serc. Chce dokonać tego w sposób solidny i trwały, bo pragnie, abyśmy na wieki żyli w promieniach miłości, żeby nic nie wyrwało nas z ramion Ojca. Dlatego bardzo jednoznacznie prosi nas o cierpliwość, o kształtowanie tej bliskości w czasie, poprzez odkrywanie mądrych pouczeń Bożych i działania Boga w naszym życiu w dziejących się wydarzeniach.

Dlatego Chrystus, słyszą słowa dochodzące do Niego z tłumu: "Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie", odpowiada: "Któż jest moją matką i którzy są braćmi"? I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: "Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką".

To jest właściwe kryterium bycia blisko Chrystusa, które rozłożone jest w czasie, osadzone w rzeczywistości – niekoniecznie wygodnej. Jeden zespół śpiewa: Ja nie mam tutaj miejsca. Tak naprawdę, jest mi ciasno i w relacjach naznaczonych przyjaźnią, i w relacjach bardzo sympatycznych, bo moje serce wyrywa się ku Bogu. Bóg pragnie przyjąć to serce, tylko chce, aby było ono gotowe, wytrwałe, mocno osadzone w realiach, bo On te realia przyjął, bo On w tych realiach dokonał zbawienia.

Twoje życie, droga siostro i drogi bracie, jest miejscem spotkania z przemieniającą miłością Boga. Wydarzenia dziejące się obecnie w twoim życiu – te przyjemne i te przykre, naznaczone nałogiem, grzechem, upadkiem, czy też naznaczone szlachetną postawą serca, dobrem zauważanym przez innych, za które ludzie są ci wdzięczni – są miejscem spotkania z Bogiem. Tu Bóg wzywa cię do bliskości, do przemyśleń, do przełamywania siebie, i daje do tego moc.

Po czym poznać twoją bliskość z Bogiem?

Na ile w pokorze potrafisz stanąć wobec świadectwa innych osób, dziękujących ci za twoje rozmiłowanie w Bogu?

Gdzie zauważasz braki w odkrywaniu woli Bożej względem ciebie, twoich braci i sióstr?

Ile jest w tobie wołania o cierpliwość dla siebie, dla innych i dla Pana Boga?

Panie, dziękujemy Ci, że bliskość Twojej miłości nie jest czymś naiwnym i niemożliwym do przyjęcia. Dziękujemy, że traktujesz nasze serca jako podatne na miłość i robisz wszystko, aby uczyć nas cierpliwości do siebie samych w odkrywaniu tego, że traktujesz nas, jak swoich braci i siostry – dzieci jednego Boga.

Prowadź nas, Panie, po drogach czasu. Dodawaj nam we wszystkich okolicznościach życia odwagi wiary, że jesteś z nami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.

Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.