"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z XI niedzieli zw. "C" (17.06.2007)

Pokruszone serce

2 Sm 12,1.7-10.13; Ps 32: Ga 2,16.19-21; Łk 7,36-8,3

Jeżeli człowiek w szczerości serca uzna siebie za kogoś, kto rzeczywiście rani innych, gardzi Bogiem, zawsze może liczyć na działanie Bożego miłosierdzia. Zawsze!  Biada nam, kiedy zbyt lekko podchodzimy do miłosierdzia Pana. Żeby ksiądz mógł wypowiedzieć na koniec pięknej modlitwy rozgrzeszenia: Ja odpuszczam tobie grzechy, to – jak mówi św. Paweł w drugim czytaniu – Chrystus musiał oddać wszystko, musiał przelać krew, musiał dostać kijami, biczami, musiał przejść przez okrutną śmierć, żeby można było tak prostą formułę wypowiedzieć i wstać silniejszym.

Pan Bóg nie przepada za uogólnieniami. Nawet gdy gromadzi swoich wyznawców we wspólnotę, patrzy na nich z należytym szacunkiem, widząc każdego z osobna. Nie podchodzi schematycznie do ludzi czy grup społecznych. W każdym pragnie dostrzec człowieka stworzonego na obraz i podobieństwo Boga i odwoływać się do dobra, bo jedynie poruszone dobro może zmieniać serce człowieka.

Cechą Pana Boga, Jego przymiotem, którego nie sposób wypowiedzieć nawet w długim kazaniu, jest miłosierdzie, to znaczy najgłębsze, najczulsze poruszenie Serca, które sprawia, że pękają najtwardsze skały.

Przyjrzyjmy się zatem – w świetle Bożego słowa, które mamy zaszczyt rozważać – temu bardzo osobliwemu, pełnemu miłosierdzia i zaangażowania podejściu Pana Boga do każdego człowieka.

Najpierw widzimy króla Dawida, człowieka wysoko ustawionego w hierarchii społecznej. Pan przypomina mu dziś, że cokolwiek otrzymał, w jakikolwiek sposób został uhonorowany, to stało się to tylko z jednego powodu: z powodu samego Boga.

Ja namaściłem cię na króla nad Izraelem. Ja uwolniłem cię z mocy Saula – który chciał cię zlikwidować. Dałem ci dom twojego pana, a żony twojego pana na twoje łono, oddałem ci dom Izraela i Judy, a gdyby i tego było za mało, dodałbym ci jeszcze więcej.

Ustawiony wysoko w hierarchii władzy król słyszy te słowa w pewnym kontekście, to znaczy tuż po sytuacji, która miała miejsce przed chwilą. Dawid, opanowany przez próżność, uwodzi żonę swojego dzielnego wojownika Uriasza. Kombinuje i dopuszcza się z nią cudzołóstwa, a potem – moglibyśmy powiedzieć bardzo teologicznie, ale i życiowo – na podstawie mataczenia zła, jakim jest grzech, likwiduje Uriasza, a jego żonę wprowadza do swoich pałaców, jak gdyby nic się nie stało.

Skrywa to przed sobą i przed ludem, lecz nie ukryje przed Bogiem, który nie jest żądny krwi, ale pragnie szczerego, autentycznego serca.

Pan Bóg kocha Dawida. To przecież On go namaścił, usposobił do władzy. Daje mu czas na refleksję, a ponieważ się jej nie doczekuje, wpada na pomysł z posłaniem do niego proroka Natana. Ten przychodzi i opowiada królowi historię o bogaczu i biedaku. Bogacz miał mnóstwo owiec, potężne hangary bogactw, a biedak tylko jedną owieczkę, którą tak bardzo umiłował, że nawet sypiała w jego domu. Kiedy do bogacza przyjeżdżają na ucztę, żal mu zabijać zwierzęcia ze swojego stada, więc zabiera owieczkę biedakowi.

Dawid wpada w oburzenie, przerażenie. Wydaje sąd: Taki człowiek winien jest śmierci. Wówczas słyszy od Natana słowa: To ty jesteś tym człowiekiem.

Po tym wydarzeniu słyszymy to, co prorok Natan mówi do Dawida w imieniu Pana Boga.

Czemu zlekceważyłeś słowo Pana – pada tu definicja grzechu. Grzech to lekceważenie słów samego Boga. Nauczyliśmy się często mówić katechizmowo – dobrze, że znamy podstawowe reguły, powinniśmy je znać, ale posłuchajmy też innego zdefiniowania grzechu. Św. Augustyn powie bardziej dosadnie: grzech to pogarda Bogiem. Każdy grzech to pogarda Bogiem, życiem, które daje Bóg.

Zlekceważenie słowa Pana, wzięcie do ręki miecza, morderstwo, sprawia, że ono nie odstąpi od domu Dawida. Nie będzie tak, że ten dom zostanie zlikwidowany, ale ponieważ król zaprosił morderstwo do swojego domu, będzie ponosił tego konsekwencje.

Dlatego właśnie miecz nie oddali się od domu twojego na wieki, albowiem Mnie zlekceważyłeś, a żonę Uriasza Chetyty wziąłeś sobie za małżonkę.

Mnie zlekceważyłeś, pokochałeś bardziej rozkosz niż Boga. Św. Paweł powie do Tymoteusza, że nadejdą takie czasy, że ludzie będą bardziej miłować rozkosz niż Boga, będą uprawiać pozory pobożności, a wyrzekną się jej mocy.

Pierwsze przesłanie z tego tekstu dla nas, chcących go rozważać i wejść głębiej, to bardzo wyraźne nazwanie po imieniu naszych zachowań, kiedy uwikłamy się w grzech. Jesteśmy świetnymi sędziami, profesjonalistami, jeżeli chodzi o sądzenie innych. Człowiek, który zabrał owieczkę biednemu, jest winien śmierci – mówi Dawid. Jak często nam się zdarza bezlitośnie osądzać innych – w plotach, w obgadywaniu, w obrzydliwych oszczerstwach, pomówieniach, pochopnych sądach. Ileż razy nasz język odmawia nam posłuszeństwa, jest narzędziem torturowania innych ludzi, mieczem, którym można kogoś zabić – zabić duchowo.

Mamy zatem pierwsze ostrzeżenie i pierwsze pytanie: Czyim sędzią byłem ostatnio?

Kto jest na celowniku moich rozmów, słów, sądów?

Słowo Boże pyta nie po to, żeby nas pognębić, ale oczyścić. Jesteście czyści – mówi Jezus – dzięki słowu, które do was wypowiadam.

Jest też druga wypływająca stąd nowina. Dawid po wysłuchaniu słów proroka mówi do Natana: «Zgrzeszyłem wobec Pana». Natan odrzekł Dawidowi: «Pan odpuszcza ci też twój grzech, nie umrzesz».

Między jednym i drugim nastąpiło pęknięcie serca. Pokruszone serce. Serce Dawida zostało roztrzaskane w pył. Posklejać je może tylko Bóg.

Jeżeli człowiek w szczerości serca uzna siebie za kogoś, kto rzeczywiście rani innych, gardzi Bogiem, zawsze może liczyć na działanie Bożego miłosierdzia. Zawsze!

Biada nam, kiedy zbyt lekko podchodzimy do miłosierdzia Pana. Żeby ksiądz mógł wypowiedzieć na koniec pięknej modlitwy rozgrzeszenia: Ja odpuszczam tobie grzechy, to – jak mówi św. Paweł w drugim czytaniu – Chrystus musiał oddać wszystko, musiał przelać krew, musiał dostać kijami, biczami, musiał przejść przez okrutną śmierć, żeby można było tak prostą formułę wypowiedzieć i wstać silniejszym.

Skruchą, skruszonym sercem Bóg nie pogardzi. Sercem skruszonym nie pogardzisz, Boże – powie Dawid, który padnie przed Bogiem w proch i będzie się modlił słowami niezwykle ujmującego Psalmu 51: Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości. Znajdź dla mnie jeszcze łaskawość. Obmyj mnie zupełnie z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego! Uznaję bowiem moją nieprawość. Tylko przeciw Tobie zgrzeszyłem i uczyniłem, co złe jest w Twych oczach. Ale zmiłuj się nade mną!

Na taką postawę człowieka – nawet tego, który często bezlitośnie sądzi – na uznanie swojego grzechu, Bóg reaguje przebaczeniem.

Bóg podchodzi do Dawida bardzo osobliwie. Nie wpada w schemat – zgrzeszył, zrzucić go z tronu. Nie. Dawid zostaje i nie umrze za ten grzech. Mało tego, Bóg okaże tak wielkie miłosierdzie, że nie będzie się wstydził i nie odwoła słów, które wypowiedzą ludzie pod adresem Jego Syna: Witaj, Synu Dawida.

Co może się stać z człowiekiem rzeczywiście przeżywającym skruchę? Jak zmienia się jego życie, kiedy jest autentycznie poruszony przez ból serca? – Nie zapomnę widoku przy konfesjonale, kiedy przyszedł człowiek obciążony grzechem. Gdy chwycił stułę, tak drżały mu ręce, że właściwie chodził cały konfesjonał. Nie trzeba było pytać, czy żałuje.

Tak poruszone serce, które wcześniej uświadamia sobie winę, znajduje czas na przemyślenie i refleksję, słucha proroków wysyłanych przez Pana – a powiedzmy sobie uczciwie, że najwięcej mają nam do powiedzenia ludzie depczący nam po piętach. Nie ci, którzy głaszczą nas na śmierć, ale ci, co depczą nam po piętach, denerwują nas, mówią nam o cechach, jakich nie zaakceptowaliśmy w sobie.

Osobliwe podejście Boga do Dawida to dla nas nie tylko informacja historyczna – rozważyliśmy sobie sytuacje Dawida, wszystko pięknie... To jest wezwanie, pytanie do nas.

Na ile jestem sędzią?

Na ile przyznaję się przed Bogiem do grzechu bez przysłowiowego owijania w bawełnę, bez uciekania się do stwierdzenia: nie zabiłem, nie zgrzeszyłam ciężko, nie kradnę, co ja mam za grzechy?...

Zdarzyło się kiedyś, że jeździłem do chorych z Panem Jezusem w sakramentach. Był w domu przy chorym pewien człowiek, sam też schorowany. Proponowałem, aby przy tej niebywałej okazji, gdy przyjeżdża sam Chrystus obecny w sakramentach, skorzystał ze spowiedzi. – A co ja mam za grzechy?... Wyjdę tylko do sklepu i wrócę... – Pismo Święte ustami św. Pawła mówi, że wszyscy zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej. Wtedy żył jeszcze Sługa Boży Jan Paweł II, więc tłumaczę: Ojciec Święty spowiada się często, co dwa tygodnie. – A, bo on dużo jeździ... Jak jeździ, to tu coś powie, tam coś powie... – Ręce opadają, ale jest to dla nas bardzo ważny i poważny sygnał. Informacja, że człowiek ma władzę odmowy Bogu przyjęcia Jego miłości. Ma również władzę okłamywania siebie. Co ja mam za grzechy... Jeżeli mówimy, że nie mamy grzechu – mówi św. Jan – oszukujemy siebie, a Boga czynimy kłamcą, bo posłał swojego Syna, który nie tylko opowiadał o tym, jak dobry jest Ojciec, ale oddał życie dlatego, że człowiek sam z grzechem sobie nie poradzi.

Druga bardzo istotna scena pojawiająca się dzisiaj w Bożym słowie to spotkanie, na które zaprosił Jezusa jeden z faryzeuszów. To znamienne, że Ewangelista Łukasz nie kataloguje faryzeuszów jako jednej grupy, w której są wszyscy źli, sformalizowani. Nie. Dostrzega poruszenia serca niektórych z nich i nie mówi o nich ogólnie.

Jeden z faryzeuszów zaprosił Jezusa do siebie na posiłek. Był już w zażyłej relacji z Nim.

Obserwujemy sytuację niezwykłą, której człowiek nie jest w stanie pojąć i zrozumieć, jeżeli ma chłodne serce, jeżeli patrzy na zegarek, jeżeli dłużej nie potrafi zatrzymać się w niedzielę przy Panu – więcej czasu poświęca na przykład oglądaniu telewizji. Nie pojmie tego człowiek o chłodnym sercu. Chodzi mianowicie o zachowanie kobiety, którą św. Łukasz jednoznacznie określa jako tę, która prowadziła w mieście życie grzeszne. Dowiedziała się, że Jezus jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowy olejku i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać.

Nie pojmie tego ktoś, kto nie ma serca gorącego miłością. To są zachowania, których się nie zrozumie bez klucza miłości.

Wzruszona, znająca w mieście opinię na swój temat, wiedząca o tym, że wpadła w grzech, że jest porzucona, że okazało się, że grzech jej nie uszczęśliwia, przychodzi i w tym głębokim poruszeniu serca nie potrafi nawet wypowiedzieć słowa, ale mówi bardzo dużo nie używając słów. Każdy gest jest ogromnym przesłaniem, symbolem, przez który nie przebije się ktoś, kto sam siebie uważa za wspaniałego, kto porównując się z innymi, stawia siebie w pozycji wygranej. Nie pojmie tego człowiek, który wpadł w schematyzm, przyzwyczaił się do swojej wiary i nie widzi w niej żywego Boga.

Faryzeusz w tej zażyłej, serdecznej relacji z Jezusem nie tyle Go osądza, co wręcz nawet usprawiedliwia – jest Nauczycielem, ale gdyby był Prorokiem, to na pewno by nie pozwolił tej kobiecie na takie rzecz, bo wiedziałby, kim ona jest....

Jezus zawsze obiera taką strategię, że nie mówi wprost, tylko uruchamia myślenie przez obraz, aby zaangażować serce swojego rozmówcy. Teraz opowiada przypowieść o wierzycielach. Jeden ma do oddania wielki dług, drugi mniejszy. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom. Który więc z nich będzie go bardziej miłował»? Szymon odpowiedział: «Sądzę – przypuszczam, takie jest moje przekonanie – że ten, któremu więcej darował». «Słusznie osądziłeś». Mamy tę intuicję.

Potem zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi – przypatrzmy się jeszcze raz temu, co zrobiła owa kobieta, przypatrzmy się każdemu gestowi – Wszedłem do twego domu, a nie podałeś mi wody do nóg – twoim gestom też się przyglądamy – ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś mi pocałunku; a ona odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich. Dokładniejsze tłumaczenie mówi: Nie przestaje zasypywać Mnie pocałunkami. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje nogi. Widzisz, Szymonie, jak działa miłość? Czy widzisz, Szymonie, że nie chodzi tylko i wyłącznie o to, by sobie powiedzieć: spełniam przykazania, modlę się, nie zabijam, nie cudzołożę? Widzisz to, Szymonie?

Pytamy też siebie samych, drogie siostry i drodzy bracia: Czy my widzimy, że nie chodzi tylko o odstanie, odsiedzenie Mszy Świętej? Że nie chodzi o zaliczenie spowiedzi? Że za tymi, często niezrozumiałymi gestami, obrzędami, kryje się niezwykle intensywna, zaangażowana miłość Boga, bez której nie będzie szczęścia i ani prawdziwego pokoju serca?

Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo ukochała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje. Komu mało się odpuszcza? – Temu, kto mało swoich grzechów uznaje.

Do niej zaś rzekł: «Twoje grzechy są odpuszczone». Na to współbiesiadnicy zaczęli mówić sami do siebie: «Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza»?

On zaś rzekł do kobiety: «Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju». Idź, doświadczaj pokoju. Idź, doświadczaj tego, co znaczy dać Bogu serce, a nie przepisy, nie formalność. Doświadczaj tego, co znaczy przeżyć Mszę Świętą z pełnym zaangażowaniem serca. Doświadczaj tego pokoju, smakuj go, bo go bardzo potrzebujesz, bo – powiedzmy dalej za Jezusem, który mówi w innym miejscu – świat nie da wam pokoju. Świat tego nie umie. Świat się często wygłupia, popisuje, imituje pokój, oszukuje pozornym pokojem. Chwila przyjemności... Bóg daje pokój dotykający najgłębszych pokładów serca.

«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju».

Jezus, nie zrażając się opiniami innych, dalej wędruje – jak mówi dalsza część dzisiejszego fragmentu – przez miasta i wsie, i głosi Ewangelię o działaniu Boga. A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które uwolnił od złych duchów i od słabości.

Jezus dalej idzie przez świat. Drogie siostry i bracia, dotarł także i do nas. Jest obecny w tej chwili. Może ukryty za niezrozumiałymi gestami, znakami, ale prawdziwy, pełen mocy. Nie może się już doczekać, aby dać ją nam na następny czas naszego życia. Chłodne serce minie się z tą mocą. Serce zaangażowane pragnieniem Boga i tęsknotą za Nim nie rozczaruje się.

«Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza»?

Kim jest dla ciebie, droga siostro i drogi bracie, Chrystus ukryty, ale prawdziwie obecny w Eucharystii? Nie przychodzi po to, by nas zarzucić oskarżeniami, popisami moralizatorskimi, powytykać nam grzechy i powiedzieć: Idźcie, jesteście przeklęci! On nazywa rzeczy po imieniu, słucha skruszonego serca i wypuszcza je wolno pełne pokoju, który może dać tylko On.

Panie Jezu, dziękujemy Ci za Dobre Słowo. Porusz nasze serca, aby odpowiedziały miłością na Twoją miłość i zaczerpnęły czystej wody zbawienia, aby zaczerpnęły siły do niełatwego przecież życia – życia, które nikogo nie rozpieszcza.

W mocy miłości Pana pozdrawiam – ks. Leszek Starczewski.