"...Dobrym Słowem" - ze środy II tyg. zw. "II" (23.02.3008)

Ręce zaprawione do walki

1 Sm 17, 32-33. 37. 40-51; Ps 144; Mk 3, 1-6

To, że pojawiają się przeciwności, kiedy zmagamy się z życiem, jest rzeczą naturalną. To, że przychodzą choroby, cierpienia, różnego rodzaju załamania, upadki w grzechu, wątpliwości, też jest wpisane w kondycję naszej natury. To nie są żadne dziwactwa, że kolejny raz zawiedliśmy Pana Boga, uraziliśmy drugiego człowieka, zraniliśmy siebie – taka jest nasza kondycja. To jest nasza słabość. Trzeba nazwać ją po imieniu i głosić jej słowo Boże. Nawet kiedy ta słabość nas ośmiesza i kompromituje, wyzywa jak Goliat, trzeba sobie samemu głosić słowo Boże. Mamy uczyć się słowa Bożego. Trzeba brać słowo Boże i zaprawiać się nim do walki.

Dziś w słowie Bożym obserwujemy kilka pojedynków, kilka walk, które trzeba stoczyć. Pierwsza dotyczy Filistynów, spośród których na czoło wysuwa się olbrzym Goliat.

Sytuacja bardzo trapi serce króla Saula. Rzeczywiście – trud zwycięstwa wydaje się być nie do podjęcia. Ale w tym momencie na scenie pojawia się ktoś, kto właściwie ani nie jest żołnierzem, ani nie ma nic wspólnego z żołnierzami. Jest tam obecny ze względu na to, że przynosi prowiant braciom biorącym udział w walce. – Pojawia się Dawid, młodzieniec, który przychodzi do Saula z propozycją następującej treści: Niech pan mój się nie trapi! Twój sługa pójdzie stoczyć walkę z tym Filistynem.

No właśnie. Dawid wyskakuje jak przysłowiowy Filip z konopi, zupełnie nie wiadomo skąd, z propozycją kosmiczną, nie do zrealizowania. Nie mógł chyba oczekiwać od króla innej odpowiedzi, jak tylko taką, którą usłyszał: To niemożliwe, byś stawił czoło temu Filistynowi i walczył z nim. Ty jesteś jeszcze chłopcem, a on wojownikiem od młodości.

Ludzki osąd trudów ciągle przeważa w sercu króla. Ogarnięty własną wizją królestwa, kultu, Boga, religii, proroków, Saul nie jest w stanie wyjść poza to, w czym tkwi. To niemożliwe ciągle odgrywa dla niego pierwsze skrzypce, jednak Dawid też nie daje za wygraną: Pan, który wyrwał mnie z łap lwów i niedźwiedzi, wybawi mnie również z ręki tego Filistyna. Młódzieniec ma za sobą doświadczenie wyrwania z opresji, w jakiej się znalazł, kiedy został zaatakowany przez lwy. Dawid relacjonuje to Saulowi w innym wersecie, którego w dzisiejszej liturgii słowa nie ma. Mówi wtedy do Saula: Sługa twój strzegł owiec swego ojca. Gdy nadchodził lew albo niedźwiedź i porywał owce ze stada, biegłem za nim i walczyłem z nim, wydzierając ją z jego paszczy, gdy zaś rzucał się na mnie, chwytałem go za grzywę, pokonywałem i zabijałem. Sługa twój pokonywał tak lwy, jak i niedźwiedzie, podobnie też i tego nieobrzezanego Filistyna pokona jako jednego z nich, bo ubliżał wojskom Boga żywego.

Doświadczenie, które ma na swoim koncie Dawid, pomaga mu spojrzeć na Boga jako na Kogoś, kto walczy przez niego, kto godzien jest zaufania w tak po ludzku niemożliwej do zwyciężenia sytuacji, jaką jest walka z olbrzymem Goliatem.

To, co przedstawia Saulowi w tej chwili, spotyka się z jego aprobatą. Rzekł więc Saul do Dawida: Idź, niech Pan będzie z tobą! Nie nam w tej chwili analizować, na ile było to powiedzenie odzwierciedlające szczerość intencji Saula, a na ile towarzyszyło mu machnięcie ręką. Bardziej należałoby się skupić na tym, co dzieje się z człowiekiem, który ufa Bogu, odwołuje się do realnych doświadczeń Jego mocy i tą mocą wsparty stawia czoła przeciwnościom – nawet tak trudnym, że ludzki umysł, ludzkie pojęcia, nie są temu w stanie sprostać.

Wziął w rękę swój kij, wybrał sobie pięć gładkich kamieni ze strumienia, włożył je do torby pasterskiej, którą miał zamiast kieszeni, i z procą w ręce skierował się ku Filistynowi. Filistyn przybliżał się coraz bardziej do Dawida, a giermek jego szedł przed nim. Gdy Filistyn spostrzegł Dawida i mu się przyjrzał, wzgardził nim dlatego, że był młodzieńcem, i to rudym, o pięknym wyglądzie. I rzekł Filistyn do Dawida: „Czyż jestem psem, że przychodzisz do mnie z kijem?" Złorzeczył Filistyn Dawidowi przez swoich bogów. Filistyn zawołał do Dawida: „Zbliż się tylko do mnie, a ciało twoje oddam ptakom powietrznym i dzikim zwierzętom".

Warto zauważyć potęgujące się przeciwności. Im bliżej zwycięstwa, tym one wydają się zwiększać, być groźniejsze – ten ryk przeciwnika jest paraliżujący. Chce obezwładnić myślenie, ciało i działanie. Tam, gdzie ten ryk przeciwności, wątpliwości, zostanie pokonany ufnością w moc Boga – nie we własne siły, nie we własne pomysły, tylko w moc Boga – tam zwycięstwo jest po stronie Boga i tego, kto w Bogu upatruje swoją pomoc, swoją siłę.

Dawid odrzekł Filistynowi: „Ty idziesz na mnie z mieczem, dzidą i oszczepem, ja zaś idę na ciebie w imię Pana Zastępów, Boga wojsk izraelskich, którym urągałeś. Dziś właśnie odda cię Pan w moją rękę, pokonam cię i utnę ci głowę. Dziś oddam trupy wojsk filistyńskich na żer ptactwu powietrznemu i dzikim zwierzętom; niech się przekona cały świat, że Bóg jest z Izraelitami. Niech wiedzą wszyscy zebrani, że nie mieczem ani oszczepem Pan ocala. Ponieważ jest to wojna Pana, On więc odda was w nasze ręce". Mocna słowa Dawida wyrażają całkowite zaufanie i przekonanie, że Bóg walczy, że dotrzymuje słowa, że jest z Izraelitami, jest z tymi, którzy pokładają w Nim ufność.

Wynik tej walki staje się oczywisty: I oto gdy wstał Filistyn i zbliżał się coraz bardziej ku Dawidowi, ten również pobiegł szybko na pole walki naprzeciw Filistyna. Sięgnął do torby pasterskiej i wyjąwszy z niej kamień, wypuścił go z procy, trafiając Filistyna w czoło, tak że kamień utkwił mu w czole i Filistyn upadł twarzą na ziemię. Tak to Dawid odniósł zwycięstwo nad Filistynem: kamieniem z procy trafił Filistyna i zabił go, chociaż nie użył miecza. Dawid podbiegł i stanął nad Filistynem; chwycił jego miecz, a dobywszy z pochwy, dobił go i odciął mu głowę. Gdy spostrzegli Filistyni, że ich wojownik zginął, rzucili się do ucieczki.

Walka podjęta przez Dawida kończy się zwycięstwem, chociaż z pozoru liczenie się z nim jako z przeciwnikiem wydaje się właściwie niepoważne. Jego mocą jest przekonanie, że Bóg udziela siły i wsparcia swojemu słudze.

Drogie siostry i drodzy bracia, słowo zaprasza nas dziś do postawienia pytań związanych z naszymi przeciwnościami, z naszym Goliatem, z naszym wewnętrznym rykiem myśli, wspomnień, przeciwności, które chcą całkowicie nas sparaliżować, zupełnie odebrać nam przekonanie, że warto iść z ufnością w życie, że warto zawierzyć mocy Boga.

Co jest dziś twoim Goliatem?

Co cię całkowicie przerasta?

Co sprawia, że słyszysz w sobie samym drwiny podobne do tych, którymi obrzucał Goliat wojska izraelskie, kierując je pod adresem młodzieńca Dawida?

Jaka niemoc jest w tej chwili w tobie? O czym trzeba głośno krzyczeć do Pana Boga z całym realizmem?

Jaka jest na twoim koncie porcja doświadczeń – bliskości, mocy Boga – do której Pan przez to słowo dziś chce się w tobie odwołać?

Co takiego uczynił już Pan Bóg w twoim życiu? Na co możesz się powoływać i w czym możesz być pewien, że to ślad Jego obecności?

Gdzie dziś wyprowadza cię Pan na pole walki, bitwy, którą masz stoczyć Jego mocą?

Co jest twoją przeciwnością i Goliatem, który drwi z twojego Boga, który wyzywa twojego Boga, który z twojej ufności robi stertę śmieci, żałosne teatralne show, który ośmiesza cię? Pan zaprasza cię dziś, abyś zbliżył się z tym do Niego, abyś dziś Jemu to wypowiedział, Jemu to zostawił.

Refleksja i przyjrzenie się konkretnym przeciwnościom, słabościom, jakiemuś grzechowi, nałogom, chorobie, zniechęceniu, ma zakończyć się odkryciem obecności Boga. Do tego ta refleksja ma nas skłaniać.

Psalmista, podejmując niewątpliwie taką refleksję, jednoznacznie stwierdza: Błogosławiony Pan, Opoka moja. Moja skała, moje schronienie, moja siła. On moje ręce zaprawia do walki, moje palce do bitwy. On mocą i warownią moją, osłoną moją i moim wybawcą.

Drogie siostry, drodzy bracia! To, że pojawiają się przeciwności, kiedy zmagamy się z życiem, jest rzeczą naturalną. To, że przychodzą choroby, cierpienia, różnego rodzaju załamania, upadki w grzechu, wątpliwości, też jest wpisane w kondycję naszej natury. To nie są żadne dziwactwa, że kolejny raz zawiedliśmy Pana Boga, uraziliśmy drugiego człowieka, zraniliśmy siebie – taka jest nasza kondycja. To jest nasza słabość. Trzeba nazwać ją po imieniu i głosić jej słowo Boże. Nawet kiedy ta słabość nas ośmiesza i kompromituje, wyzywa jak Goliat, trzeba sobie samemu głosić słowo Boże. Mamy uczyć się słowa Bożego. Trzeba brać słowo Boże i zaprawiać się nim do walki.

Zwróćmy uwagę, że psalmista potrzebuje wypowiedzieć te słowa nie po to, żeby siąść sobie wygodnie w fotelu i czekać na lepsze dni, tylko żeby odkryć, że ma stać i iść walczyć, a Bóg jego ręce zaprawia do walki – nie wyręcza go – jego palce do bitwy. Bóg potrzebuje jego słabości, ruchu, jego kroku! Twoich kroków i słabości też Pan Bóg potrzebuje. Zbliżaj się, droga siostro i drogi bracie, z tym, co przeżywasz.

Błogosławiony Pan, Opoka moja. Twoja Opoka! Twoja siła to Bóg! On stał się moją siłą, powie – jak pamiętamy z pierwszego czytania z niedzieli – sługa Jahwe. Będę Ci śpiewał pieśń nową, w nowy sposób chcę dziś spojrzeć na swoje życie w świetle Bożego Słowa. Grać Ci będę na harfie o dziesięciu strunach, doskonałą melodię Ci wygram, opartą na strunach, których dostarcza mi Twoje słowo. Chcę grać pieśń nową – Twoim słowem pisaną! Ty królom dajesz zwycięstwo, Tyś wyzwolił sługę Twego, Dawida.

Córka królewska to ty, królewski syn, to ty. I o ciebie dba Bóg, i do ciebie wychodzi z tą mocą i siłą, która jest ci potrzebna – tak jak była potrzebna Dawidowi do zwycięstwa nad Goliatem! Proś o wiarę, droga siostro i drogi bracie! Proś o głębszą refleksję. Nie podchodź do tego słowa powierzchownie. Nie po łebkach… Nie byle jak! Nie jednym tchem, ale z głębszą refleksją, żeby ona zaowocowała wyzwoleniem w tobie sił, które przynosi i chce uaktywnić Duch Święty, obecny w tobie od sakramentu chrztu świętego.

Drugą walką, o której dziś mówi Słowo Boże, jest walka z zatwardziałym ludzkim sercem. Jezus podejmuje tę walkę dobrem, miłością i przyniesionym zdrowiem. Znowu jesteśmy razem z Nim w synagodze, gdzie pojawia się człowiek z uschniętą ręką. Przepisy prawa związane z szabatem pozwalały przyjść z pomocą choremu tylko w niebezpieczeństwie utraty życia. Gdy patrzymy na sytuację człowieka z uschłą ręką, to widzimy kogoś kompletnie ubezwłasnowolnionego. On nie może wykonywać podstawowych czynności, jakie należą do życia. Nie potrafi funkcjonować normalnie.

Faryzeusze w tym momencie podejmują kolejny atak, dając nam tym samym następną możliwość zobaczenia, że chodzenie za Jezusem to ciągłe stawanie w jakiejś opozycji. Faryzeusze dostrzegają tylko i wyłącznie przepis Prawa. Nie widzą nic więcej poza tym, co sobie już ustalili. Śledzą Jezusa, czy uzdrowi w szabat, żeby Go oskarżyć… Ich nastawienie wyklucza jakiekolwiek dobro: mamy udowodnić to, co sobie ustaliliśmy i koniec.

Często może się dziać podobnie w naszym życiu, drogie siostry i drodzy bracia. Jeżeli jesteśmy do kogoś uprzedzeni, trzeba się do tego przyznać. Trzeba stwierdzić, że nie słuchamy tego, co ta osoba do nas mówi, a jeżeli słuchamy, to tylko tego, co może potwierdzić nasze zdanie o niej, nasze uprzedzenia. Nie chcemy spojrzeć na tego człowieka w nowości, w jakiej staje przed nami, tylko widzimy w nim to, co sobie ustaliliśmy. Chcemy go na czymś pochwycić, o coś oskarżyć. Cokolwiek by zrobił, i tak będzie oskarżony.

Słowo Boże pyta nas o taką postawę, pyta o relacje, w których ta postawa występuje, gdy my jesteśmy bohaterami, bo kogoś tak traktujemy, bądź jesteśmy głównymi atakowanymi, bo ktoś tak nas traktuje. Prośmy Pana, aby pomógł nam spojrzeć na te relacje, nazwać je po imieniu i modlić się o to, żeby zaprawił nasze palce do konkretnej bitwy, przysposobił nasze ręce do walki słowem Bożym, modlitwą, cierpliwością, żeby dokonało się w tej relacji zwycięstwo Bożej miłości. Pan przychodzi do tej relacji jako Ten, który chce pomóc i krzywdzicielowi, i temu, który jest skrzywdzony. To pierwsza z bardzo istotnych rzeczy wypływających dzisiaj z Ewangelii – zaproszenie skierowane do nas przez Pana.

Druga prawda zawiera się w tym, co robi Chrystus. Mówi On do człowieka, który miał uschłą rękę: „Stań tu, na środku”. Stań z tą niemocą na środku, pokaż się z nią. Pokaż się sobie z niemocą, która jest w tobie, drogi bracie, droga siostro. Nazwij ją po imieniu. Nie uciekaj przed nią. Jest uschła ręka. Nie ma powodu do chwalenia się. Są druzgocące wspomnienia, zranienia, paraliż, czy niechęć do kontaktów ze sobą, ze światem, z Bogiem, z ludźmi. Stań z tym na środku... Musi to z ciebie wyjść!

Co robi Chrystus? Nie zwołuje konferencji prasowej, nie robi spektaklu ani jakiegoś show, którego celem byłoby ośmieszenie kogokolwiek. Podejmuje walkę z zatwardziałością ludzkiego serca. Walczy o dobro człowieka. Mówi do zebranych: „Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego, czy coś złego? Życie ocalić czy zabić?” – Chrystus kolejny raz podejmuje tę strategię: pytania, czyli skłonienie do refleksji, stwarzają taką możliwość.

Droga siostro i drogi bracie, jeżeli przeżywasz jakieś stany wewnętrznej oschłości, tąpnięcia z powodu przeciwności w pracy, w domu, problemy ze swoją duszą, z ciałem, z grzechem, trudności w rodzinie, z sobą samym – czy cokolwiek innego, to słowo jest do ciebie dziś szczególnie skierowane. Tej refleksji Jezus oczekuje też od ciebie. Chciałby wycisnąć z ciebie również i to, żebyś przyszedł z tą niemocą i stanął przed Nim. I żebyś usłyszał pytanie: Co wolno zrobić Chrystusowi?

Co On chce zrobić w tobie, skoro w tych warunkach dziś pozwala ci odkryć niemoc, skoro przeżywasz takie, a nie inne zmagania z przeciwnościami? Czy On cię chce ośmieszyć? Czy chce cię sponiewierać? Czy chce ci uczynić coś dobrego, czy coś złego? Na te pytania trzeba sobie odpowiedzieć, bo dotyczą one obrazu Boga, jaki nosisz w swoim sercu.

O co podejrzewasz Boga, skoro tak, a nie inaczej traktuje cię w tych dniach życia?

Jak On chce cię podjąć?

Co On chce ci zrobić?

Faryzeusze nie podejmują refleksji. Milczą. Nie jest to święte milczenie… Jezus odpowiada na nie bardzo mocnym, gniewnym spojrzeniem. Wtedy spojrzał na wszystkich wkoło z gniewem. – Gniew wzbiera w Jezusie. Gniew związany ze świętym oburzeniem, bo odrzucana jest miłość, która uzdrawia. Co z tego, że w takich warunkach, w takim sponiewieraniu, z tą uschłą ręką? – Ona uzdrawia! – Co z tego, że to jest jakiś proces, że trzeba jeszcze przez to przejść? – Uzdrawia! Spogląda z gniewem. To jest święty i potrzebny nam gniew.

Jezus zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca, mówi do człowieka: „Wyciągnij rękę” – dokonuje cudu - Wyciąga i ręka jego staje się znów zdrowa. Walka, którą podejmuje Chrystus, jest walką zwycięską. Serca faryzeuszów nie zostają poruszone, ale Jezus ocala życie i uzdrawia człowieka. Ta walka jest podjęta również z nami.

Na ile uda się Chrystusowi dotrzeć do naszych zatwardziałych miejsc w sercu?

Co jest tym zatwardziałym miejscem?

W czym podejrzewam Boga o to, że mną poniewiera, bo dał mi taką, a nie inną rodzinę, relację?

W czym nie dostrzegam w Bogu miłości, która mnie uzdrawia, która sprawia, że moja oschłość w wierze, nadziei i miłości, w relacjach z innymi, zostaje dotknięta Jego łaską?

Gdzie to następuje? Gdzie się budzi we mnie faryzeusz, oskarżyciel?

O co oskarżam dziś mojego Pana i Boga?

Faryzeusze wyszli i ze zwolennikami Heroda zaraz odbyli naradę przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić. – Jaki wniosek wypływa z tego rozważania słowa? Jakie wnioski dziś z kontaktu ze słowem Boga wyciągają faryzeusze? Szukają nowych sposobów, by dalej się zamknąć w sobie. Szukają zwolenników Heroda, podejmują naradę.

Można tutaj zapytać, jak my się zachowujemy po rozważaniach Bożego słowa?

Na co czekamy, sięgając po Boże słowo?

Czego się tam doszukujemy? Tanich pocieszeń? Głaskania? Pomiatania? Ośmieszenia? Powiedzenia, że do niczego się nie nadaję?

Czego szukam?

Na ile dostrzegam, że Bóg, pełen miłości do mnie, przychodzi z mocą uzdrowienia?

Na ile patrzę na spotkanie ze słowem, na przeżycie Eucharystii, jako na żywy kontakt z Bogiem, który coś do mnie powiedział?

Co do ciebie powiedział dziś Bóg?

Z czym się do ciebie zwrócił?

Jak ujmującą miłość, pełną gniewu w spojrzeniu, ale jednocześnie zatroskania i smutku, posłał dziś do ciebie Pan Bóg?

Co chce ruszyć?

Co jest twoim Goliatem?

Co jest uschłą ręką?

W czym Pan tęskni za bliższym spotkaniem z tobą?

W Jego mocy pozdrawiam –

ks. Leszek Starczewski