"...Dobrym Słowem" - z Wniebowstąpienia Pańskiego (4.05.2008)

W perspektywie nieba

Dz 1,1-11; Ps 47; Ef 1, 17-23; Mt 28, 16-20

Gdy wpatrujemy się w naszą przyszłość, to perspektywa nieba jest właściwym kierunkiem. Gdy kroczymy ku tej przyszłości, wołanie o Ducha Świętego jest najodpowiedniejszą z postaw, jaką powinniśmy przybrać. W kroczeniu za Panem, który otworzył niebo, nie wolno nam zapomnieć, że potrzebujemy światłych oczu serca, czyli łaski wiary, która nie chce traktować swojego życia jako miejsca bezwiednie dziejących się zdarzeń, przypadków, bo Bóg czyni wszystko, na co tylko Go stać, aby nam podpowiedzieć, ukierunkować nas na wieczną radość życia w niebie.

Wniebowstąpienie jest tak samo ważnym dniem w życiu chrześcijanina, jak zmartwychwstanie, zesłanie Ducha Świętego, wcielenie. Te momenty potwierdzają ogromne przywiązanie Boga do człowieka – tak silne i potężne, że przekracza nasze ludzkie wyobrażenia, a przede wszystkim uzdalnia nas, z całą naszą słabą naturą, do tego, by dać się pociągnąć więzom miłości, jaką Bóg ma ku nam, bo właśnie Jego miłość za tymi wydarzeniami stoi.

Dzisiaj, słuchając słów natchniony Świętym Duchem, odkrywamy w liturgii niezwykłe staranie Boga o wprowadzenie człowieka w pełnię, w nieskończoność, w której pokój, radość i szczęście nie są pustymi słowami.

Chrystus wstępuje dziś do nieba. Ten, który doskonale wypełnił wolę Ojca przez posłuszeństwo okazane z miłości, finalizuje ten akt posłuszeństwa i spełnionej misji wstąpieniem do nieba.

Otwarte niebo dla wszystkich żyjących pod nim, czekających na nie, wpatrujących się w nie, stało się faktem. Chrystus wprowadził ludzką naturę w niebo – jak mówi modlitwa liturgiczna – wywyższył ją. To wydarzenie nie powinno być przez nas pomniejszane ani traktowane jako opowiastka niosąca w sobie jakieś elementy bajkowe, ale jako prawda docelowa. Niebo rzeczywiście na nas czeka. Nie czeka biernie, bo aby je osiągnąć, człowiek musi odpowiedzieć na każdy gest miłości, z jaką Bóg zwraca się ku niemu. Ta odpowiedź wspomagana jest darem, na który Jezus poleca swoim uczniom czekać.

Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami.

Oczekiwanie na niebo dokonuje się w ziemskich warunkach – droga siostro i drogi bracie, w twoich ziemskich warunkach, w tym, co jest teraz twoją ziemią w myśleniu, w upadaniu, w kroczeniu, w powstawaniu, ziemią w twojej rodzinie, w relacjach do ludzi nieprzyjaźnie do ciebie nastawionych, osób, które zraniłeś, które ciebie zraniły. To jest miejsce, w którym kroczysz ku niebu. Tu otrzymujesz moc Ducha Świętego. Dlatego Chrystus w tej Liturgii Słowa zachęca nas do wołania o Świętego Ducha.

Gdy wpatrujemy się w naszą przyszłość, to perspektywa nieba jest właściwym kierunkiem. Gdy kroczymy ku tej przyszłości, wołanie o Ducha Świętego jest najodpowiedniejszą z postaw, jaką powinniśmy przybrać. W kroczeniu za Panem, który otworzył niebo, nie wolno nam zapomnieć, że potrzebujemy światłych oczu serca, czyli łaski wiary, która nie chce traktować swojego życia jako miejsca bezwiednie dziejących się zdarzeń, przypadków, bo Bóg czyni wszystko, na co tylko Go stać, aby nam podpowiedzieć, ukierunkować nas na wieczną radość życia w niebie.

To światłe oczy serca pozwalają – mimo ciemności – kroczyć ku światełku, jakie zostawia nam Chrystus w słowie. Przypomnijmy po raz kolejny tekst z Listu św. Piotra Apostoła, żeby trwać przy słowie, jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta. Ten tekst powraca do nas przede wszystkich dlatego, że jest to jedyna prawda, która może nas utrzymać przy życiu i nadać mu sens w warunkach iście ekstremalnych dla wiary, czyli pośród różnych zniechęceń, prześladowań, grzechów, tąpnięć. Mocno trzymajmy się słowa życia.

Światłe oczy serca, czyli wiara, rodzi się z rozważania słowa. Dlatego oczekiwanie na niebo to również zatrzymywanie się przy słowie – nie tylko wysłuchanie tego słowa. Zwróćmy uwagę, drogie siostry i drodzy bracia, że często może pojawić się i pojawia się w nas pokusa odsłuchania jakiegoś rozważania, przeczytania książki, która wewnętrznie nas ubogaci, zaliczenia Mszy Świętej czy spotkania po to, żeby fizycznie czy psychicznie doznać jakiejś ulgi. Natomiast prawdziwe kroczenie za Panem to nie tylko przeczytanie, przestanie, przesiedzenie, przeklęczenie Mszy Świętej czy modlitwy, ale osobiste zaangażowanie swojego umysłu i serca w słowo, poświęcenie czasu na to, żeby słowo mogło w nas dokonywać wielkich rzeczy.

Postawmy więc bardzo ważne pytanie: Na ile pozwalam Chrystusowi wprowadzać mnie w niebo poprzez organizowanie czasu na rozważanie Bożego słowa, na przeżywanie Eucharystii?

To, co dziś często charakteryzuje wielu z nas, jako wyznawców Chrystusa, jako parodystów chrześcijaństwa, to korzystanie z Bożych darów – słowa Bożego, Eucharystii – jako elementów, które się zalicza, a nie jako zaproszeń do refleksji, do poświęcenia czasu, do pozwolenia Bogu na usposabianie, uzdalnianie naszego serca i umysłu do kroczenia za Nim. Brakuje nam przeżycia w tym, co stanowi o naszej wierze. Jest dużo prześlizgnięcia się przez słowo, przez Eucharystię, a brakuje przeżycia.

Dlatego trudno jest też oczekiwać, żebyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych – czyli wezwania do udziału w radości świętych – i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas, wierzących, na podstawie działania Jego potęgi i siły, z jaką dokonał dzieła w Chrystusie, gdy wskrzesił Go z martwych i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich.

Potrzebujemy przeżycia. Dlatego dziś, rozważając słowo we Wniebowstąpienie Pańskie, prośmy, abyśmy potrafili przeżywać dary dane przez Pana Boga, abyśmy nie prześlizgiwali się przez wydarzenia życia, ale umieli w nich odnaleźć zachętę samego Boga. Abyśmy umieli odnaleźć przemożny ogrom Jego mocy względem nas, wierzących, Jego potęgę i siłę, która do nas przychodzi.

Ogromne zaangażowanie Pana Boga, Jego przemożny ogrom mocy względem nas, wierzących, jest dostępny w Jego Kościele, który jest Jego Ciałem, Pełnią tego, który napełnia wszystko na wszelki sposób. Stąd prawda o tym, że poza Kościołem nie ma zbawienia, jest wciąż aktualna. W Kościele Chrystus rozdziela owoce zwycięstwa, swoją władzę nad wszystkim. Przypomina o tym, aby Kościół był nieustannie ożywiany mocą Jego Ducha.

W Galilei na górze – tam, gdzie Jezus polecił przyjść swoim uczniom – mówi On do nich, aby wprowadzać w Kościół coraz większe rzesze ludzi: Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem.

Jest to niezmiernie ważna prawda, której świat dzisiaj nie chce przyjąć, którą nie tylko dzisiaj odrzuca. Lubi też rozdzielać: Chrystus tak, Kościół nie.

Chrystus w Kościele daje moc potrzebną do tego, żeby życia nie przegrać, ale żeby je wygrać, napełnić wieczną szczęśliwością. Jego Kościół obecnie prowadzony jest mocą Ducha Świętego. Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata – mówi Chrystus. W mocy Świętego Ducha w nowy sposób jest obecny ze swoim Kościołem.

Ta prawda wzywa nas do zastanowienia i do postawienia konkretnego pytania: Na ile jestem wdzięczny Bogu za przynależność do Kościoła, którego Głową jest Chrystus – Zwycięzca, mający wszelką władzę, wszelkie środki potrzebne do mojego życia?

Na ile, jako ksiądz, jako chrześcijanin, zachęcam innych do Kościoła, a na ile moja postawa – jak uczy Sobór Watykański II – przysłania prawdziwy obraz Boga, zniechęca do Niego?

Gdzie w moim życiu jest miejsce na świadectwo?

Jak wyglądało ostatnie świadectwo mojej przynależności do Chrystusa w Kościele?

Pozdrawiam w Panu –

ks. Leszek Starczewski