"Dzielmy się Dobrym Słowem" - ze środy XVIII tyg. zw. "I" (8.08.2007)

Jean Colombe, Kobieta kanenejska, ---. Połączono ze stroną: Christus Rex - http://servus.christusrex.org/www2/berry/DB-f164r.jpgNiech ci się stanie,

jak mówisz

Lb 13,1-2a.25 - 14,1.26-29.34-35; Ps 106; Mt 15,21-28

Niezbadane są drogi, którymi Pan prowadzi, przychodzi i objawia swoją wolę. Chce, abyśmy za Nim podążali i trzymali się Go przez wiarę, ufając, że nic nie dzieje się przypadkowo, każde wydarzenie ma jakiś sens. Pragnie, byśmy dochowali Mu ufności zarówno wtedy, gdy wydaje się, że wszystko się już układa, jak i wtedy, kiedy czujemy się odtrąceni i zapomniani przez Niego. Apeluje o upór. Miłe jest Mu natręctwo zbliżające do Niego, natomiast obmierzłe jest Mu trwanie w swoich przekonaniach, które zamykają nas na Jego obecność i czynią z naszego życia jedną wielką parodię usłaną egoizmem. Przyjrzyjmy się tym dwóm rzeczywistościom: jednej miłej Sercu Pana, czyli prowadzącemu do Niego natręctwu, i drugiej, czyli oporowi sprawiającemu, że parodiujemy, a nie naśladujemy Jego styl życia.

Panie, który wędrujesz przez czas i żywo obecny posyłasz swego Ducha, aby nas prowadzić po Twoich śladach, zdobądź i teraz nasze serca. Daj nam łaskę zasłuchania, chęć rozważenia Twego słowa i przejęcia się nim tak dalece, że stanie się ono konkretnym czynem. Stanie się ciałem.

Niezbadane są drogi, którymi Pan prowadzi, przychodzi i objawia swoją wolę. Chce, abyśmy za Nim podążali i trzymali się Go przez wiarę, ufając, że nic nie dzieje się przypadkowo, każde wydarzenie ma jakiś sens. Pragnie, byśmy dochowali Mu ufności zarówno wtedy, gdy wydaje się, że wszystko się już układa, jak i wtedy, kiedy czujemy się odtrąceni i zapomniani przez Niego. Apeluje o upór. Miłe jest Mu natręctwo zbliżające do Niego, natomiast obmierzłe jest Mu trwanie w swoich przekonaniach, które zamykają nas na Jego obecność i czynią z naszego życia jedną wielką parodię usłaną egoizmem.

Przyjrzyjmy się tym dwóm rzeczywistościom: jednej miłej Sercu Pana, czyli prowadzącemu do Niego natręctwu, i drugiej, czyli oporowi sprawiającemu, że parodiujemy, a nie naśladujemy Jego styl życia.

Najpierw staje przed nami Mojżesz, który z rozkazu Pana wysyła ludzi do Kannaanu. Chce, aby ten kraj został zbadany i opisany przez przednią straż – przez awangardę. Zbliżała się pora wkroczenia na ten teren. Po czterdziestu dniach zwiadowcy wracają, stają przed Mojżeszem, Aaronem i całym ludem. Składają sprawozdanie. Przynoszą to, co zdołały zapisać w sercach ich oczy.

«Udaliśmy się do kraju, do którego nas posłałeś. Jest to kraj rzeczywiście opływający w mleko i miód, a oto jego owoce. Jednakże lud, który w nim mieszka, jest silny, a miasta są obwarowane i bardzo wielkie. Widzieliśmy tam również Anakitów. Amalekici zajmują okolice Negebu; w górach mieszkają Chetyci, Jebuzyci i Amoryci, Kananejczycy wreszcie mieszkają nad morzem i nad brzegami Jordanu».

Opis istotnie oddaje rzeczywistość. Możliwe, że nie ma tam przebarwienia. Mleko i miód zapowiadają perspektywę pomyślności, dobrobytu, doczesnych zabezpieczeń. Nawiasem mówiąc, jeden z mędrców twierdzi, że dobrobyt to ideał świń. Ale w Kanaanie znajdują się też przeszkody, bo świat składa się i z tego, co sprawia, że chce się żyć, jak i z tego, co nas zraża, stanowi przeszkodę. Zwiadowcy relacjonują zatem, co zobaczyli. Budzi to w sercach słuchaczy niemały zamęt, wręcz niepokój. Zapomnieli, kto prowadzi ten lud.

Występuje jeden z ludu – Kaleb – o którym psalmy mówią, że zapisał się w historii Izraela bardzo chlubnie, bo potrafił iść pod prąd. Nie krakał, jak wszystkie wrony, tylko przedstawił rzeczywistość tak, jak powinien, odnosząc wszystko do Boga, który nad czuwa nad całością.

«Trzeba ruszyć i zdobyć kraj, na pewno zdołamy go zająć». Lecz mężowie, którzy razem z nim byli, rzekli: «Nie możemy wyruszyć przeciw temu ludowi, bo jest silniejszy od nas». Jawna kpina i powiedzenie Panu Bogu, że jest kompletną niedojdą. Że w swych planach jest całkowicie roztrzepany. Nie uwzględnia tego, że ludzie się boją i – we własnej opinii – nie są w stanie pokonać piętrzących się przeszkód. Jest to policzek dany Bogu. Szemranie kryjące rzeczywistość buntu charakteryzuje obecny stan prowadzenia ludu izraelskiego. Traktują Pana Boga jak niedojdę. Ja sobie nie radzę z pewnymi strachami, różnymi problemami i zranieniami, to On też sobie nie poradzi. Jest taki sam, jak ja, bo mój Bóg, to jest mój obraz i podobieństwo. Gdyby takie rzeczywistości zdarzały się raz, dwa, trzy razy, tysiąc... Ale one weszły już w manierę ludu. Wpisały się w jego opór wobec Boga. W rzeczywistości cudownych znaków, wobec takich dobrodziejstw jak przejście przez Morze Czerwone, manna, przepiórki, lud zamiast codziennie na kolanach trwać i dziękować Bogu, że jest tak prowadzony, to rozkapryszony i zmanierowany wchodzi w opór. I tu zaczyna się problem, bo jeżeli serce jest oporne, staje się zatwardziałe, staje się skałą.

Ze strony ludu pojawiają się dodatkowe komentarze, bo jak tu nie dodać swojej wersji. Powiedzieć coś jednej osobie, puścić to dalej, zabawić się w głuchy telefon i wychodzi z tego rzeczywistość nieoczekiwana i przekaz niezamierzony.

Izraelici widzą od razu olbrzymów, Anakici pochodzą od olbrzymów, a w porównaniu z nimi wydaliśmy się sobie jak szarańcza i takimi byliśmy w ich oczach. Dolewamy oliwy do ognia. Ta rzeczywistość jest nie tylko specyfiką narodu izraelskiego będącego w drodze, ale każdego z nas. Szczególnie wtedy, gdy – jak mówi psalmista – mnożą się niepokoje. Psalmista dodaje: Twoja pociecha orzeźwia mą duszę. Natomiast gdy człowiek zamyka się tylko we własnym punkcie widzenia, wyolbrzymia sprawę. Strach ma wielkie oczy. Wszędzie widzi zło. Ale wtedy nie ma szans, żeby zobaczył dobro. Zło jest i trzeba je nazwać po imieniu, ale nie ma go wszędzie. To, że huczy, dudni, tłucze się, nie znaczy, że jest zwycięskie. Sam krzyk nie jest kryterium zwycięstwa. Zależy jeszcze, jaki krzyk. Bo może pochodzić z rozkazu Boga – trąby jerychońskie roztrzaskały mury i wszystko było jasne. Sam huk jeszcze nie świadczy o sile. Balon urósł, że aż strach, przebrał miarę, no i trach! Można powiedzieć, że naród izraelski nadmuchał balona i zrobił się w balona. Często nam się to też zdarza. Szczególnie wtedy, gdy jak kura rozgrzebujemy wszystko, co w nas jest – strachy związane z przyszłością, obawy, jak to będzie dalej. Zaczynamy rozgrzebywać. To nie podoba się Panu Bogu i na to zgody z Jego strony nie będzie. A ponieważ, jak wiemy, Jego mądra miłość dostosowuje się do sytuacji osoby kochanej i chce przemawiać do narodu izraelskiego, dlatego też dopasowuje konsekwencje, jakie mają spaść na tych, którzy szemrzą, którzy weszli w opór, zatwardziałość serca. Nie tych, którzy mają trudności z uwierzeniem. Kto ich nie ma? Trudności z uwierzeniem, że Pan mnie uzdrowił, może mieć każdy. Ale jak się robi z tego bożka – nie uzdrowi, nie pokona, nie wyprowadzi... – to tu jest poważny problem. Nie ma taryfy ulgowej, którą często chcielibyśmy zdobyć. Zajęcie się sobą jest tu tak dalekie, że stanowi opór w dopływie łaski.

Pan dzieli się z Mojżeszem i Aaronem odczuciami swego serca: «Jak długo mam znosić to przewrotne zgromadzenie szemrzące przeciw Mnie?» Lud wychodzi z założenia: Boże, baw mnie! – Pan Bóg chce zbawić, a nie bawić. – Daj mi jakieś nowe wrażenie. Znużyłem się. Nie pasuje mi to, że mam trwać dalej. – Nie ma zgody na to.

Przewrotność serca jest poważną przeszkodą w dopływie łaski. Oczywiście dla Boga nie ma nic niemożliwego. I przewrotność da się przekręcić. I skałę da się zmiażdżyć. Ale trzeba się trochę natłuc.

Jak Pan Bóg zabiera się za rozkucie tej skały? – Słyszałem szemranie Izraelitów przeciw Mnie. Powiedz im: "Na moje życie - mówi Pan - postąpię z wami według słów, któreście wypowiedzieli przede Mną. Jeżeli tak bardzo pragniecie, abym was nie uzdrowił, jeżeli tak bardzo wyolbrzymiacie spotykające was problemy, proszę bardzo. Jeżeli już nie ma sposobu, żebym was poprowadził, bo nie chcecie i sami jesteście dla siebie najlepszym rozwiązaniem – proszę bardzo. Zatem postąpię z wami według słów, któreście wypowiedzieli przede Mną. To zdanie przyda nam się w drugiej części rozważań, bo podobnie zareaguje Chrystus na zaczepki Syrofenicjanki.

Powiedz im: "Na moje życie - mówi Pan - postąpię z wami według słów, któreście wypowiedzieli przede Mną. A co wypowiedzieli? – Poprowadzisz nas, na pewno dasz radę. Pokazałeś to, Boże. Ty nie możesz kochać na chwilę. To nie jest wakacyjna miłość. To nie chwilowy zachwyt. To nie jest pocieszenie, na które udało się załapać. To trwa wiecznie. Twoja miłość jest wieczna. – Nie. Nie tak powiedzieli. Wyolbrzymili problemy. One były. Pan Bóg nie kwestionuje problemów. One były, ale nie w tych wymiarach, w których Izraelici je przedstawiali.

Trupy wasze zalegną tę pustynię. Wy wszyscy, którzy zostaliście spisani w wieku od dwudziestu lat wzwyż, wy, którzyście przeciwko Mnie szemrali, na pewno nie wejdziecie do kraju, w którym uroczyście poprzysiągłem wam zamieszkanie, na pewno nie wejdziecie, z wyjątkiem Kaleba, syna Jefunnego, i Jozuego, syna Nuna. Poznaliście kraj w ciągu czterdziestu dni; każdy dzień teraz zamieni się w rok i przez czterdzieści lat pokutować będziecie za winy, i poznacie, co to znaczy, gdy Ja się oddalę. Ja, Pan, powiedziałem!

Bardzo mocne słowa, ale sprawy doszły już do tego. Nie ma innego sposobu. Co im powiedzieć? – Kocham was? Bóg cię kocha, narodzie izraelski. Pan cię dotknął. Cudownie jest spotkać się przy Panu. – To już nie działa. Zużyło się. Trzeba wstrząsu. I wstrząs będzie.

Stając przed Panem na tym etapie rozważań, warto wycałować Go modlitewnie za każdą trudność, z którą do nas przyszedł. Za każdy sposób, który nie był naszym sposobem. Trzeba zrobić przegląd życiowych wydarzeń z ostatnich lat i dziękować Mu. Niewykluczone, że jest to klucz do otwarcia łaski, a nie ciągłe utyskiwanie, kręcenie, narzekanie. Dziękować Mu za trudne łaski i jednocześnie prosić: Panie, pod wpływem Twego słowa proszę, pokaż opór mojego serca. Pokaż olbrzymów, których zaprosiłem do swojej fantazji, wyobraźni, planów na przyszłość, do przeszłości, do zranień.

Zadajmy sobie pytania: Na ile dziękuję za trudne łaski? Jak wyglądają moje olbrzymy? Jak wyglądały podszepty, szemranie złego we mnie w kontekście moich trudności? Nazwij to po imieniu. Idź do olbrzymów – nawet z procą i kamieniem, jak Dawid do Goliata. Chwyć olbrzyma. Jednocześnie całując modlitewnie Pana za trudne łaski, podziękujmy Mu również za czas, kiedy dał nam poznać, co to znaczy, gdy się oddalił.

Potrzebujemy wołania o odkrycie oporu w naszym sercu. Tego oporu zamykającego nas na sobie. Podejrzane są odpowiedzi ogólnikowe. Pożądane konkrety. Nie zbywaj Pana ogólnikami. Nie traktuj siebie ogólnikami. Daj czas na dopływ łaski w tych miejscach, w których nazwiesz po imieniu olbrzymy. Dziękuj za czas, w którym Pan pozwolił doświadczyć, co to znaczy, gdy się oddalił.

Zaprawdę w ten sposób postąpię z tą złą zgrają, która się zebrała przeciw Mnie. O swoim ludzie Pan tak mówi. Zła zgraja. Często jesteśmy złą zgrają.

Psalmista podpowiada ludowi, co trzeba zrobić. Przebacz, o Panie, swojemu ludowi. Grzeszyliśmy z naszymi ojcami, popełniliśmy nieprawość, żyliśmy występnie. Szybko zapomnieli ojcowie o Jego czynach, nie czekali na Jego radę. – Sam sobie poradzę... – Pożądaniem pałając na pustyni wystawiali tam Boga na próbę. Zapomnieli o Bogu, który ich ocalił. Postanowił ich zatem wytracić, gdyby nie Mojżesz, Jego wybraniec; on wstawił się do Niego, aby gniew Jego odwrócić, aby ich nie zniszczył.

Boisz się, droga siostro i drogi bracie, wchodzić w te olbrzymy, boisz się tam grzebać? Boisz się nazwać je po imieniu? Boisz się, że Bóg cię nie wysłucha? – Proś Mojżesza, proś wspólnotę, proś innych o modlitwę. Sam trwając, proś innych o modlitwę.

Nie chodzi o to, żeby za wszelką cenę znaleźć w sobie opór. Ale nie chodzi też o uniknięcie za wszelką cenę konfrontacji z pytaniem wypływającym z Bożego słowa. Opór zamykający na sobie jest jednym z najniebezpieczniejszych, jaki może się pojawić, bo eliminuje Pana, bo czyni bóstwo z naszych zranień, grzechów, trudności.

Jest też na szczęście rzeczywistość druga, bo gdybyśmy tylko przejechali w tej karocy po łące, na której rosną piękne kwiaty Bożego słowa i widzieli jedynie chwasty, surowe widoki, to nie byłoby wszystko. Słowo Boże oszacuje straty, oszacuje teren serca, ale także naniesie poprawki. Da nadzieję. Nie od razu to następuje, bo łatwizna spłyca. Trudność natomiast utrwala.

Jezus w swoim dążeniu do objawienia działania królestwa Bożego w świecie, rusza w okolice Tyru i Sydonu. To obrzeża Palestyny. Izraelici żywili przekonanie, że tam mieszka lud pogański. A z poganami się nie gada. Z tego terenu wybiega kobieta i krzyczy za Jezusem: «Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida!» Z pewnością coś już o Nim słyszała, skoro porusza się w terminach biblijnych: Synu Dawida.

«Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha». Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Nasze obrazy Pana Jezusa ukazują, że On od razu reaguje, rozpieszcza, nie czeka, przytula, pociesza. Takie lepiej zapamiętujemy. Te, kiedy bierze ludzi na dystans – tak jak wziął na dystans Marię i Martę, kiedy Łazarz konał – są dla nas średnio wygodne. Chcielibyśmy, by Pan Bóg był taki, jak nasze wyobrażenia o Nim. Tymczasem On jest taki, jak się przedstawia w słowie Bożym.

Jezus nie odzywa się ani słowa i w tym jest sposób. Daje poznać, co to znaczy, gdy się oddala, chociaż w rzeczywistości tam zmierza, jest blisko. Nie odzywa się ani słowa. Odzywają się natomiast uczniowie bardzo zatroskani o kondycję fizyczną Jezusa. Nie miał czasu, żeby zjeść ani odpocząć. Ciągle w ruchu. Aktywnie nauczający o działaniu Boga. Uczniowie przejęli się Jezusem. Nie jest tak, że nie chcą udzielić dostępu do Jezusa proszącym o pomoc. Przeciwnie – chcą, aby ten dostęp był, ale troszczą się też o ziemską, fizyczną stronę Jezusa. Odpraw ją, bo krzyczy za nami.

Jezus mówi, jak jest na tym etapie Jego nauczania: z poganami nie chce mieć do czynienia. W tym też jest sposób. Wpisuje się w myślenie Izraelczyków, którzy nie chcieli kontaktu z poganami. Jezus pragnie uchwycić serca Izraelczyków, wchodzi w ich mentalność. Wykorzystuje to. Na razie tak. Nie idźcie do pogan – powie. A potem: Posyłam was na cały świat. Stopniowo.

Nawiasem mówiąc, gdyby przyjrzeć się zewangelizowanym terenom naszego serca, trzeba by przyznać, że wiele jest jeszcze w naszym myśleniu i działaniu terenów pogańskich. Warto byłoby uznać, że jest w nas wiele najzwyklejszego w świecie pogaństwa, zabobonu, wróżkomanii, enteromanii. Enteromania to automatyzm w kontaktach z Panem Bogiem: naciskam enter i coś mi wyskakuje od Pana Boga. Tak nie ma.

Mamy więc dystans, oddalenie. Jezus stopniowo objawia Boga. Wtedy przychodzi kobieta. A ona przyszła, upadła przed Nim i prosiła: «Panie, dopomóż mi». Nie daje za wygraną. Jezus korzysta z obrazu oddającego mentalność Izraelczyków. Poganie to psy. «Niedobrze jest brać chleb dzieciom i rzucać psom». Niesamowite i niebywałe jest to, jak kobieta pragnie pomocy. Nic nie jest w stanie odciągnąć jej od osiągnięcia celu, czyli uzyskania pomocy. Nawet oschłość, dystans i milczenie Jezusa. Warto pytać o nasze kontakty z Panem. Zapytajmy siebie, w których momentach rezygnujemy i wyłączamy zasilanie modlitewne. Do jakiego momentu doprowadzamy łaskawie modlitwę z Panem, a w którym się wyłączamy? Pytanie wypływające ze słowa Bożego: Gdzie wyłączamy się z modlitwy?

Od liceum towarzyszy mi pewien obraz: czasem wstajemy od modlitwy trzy minuty za wcześnie. Trzy minuty i łaska spływa. Kobieta nie daje za wygraną. Jak wdowa, która chodziła za sędzią. Chodzi, aż wychodzi. Modlę się, aż wymodlę? Skonfrontujmy się z Bożym słowem: gdzie wyłączam się z dialogu z Panem? Gdzie doświadczając oschłości, słysząc nawet: oddal ją, po coś tu przyszła, idź mi stąd – zniechęcam się? Słyszę takie rzeczy: Po co ty tam idziesz? Wewnątrz i na zewnątrz. Daj sobie spokój... W których momentach się wyłączam? Potrzebna jest konkretna odpowiedź. Gdy jej udzielimy, mamy szansę poddać te miejsca pod działania Ducha Świętego, aby zaczął je porządkować.

A ona odrzekła: «Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołu ich panów». Masz rację, Jezu. Powinieneś mnie mieć na dystans. Masz rację, Jezu. Nie zasługuję na żadną łaskę. Ale o nią proszę. Nawet okruszek. I tu nie chodzi o teatr na modlitwie. Nie chodzi o ksero tych słów, chociaż przydałoby się. Chodzi o oddanie stanu, w którym jestem i tej rzeczywistości moich problemów, którymi żyję albo ledwo żyję.

Panie, sprawa jest jasna. Przy moich fochach, mojej interpretacji rzeczywistości, przy moich oględzinach życia – przeszłego, teraźniejszego i przyszłego – przy moim podejściu do Ciebie, już dawno nie powinno mnie być. Jestem dzięki Twojej łasce. Chcę uczyć się pokornie wpatrywać w Ciebie i iść dalej. Nie poniżać się. Nie miotać i pogardzać sobą, ale uznać: Tak, Panie, daj kruszynkę. Jestem Twoją kruszynką. Chcę nią być.

Wtedy Jezus jej odpowiedział: «O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz». Niech ci się stanie, jak mówisz. Od tej chwili jej córka została uzdrowiona. A co się stanie w chwili, kiedy Pan powie i nam: niech ci się stanie według twojej modlitwy. O co proszę?

Pan kierując do nas te słowa, wypowiada je z nadzwyczaj aktywną mądrością. Oczekuje od nas czujności, przejęcia się tym słowem, wejścia w nie – nie po to, by się katować, ale by nim żyć, skonkretyzować miejsca, w których natychmiast potrzebny jest Duch Święty. I tego Ducha daje. Tym Duchem nas inspiruje, ożywia, tym Duchem nas karmi, bo przecież rozważając słowo Pana, wchodzimy w komunię z Duchem Świętym. Tym słowem chce nas dalej prowadzić. Pragnie, abyśmy z tym słowem się skonfrontowali. Abyśmy zmierzyli się ze światem Bożej dobroci i mądrości. Nawet będąc kruszynką. Tak bardzo kochaną kruszynką. Wpisaną w Jego Serce.

Panie, dziękujemy Ci za to, że wyraziście i czytelnie kierujesz do nas swoje przesłanie. Prosimy, abyśmy się nie przerazili odkrywaną prawdą o sobie, ale abyśmy pokornie natychmiast poddali ją działaniu Twego Ducha, pomni na to, że nawet jak mówisz ostro, czynisz to po to, by przeciąć każdą przeszkodę, odciąć nas od tego, co nas niszczy i napełnić siłą życia. Dziękujemy Ci, Panie, że traktujesz nas z ogromną miłością.

W Panu pozdrawiam –

ks. Leszek Starczewski