"...Dobrym Słowem" - z IV Niedzieli wlk. postu "A" (2.03.2008)

Etapy wiary

1 Sm 16, 1b. 6-7. 10-13a; Ps 23; Ef 5, 8-14; J 9, 1-41

Chrystus, jako światłość świata, daje nam w swoim słowie zapewnienie, że będzie troszczył się o naszą wiarę. Ponawia je każdego dnia, bo codziennie w Kościele czytane jest słowo Boże. W każdym domu zapewnienie to realizuje się przez wzmocnienie naszej wiary, gdy czytamy Pismo Święte. Tyle wydaje się teraz czasopism katolickich, w których drukowane jest słowo Boże na niedzielę i każdy dzień z krótkim komentarzem. Jest skąd czerpać siłę. Jest jak wzmacniać wiarę. Może się to dziać w każdym domu, gdzie jest troska o modlitwę, jest post i wyrzeczenia – do którego zachęca nas Kościół w okresie Wielkiego Postu.

Jednym z pierwszych wrażeń po wysłuchaniu dzisiejszej Ewangelii może być przeświadczenie, że chyba lepiej by było, żeby niewidomy nie został uzdrowiony. Dlaczego? – Bo po uzdrowieniu zaczęły się same problemy. Zaczęto go przesłuchiwać, wyzywać, wyganiać, pomiatać nim, nawet sąsiedzi nie potrafili do końca rozpoznać, czy to on, czy nie. Same problemy...

Takie wrażenie można odnieść po pierwszym, powierzchownym wysłuchaniu Ewangelii i wówczas, kiedy nie uwzględni się tego, jak sam uzdrowiony spojrzał na tę sprawę. Przeszedł przez wszystkie etapy – począwszy od tego, że nie wiedział, kim jest Ten, który go uzdrowił, poprzez stwierdzenie, że to prorok, aż do przekonania, że człowiek ten musi pochodzić od Boga, bo przecież dobre rzeczy czyni. W końcu upadł przed Jezusem i wyznał, że wierzy, że jest On Synem Człowieczym, czyli posłanym na świat Zbawicielem.

W dzisiejszej Ewangelii kryją się bardzo życiowe prawdy. Wszystkich nie sposób wymienić. Ale jedną z nich, prawdą pierwszorzędną, jest droga dojścia do żywej wiary, do autentycznego przekonania o tym, że Bóg nie zostawił świata – a w nim ludzi – na pastwę losu, ślepego fatum, ale że pośród niego żyje i działa. Nie jest kibicem siedzącym sobie na trybunie i patrzącym, jak ludzie grają w życie, ale mocno się angażuje. Przychodzi, by w ciemnościach, nieporozumieniach świata dawać światło i ukazywać drogę, którędy iść, gdzie się poruszać, jak oddychać.

Tak przedstawia się Bóg i bardzo pragnie żywej wiary. Dzisiejsza Ewangelia zaprasza nas wszystkich do odpowiedzi na pytanie, na jakim etapie wiary jesteśmy.

Gdzie w naszych relacjach z Bogiem rozmawiamy z Nim jako z Kimś, do kogo jesteśmy przekonani, że nie ukarał nas przez to, że dał nam życie, ale wyróżnił nas i prowadzi do tego, żeby pod koniec tego życia powiedzieć tak, jak Bóg po stworzeniu świata: Było dobre. Udało się. Nie żałuję. Wracam do domu Ojca.

Do tego zachęca nas dzisiaj Boże słowo.

Niewątpliwe sporym kłopotem dla wielu z nas jest odpowiedź na pytanie: O czym była Ewangelia? Zdarzyło się kiedyś na pewnej wiosce, że starsza pani wyszła zapłakana z Mszy Świętej. Wnuczka się pyta: Babciu, co się stało? – Wzruszyłam się, bo ksiądz tak pięknie mówił – Babciu, a o czym ksiądz mówił? – A nie wiem.

Może być tak, że po wysłuchaniu Ewangelii nie wiemy konkretnie, o czym ona była. Może się tak zdarzyć, bo tak naprawdę brak w nas postawy żywej wiary, bo często przychodzimy i słyszymy tylko to, co chcemy usłyszeć.

Zwróćmy uwagę, że faryzeusze – pierwsi odpowiedzialni za to, żeby czuwać i w pewnym momencie pokazać ludowi: Patrzcie, to jest Mesjasz – stali się pierwszymi, którzy najmocniej utrudniali odkrycie obecnego pośród ludu Pana. I słyszeli tylko to, co chcieli: przyczepili się złamanego przepisu Prawa, nieprzestrzegania szabatu. Kiedy wypytywali uzdrowionego, kto mu otworzył oczy, od razu stwierdzili, że to nie może być człowiek od Boga, bo łamie szabat. Nie słuchali, jak Jezus mówił, że szabat ma pomóc człowiekowi w zbliżeniu się do Boga – nie może być centrum. Przychodzę na Mszę Świętą, bo ona ma mi pomóc w odkryciu Boga, a nie dlatego, że muszę zaliczyć przepis, przykazanie.

Faryzeusze słyszą tylko to, co chcą słyszeć i trudno do nich dotrzeć. Jezus na koniec rozgrywki, po bardzo trudnych dialogach, mówi, że przyszedł na ten świat, aby przeprowadzić sąd, to znaczy oddzielić to, co dobre, od tego, co złe, aby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą, stali się niewidomymi.

O cóż tu chodzi? – Faryzeusze natychmiast wyłapują, że to aluzja do nich. Człowiek pyszny lubi słuchać, co się na jego temat mówi. Ciekawe, co mi powie na mój temat... Jak ktoś nie chce podjąć wysiłku odkrywania, zdobywania żywej wiary, zawsze znajdzie wymówkę, żeby ominąć kościół, modlitwę, lekturę Pisma Świętego.

Faryzeusze jednoznacznie nadstawiają ucha również wtedy, kiedy niewidomy mówi po kolejnym przesłuchaniu: «Już wam powiedziałem, a wyście mnie nie wysłuchali. Po co znowu chcecie słuchać? Czy i wy chcecie zostać jego uczniami?». «Cały urodziłeś się w grzechach, a śmiesz nas pouczać?»

Słuchają tylko tego, co chcą usłyszeć. Jest to bardzo poważne niebezpieczeństwo, dotykające niekiedy serca każdego z nas. Możemy przyjść i oczekiwać, że Pan Bóg coś mi powie, a nie po to, żeby posłuchać, jakie ma oczekiwania. To jest jedno z ostrzeżeń, wypływających dzisiaj z Bożego słowa, skierowanych do serca każdego z nas.

Faryzeusze słuchając mocnych słów, że Jezus przyszedł, aby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą, stali się niewidomymi, przeczuwają, że o nich mowa.

Jezus mówi do nich: «Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: "Widzimy", grzech wasz trwa nadal». Gdybyście się przyznali, że z waszą wiarą nie jest wesoło, że ciągle wymaga odnowienia, potrzebuje słowa Bożego i jego wyjaśnienia, potrzebuje pokory, żeby usłyszeć od człowieka urodzonego w grzechu, takiego jak niewidomy, że jest Mesjasz, że jest Bóg, gdybyście uznali, że mimo tylu doświadczeń waszego życia jeszcze potrzebujecie wzmocnienia w wierze, nie mielibyście grzechu, bo Ja mógłbym wam pomóc – mówi Chrystus. Ale wy, nadęci w przekonaniu o superpobożności, superznajomości Pisma Świętego, nie przyjmujecie tego słowa. Mówicie, że widzicie wszystko. – Ja już swoje wiem, co mi ktoś będzie tłumaczył. Co mi ksiądz będzie mówił jakieś słowo... Ja swoje wiem, gdyby ksiądz przeżył tyle lat, co ja... – Niewykluczone, że Jezus był młodszy od faryzeuszów. Mało tego, gdy św. Paweł posyłał młodziutkiego biskupa Tymoteusza do Efezu – i wiedział, że jest tam wiele osób, które już niejedno w życiu przeszły, „zęby zjadły na wierze”, na Pismach – mówił: Niech nikt nie lekceważy twojego młodego wieku. Pan Bóg – powie Jan Paweł II cytując św. Benedykta – często przemawia w Kościele przez młodszych. A to wymaga pokory.

Skoro mówicie: Jesteśmy superpobożni, grzech wasz trwa nadal.

To jest drugie ostrzeżenie i pytanie o stan naszej wiary, o ocenę siebie samego jako katolika, jako osoby wezwanej dziś do przyjęcia w pokorze Bożego słowa, światła na różne ciemności, przykrości. Bo można być blisko Chrystusa – podczas dialogu faryzeusze są przy Nim – i absolutnie Go nie rozpoznać.

Apostołowie zadają Jezusowi pytanie związane z pewnym przekonaniem, z którym On się rozprawia. Wielu ludzi w Izraelu było bardzo mocno przekonanych, że jak kogoś spotkało takie nieszczęście, jak bycie niewidomym, to przyczyna tego musi tkwić w jakimś grzechu. Takie zapatrywania reprezentowali również uczniowie Jezusa. Prorocy tacy jak Ezechiel czy Jeremiasz tłumaczyli, że to błędne myślenie. Teraz Jezus rozprawia się z poglądem, że kogo Pan Bóg kocha, temu krzyże daje. – Raczej kogo Pan Bóg kocha, tego przez krzyż przeprowadza.

Są bardzo trudne sytuacje różnych cierpień. Przez coś takiego przechodził niewidomy. Człowiek przeżywający swoją chorobę w świetle wiary, szuka bliskości Boga. W takiej chwili chce dostrzec tę bliskość, chociaż nie jest to proste, wymaga olbrzymiego wysiłku, nakładu modlitwy, cierpliwości, wewnętrznej dyscypliny, żeby nie dać się wprowadzić w zniechęcenie i nie powiedzieć: Bóg mnie opuścił. Czemu mnie ten Pan Bóg tak karze, chłoszcze?... Takie przeświadczenie może się pojawić w płytkiej wierze, opartej tylko na ludowych powiedzeniach – jednym z nich jest wspomniane: Kogo Pan Bóg kocha, temu krzyże daje. Nie jest to pełna prawda.

Jezus mówi: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże.

Różne doświadczenia naszego życia – szczególnie niełatwe, te, w których wydaje się nam, że nie widzimy rozwiązania, są bardzo trudnym zaproszeniem skierowanym przez Pana Boga do tego, żeby Mu wówczas także ufać. Co to za złoto, którego nie poddaje się próbie ogniowej? Złoto doświadcza się w ogniu – powie św. Piotr. Co to za wyznawca Chrystusa, który wierzy tylko wtedy, kiedy układa się mu w życiu?

Benedykt XVI w encyklice o nadziei mówi, że jednym ze sposobów uczenia się nadziei jest cierpienie. Tak. Błogosławione cierpienie, w którym człowiek szuka Boga. Ale nie cierpienie dla samego cierpienia. Cierpienie ma służyć objawieniu się Bożych zamiarów. Tu człowiek może stać się niewidomym, bo bywa, że zamiast w światło wiary wchodzi w ciemność, czuje się odrzucony, i zapomniany przez Boga.

Słowo Boże zaprasza nas dzisiaj do zadbania o swoją wiarę również w sytuacjach ciemności. Psalmista powie o ciemniej dolinie.

Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. 

Pan jest moim pasterzem: niczego mi nie braknie. Jeśli mam wiarę, mam wszystko. Jeśli nie mam wiary, a posiadam tylko zdrowie, układa mi się w życiu, wszystko rozumiem, to jestem ubogi. Faryzeusze cieszyli się niezłym zdrowiem, skoro tyle pracowali nad wykładaniem Prawa. Cóż z tego?

Zaproszeni jesteśmy do ufności również w sytuacjach trudnych, które po ludzku wydają się bez rozwiązania. Jest to szaleństwo. Ale takiego szaleństwa, takiej wiary w okolicznościach ogromnie trudnych, oczekują też od nas ludzie niewierzący, bo w takich sytuacjach Chrystus nie opuszcza swych wyznawców poddawanych próbom.

Jeszcze jedna istotna sprawa. W dochodzeniu do żywej wiary mogą nam bardzo przeszkadzać ludzkie opinie. Ktoś nawet zauważył, że jednym z bożków dzisiejszego świata jest obawa, co ludzie powiedzą.

Jak ludzie mówili o uzdrowionym niewidomym? – Różnie. «Czyż to nie jest ten, który siedzi i żebrze?» Jedni twierdzili: «Tak, to jest ten», a inni przeczyli: «Nie, jest tylko do tamtego podobny». To jest człowiek grzeszny. Nawet rodzice, którzy bali się, żeby ich nie wykluczono z kręgu wierzących, z synagogi, mówią: Pytajcie jego samego.

Może być i często jest zagrożeniem w dojściu do żywej i mocnej wiary to, co nazywa się obawą ludzką: Co ludzie powiedzą? Trzeba pytać siebie samych w świetle słowa Bożego, czy czasem ja częściej nie daję posłuchu takim myślom. Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi – powie św. Piotr, kiedy po głoszeniu żywego Chrystusa zostaje razem ze św. Janem poddany karze chłosty.

Chrystus, jako światłość świata, daje nam w swoim słowie zapewnienie, że będzie troszczył się o naszą wiarę. Ponawia je każdego dnia, bo codziennie w Kościele czytane jest słowo Boże. W każdym domu zapewnienie to realizuje się przez wzmocnienie naszej wiary, gdy czytamy Pismo Święte. Tyle wydaje się teraz czasopism katolickich, w których drukowane jest słowo Boże na niedzielę i każdy dzień z krótkim komentarzem. Jest skąd czerpać siłę. Jest jak wzmacniać wiarę. Może się to dziać w każdym domu, gdzie jest troska o modlitwę, jest post i wyrzeczenia – do którego zachęca nas Kościół w okresie Wielkiego Postu.

Chrystus troszczy się o wzmocnienie naszej wiary.

Ktoś mi niedawno tłumaczył: Ja na Wielki Post nie mam żadnego postanowienia, bo tylko najwięksi grzesznicy do czegoś się zobowiązują. Taki człowiek nie widzi swojego grzechu. – Co? Ja piję? Proszę księdza, gdyby tak wszyscy pili, to by przemysł monopolowy upadł...

Można nie widzieć potrzeby pracy nad sobą. Przed tym ostrzega nas słowo Boże i zachęca, żebyśmy spojrzeli na siebie w Jego świetle. Nie w świetle opinii ludzkich, ale w świetle prawdy wyrażonej w pierwszym czytaniu, że nie tak człowiek widzi, jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce.

Drogie siostry i drodzy bracia chrześcijanie, na nasze serca Bóg spogląda z wielką miłością. Posłał tam swoje słowo i ogromnie liczy na to, że je przyjmiemy, przemyślimy i samych siebie zapytamy: Na jakim etapie wiary jesteśmy?

Co trzeba robić w czwartym tygodniu Wielkiego Postu, żeby swoją wiarę wzmocnić?

Gdzie leży Pismo Święte w moim domu?

Nie są to oskarżenia, bo Chrystus nikogo nie oskarża, ale pytania zachęcające nas do refleksji i pracy nad sobą. Jest nad czym pracować. Tym bardziej, że trud pracy nad sobą owocuje prawdziwą radością życia. Nawet w starości, w wieku sędziwym – mówi Pismo Święte – Bóg nie zapomni o tych, którzy w Nim pokładają ufność.

Przymnóż nam wiary, Panie, aby nam się chciało słuchać Twojego słowa i coraz bardziej wchodzić z Tobą w serdeczną zażyłość.

Pozdrawiam w Panu –

ks. Leszek Starczewski