Mówić z Jezusem
Jezus przemawia do tłumów, bo kocha ludzi. Wówczas Jego Matka, bracia, stoją na dworze i – o dziwo – chcą z Nim mówić. Kiedy Jezus mówi, oni chcą z Nim mówić. Szczytem relacji z Jezusem nie jest mówienie do Niego. Nie jest tak, że ten, kto mówi do Jezusa, jest wierzący. Do Jezusa mówili faryzeusze, dwaj łotrzy, mówili rozmaici ludzie. Można zagadać Jezusa swoimi problemami, swoim światem. Można ciągle mówić tylko o sobie i przez to nie usłyszeć Jezusa. Można ciągle opowiadać o swoich dolegliwościach: to mi nie wyszło, to mi się nie udało, z tym nie mogę sobie poradzić...
Panie Jezu, jakkolwiek wyglądałaby w tej chwili nasza relacja z Tobą – czy byłaby poszarpana zwątpieniem, obojętnością, czy też rozgrzana działaniem uczuć rozbudzonych Duchem Świętym – miej dla nas miłosierdzie. Pomóż nam usłyszeć, co do nas mówisz, przyjąć słowo, którym chcesz przemienić w siebie ten etap naszego życia. Pomóż nam zaświadczyć wobec naszych braci i sióstr, do których stąd odejdziemy, że to Ty do nas mówisz.
Jezus kocha ludzi. Kocha do nich mówić. Nie mówi od rzeczy ani do rzeczy, tylko do ludzi i od Boga. Mówi słowa, których ludzie tak naprawdę potrzebują, nawet gdy tego nie odczuwają. Są to słowa mocne miłością.
Jak mocna jest miłość? Można ją opluć, wyśmiać. Można posądzić, że zwariowała... – Taką miłość ma Jezus. Zaczęto nawet mówić o Jezusie, że odszedł od zmysłów, zwariował. Z czytanego dziś fragmentu Ewangelii Mateusza dowiadujemy się, że idzie wtedy do Niego rodzina, żeby Go uspokoić.
Mateusz umiejscawia tę sytuację w troszeczkę innym kontekście, jakby chciał zwrócić uwagę na wynikające też z tego tekstu inne przesłanie związane z byciem krewnym – byciem w zażyłości z Chrystusem. Być w zażyłości z Chrystusem, to znaczy mieć siłę do życia. Wówczas płynie w nas Jego krew, działa w nas Jego Duch, czyli nieskończona moc. Nasze moce i pomysły są skończone. Jego moc, Jego mądrość są nieskończone. Przenikają dalej niż nasza katastrofa, jaką często odczuwamy, stosując w życiu tylko swoje mądrości.
Jezus przemawia do tłumów, bo kocha ludzi. Wówczas Jego Matka, bracia, stoją na dworze i – o dziwo – chcą z Nim mówić. Kiedy Jezus mówi, oni chcą z Nim mówić. Szczytem relacji z Jezusem nie jest mówienie do Niego. Nie jest tak, że ten, kto mówi do Jezusa, jest wierzący. Do Jezusa mówili faryzeusze, dwaj łotrzy, mówili rozmaici ludzie. Można zagadać Jezusa swoimi problemami, swoim światem. Można ciągle mówić tylko o sobie i przez to nie usłyszeć Jezusa. Można ciągle opowiadać o swoich dolegliwościach: to mi nie wyszło, to mi się nie udało, z tym nie mogę sobie poradzić...
Rodzina chce mówić z Jezusem. Chce się Nim zaopiekować.
Ktoś Mu powiedział: "Oto Twoja matka i Twoi bracia stoją na zewnątrz i chcą mówić z Tobą.” Jezus nie staje na baczność. Nie czuje się sparaliżowany ani skrępowany tą sytuacją. Wie przecież – mówił o tym – że prorok nie jest mile widziany w swoim kraju.
On w odpowiedzi rzekł temu, kto Mu to powiedział: "Kto jest moją matką i którzy są moimi braćmi?" Potem wskazując ręką na swoich uczniów, powiedział: "Oto moja matka i moi bracia. Bo ktokolwiek spełni wolę mojego Ojca, Tego w niebie, ten będzie moim bratem, i siostrą, i matką".
Żeby pełnić czyjąś wolę, trzeba ją znać. Żeby ją znać, trzeba posłuchać. A żeby słuchać, trzeba zorganizować czas – tak go zorganizować, żeby przyjść i przebić się nawet przez to, co nazywa się wariactwem dnia powszedniego, szaleństwem bieganiny, krzątaniny. Jeżeli się chce doświadczać miłości, to trzeba mieć na nią czas. Jeżeli nie ma czasu na miłość, to się jej nie doświadcza. Ale żeby doświadczać miłości w czasie, trzeba umieć słuchać. Kto nie słucha, jest głuchy. Kto nie słucha, ten mówi, a nawet jak milczy, to mówi – mówi sobą, mówi tym, co się w nim dzieje.
Sytuacja mająca miejsce w dzisiejszej Ewangelii nie ma za cel oskarżenia kogokolwiek z nas, wyśmiania i sklasyfikowania jako nieudacznika czy też kogoś, kto nie jest krewnym Jezusa. Ona ma nas zachęcić do nieustawania w drodze stawania się krewnym Jezusa, czyli członkiem Jego rodziny.
Jeżeli ktoś już czuje się wierzącym, to nim nie jest. Brakło mu tego, co w tym momencie najważniejsze – pokory. Jeżeli ktoś już czuje się wierzącym, to znaczy, że przestał być prowadzony. Nie oznacza to, żeby wypierać się wiary czy mówić, że się jej nie ma, że nie rozpoznaje się jej w sobie. Nie oznacza to, że mamy udawać, że nie doświadczyliśmy Boga, nie mamy przekonania, że gdzieś jest. Chodzi o to, żeby dać się dalej formować, żeby stwierdzenie wierzę, nie było spocznieniem na laurach czy powiedzeniem sobie: Co mi ktoś jeszcze będzie mówił, mnie wystarczy to, co mam...
Czy Maryja, wspominana dzisiaj w kontekście tej Ewangelii, uczy nas czegoś w tej sytuacji? Jej postawy chcemy się uczyć. – Kto z członków rodziny był przy Jezusie pod krzyżem? Kto pełnił wolę Ojca, jeśli nie Ona w pierwszej kolejności? Chociaż słyszymy dziś, że otrzymała szorstką odpowiedź. Mamy to przeżywają inaczej. Kto nie jest mamą, nie załapie. Mamy inaczej postrzegają sytuację swoich dzieci, chociażby one cwaniakowały i mówiły: Nie przesadzaj... Mama to inaczej przeżywa. Takie jej prawo. To, że czasem przesadza, ma nadprodukcję matczynności, też jest wpisane w jej naturę. Z tą nadprodukcją też jest kochana.
Maryja swoją postawą, trwaniem pod krzyżem, ukazuje, że należy do rodziny Jezusa. Taką rodzinę pragnie przy Nim tworzyć. Tego chce nas uczyć swoimi modlitwami, a przede wszystkim zasłuchaniem w słowo i posłuszeństwem, wyrażonym poprzez chodzenie za Jezusem we wszystkich okolicznościach życia.
Czego Maryja chce nas nauczyć? – Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba by się przyjrzeć okolicznościom swojego życia w świetle tego słowa. Co się tam dzieje?
Słowo pyta, co u ciebie słychać.
Czy słychać coś poza twoimi opiniami na temat życia i narzekaniami?
Czy chciałbyś porozmawiać, czy posłuchać?
Która z sytuacji jest typowym przykładem tego, że i ty chcesz uspokoić Jezusa w twoim życiu, bo zwiariował, odszedł od zmysłów, dopuszczając taką, a nie inną okoliczność, przykrość?
W której sytuacji twojego życia, droga siostro, drogi bracie, Jezus chciałby do ciebie przemówić, chciałby wyciągnąć rękę nad twoją słabością i poprosić cię, byś pełnił wolę Ojca?
W jaki sposób mamy pełnić wolę Ojca? – Jeżeli nie jesteś w stanie rozpoznać, co masz robić, to czekaj w modlitwie i rób to, co możesz robić. Jeżeli nie jesteś w stanie rozeznać, czy to jest wola Ojca, to mów o tym Bogu – mów z przekonaniem, oddając prawdę obecną w tobie. Jeżeli w tym momencie nie doświadczasz prowadzenia ani tego, że Bóg cię kocha, to nie truj Mu i światu, że Bóg kocha każdego człowieka, tylko mów Mu o swych wątpliwościach. Niech to wyjdzie z ciebie. Ale nie kończ tylko na mówieniu. Nie zagadaj Pana, ale Go posłuchaj. Będzie ci odpowiadał, płatając figle, bo zachowa się zupełnie nie tak, jak ty chcesz. Nie to, co ja chcę, lecz to, co Ty chcesz, niech się stanie. Może niektóre z twoich przypuszczeń pokryją się z Jego pragnieniami, bo Pan nie przychodzi po to, żeby robić burzę dla samej burzy. Jeżeli robi burzę, to dlatego, że trzeba oczyścić powietrze. Jeżeli dopuszcza deszcz, to dlatego, że trzeba obmyć i nawilżyć teren.
Jaka burza w twoim życiu, droga siostro i drogi bracie, przechodzi, przeszła czy nadciąga? Jak idzie burza, trzeba zebrać pranie. Jak idzie burza słów Jezusa, trzeba zamknąć usta, a otworzyć uszy i serce, i słuchać.
Nie są to wskazania mające na celu zmusztrowanie nas czy też ustawienie w szeregu i prowadzenie na ślepo. One zachęcają nas do wiary bądź wołania o wiarę w tych warunkach. Mogą to być sytuacje, które obecnie przeżywamy, odkrywając słabość w sobie samym, swoją niedołężność w modlitwie, partactwo przeżywania Mszy Świętej czy też byle jakie podejście do spowiedzi. Może to być prowokacja do tego, żeby się otrząsnąć i wołać: Panie, przymnóż mi wiary. Powybierałem sobie, kiedy będę Ci wierzyć, a kiedy nie. Przymnóż mi wiary.
Ta wiara jest nam potrzebna. Ona kształtuje się w tych okolicznościach życia, w których jesteśmy. Każda z sytuacji coś w sobie niesie, do czegoś nas skłania. Maryja jest tego wymownym przykładem. Rozważała głęboko w sercu te słowa, sprawy, które słyszała od Jezusa. Ona dziś do nas mówi: Czyńcie wszystko, co wam powie. Dajcie Mu czas, żeby do was przemówił. Nie odchodźcie w pół słowa Jezusa. Czuwajcie.
Pan Bóg płata figle mówiąc nie tak, jak byśmy tego oczekiwali.
Potęga zła miesza nam szyki. Grzech wszedł na świat, przez grzech śmierć. W ten sposób śmierć przeszła na wszystkich, ponieważ wszyscy zgrzeszyli – przypomina Paweł apostoł Rzymianom, a także nam wszystkim.
Ale Paweł przywołuje jeszcze jedną prawdę oprócz tej, że jesteśmy uwikłani w tajemnicę grzechu, w tajemnicę niezrozumiałych sytuacji, zranień, które nas okropnie bolą. Jeżeli przez przestępstwo jednego śmierć zakrólowała z powodu jego jednego – zło się panoszy, zniechęcenie się świetnie trzyma, zranienia policzkują nas kolejny raz, zaskakujące sytuacje powalają nas na ziemię – to, o ileż bardziej ci, którzy otrzymują obfitość łaski i daru sprawiedliwości, królować będą w życiu z powodu Jednego – Jezusa Chrystusa.
Cieszcie się, im bardziej doświadczacie przeciwności, chodząc za Jezusem, bo tym większa was czeka nagroda. Paweł powie w innym miejscu: Sądzę, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się objawić. Nie porównujmy przeżywanych cierpień z łaskami, które zlewa Bóg. Tam, gdzie panoszy się śmierć, jeszcze obficiej objawi się życie. Tam, gdzie jest pustka – może się nalać wiele łaski... Może trzeba spustoszyć to serce... Może trzeba jakiegoś wstrząsu?
A zatem – mówi Paweł – jak przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich wyrok potępiający – nosimy w sobie taki wyrok, przejawiający się w różnych myślach: jesteś niedołęgą, nie dasz rady, zobacz, że sypie ci się życie, przestań grać; nosimy w sobie wyrok potępiający, oskarżenie – tak czyn sprawiedliwy Jednego sprowadza na wszystkich ludzi usprawiedliwienie dające życie. Jaki to czyn? – To ten, droga siostro i drogi bracie, w którym uczestniczysz przychodząc na Mszę Świętą. Ona jest pamiątką oddania życia przez Jezusa. To dokonuje się w każdej Eucharystii. To nie jest coś na pstryknięcie palcem. Skatowany Jezus wylewa swoją Krew, żeby uzupełnić twoje braki, powstałe na skutek grzechów przez ciebie wybranych i zranień tobie zadanych przez innych. To jest czyn dający życie.
Jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami, tak przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się sprawiedliwymi.
Posłuchaj, droga siostro i drogi bracie. To do ciebie mówi Bóg. Może dzisiaj z Nim nie rozmawiaj, tylko posłuchaj, chociażby była to szorstka mowa, chociażbyś nie znalazł czegoś, na co czekałeś. Na co czekali ci, którzy przyszli uciszać Jezusa? – Że pójdzie z nimi, że da się uspokoić. Może nie znajdziesz w tym rozważaniu tego, co wydaje ci się, że powinieneś usłyszeć. Może nie nazwał tego ksiądz tak konkretnie. Może myślałeś, że dzisiaj Pan do ciebie przemówi... Nawet jeśli jest to szorstkie, zimne, chłodne i w ogóle nie pasuje do twojego życia, posłuchaj. Nie rozmawiaj, tylko posłuchaj.
Posłuchaj córko, spójrz i nakłoń ucha, zapomnij o swym domu, o domu twego ojca. Bój jest twoim Panem, oddaj Mu pokłon.
Maryjo, pokornie wpatrzona i wsłuchana w Jezusa, dziękujemy Ci, że w tej chwili wypraszasz nam łaski wsłuchania się w to, co mówi do nas Pan. Dziękujemy Ci, że wypraszasz nam łaski potrzebne do świadczenia o tym, że naszym Panem jest Jezus Chrystus, i nie zrezygnujemy z Niego, cokolwiek jeszcze się wydarzy.
Pozdrawiam w Panu –
ks. Leszek Starczewski