"...Dobrym Słowem" - z wtorku III tyg. wlk. postu (26.02.2008)

Przyjąć miłosierdzie

Dn 3, 25.34-43; Ps 25; Mt 18, 21-35

Kiedy odrzucamy miłosierdzie Boże, stajemy wobec rzeczywistości poniesienia konsekwencji naszych czynów. Chrystus, który opowiada nam przypowieść o nielitościwym słudze, czyni to, żeby światłem słowa dotrzeć w te miejsca naszego serca, gdzie trwają jeszcze kalkulacje, gdzie prowadzimy przeliczenia naszych relacji z Panem Bogiem na opłacalne owoce. Takie miejsca gdzieś w naszych sercach są. Autor natchniony powie w jednym z wyznań: Oczyść mnie z błędów przede mną ukrytych.

Trudna do zniesienia jest sytuacja, kiedy w środowisku, w którym żyjemy – w gronie bliskich osób – nie doświadczamy uśmiechu, życzliwości czy wsparcia. Trudno normalnie egzystować tam, gdzie nam się zdaje, że wszyscy funkcjonują tak, jakby nas nie zauważali.

W takiej sytuacji znajduje się naród izraelski. Przebywa w niewoli babilońskiej, pod rządami króla Nabuchodonozora. Do niewoli trafił na własne życzenie. Skoro nie pomogły ostrzeżenia wypowiadane przez proroków, wezwania do wierności Panu, a pojawiało się lekceważenie słowa, skoro nie pomogło Przymierze, nie odniosło skutku tyle nawoływań – to niewola. Mądra miłość Boga wybiera takie sposoby, które potrafią skłonić ludzkie serce do refleksji.

W modlitwie Azariasza słyszymy dzisiaj, że jest to stan całkowitej pustyni. Nie ma w nim miejsca na doznanie miłosierdzia Boga. Mało tego, nie ma nawet kogoś, kto mógłby pokazać, co będzie dalej, jak z tego wyjść.

Nie ma obecnie władcy, proroka ani wodza, ani całopalenia, ani ofiar, ani darów pokarmowych, ani kadzielnych. Nie ma gdzie ofiarować Tobie pierwocin i doznać Twego miłosierdzia.

Rzeczywiście, jest to przygnębiający stan. Wydobycie się z niego, kiedy nie ma właściwie żadnych narzędzi pod ręką, jest rzeczą niebywałą. Tu musiałby się stać cud.

Tę sytuację przeczuwa Azariasz, który razem ze swoimi przyjaciółmi postanowił, mimo opłakanego stanu Izraela, dochować wierności Bogu. Czyni to za cenę oddania tego, co mają najcenniejszego, czyli za cenę życia. Oni chcą trwać przy Bogu, iść pod prąd, całkowicie opowiedzieć się po stronie Boga. Tę wierność wyrazili poprzez drobiazgowe przestrzeganie przepisów co do jakości pokarmów, jakie mogli spożywać. Spotyka ich za to kara.

Jesteśmy dzisiaj świadkami sytuacji, kiedy kara jest na nich wykonywana. Trzej młodzieńcy przebywają w piecu ognistym, do którego wrzucili ich wrogowie. Azariasz woła o cud. Błaga o niego. To niesamowita scena. Tam serce jest rozsypane w drobny mak. Tam nie ma żadnego innego motywu, jak tylko troska o to, aby Pan Bóg zechciał dokonać cudu. Jest całkowite zdanie się na Niego. Tu już nie ma żadnych kalkulacji. Nie ma przeliczeń. Jest przyznanie się do winy.

Oto jesteśmy najmniejsi spośród wszystkich narodów. Oto jesteśmy dziś poniżeni na całej ziemi z powodu naszych grzechów.

Azariasz dostrzega, że pomiędzy obrazem Boga, który jawi się wielu Izraelitom jako Ktoś, kto wydał ich Nabuchodonozorowi, a Bogiem, o którym tyle razy mówiło się jako o Przyjacielu Izraela, trzeba uchwycić to, co w Bogu jest najcenniejsze, to, w czym – jak powie inny prorok – Pan Bóg ma upodobanie, czyli miłosierdzie, najczulsze poruszenia Jego Serca.

Do tego odwołuje się Azariasz. Powołuje się na znajomości: przez wzgląd na Twego przyjaciela, Abrahama, sługę Twego, Izaaka i Twego świętego Izraela, ze względu na przysięgę, którą złożyłeś. Im to przyrzekłeś rozmnożyć potomstwo jak gwiazdy na niebie. Ze względu na Twoje słowo.

Tu nie ma żadnych innych motywów – tylko wzgląd na Bożą wierność. Myśmy wszystko zepsuli, skopali, ale Ty jesteś wierny. Ze względu na Twoją wierność, ze względu na Twoje słowo, prosimy, nie zawstydzaj nas, lecz postępuj z nami według swej łagodności i według wielkiego swego miłosierdzia. Wybaw nas przez swe cuda i uczyń swe imię sławne, Panie.

Wołanie o miłosierdzie Pana, to właściwie wszystko, co można sobie zaoferować w sytuacji własnej pustyni – w domu, w miejscu pracy czy gdziekolwiek jesteśmy, we własnej ciemnej nocy, jaką często możemy przeżywać w kontaktach z Panem Bogiem. To jedyne, co można zrobić, ale nie w znaczeniu, do którego nieraz odwołują się ludzie – tobie to tylko modlitwa została, bo już ci nic więcej nie pomoże. – Chodzi o to, że miłosierdzie Boże jest moim tlenem, moim wszystkim.

Azariasz wie, jakie Bóg ma upodobanie, co jest pasją Boga. – To miłosierdzie. O to miłosierdzie woła. Woła i psalmista: Pamiętaj o nas, miłosierny Panie.

Daj mi poznać Twoje drogi, Panie, naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami. Prowadź mnie w prawdzie według Twych pouczeń, Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję. Poza Tobą nie widzę nikogo, kto mógłby mnie wyprowadzić z tej sytuacji.

Wspomnij na swoje miłosierdzie, Panie, na swoją miłość, która trwa od wieków – która nie jest wakacyjną, krótkotrwałą miłością, trwającą tylko wtedy, gdy moje czyny są właściwe. Pamiętaj o mnie w swoim miłosierdziu, ze względu na dobroć Twą, Panie.

Wyznanie psalmisty niesie ogromną dawkę nowej zachęty do życia: Dobry jest Pan i prawy, dlatego wskazuje drogę grzesznikom. Pomaga pokornym czynić dobrze,  uczy pokornych dróg swoich.

Bóg nie może się doczekać, żeby objawić swoje miłosierdzie tym, którzy tego chcą. Bóg jest miękki w tym punkcie – w punkcie miłosierdzia. Tu, w tym miejscu Serca, Bóg jest miękki. Żeby tej miękkości Boga doświadczyć, trzeba samemu mieć serce zmiękczone, skruszone, roztrzaskane w drobny mak. Dlatego, patrząc na historię Izraela, chwała Jahwe za to, że była niewola babilońska. Patrząc na historię naszego życia, także dzisiaj mamy dziękować Panu Bogu za wszystkie sytuacje, w których przez swoją mądrą miłość dopuścił jakiś trud, jakąś walkę, niewolę w nas, w której mogliśmy wreszcie odwołać się do Jego miłosierdzia.

To miłosierdzie jest przeogromne. Nie da się go przeliczyć w żaden sposób. To miłosierdzie obficie zlewa się na nas, ilekroć nasze serce rzeczywiście jest skruszone. A od chwili, kiedy Chrystus pozwolił swoje Serce przebić włócznią na krzyżu, od momentu, kiedy Syn Boży cały zaangażował się w to, aby ukazać w swoich spojrzeniach, dotykach, gestach, jak wielki jest Bóg w swoim miłosierdziu, to miłosierdzie spływa przeobficie, jest wieczne i ciągle dostępne.

Przy pamiętaniu o tak wielkim miłosierdziu, jakiego Ojciec udziela przez swojego Syna w Duchu Świętym, człowiek jest wezwany do przyjmowania go. Ten, kto nie przyjął miłosierdzia, nie przekaże go dalej. Ten, kto nie doświadczył miłosierdzia, jątrzy, przechowuje urazy, nie umie przebaczać.

Człowiek sam z siebie nie potrafi zdobyć się na gest miłosierdzia. Jeśli już przebacza, to jest interesowny, coś sobie przekalkulował. Taką mamy naturę.

Stąd pytanie Piotra, który przed chwilką słyszał, jak Jezus wzywał w swojej Ewangelii do przebaczania, mówiąc, że Bóg szuka zagubionej owcy, że jeśli ktoś zawini przeciwko tobie, idź upomnij go, bądź konkretny, realny w tym, co się dzieje. Jeśli żałuje, przebacz mu.

Piotr wspaniałomyślnie pyta Jezusa: Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Jak pamiętamy, nauczyciele żydowscy twierdzili, że maksymalnie przebacza się trzy razy. Człowiek nie byłby w stanie zdobyć się na przebaczenie więcej razy. Piotr wspaniałomyślnie odwołuje się do symbolicznej, doskonałej liczby siedem.

Odpowiedź Jezusa niesie w sobie wcale niewygórowane oczekiwania względem ludzkiego serca. Mamy pojemne serce. Ono może aż tyle.

Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy. Inne tłumaczenie mówi: siedemdziesiąt razy siedem.

Jan Chryzostom tłumaczy, że chodzi tu o stałą gotowość do darowania urazy. Mamy mówić: Boże, w Twoje imię, w imię Twojego miłosierdzia chcę przebaczyć. Chrystus dla zilustrowania, co kryje się w tych liczbach – bo nie chodzi tu o same liczby – opowiada przypowieść. Sam dotyka w niej z lekka matematyki, aby pokazać dysproporcje, które niewątpliwie pojawiają się w relacji człowiek – Pan Bóg.

Dziesięć tysięcy talentów to suma trudna do wyobrażenia. Jeden talent to ponad trzydzieści cztery kilogramy złota. Wyjaśnijmy to w odniesieniu do realiów, w których żył Chrystus: Herod zbierał od swoich wasali, czyli rządzących w jego imieniu dwoma prowincjami, około dwustu talentów rocznie. W przypowieści mamy do czynienia z długiem w wysokości dziesięciu tysięcy talentów. Coś niebywałego.

Król, który wzywa jednego z wasali do oddania takiej sumy, oczekuje od niego rzeczy awykonalnej. Przepisy prawne mówiły, że jeżeli człowiek nie ma z czego oddać długu, to jego rodzina idzie w niewolę. Jednak sługa łudzi się, że jest w stanie podołać wezwaniu i ze świadomością, co mu grozi, zwraca się do króla.

Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: "Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam".

W sytuacji zagrożenia nawet szybko przychodzą nam kłamstwa i mamy nierealne scenariusze. Obiecujemy rzeczy, których nie jesteśmy w stanie wykonać.

Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował.

Niebywała rzecz – darować taki dług... Dziesięć tysięcy talentów. Dziesięć tysięcy razy trzydzieści cztery kilogramy złota. Niebywałe...

Doskonale wiemy, co dzieje się dalej, ale jeszcze raz w to wejdźmy, żeby wyciągnąć kolejny wniosek do naszego życia.

Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Sto denarów to wynagrodzenie stu dni pracy niewykwalifikowanego robotnika. Kwota niewielka w porównaniu z dziesięcioma tysiącami talentów.

Współsługa zorientowany w tym, że nie jest w stanie oddać długu, prosi o cierpliwość i obiecuje zwrot pieniędzy. Tymczasem serce, przed chwilą obdarowane miłosierdziem, szybciutko wymazało pamięć o nim. Bo nie miało w planie przyjęcia miłosierdzia. W planie było uregulowanie długu z królem. A to nie są relacje miłosierdzia. To jest kalkulacja. Można przyjąć przebaczenie w ramach kalkulacji. Można nawet iść do spowiedzi – na przykład mąż, który wraca nad ranem z „delegacji”, zdradził swoją żonę, idzie do spowiedzi niekoniecznie z powodu wyrzutów sumienia. Idzie z fizjologicznej potrzeby oczyszczenia się. Kalkuluje.

Nie ma tu relacji miłosierdzia. Jest zwykła kalkulacja. Jeżeli tak się dzieje, to nie ma spojrzenia na drugiego człowieka, na kogoś, kto też potrzebuje miłosierdzia.

On jednak nie chciał, lecz odszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu.

Współsłudzy jego – którzy pewnie sami drżeli o siebie wobec takiego wasala, swojego przełożonego – widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło.

Pan daje odpowiedź. Wzywa sługę przed siebie i osobiście oznajmia mu swą decyzję. Nie ma szans na ucieczkę od naszych krętactw. Osobiście się przekonamy, gdzie te krętactwa były.

"Sługo niegodziwy, darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swym współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?" Czyż i twoje serce nie powinno zareagować tak, jak zareagowało serce, które prosiłeś o cierpliwość? I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda.

Kiedy odrzucamy miłosierdzie Boże, stajemy wobec rzeczywistości poniesienia konsekwencji naszych czynów. Chrystus, który opowiada nam przypowieść o nielitościwym słudze, czyni to, żeby światłem słowa dotrzeć w te miejsca naszego serca, gdzie trwają jeszcze kalkulacje, gdzie prowadzimy przeliczenia naszych relacji z Panem Bogiem na opłacalne owoce. Takie miejsca gdzieś w naszych sercach są. Autor natchniony powie w jednym z wyznań: Oczyść mnie z błędów przede mną ukrytych.

Chrystus mówiąc to, oczywiście nie chce nas sparaliżować lękiem. Nie powołuje za wszelką cenę komisji śledczej, która będzie szukała w nas utajonych grzechów. Oczekuje od nas postawy pokory, czujności w naszych relacjach z Ojcem przez Niego w Duchu Świętym i w relacjach z innymi ludźmi. Chce, żebyśmy czuwali, żebyśmy nie zagalopowali się we własnym mniemaniu o swojej relacji z Panem. Żebyśmy dbali o serce, z którego ma wypływać przebaczenie, tak jak wypływa z Serca Ojca.

Często nie pamiętamy o tym, żeby wybaczyć drugiemu człowiekowi, bo zapominamy, ile Bóg wybaczył nam.

Jakie miejsca w naszym sercu potrzebują tego słowa dziś szczególnie?

Jaka osoba przychodzi nam na myśl, jakie zdarzenie dobija się do nas wołając: Miej cierpliwość nade mną?

W czym Pan rzeczywiście chciałby, abyśmy doświadczyli Jego miłosierdzia, żeby coś w nas puściło, żeby zmiękło w nas serce i żebyśmy je okazali drugiemu człowiekowi?

Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu.

Panie, dziękujemy Ci, że dopuszczasz sytuacje, w których budzi się w nas refleksja. Dziękujemy za momenty, kiedy pozwalasz nam odkryć, że jesteś wierny swoim obietnicom i że nawet jeżeli do nas mówisz stanowczo – kto nie przebaczy z serca swemu bratu, nie ma co liczyć na przebaczenie Ojca – to mówisz po to, by nami wstrząsnąć.

Wstrząśnij nami. Niech Ci się uda i dzisiaj dotrzeć do nas ze swoim miłosierdziem, byśmy my mogli dotrzeć z tym miłosierdziem do innych.

Pozdrawiam w Panu –

ks. Leszek Starczewski