"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z X niedzieli zw. "C" (10.06.2007)

Jezus wskrzesza młodzieńca z Nain.Eksplozja życia

w trzech odcinkach

 1 Krl 17,17-24; Ps 30; Ga 1,11-19; Łk 7,11-17

Kościół wierzy, że kiedy głoszone jest słowo Boże, sam Chrystus przemawia, sam Chrystus przechadza się po swoim Kościele. Przychodzi w jednym celu: aby tym słowem nas ożywić. Słowo Boże często nazywane jest słowem życia. Kiedy jest czytane, nie wystarczy dobra dykcja i znajomość alfabetu – jak mówi liturgista Paul de Clerk – ale potrzeba wiary.

Skoro tak, to dziś w Liturgii Słowa widzimy eksplozję życia. Przyjrzyjmy się tej eksplozji życia w trzech odcinkach. Ona miała miejsce w biednym domu ubogiej wdowy, u której pojawił się prorok Eliasz. Całkowicie przemieniła Pawła, który składa fantastyczne świadectwo. Uaktywniła się w dramatycznej sytuacji u bram miasta zwanego Nain w przypadku jedynego syna matki.

Tak, jak poranny deszcz obficie nasącza glebę – deszcz w Biblii jest symbolem słowa niosącego życie i odnawiającego je – jak gleba potrzebuje ożywienia deszczem, tak też jest z naszym sercem. Słowa Boga ku życiu zmierzają, z życia wyszły i życie sobie bez nich nie poradzi.

Kościół wierzy z całą mocą, że o życie wyznawców Chrystusa dba On sam – Chrystus. On organizuje w pierwszy dzień tygodnia szczególne spotkanie ze swoimi wybranymi, by z dwóch stołów – stołu Chleba i stołu słowa – karmić tych, którzy są w drodze.

Kościół wierzy, że kiedy głoszone jest słowo Boże, sam Chrystus przemawia, sam Chrystus przechadza się po swoim Kościele. Przychodzi w jednym celu: aby tym słowem nas ożywić. Słowo Boże często nazywane jest słowem życia. Kiedy jest czytane, nie wystarczy dobra dykcja i znajomość alfabetu – jak mówi liturgista Paul de Clerk – ale potrzeba wiary.

Skoro tak, to dziś w Liturgii Słowa widzimy eksplozję życia. Przyjrzyjmy się tej eksplozji życia w trzech odcinkach. Ona miała miejsce w biednym domu ubogiej wdowy, u której pojawił się prorok Eliasz. Całkowicie przemieniła Pawła, który składa fantastyczne świadectwo. Uaktywniła się w dramatycznej sytuacji u bram miasta zwanego Nain w przypadku jedynego syna matki.

Przyjrzyjmy się tym obrazom i bądźmy czujni w mocy Świętego Ducha, bo, jak uczy Kościół, kiedy głoszone jest słowo Boże, to nie następuje tylko opis wydarzeń, mających kiedyś miejsce, ale moc Ducha Świętego, który natchnął słowo, czuwa nad prezbiterem głoszącym je oraz nad słuchaczami, aby odnieśli te wydarzenia do swojego życia. Czuwajmy w mocy Ducha Świętego, aby z tego życia skorzystać.

Odcinek pierwszy – Eliasz. Pierwsze czytanie rozpoczyna się od słów: Po tych wydarzeniach zachorował syn kobiety. Stosunkowo niedawno w liturgii słyszeliśmy o tych wydarzeniach. Eliasz zostaje posłany przez Pana do rozkapryszonego ludu, który świetnie uprawia hipokryzję – trochę służy Baalowi, trochę Jahwe. Prorok ma powiedzieć spoganiałemu sercu króla Achaba, że nadciąga susza. Po tych wydarzeniach chroni się przy jednym z potoków. Tam kruki go żywią, a wodę czerpie z potoku. Udaje się do Sarepty, aby spotkać wdowę, której się wydaje, że to właściwie ostatnia faza jej życia. Przyrządza sobie posiłek z mąki i resztki oliwy. Eliasz chce z tego skorzystać. Kieruje do niej wprost nieludzką prośbę. Pamiętamy, że kobieta jest wystraszona, ale relacjonuje, że jest to jej ostatnia czynność, a po niej umrze. Eliasz mówi, aby ufała. I rzeczywiście – w tej sytuacji ufności następuje rozmnożenie pokarmu. Dzban mąki nie wyczerpie się.

Po tej fascynacji, która – jak się za chwilę okaże – ze strony wdowy jest przejściowa, następuje coś niesamowitego. Zachorował syn kobiety, będącej głową rodziny. Gdy jego choroba bardzo się wzmogła, przestał oddychać. Wówczas kobieta zwraca się do proroka: «Czego ty, mężu Boży, chcesz ode mnie? Czy po to przyszedłeś do mnie, aby mi przypomnieć moją winę i przyprawić o śmierć mego syna?»

Bardzo mocne pytanie. Dobrze, że padło. Wdowa kieruje je do męża Bożego, to znaczy ona uznaje, że w tym człowieku przyszedł do jej domu Bóg. Jezus później powie: Kto was słucha, Mnie słucha. Kto wami gardzi, Mną gardzi. Bóg utożsamia się ze swoim posłańcem.

Wobec tej obecności Boga kobieta odkrywa swą niemoc, przypominają się jej dramatyczne rzeczy – przypomina się jej śmierć. Ona się boi. «Czego ty, mężu Boży, chcesz ode mnie? Czy po to przyszedłeś do mnie, aby mi przypomnieć moją winę i przyprawić o śmierć mego syna?»

To ważna prawda, pierwszy wniosek, który możemy wyciągnąć z tej lekcji. Ta kropelka też jest dla naszego serca. Spotkanie z Bogiem budzi lęk. Objawienie Boga budzi lęk, który może uspokoić tylko interwencja samego Boga. Budzi lęk, bo odkrywa naszą grzeszność, odkrywa to, że On jest nieprzekupny. To nie jest Ktoś, kto żyje po łebkach. To jest Ktoś mocno zaangażowany w życie. Ktoś, kto kocha i nie odwoła miłości. Człowiek w obliczu tego odkrywa lęk, bo on sam jest przekupny, bo się boi kochać głębiej, boi się odrzucenia.

Eliasz wobec tej sytuacji – w kontekście suszy i tego, że jest nieustannie goniony przez prześladowców – mówi: «Daj mi twego syna». Następnie wziąwszy go z jej łona, zaniósł go do górnej izby, gdzie sam zamieszkał, i położył go na swoim łóżku. Potem wzywa Pana i zaczyna się z Nim spierać, dochodzić, wręcz kłócić.

«O Panie, Boże mój! Czy nawet na wdowę, u której zamieszkałem, sprowadzasz nieszczęście, dopuszczając śmierć jej syna?»

Dobrze, że to mówi. Dobrze, że nie zostało to zdanie wycięte z tekstu. Dobrze, że prorok spiera się z Bogiem.

Później trzykrotnie rozciągnął się nad dzieckiem i znów wzywając Pana rzekł: «O Panie, Boże mój! Błagam Cię, niech dusza tego dziecka wróci do niego!»

Po sporze z Bogiem następuje błaganie. Eliasz wchodzi we właściwą relację z Panem. Po przedstawieniu swojej wersji wydarzeń błaga o pomoc.

Eliasz dokonuje też pewnej czynności, która – jak to bywa u proroków – jest czynnością trochę dziwaczną, niezrozumiałą. Prorocy mieli coś takiego. Jeremiasz tłukł dzban, Ezechiel chodził przewiązany, rozdzierał szaty, miał na sobie jeden zbutwiały pas. To są sytuacje tajemnicze, bo ludzi tych posyła tajemniczy Bóg. Chce przez te sytuacje zmusić do myślenia.

Co oznacza gest Ezechiela? – Święci Augustyn i Bernard, zgłębiając tajniki potęgi duchowej Kościoła, tłumaczą słowa: trzykrotnie rozciągnął się nad dzieckiem. Mówią: przymierzył się do miary chłopca. Widzą tu obraz wcielenia Chrystusa, który całkowicie dostosował się do miary człowieka i tym sposobem stał się sprawcą nowego życia.

Rozciągnął się, to znaczy, wszedł w położenie chłopca, osłonił to położenie, tę nędzę, śmierć. Wiemy, że Eliasz zapowiada wielkiego Proroka – Jezusa. Spotka się z Nim na górze Tabor. Będą ze sobą rozmawiać. Ten gest niejako uprzedza zwycięstwo, którego Chrystus dokona nad śmiercią.

Pan zaś wysłuchał wołania Eliasza, gdyż dusza dziecka powróciła do niego, i ożyło. Wówczas Eliasz wziął dziecko i zniósł z górnej izby tego domu, i zaraz oddał je matce. Następnie Eliasz rzekł: «Patrz, syn twój żyje».

Wówczas następuje drugi cud wskrzeszenia. A wtedy ta kobieta powiedziała do Eliasza: «Teraz już wiem, że naprawdę jesteś mężem Bożym i słowo Pana w twoich ustach jest prawdą».

To słowo Pana, nie magiczne sztuczki, czyni takie rzeczy.

Jaki mam kontakt ze słowem Pana?

Kiedy konkretnie ostatnio sięgnąłem sercem do słowa Pana? Nie jako czytacz, ale jako ktoś, kto sięga do tekstu napisanego przez Boga, ożywianego przez Niego. Słowo Pana, przyjęte z wiarą, czyni cuda. Ono rodzi wiarę, wzmacnia, ale potrzebuje też przyjęcia z wiarą i miłością.

Jak traktuję słowo Pana?

Następuje cud wskrzeszenia kobiety, jej wiary. Naprawdę jesteś mężem Bożym i słowo Pana w twoich ustach jest prawdą. Na słowo Pana – powie psalmista – powstały niebiosa. My w tej chwili uczestniczymy w łamaniu bochna chleba. Głoszenie słowa Bożego jest podawaniem bochna chleba, a homilia powinna być łamaniem tego chleba, żeby można było go przyjąć. Jak małym dzieciom nie daje się chleba w całości, ale trzeba go połamać, tak też jest i ze słowem. Łamiemy chleb, dzielimy się słowem. Jesteśmy zaszczyceni tym, że Bóg przemawia do nas w słowie, które jest władne wskrzesić w nas to, co umarło, co już cuchnie.

Co we mnie umiera?

Co jest martwe?

Słowo Boże zbawia. Już jesteście czyści dzięki słowu, które do was powiedziałem – mówi Jezus do swoich uczniów. Słowo zbawia. Często doświadczamy, że kiedy czeka nas bardzo trudna rozmowa, mamy z kimś coś wyjaśnić, chodzimy spięci, czekamy na jedno słowo, że ten człowiek mnie zrozumie. Wypowiedziane przez niego słowo sprawia, że ulga przychodzi do serca. Z takim nastawieniem powinniśmy wnikać w słowo Pana. To jest klucz do odkrycia, że to nie jest tekst przygotowany przez prezenterów TVN, to nie jest tekst z Przyjaciółki. To słowa Boga, który jest w nim żywo obecny. Jeśli słowo jest głoszone, to z naszej strony niezmiernie ważna jest postawa zasłuchania, postawa wiary, odkrycia tego, że słowo przyjęte i rozważone zmieni, ożywi moje życie.

Co, drogie siostry i drodzy bracia chrześcijanie, ostatnio jest sprawą, z którą sobie nie radzę?

Co to za martwota?

Bóg pyta, gdzie potrzebuję słowa zbawienia?

Obserwujemy pochód za pustymi słowami. Niektórzy mówią o inflacji słowa – więcej słów, niż pokrycia w czynach. Benedykt XVI, jeszcze jako kardynał, w rozważaniach o Eucharystii mówi tak: Musimy wreszcie przestać sądzić, że życie bez wiary jest piękniejsze, że lepiej wystawać bezczynnie na rynku, jak robotnicy, których szukamy dopiero w jedenastej godzinie. Musimy się uwolnić od urojenia, jakoby duchowa bezczynności była lepsza od życia słowem Bożym. Musimy na nowo nauczyć się tak żyć wiarą i ją afirmować, abyśmy znaleźli w niej radość, którą będziemy nieść nie dlatego, że inni kiedyś doznają szkody, że inni mogą nie być zbawieni, lecz z wdzięczności za nią i z chęci dzielenia się nią.

Życie bez wiary jest piękniejsze... Musimy przestać wreszcie sądzić, że tak jest. Bez wiary się nie da.

Słowo posyłane przez Pana zaskakuje tak, jak zaskoczyło Pawła – tego, który, jak sam przyznaje, z niezwykłą gorliwością zwalczał Kościół Boży i usiłował go zniszczyć.

Dzisiaj, staje przed nami i mówi: Oświadczam wam bracia, że głoszona przeze mnie Ewangelia nie jest wymysłem ludzkim. Nie otrzymałem jej bowiem ani nie nauczyłem się od jakiegoś człowieka, lecz objawił mi ją Jezus Chrystus.

To nie jest jakiś wykład, czytanka. To dar Jezusa Chrystusa, który prawdziwie przychodzi, prawdziwie przemawia.

Paweł przyznaje się: Słyszeliście przecież o moim postępowaniu ongiś (...). Gdy jednak spodobało się Temu, który wybrał mnie jeszcze w łonie matki mojej i powołał łaską swoją, aby objawić Syna swego we mnie, bym Ewangelię o Nim głosił poganom, natychmiast, nie radząc się ciała i krwi – nie roztrząsać tego po ludzku; ciało i krew w Biblii to również symbol tego, co ludzkie – ani nie udają się do Jerozolimy, do tych, którzy apostołami stali się pierwej niż ja, skierowałem się do Arabii, a później znowu wróciłem do Damaszku. Przynaglony koniecznością głoszenia słowa i dawania świadectwa.

Montatori, twórca potęgi medialnej we Włoszech – w jego wydawnictwie wyszła między innymi książka Przekroczyć próg nadziei – w Historia nawrócenia pewnego człowieka mówi, że w dziejach świata przyjdzie taki moment, że jak ktoś będzie mówił o Bogu, to ludzie zaczną płakać, bo tak będzie im Go brakować. Ksiądz Jan Twardowski dodaje, że Pan Bóg czasem odwraca się od świata, żeby świat zobaczył, jak to jest bez Niego, żeby niejako wyrzucił z siebie, zwymiotował to, czym żyje – tę pustkę.

Dlatego dziejące się wydarzenia – różne ataki, prześladowania, skandale w Kościele – nie są dane w innym celu, jak tylko dla refleksji. Św. Cyprian – cytowany w jednej z książek o. Wojciecha Jędrzejewskiego – w czasach przeokrutnych prześladowań chrześcijan za cesarza Waleriana, nie zajął się tym, żeby atakować prześladowców, mówić, jacy są bezduszni, szukać wrogów w Kościele. A kto nam taką nagonkę robi?... A dlaczego nam nagłaśniają tak tę sprawę?... Nie zajął się tym, tylko pytał: Co Bóg chce mi przez to powiedzieć?

Do czego mnie Pan wzywa przez to, co staje się ostatnio wstrząsem mojego życia?

Dlaczego się dzieje tak, jak się dzieje?

Pan przemawia przez swoje słowo i przez wydarzenia.

Paweł biegnie – później się przyzna: pochwycony biegnę, bym pochwycił – i głosi słowo Boże.

Czy przez moje obowiązki wykonywane w domu, w pracy, w szkole, przez moją solidność w podejściu do zwykłych okoliczności życia, głoszę słowo Boga, głoszę to, że moje życie należy do Chrystusa?

Nie chodzi o wielkie akcje. Liczy się prostota. Na próżno szukam Boga w święta, jeśli Go nie znajduję w codzienności.

Czy głoszę słowo Boga konkretami?

Żadne z pytań – tych, które się pojawiły i się pojawią – nie ma na celu oskarżenia nas. Bóg nie oskarża. Jeżeli one mają nami wstrząsnąć, to po to, żebyśmy byli jeszcze bardziej ulegli wobec Pana.

Trzecia bardzo istotna prawda, to eksplozja życia w Ewangelii. Jezus i Jego uczniowie, wraz z towarzyszącym Mu wielkim tłumem, spotykają się w bramach miasta zwanego Nain z konduktem pogrzebowym. Najprawdopodobniej jest wieczór, bo przepis żydowski mówi, że trzeba chować zmarłych po zachodzie słońca tego samego dnia. Jeżeli się tego nie zrobiło, ciało było splugawione. Mówi o tym czytana w tym tygodniu w liturgii historia Tobiasza. Tobiasz rzuca posiłek, by chować zmarłych. Jest umordowany wiernością temu przepisowi Prawa.

Mamy więc wieczór, który – jak mówią poeci – sprzyja refleksji i rozczuleniu. Całe miasto towarzyszy kobiecie. Ludzie wchodzą w jej położenie. Człowiek potrafi wejść w położenie drugiego, a Bóg? – Na jej widok Pan użalił się nad nią. Właśnie wynoszono umarłego, jedynego syna matki, która była wdową, która traciła wszystkie prawa.

Na jej widok Pan użalił się nad nią. Komentatorzy – egzegeci, bibliści – tłumacząc słowa: użalił się nad nią, odnoszą je do następującej sytuacji: Jest to określenie wzruszenia, jakiego doznaje mama, kiedy słyszy płacz swojego dziecka cierpiącego na jakąś nierozpoznaną chorobę. Mamy wiedzą, co to znaczy. Jak reaguje serce mamy słyszącej płacz dziecka cierpiącego na nieznaną chorobę?

Jezus użalił się, to znaczy – tak zareagował. To nie jest przelotny, dla kamer, uścisk kobiety, która przechodzi i lamentuje, bo chowa zmarłego syna... Zrobimy zdjęcie, będzie na pierwszą stronę... Nie dla kamer. Jezus wchodzi najgłębiej, jak się da, w sytuację tej kobiety.

Użalił się nad nią i rzekł do niej: «Nie płacz». Wstrząśnięty tym widokiem Chrystus mówi do niej: Wytrzymaj jeszcze z ufnością. Nie pozwól się teraz zmiażdżyć ufności. Wytrzymaj jeszcze.

Potem przystąpił, dotknął się mar. Św. Łukasz nagromadził tutaj wiele słów mówiących o niezwykle wstrząsającej, intensywnej, zaangażowanej pozycji Chrystusa wobec tej sytuacji. Czemu to ma służyć? Czy to zabieg czysto literacki? – Kiedy czytamy powierzchownie, to słowo nic do nas nie mówi. Nagromadzenie tylu czasowników: użalił się, rzekł, przystąpił, dotknął się, oddaje niezwykle mobilne, dynamiczne zaangażowanie Chrystusa w tę sytuację.

(...) a ci, którzy je nieśli, stanęli – zrozumieli, że się coś dzieje. «Młodzieńcze, tobie mówię, wstań. Wstań na słowo Chrystusa. Już nie ma żadnych gestów, jest słowo Chrystusa: Wstań! I młodzieniec wstaje, zaczyna mówić, wchodzi w życie. Jezus oddaje go matce.

Taka sytuacja – wskrzeszenia – nie jest obca dzisiejszym czasom. Słyszeliśmy zapewne o cudach o. Pio i słynnym wskrzeszeniu dziecka. Nie chodzi tylko o takie spektakularne akcje. Jedną z chwil w moim życiu, w której z pewnością Pan poruszył moje serce, przejął mnie wiarą w Jego żywą obecność, był pogrzeb. Poszedłem na niego niechętnie, z obowiązku – jako diakon zostałem wyznaczony z seminarium do asysty na pogrzebie. Umarła młoda dziewczyna, siostra nieznanego mi księdza. Można sobie wyobrazić nastawienie kogoś, kto idzie na pogrzeb z przymusu, z obowiązku. Pamiętam homilię księdza, który korzystając z podobnych słów Jezusa z Ewangelii o wskrzeszeniu Łazarza, powiedział: Łazarzu, mówię ci, wstań! I krzyczał: Gdzie jest ten Bóg, pełen miłości i miłosierdzia!? To słowo miało się spełnić! Gdzie jest ten Bóg!? Mówię ci, wstań! Za chwilę dodał: Kasiu, wstałaś. Jesteś teraz w najlepszych ramionach – w ramionach Ojca, który ci wszystko powyjaśnia.

My dobijamy się przez wiarę, jeszcze wszystkiego nie rozumiemy. To słowo wstań dotarło wówczas i do mnie. Słowo, które daje Pan, potrafi wskrzesić wiarę, a jeżeli wskrzesi w nas wiarę – jak mówi Benedykt XVI – jedyne światło w tym ciemnym świecie, to inaczej patrzymy na rzeczywistość. Głębiej. Potrafimy znosić problemy. Widzimy, że Bóg ich nie zabiera, ale daje siłę, aby przez nie przejść.

A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: «Wielki prorok powstał wśród nas i Bóg łaskawie nawiedził lud swój».

Czy modlimy się za proroków i o proroków dzisiejszego świata?

Czy modlimy się za biskupów, prezbiterów, diakonów?

Takich mamy głosicieli Bożego słowa, jakich sobie wymodlimy albo wyplotkujemy.

I rozeszła się ta wieść o Nim po całej Judei i po całej okolicznej krainie. Ta nowina dotarła i dociera także i do nas. Dociera nie po to, żeby ją schować, ale aby ją przyjąć i przekazywać dalej konkretami życia. We wczorajszym czytaniu anioł Rafał mówił: Ci bowiem, co dopuszczają się grzechu i nieprawości, są sami dla siebie wrogami. Wielu naszych braci i wiele sióstr stało się dla siebie wrogami, odrzucając słowo życia. Stajemy się dla siebie wrogami, kiedy wybieramy grzech. Jak powiedział jeden poeta, po zabiciu Boga człowiek staje się łupem dla siebie samego.

Słowo Pana ratuje, zbawia, oczyszcza, umacnia, daje nadzieję, ale – cytując obecnego Papieża, wówczas kardynała Ratzingera – nie wolno nam zapomnieć, że Bóg nikogo do zbawienia nie zmusza. On akceptuje wolność człowieka. Nie jest czarodziejem, który na zakończenie wszystko wymiecie i wprowadzi happy end. On jest prawdziwym Ojcem, Stwórcą, który szanuje wolność nawet wtedy, gdy ona go nie chce. Dlatego obejmująca wszystkich Boża wola zbawienia nie zakłada, że rzeczywiście wszyscy zbawienia dostąpią. Mamy władzę odmowy. Bóg nas kocha, trzeba nam tylko wykazać trochę pokory, by dać się kochać, ale musimy także stale zadawać sobie pytanie, czy nie wykazujemy zarozumiałości, która sama chce tego dokonać. Czy nie pozbawiamy człowieka – stworzenia i Boga – Stwórcy ich wielkości i godności przez to, że odbieramy życiu ludzkiemu jego powagę, a Boga degradujemy do roli czarodzieja i dziadka, dla którego wszystko staje się obojętne.

Mamy władzę odmowy i władzę przyjęcia słowa. Bóg nie jest czarodziejem ani dziadkiem, któremu wszystko jest obojętne. Oto połamał dla nas chleb – chleb słowa. Rozdał go. Zainwestował w naszą wolność. Daje swojego Ducha, abyśmy z tego pokarmu czerpali siły i pozwalali innym – żyjącym obok nas – również to czynić. Oby i do nas zostały skierowane słowa, które wypowiedział Eliasz do wdowy: Patrz, twoja wiara dziś ożyła.

Z Panem! –

ks. Leszek Starczewski