Dzielmy się Dobrym Słowem na 27.03.2009 r.

Świadectwo o Ojcu

Jezus daje świadectwo o Ojcu, daje się nam cały, byśmy w sytuacjach różnych ataków, zasadzek, niewygodnych tekstów, uciążliwych postaw, składali świadectwo. Brak złożonego świadectwa czyni nas obserwatorami w wierze, czyni nas osobami, które mają dużo do powiedzenia, ale mało do świadczenia. Czy jest to wyrzut? Jeśli tak, to wyrzut Miłości, która chce zrobić więcej miejsca w sercu, by Jej światło ukazywać innym. W małych gestach. W drobnych zachowaniach. Bo miłość można poznać po szczegółach.

 

Panie, obchodzisz krainy, obchodzisz serca, obchodzisz ludzkie umysły darem Twojego słowa. Dziękujemy Ci, że uwzględniłeś nas jako zdolnych usłyszeć Twój głos. Pomagaj nam darem Świętego Ducha, abyśmy lgnęli do mądrości w nim zawartej.

Jezus zatroskany jest o życie każdego człowieka, a czerpie tę motywację do troski z miłości Ojca. On Go zna. On wie, że Ojcu Niebieskiemu nigdy nie przechodzi, że On jest tak szalenie zakochany w świecie, że nie oszczędzi nawet Syna, ale Go za nas wszystkich wyda, byśmy rozpoznali troskę o życie człowieka.

Jego troska nie ma w sobie nic z pobłażliwości. To nie są słowa, które mają machnąć ręką na grzechy i powiedzieć, że nic się nie stało. Otóż nie. Mają nazwać po imieniu każdy grzech, bo się stało, ale nie przychodzą po to, by wykorzystać grzechy przeciwko człowiekowi, ale żeby w świetle słowa i w świetle miłości Ojca i troski o ludzkie życie, wypalać grzechy z serca i czynić to miejsce podatniejszym na nowy powiew Ducha, nową moc Miłości.

Słowo Boże jest różnie odbierane. Jezus czyta w myślach ludzkich. Czyta w myślach mieszkańców Jerozolimy, zastanawiających się, czy to nie jest Ten, na którego polują. Czy to nie jest Ten, którego dni są policzone?

Możemy mieć często wrażenie, że dzisiejszy świat, w swoim pędzie pychy, takie wnioski też wysuwa. Czy idąc do kościoła, zdajesz sobie sprawę, że została tam już tylko garstka ludzi? Że to jest śmieszne i żałosne, że się niebawem skończy, skompromituje?

Czyż to nie jest Ten, którego usiłują zabić?

Jezus czyta w tych myślach. Czyta też w wyobrażeniach o Bogu Ojcu, jakie mają ludzie. Przecież my wiemy, skąd On pochodzi, natomiast gdy Mesjasz przyjdzie, nikt nie będzie wiedział, skąd jest. Takie niebezpieczeństwo też istnieje – oczekiwanie na Boga, który zaskoczy mnie tak, jak ja tego będę sobie życzył. Oczekiwanie na Boga według moich scenariuszy. Jezus wie o tym.

Jestem przekonany, na podstawie Bożego słowa, że Jezus jest wdzięczny za pytania stawiane Mu przez ludzi. Jestem przekonany na podstawie pełnej miłości reakcji Jezusa. Jezus staje w świątyni i woła, żeby przekrzyczeć wątpliwości, żeby je pokonać tłumacząc: „I Mnie znacie, i wiecie, skąd jestem. Ja jednak nie przyszedłem sam od siebie; lecz prawdziwy jest tylko Ten, który Mnie posłał, którego wy nie znacie”. Nie mówi tego, żeby wypunktować słuchaczy, ale żeby dodać natychmiast: „Ja Go znam, bo od Niego jestem i On Mnie posłał”. Jezus jest wdzięczny za te pytania. Za słowa pełne wątpliwości płaci najwyższą cenę. Płaci cenę miłości, która cierpliwie będzie tłumaczyć.

Ale prawda, którą dziś w Ewangelii odkrywamy, mówi też o tym, że można odrzucić tę wersję troski Boga o człowieka. To też jest prawda. Zamierzali więc Go pojmać, jednakże nikt nie podniósł na Niego ręki – nie dlatego, że nie znaleźli jeszcze sposobu. Dlatego, że Jezus trzyma rękę na pulsie. Dlatego, że godzina Jego jeszcze nie nadeszła.

Nawet gdyby wszystko wskazywało na to, że Jezus ginie nam w obłudzie, często rozpoznawanej również i w Kościele w różnych nadużyciach, które stają się antyświadectwem pośród wyznawców Chrystusa – i tych w sutannach i habitach, i tych bez sutann i habitów – choćbyśmy odnosili takie wrażenie, że to się kruszy i już się nie utrzyma, to Jezus trzyma rękę na pulsie. Godzina Jego jeszcze nie nadeszła.

Godzina chwały to ta, w której zostają pod krzyżem nieliczni. Godzina chwały, czyli godzina objawienia Jezusa, to moment, w którym wydaje się – bądź jest się przekonanym – że zwycięży ludzka złość i przebiegłość. W tej godzinie Jezus oczekuje od nas także świadectwa. On świadczy o Ojcu zatroskanym o człowieka i oczekuje od nas świadectwa o Ojcu Niebieskim zatroskanym o człowieka nawet wówczas, kiedy wszystko wskazuje na to, że to jest kupa śmiechu, żałość serdeczna, kiedy patrzy się na tych, którzy jeszcze się modlą, jeszcze siedzą przydługo na różnych rozważaniach, jeszcze męczą się w weekend, zamiast wybrać zupełnie inne okoliczności, w których byłoby całkiem sympatycznie.

Jezus składając świadectwo w nasze serca i umysły przez dar swojego słowa i – w sposób bardzo pokorny – przez rozdanie się w Ciele i Krwi, daje nam moc do tego, byśmy my również składali świadectwo.

Powiedzmy sobie to wszyscy z całą odwagą, że często jest nam źle pośród tego świata nie dlatego, że przychodzi prześladowanie, że są kpiny z wiary, ale dlatego, że gdy jest prześladowanie i są kpiny z wiary, nie składamy świadectwa. Powiedzmy sobie to też z całą odwaga jeszcze raz: Jezus daje świadectwo o Ojcu, daje się nam cały, byśmy w sytuacjach różnych ataków, zasadzek, niewygodnych tekstów, uciążliwych postaw, składali świadectwo. Brak złożonego świadectwa czyni nas obserwatorami w wierze, czyni nas osobami, które mają dużo do powiedzenia, ale mało do świadczenia. Czy jest to wyrzut? Jeśli tak, to wyrzut Miłości, która chce zrobić więcej miejsca w sercu, by Jej światło ukazywać innym. W małych gestach. W drobnych zachowaniach. Bo miłość można poznać po szczegółach.

Panie Jezu, dziękujemy Ci za dar Twojego świadectwa i za to, że po raz kolejny przypominasz nam, że trzymasz rękę na pulsie. Myśmy o tym słyszeli. Myśmy o tym już nieraz byli przekonywani. Dziękujemy Ci, że i dziś o tym przypominasz.

Rozdając swoje Ciało i Krew oraz mądrość, wypływającą z Twojego słowa, napełniasz nas odwagą do tego, abyśmy i my składali świadectwo. To jest nasze zadanie. Już czas działać. Już czas świadczyć. Mądrze, jak Jezus. Panie, dziękujemy Ci, że przypominając, uzdalniasz nas, abyśmy pamiętali o tym nie tylko w myślach, słowach, ale przede wszystkim w uczynkach. Nas na to stać, bo Ciebie na to stać. A Ty żyjesz w nas.

Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.