"...Dobrym Słowem" - ze św. Stanisława (8.05.2008)

W poczuciu misji

Chrystus nazywa Siebie dobrym pasterzem. Tak pojmuje swoją misję. Wszyscy, którzy uważają się za chrześcijan, za wyznawców Chrystusa, patrzą na swoje życie przez pryzmat Jego misji. Inne spojrzenie na swoje życie zawsze kończy się frustracją. Misja ma być mądrym oddawaniem życia, czasu, swoich talentów – właściwie nie swoich, bo jeżeli mamy talenty, to są one darem. Talenty, które uważamy za swoje, rozwijają nasz egoizm.

Dziś w Ewangelii słyszymy, jak Jezus mówi do pseudonauczycieli – do faryzeuszów, ludzi uważających się za przywódców, za tych, którzy wychowują, uczą i kształcą lud: Ja jestem dobrym pasterzem. Jezus nie tylko nazywa Siebie dobrym pasterzem, ale podaje, kim jest ten dobry pasterz, dobry wychowawca, nauczyciel. Dobry jest przez to, że daje życie za owce.

Pseudonauczyciele faryzeusze różnie reagowali na te słowa. Przyzwyczailiśmy się mówić, że to, co mówił Jezus, spływało po wszystkich faryzeuszach, jak po przysłowiowej kaczce. Tak zresztą często są oni ukazywani w przepowiadaniu. Protestowali, szukali tylko utarczki słownej, żeby pochwycić Jezusa na jakimś słowie – jak nieraz niesforni uczniowie w klasie. Ale byli też tacy, którzy się nawracali, o czym mówią Dzieje Apostolskie. Pojawiła się nawet grupa kapłanów pierwszego przymierza, która przyjęła chrzest: Nawet wielu kapłanów przyjmowało chrzest.

Skoro Chrystus kieruje do nas to słowo, i w nas mogą budzić się podobne reakcje: może po części z nas to spłynąć, może być przyjęte, rozpoznane jako zaproszenie do przejęcia się tym słowem i uczynienia go swoim. To się nie zmienia. W nas ciągle dokonują się wybory, podejmujemy różne decyzje.

Dobroć pasterza objawia się przez to, że daje swoje życie za owce. Czyni to bardzo mądrze, stopniowo. To nie jest tak, że po urodzeniu Jezus natychmiast oddaje życie w Betlejem. Daje je stopniowo. Przechodzi przez życie i rozmaite jego doświadczenia. Ma przeróżne relacje z ludźmi. Jest grupa osób kochających Go, idących za Nim w szczerości serca. Inni Go śledzą. Jeszcze inni na takiego Nauczyciela patrzą z zaciekawieniem – jak mówi dokładniejsze tłumaczenie Ewangelii Łukasza – wręcz wiszą Mu u ust, oczekując na następne słowo, chłoną te słowa. Ale są też tacy, którzy trzymają kamienie.

Dziś Chrystus przedstawia się jako dobry pasterz i tak chce być postrzegany przez tych, którzy wybierają styl życia polegający na naśladowaniu Go.

Jezus stopniowo, mądrze, oddaje swoje życie, aż całkowicie zostanie ono złożone w ręce Niebieskiego Ojca, bo od Niego wyszło i do Niego zmierza, aż przejdzie przez bramę śmierci.

Chrystus oddaje swoje życie – moglibyśmy powiedzieć, że umiera jak każdy. Umarł w szczególnych okolicznościach, ale – jak mówią teologowie – było sporo osób, które znacznie bardziej fizycznie cierpiały w momencie śmierci, niż Chrystus. Jezus cierpi dodatkowo od strony duchowej, bo pragnie zbawienia każdego człowieka, odczuwa wszystkie moje grzechy – te, które popełniłem, popełnię, których jeszcze nie mam w świadomości, że coś takiego może ze mnie wyjść. Stąd Jego cierpienie należy postrzegać w innych kategoriach. Ale Chrystus nie tylko umiera, nie tylko oddaje życie. Każdy z nas kiedyś umrze. Na każdego przyjdzie życiowa emerytura. Chrystus oddaje swoje życie mądrze, stopniowo, jako dobry pasterz. Nie jest najemnikiem. Nie traktuje swojego życia i powołania podarowanego przez Ojca, jako misji najemnika. Ktoś wynajęty zrobi swoje – od tej godziny do tej – i odchodzi. Jezus całkowicie angażuje się w swoją misję. Doskonale wie, że jest ona ukierunkowana ku Ojca, który jest pełnią wynagrodzenia, pełnią szczęścia.

Jego dobroć objawia się w tym, że mądrze oddaje życie. Oddaje je stopniowo i nie traktuje swojego zadania jak najemnik. Najemnik – mówi Jezus – i ten, kto nie jest pasterzem, do którego owce nie należą, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza. Najemnik ucieka dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca.

Chrystus ukazuje się jako pasterz obecny we wszystkich okoliczności życia swoich owiec. On nie opuszcza owiec, nie ucieka i nie zostawia ich na pastwę wilka.

Tu przypominają się słowa Benedykta XVI wypowiedziane kilka tygodni po tym, jak został wybrany na papieża: Módlcie się za mnie, żebym nie bał się wilka, który czyha na owce w owczarni.

Chrystus w mądry sposób oddaje życie, nie opuszcza owiec, nie ucieka przed nimi. Czerpie tę siłę ze znajomości Ojca, to znaczy z ufności, jaką w Nim pokłada. On żyje w Ojcu, a Ojciec żyje w Jezusie.

Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia i jeden pasterz.

Chrystus nazywa Siebie dobrym pasterzem. Tak pojmuje swoją misję. Wszyscy, którzy uważają się za chrześcijan, za wyznawców Chrystusa, patrzą na swoje życie przez pryzmat Jego misji. Inne spojrzenie na swoje życie zawsze kończy się frustracją. Misja ma być mądrym oddawaniem życia, czasu, swoich talentów – właściwie nie swoich, bo jeżeli mamy talenty, to są one darem. Talenty, które uważamy za swoje, rozwijają nasz egoizm.

Misja pojmowana inaczej, niż pojmuje ją Chrystus, kończy się wieczną pretensją do całego świata, bo mnie nie doceniono, nie zauważono, bo jestem odstawiony na bok, bo gdybym był w innym środowisku, gdybym był gdzie indziej, gdybym miał inną funkcję... Tu jest moje miejsce – przy dobrym pasterzu, który nie opuszcza, nie oddala się ode mnie i nie zostawia mnie.

Więzią jednoczącą Jezusa z Ojcem jest miłość. Tą samą miłością Jezus chce łączyć się ze swoimi wyznawcami, z każdą osobą powołaną do pójścia za Nim, czyli z każdym z nas. Tylko mądra miłość Boga jest w stanie napełniać nas siłą. Ta miłość, rozdawana jak chleb po kościołach, jest w stanie dać nam moc. Tylko mądra miłość, którą Bóg rozdaje w czasie poświęconym na modlitwę, może napełniać nasze życie sensem, poczuciem smaku. Tylko mądra miłość Boga dostrzega rzeczywistość taką, jaką ona jest.

Św. Paweł, zdobyty przez mądrą miłość Boga, ma pełną świadomość, co czeka starszych Kościoła, czyli przełożonych, pasterzy. Dlatego kieruje do nich słowa: Uważajcie na samych siebie.

Mądra miłość Boga mówi przez usta Pawła: Uważajcie na samych siebie i na całe stado, nad którym Duch Święty ustanowił was biskupami. Uważajcie – przenosząc to na nasze realia – najpierw na samych siebie, na swoją relację z Bogiem w podejściu do czekających was zadań. Nie da się dobrze zająć kimś innym, kiedy niewłaściwie zajmujemy się sobą.

Psalmista, zdając sobie sprawę z czekających go przeciwności, powie: Strzeż mnie, Boże, jak źrenicy oka.

Uważajcie na samych siebie. Nie chodzi o cwaniakowanie, ale o czerpanie siły do życia z troski Boga o nas. Zatroszczcie się o siebie tak, jak troszczy się o was Bóg, i dopiero wówczas uważajcie na całe stado, na powierzonych waszej opiece.

Uważajcie na samych siebie i na całe stado, nad którym Duch Święty ustanowił was.

Wiem – mówi św. Paweł nieustannie prowadzony w mądrej miłości – że po moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając stada. Wiem, że wasza posługa, wasze powołanie, często spotka się z sytuacją, z jaką spotykają się owce, gdy wkraczają do nich wilki drapieżne.

Mądra miłość Boga zauważa rzeczywistość taką, jaka jest. Ale Paweł dodaje jeszcze jedną prawdę: Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów. Zamieszanie pojawi się pośród was samych. Ja o tym wiem i o tym wam mówię. Św. Paweł kieruje te słowa do osób mających się opiekować owcami – do pasterzy. Do nas też.

Dlatego czuwajcie – mówi dalej Paweł. Słowo czuwać oznacza w Biblii świadomą obecność w tym, co się robi. Miejcie świadomość, że wasze życie jest niepowtarzalne, że liczy się każda chwila. Czuwać, to być świadomie obecnym w tym, co się dzieje.

Dlatego czuwajcie, pamiętając, że przez trzy lata we dnie i w nocy nie przestawałem ze łzami upominać każdego z was. A teraz polecam was Bogu i słowu Jego łaski.

Paweł bardzo wyraźnie mówi, że sam się modlił i to stanowiło dla niego siłę do pracy, do wypełnienia powołania. Mówi: pamiętajcie, że przez trzy lata we dnie i w nocy nie przestawałem ze łzami upominać każdego z was – w bólu, nie widząc odzewu z waszej strony. – A teraz polecam was Bogu i jednocześnie proszę, polecajcie się Bogu i słowu Jego łaski. To znaczy, słowu, które do was kieruję.

Ileż pouczeń wypływa z tego słowa, jeżeli rzeczywiście chcemy je rozważyć. Ileż mocy wypływa ze spotkania z Bogiem, którego traktuje się jako Kogoś, kto we mnie wierzy. Tak, Bóg we mnie wierzy.

Polecam was Bogu i słowu Jego łaski, władnemu zbudować, władnemu ukształtować was, doprowadzić do końca, do dziedzictwa ze wszystkimi świętymi. Do Domu Niebieskiego Ojca. Po tych słowach upadł na kolana i modlił się razem ze wszystkimi.

Takie są zachęty, zalecenia słowa dane nam przez Kościół w uroczyste wspomnienie głównego Patrona Polski, św. Stanisława, Biskupa i Męczennika, który po prostu przejął się tymi wskazaniami. Nie zaliczał rozważań słowa, ale przejął się słowem, które ma moc budować i dać siłę.

Oświecony i umocniony tym słowem, podjął dramatyczną decyzję – z pewnością liczył się z jej konsekwencjami – rzucenia klątwy na Bolesława Śmiałego w sytuacji, gdy ten przestał zabiegać o kraj wewnątrz kraju. Książę przestał przebywać w kraju. Prowadził ciągłe wojny, wyciągając żołnierzy, rycerzy z domów. Nie reagował nawet na błagania rycerzy, żeby wrócił i zaprowadził porządek w kraju, bo następowała coraz większa rozwiązłość, wiarołomstwo żon. Św. Stanisław obrzucił klątwą Bolesława, tym samym wykluczył go z Kościoła i wypowiedział posłuszeństwo poddanych.

Tę trudną, dramatyczną decyzję, historycy oceniają bardzo różnie. Ale jednoznacznie ukazuje ona pasterza, który jest ze swoimi owcami, czuwa pośród nich, sprawując Eucharystię i ginąc w czasie jej odprawiania, bo przecież wówczas zostały mu zdane śmiertelne ciosy.

Tak potężny Patron z pewnością czuwa nad każdym, kto podjął się odpowiedzi na Boże wołanie do tego, aby być pasterzem, nauczycielem, wyznawcą Chrystusa.

Papież Pius XII w siedemsetną rocznicę kanonizacji św. Stanisława napisał list do prymasa i biskupów Polski, w którym zawarł słowa niezwykłej otuchy i nadziei, a jednocześnie umocnienia. Niech one zakończą nasze rozważania: Z wami jest Chrystus i Jego moc zwycięska, a zatem bez lęku i śmiało trwajcie w boju dla Pana. Niech wasza wiara będzie jak skała, której nic skruszyć nie zdoła, niech waszej miłości nie przyćmi żadna ludzka niegodziwość, a wasza nadzieja niech jaśnieje nawet i wtedy, gdy wszystko wokoło zdaje się walić i upadać. Niech ona was wspiera i da wam patrzeć w przyszłość z niezachwianą ufnością. Czegóż macie się lękać? Kościół święty potrafi wzrastać wśród cierpień, a pośród zniewag nie zbaczać z prostej drogi; nie przygnębią go przeciwności, nie odurzą powodzenia; w pomyślności umie zachować pokorę, w trudnościach z nadzieją spoglądać ku niebu. Pamiętajcie o tym, że wzywa was do swoich szeregów Bóg żywy; grzech i śmierć są wydane na zagładę, a zatknięte zostaną zwycięskie sztandary prawdy i miłości. Dlatego zwracamy się do każdego z was słowami św. Ignacego Antiocheńskiego wypowiedzianymi do Polikarpa: "Bądź odporny jak uderzone kowadło". Albowiem podjęte przez was ogromne trudy przyniosą wielkie owoce.

Pozdrawiam w Panu –

ks. Leszek Starczewski