"...Dobrym Słowem" - z poniedziałku I tyg. wlk. postu (11.02.2008)

Ściąga na ostatni egzamin

Kpł 19, 1-2. 11-18; Ps 19; Mt 25, 31-46

Dziś w Ewangelii Chrystus lokalizuje siebie. Superprecyzyjnie pokazuje, gdzie jest obecny. Podejmuje niezwykłe udogodnienie dla nas wszystkich, bo nam podpowiada. Zostawia ściągę. Mówi, gdzie jest i czym się zajmuje. Ano zbiera te kanapki, ten chleb, ten pokarm przygotowany dla drugiego człowieka. Zbiera tę szklankę wody podaną drugiemu. Zbiera te chwile, kiedy przyjęliśmy kogoś, chociaż nie byliśmy gotowi na jego przybycie. Zbiera ubranie czy nawet ciuchy, jakieś szmaty, którymi podzieliliśmy się z potrzebującym...

Moc Twojego Ducha, Panie, spoczywa na nas. W tym Duchu przemawiasz do nas. Panie, czyń nas bliższymi Tobie przez posłuszeństwo Twojemu słowu, przez wniknięcie w prawdę, którą nam głosisz.

Niezwykle skutecznym okazał się argument, na który nieraz powołują się dziś ludzie –często i my do niego sięgamy – że Bóg wydaje się mglisty i daleki, że jest mało konkretny i mało życiowy. Jest to jeden z bardzo trafnych sposobów oszukania naszego serca przez diabła, który jak lew ryczący krąży, szukając, kogo by pożreć. To mu się udało. Mglisty i daleki Bóg...

Dzisiejsza Liturgia Słowa absolutnie przeczy takiemu wyobrażeniu Boga, że jest mglisty i daleki, mało konkretny.

Prawdą jest, że w sercu człowieka – w naszym sercu – pojawia się także sprzeczność, bo kiedy Bóg staje się konkretny, to mamy Mu za złe, że się panoszy, że daje przykazania, wskazania. To jest właśnie efekt działania złego, który mąci, jak tylko może, wykazując sprzeczność. Z jednej strony mglisty, zbyt niekonkretny, z drugiej strony za bardzo konkretny. Między tymi sprzecznościami się szarpiemy.

Słowo Boże jednoznacznie się rozprawia z takim fałszywym obrazem Boga. Bóg jest konkretny, bardzo życiowy i niezwykle praktyczny.

Mojżeszu, mów do całej społeczności synów Izraela i powiedz im: Bądźcie świętymi, bo Ja jestem Święty, Pan Bóg wasz.

Bądźcie świętymi, to znaczy bądźcie życiowi, praktyczni, żebyście mogli na całą wieczność być w bliskości samego Boga.

Przez Mojżesza przedstawiany jest cały asortyment, cała litania, lista tego, co to znaczy być świętym. Bardzo praktyczna i bardzo konkretna. We wskazaniach, które Mojżesz głosi w imieniu Pana ludowi, warto się przejrzeć, warto się z nimi skonfrontować i zapytać, na ile ta tęsknota, żeby życie się nam udało, żeby wyszło, żeby przetrwało i pokonało śmierć, realizuje się już teraz. Na ile podtrzymuję pragnienie, żeby życie osiągnęło taki stan, że nie będzie już niczym zagrożone, nie będzie takich myśli, słów, że – Panie Boże, starość Ci się nie udała, nie udało Ci się to, co człowiek nazywa samotnością, nie wyszło Ci zmaganie się z codziennością.

Aby życie się udało, Bóg daje nie tylko konkretne słowo, ale także moc do tego, by tak było.

Rozgadał nam się dziś Pan Bóg, rozwinął myśl, co znaczy być świętym. Nie będziecie kraść, nie będziecie kłamać, nie będziecie oszukiwać jeden drugiego. Nie będziecie przysięgać fałszywie na moje imię. Byłoby to zbezczeszczenie imienia Boga twego. Już nie miałoby dla was żadnej wartości.

Ja jestem Pan! Nie będziesz uciskał bliźniego – nie wyżywaj się na drugim człowieku swoimi emocjami, nastrojami, poczuciem dyskomfortu.

Nie będziesz go wyzyskiwał – nie wykorzystasz jego niewiedzy, nieporadności, ułomności. Zapłata najemnika nie będzie pozostawać w twoim domu przez noc aż do poranka – daj, co się komu należy. Nie złorzecz głuchemu, czyli nie wyżywaj się na tych, którzy są ułomni. Nie kładź przeszkody przed niewidomym, bój się twojego Pana Boga – dbaj o żywą relację z Nim, żebyś miał siłę, byś wybierał to, co pomaga innym odkryć Boga.

Ja jestem Pan! Strzeż się. Nie wydawaj niesprawiedliwych wyroków. Szczególnie nie bądź stronniczy na korzyść ubogiego, a nie będziesz miał względów dla bogatego.

Oglądaj człowieka w tym, którego spotykasz. Nie patrz na jego zasobność czy ubóstwo. Zobacz w nim człowieka. Bez względu na to, czy ma wady, czy zalety, zobacz w nim człowieka.

Nie będziesz szerzył oszczerstw między krewnymi – nie zajmuj się językiem tak, żeby niszczyć czyjąś dobrą opinię, dobre imię, godność dziecka Bożego. Nie będziesz czyhał na życie bliźniego czy to przez swoje słowo, czy to przez konkretne działanie, zmiażdżenie kogoś, wywindowanie siebie czyimś kosztem. Ja jestem Pan! Ja jestem, który jestem! Jestem dla ciebie, by to ci się udało. Abyś to spełniał, by to wyszło.

Nie zajmuj się – i to jest przepiękne, superprecyzyjne sformułowanie – żywieniem nienawiści do brata. Ona się będzie odzywać, ale nie żyw jej! Nie żyw nienawiści! Jak mówiliśmy nieraz – sama zdechnie. Nie żyw nienawiści w sercu, nie dolewaj oliwy do ognia.

Będziesz upominał bliźniego, będziesz się zajmował bardzo trudnym zajęciem, jakim jest upomnienie kogoś, aby nie zaciągnąć winy z jego powodu. Aby nie zachowywać się jak ktoś, kto umywa ręce: nie widziałem, nie słyszałem.

Nie będziesz mściwy – znowu – nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz kochał bliźniego jak siebie samego. Będziesz widział w nim człowieka i będziesz w sobie widział człowieka. Ja jestem Pan!

Jaki Pan jest precyzyjny! Jak bardzo ta definicja świętości dotyka konkretów życia! W imię czego można zarzucić Bogu, że nie jest konkretny, że jest mglisty, że nie jest wyrazisty, że się schował nie wiadomo gdzie? – Wiadomo gdzie. Jest tak precyzyjny, że Chrystus kreśli przed nami obraz ostatniego egzaminu – egzaminu z języka miłości, z czynów miłości.

Dziś w Ewangelii Chrystus lokalizuje siebie. Superprecyzyjnie pokazuje, gdzie jest obecny. Podejmuje niezwykłe udogodnienie dla nas wszystkich, bo nam podpowiada. Zostawia ściągę. Mówi, gdzie jest i czym się zajmuje. Ano zbiera te kanapki, ten chleb, ten pokarm przygotowany dla drugiego człowieka. Zbiera tę szklankę wody podaną drugiemu. Zbiera te chwile, kiedy przyjęliśmy kogoś, chociaż nie byliśmy gotowi na jego przybycie. Zbiera ubranie czy nawet ciuchy, jakieś szmaty, którymi podzieliliśmy się z potrzebującym... Przechodzi przez szpitale, przez domy cierpienia i zbiera te sytuacje, w których odwiedzaliśmy Go, jak był chory. Wreszcie udaje się nawet do więzienia i pokazuje, jak w jakimś skrótowym filmie te sytuacje, w których był obecny. Tak konkretny, tak superprecyzyjnie zlokalizowany jest Pan. Tak bardzo obecny w tym wszystkim.

Zarówno owce, jak i kozły, są zaskoczone. I tak musi być. My rzeczywiście mamy być zaskoczeni tym, co Pan odkryje przed naszymi oczami. Wiele rzeczy staje się dla nas oczywistych. Gdzieś nam się wydaje, czy nawet jesteśmy przekonani, że coś uczyniliśmy ze względu na Pana. I takie przekonanie powinniśmy żywić, patrząc na owoce. Ale to nie wszystko! Pan musi nas czymś zaskoczyć. Są sytuacje, w których nam się wydawało, że właściwie nie zrobiliśmy niczego wielkiego, a dla kogoś to był majątek przekazany w dobrym słowie, w życzliwym spojrzeniu. Daliśmy mu siłę na utrzymanie życia przez następną godzinę! Dla nas to była drobnostka ofiarowana w poświęconym komuś czasie, w pójściu do kogoś, czyli w wyjściu z zajmowania się sobą, kiedy z pozoru absolutnie najważniejsze wydawało się nam, żeby siąść i popłakać nad sobą, poużalać się. Pan musi nas czymś zaskoczyć! Jest obecny tam, gdzie się Go nie spodziewamy. I zbiera wszystko, by nam po prostu podziękować – i to w taki sposób, że te podziękowania już się nie skończą. To będzie wieczne dziękczynienie. To będzie świętość, czyli życie wieczne. Bo świętość to życie wieczne, niczym niezagrożone. W najlepszej formie, kondycji, bez chorób, cierpienia. Niczym niezagrożone.

Ewangelia jest bardzo precyzyjna. To zaskoczenie spotka ludzi, którzy tak konkretnie pojmowali Boga – z dokładnością co do człowieka siedzącego obok, tego, na którego patrzę, z którym rozmawiam, którego słucham. Oni nie oglądali się na jakieś modlitewne nastroje, superodpływy, tylko z precyzją podchodzili do człowieka znajdującego się obok, obecnego w myślach, przysłanego, by się za niego modlić.

Ale w drugiej grupie też będzie rozczarowanie... Dobrze, że o tym rozczarowaniu słyszymy. – Jak to? Takie drobnostki stanowiły o wieczności? Nie jakieś wielkie akcje, długie modlitwy, potężne zrywy emocjonalne, tańce, głośne śpiewy, ekstatyczne przeżycia Eucharystii? To nie to?

Panie, Panie czy nie prorokowaliśmy mocą Twojego imienia? Czy nie chodziliśmy na spotkania? Czy nie organizowaliśmy Ci łaskawie czasu na modlitwę? Panie?! Weźże to pod uwagę! Zajmujesz się jakimiś dziwnymi rzeczami, jakiś tam chory, głodny... – I następuje rozczarowanie, które stanie się udziałem ludzi w wieczności pełnej zgrozy, pełnej zagrożeń, niepokoju, wiecznego potępienia w krainie egoistów.

Dobrze, że Pan to mówi. Dlaczego dobrze? Bo chce, żebyśmy się przyjrzeli sobie i odkryli w swoim sercu również i te stany, w których jesteśmy zamknięci w sobie samych. To też warto zobaczyć – tę niechęć, aby wyjść do drugiego człowieka.

Teraz taka mała spowiedź księdza. Wczoraj byłem u rodziców. Moja babcia od 10 dni leży w szpitalu, rodzice są troszkę schorowani. Bardzo się zdenerwowałem. Babcia wylądowała w szpitalu na własne życzenie. Jak zwykle nie chciała nikogo słuchać. Trudno się z nią dogadać. W szpitalu stała się uciążliwa dla personelu, który bardzo życzliwie do niej podchodził. Absolutnie nie chciałem jej odwiedzić. Rodzice już u niej byli. Mama przyszła potem z Gorzkich żali. Jak to mama – znalazła sposób na syna i potrafiła jakoś ruszyć serce: „Chodź, synu, pójdziemy. Położysz rękę na Babci, pomodlisz się nad nią. Nie zapomnij, że jak miałeś pół roku, to do dwóch lat Babcia cię wychowywała”. Wiele rzeczy rzeczywiście pamiętam. Nawet to, że jak długo chorowałem, Babcia dzwoniła, płakała modląc się i mówiąc, że Pan Bóg jej nie słucha, bo ja ciągle choruję. W końcu się przełamałem i poszedłem dość poruszony. Widok był typowy. Babcia nieznośna w swoim zachowaniu, ale jednocześnie bardzo cierpiąca, chociaż pełna świadomości. Nachylam się, próbuję rozmawiać, ale ona trzyma różaniec i nie ma szans na dobicie się do niej. W pewnym momencie Babcia mówi: „Odsuń się, tam Pan Jezus jest”. Patrzyła na wizerunek Pana Jezusa na krzyżu wiszący na ścianie. Powtarzała: „Jezu miłosierny, Matko Boża, miej miłosierdzie, pamiętaj o mnie.” Bardzo cierpiała. Moja mama – jak to mama – musiała podpowiedzieć synowi wszystko. Powiedziała: „Pocałuj Babcię”. Położyłem więc na Babci rękę, pobłogosławiłem ją i gdzieś tam wewnątrz odkryłem jakąś nieuzasadnioną niechęć. Wiem, że to łaska, że Pan Bóg pozwala takie rzeczy odkrywać w sobie. To taka spowiedź księdza, żebyśmy też mieli odwagę przyglądać się sobie i stawać w prawdzie wobec Pana... A dzisiaj o 10.15 Babcia umarła.

Potrzebna jest potężna refleksja, potężna fala uderzeniowa Ewangelii, złożonego świadectwa. Pytam siebie, na ile wnuczek dochował wierności? Na ile potrzebne było przynaglenie mamy, żeby doświadczyć słów: Idźcie precz, przeklęci! Byłem chory, a nie odwiedziliście mnie. Dzisiaj na modlitwie mówię do Pana: Panie, Ty masz więcej cierpliwości do tego wszystkiego. Jedyne, co mi zostaje, to z pełną ufnością i świadomością zawierzyć Twemu miłosierdziu Babcię i jej ostatnie chwile, kiedy nie mogła się pogodzić z cierpieniem, kiedy mówiła, że dzisiaj idzie ze szpitala do domu na własne życzenie. Ufam, że jest w innym Domu.

To prześwietlenie, które czyni nam dzisiaj Ewangelia, ma nam pomóc odkryć te chwile, w których czyjeś życie może być darem przez ułamek sekundy. Przy tej osobie mamy stanąć, przełamać się do niej, przyjść, zostać, okazać się człowiekiem, nawet gdy wewnątrz gra zupełnie coś innego. Ewangelia ma nam pomóc odkryli także między innymi naszą niewrażliwość serca, niechęć, z którą trzeba się mierzyć dzień za dniem, którą trzeba pokonywać.

Ewangelia chce nas wyprowadzać z zamknięcia się w sobie, w swoim uporze, w przekonaniu, że ktoś jest sam sobie winien. Mamy przyjrzeć się sobie i dostrzec, że Bóg nie jest mglisty, nie jest niekonkretny, nie jest gdzieś tam. Jest tu i teraz. Jest w drugim człowieku, jest we mnie. Mam okazać Bogu szacunek również w sobie, dając sobie szansę na znoszenie cierpienia, przeciwności, trudów, odkrywanie tego, że się jest podłym i egoistycznym, niechętnym do służenia komuś drugiemu. Mam to odkrywać w świetle Ewangelii, bo tylko to odkrycie posłuży mojemu zbawieniu, bo tylko wtedy Bóg ma moc mnie oczyszczać – nie wtedy, kiedy gram, chowam się gdzieś pod pozorem złości, niechęci czy czegoś innego.

Dobrze, że słyszymy dzisiaj słowo przeklęci, bo istnieje ogromna szansa i wielka nadzieja, że się tym słowem przejmiemy i nie usłyszymy: idźcie precz w dzień sądu, kiedy Pan powtórnie przyjdzie do nas.

Drogie siostry i drodzy bracia, jeśli odkrywamy w sobie podłość i złość, jeśli dostrzegamy obrzydliwość grzechu, to mamy upaść na kolana i dziękować Bogu, że widzimy grzech, że możemy go uznać przed Panem, wyznać Jemu, bo On może nas z tego oczyścić. Nie dajmy się wprowadzić w przekonanie, że Bóg jest mglisty i daleki. Prośmy Pana, abyśmy wierzyli coraz mocniej, że jest blisko nas i że każda chwila jest cenna. Nasze życie jest kruche, dlatego warto o nie dbać z wrażliwością – o moje życie, o życie moich braci, sióstr, przyjaciół, nieprzyjaciół.

Panie Jezu, dziękujemy za Twoje słowo. Słowa Twe, Panie, dają życie wieczne, mówi psalmista. Dziękujemy, że tak jest. Dziękujemy, że Twoje prawo jest doskonałe i pokrzepia duszę, że Twoje świadectwo niezawodne uczy prostaczka mądrości. Uczy nas i dzisiaj mądrości, że Twoje słuszne nakazy radują serce, że jaśnieje przykazanie Pana i olśniewa oczy. Niech znajdą uznanie przed Tobą słowa ust naszych i myśli naszych serc, Panie, nasza Opoko i nasz Zbawicielu.

Pozdrawiam w Panu –

ks. Leszek Starczewski