"...Dobrym Słowem" - ze środy XXI tyg. zw. (29.09.2007)

Słabość i moc

Jr 1, 17-19;  Mk 6, 17-29

Jeremiasz zostaje wyposażony we wszystkie moce po to, żeby głosić słowo Pana wobec władców. Taki mizerny, wrażliwy młodzieniec ma iść do największych tego świata, bo Bóg przez niego chce przemawiać. Jego słabość jest Panu potrzebna, żeby On okazał moc. Podobnie jest z Janem Chrzcicielem – uprzywilejowanym prorokiem, wskazującym na Jezusa. Jan powiedział: Oto Baranek Boży. Patrzcie, to jest Baranek Boży, to właśnie o Niego chodzi. O Niego całe to zamieszanie. Jan Chrzciciel swoim narodzeniem i śmiercią niejako uprzedził Zbawiciela. Opisy narodzenia i śmierci Jana Chrzciciela przywołują inną śmierć, która będzie odkupieniem i wyzwoleniem również dla niego – śmierć Jezusa.

Panie, który nie wypowiadasz słów pustych, ale pełne mądrości i zachęty do życia, spraw, abyśmy zmobilizowali się w przywoływaniu Ducha Świętego, który będzie ożywiał i przekształcał nasze umysły i serca Twoim słowem.

Przebogata jest Liturgia Słowa każdego dnia. Dzisiejszego też. Przyjrzyjmy się spośród tego bogactwa dwóm elementom. Pierwszy to człowiek wyposażony w moc słowa. Drugi – człowiek wypatroszony egoizmem i strachem.

Jako ten pierwszy staje przed nami – obdarzony mocą słowa – prorok Jeremiasz. Przy całej swej wrażliwości miał on skłonność do depresji, bo głębiej pojmował rzeczywistość, mocniej go dotykały bodźce zewnętrzne. Niewątpliwie więc wpadał w depresje, po prostu je przechodził.

Jeremiasz słyszy słowa, które kieruje do niego Pan, znający jego kondycję, jego ducha, świat uczuć, wrażliwość.

Przepasz swoje biodra, wstań i mów wszystko, co ci rozkażę. Szykuj się, bądź mobilny. Słuchaj, życie płynie. – Gdzie to życie płynie? – Z moich słów płynie życie. Trzeba je przekazywać. Mów wszystko, co ci rozkażę. Sprawa jest niezwykle ważna i nagląca. Bądź gotowy, uważaj.

Nie lękaj się ich, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi. Nie wywołuj wilka z lasu, bo przyjdzie. Nie lękaj się ich. Nie żyw lęku.

Oto Ja czynię cię dzisiaj twierdzą warowną. Rzeczywistość niebywała dla osoby, która pełna jest różnego rodzaju niepokojów, bo świetnie zna kondycję swojego serca i swą wrażliwość. Jestem młodzieńcem – Jeremiasz bronił się, jak tylko mógł i będzie się bronił do końca swojego życia, nieustannie przedstawiając Panu swoją niezdatność, nieprzygotowanie, swoje wewnętrzne obawy, troski.

Pan mu mówi: Ja czynię cię dzisiaj twierdzą warowną. Jeremiaszu, nie zapomnij, że to Ja będę działał.

Ja czynię cię dzisiaj twierdzą warowną, kolumną ze stali i murem spiżowym przeciw całej ziemi, przeciw królom judzkim i ich przywódcom, ich kapłanom i ludowi tej ziemi.

Tak, to całkowita kontra wobec tych, którzy świetnie prosperują, trzymają się w świecie i wydaje się, że mają dzisiaj największe wpływy i wszystko mogą. Przeciw temu cię stawiam, Jeremiaszu, posyłając cię do życia.

Św. Paweł, podobnie wyposażony w słowo i posłany przez Pana, aby o tym słowie świadczyć, powie, że nie toczymy boju przeciwko nieprzygotowanemu przeciwnikowi, ale przeciw świetnie zorganizowanemu, profesjonalnie wyszykowanemu wrogowi – przeciwko zwierzchnościom, władzom, pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich.

Dobrze mieć tego świadomość, że ta kanalia – demon – jest świetnie przygotowana. Zły nie śpi. Czuwa. Paradoksalnie jest bardzo wierny słowu. – Czuwajcie. – I on czuwa.

Wobec czuwania demona niezmiernie ważne jest czuwanie kontra – czuwanie przy słowie życia. Wobec słów śmierci i kłamstwa potrzebne są słowa życia i prawdy.

Jeremiasz słyszy, że wyposażeniem zajmie się Pan Bóg. Potrzebuje tylko, żeby człowiek otworzył usta, oddychał, szedł kierowany. Gdzie szedł, gdzie otwierał usta, gdzie był kierowany? – Tam, gdzie będą walczyć przeciw niemu.

Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię zwyciężyć, gdyż Ja jestem z tobą, mówi Pan, by cię ochraniać. Ja jestem twoim ochroniarzem. Ja się tobą zajmuję. Kto będzie walczył? – Będą walczył zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz. Gdy mnożą się niepokoje, Twoja pociecha orzeźwia mą duszę – powie psalmista.

Jeremiasz zostaje wyposażony w słowo. Słowo jest mu zadane, ma nawet rozkazane, aby mówić wszystko, co Pan powie. Niezmiernie ważne, abyśmy zbliżając się do słowa, rozważając je, napełniając się mocą, mieli świadomość, że naszym ochroniarzem jest Bóg. Przyjmijmy do wiadomości, że życie słowem to rozkaz. – Dlaczego rozkaz? Kim Ty jesteś, żebyś mi rozkazywał, żebym żył słowem? – Jestem źródłem życia, więc mam prawo powiedzieć ci: żyj słowem, bo poza słowem nie żyjesz, jesteś trupem, denatem. Życie płynie. – Gdzie płynie? – Ze słowa.

Mów wszystko, co ci rozkażę. Składaj mądrze świadectwo, pamiętając, że Ja jestem z tobą, by cię ochraniać.

Jeremiasz zostaje uzbrojony mocą z wysoka. Ale jest też człowiekiem, o czym doskonale wiemy. Z tym słowem będzie się mierzył, zmagał, niejednokrotnie pod wpływem słowa będzie wypowiadał rzeczy niebywałe, mogło by się wydawać, że nawet niedopuszczalne, bo będzie wrzeszczał, krzyczał, buntował się przeciw Bogu, sprzeciwiał wobec swojego życia, narodzenia i wobec tego, że ma znowu iść do ludzi, którzy kompletnie się Bogiem nie interesują, a z Jeremiasza się śmieją. Będzie cierpiał, wrzucą go nawet do cysterny błota. Będzie biczowany, będzie skuty. Ale nie zostanie opuszczony ani nawet na jedną chwilę.

Wobec tych wszystkich wylewanych z siebie pretensji, wobec lęku, któremu w końcu ulegnie, nie usłyszy od Pana: No dobrze, Jeremiaszu, przesadziłem. – Pan powie: Nawróć się, Jeremiaszu. Wróć do tego, o czym ci mówiłem. Nie zatrzymuj się. – Będzie przywoływany.

Człowiek, którego Bóg wyposaża, chroni, odżywia słowem, to człowiek z krwi i kości, z ciała. Ma wątpliwości i swoje przechodzi.

Na ile mam świadomość – słysząc te słowa – że rzeczą zupełnie naturalną jest to, że wobec tego, czym Bóg chce mnie wyposażyć, często upadam i że to jest moja kondycja, którą jak najszybciej mam zaakceptować?

Na ile mam świadomość, że się zniechęcam, nużę, i to jest stan, który trzeba natychmiast zaakceptować i poddać pod działanie słowa?

Na ile nastawiam się na lepsze czasy i żyję sobie przyszłością, planami czy też rozkazami wobec Pana Boga: Jak zrobisz to i to, wtedy będę rzeczywiście żył Twoim słowem?

Pan wyposaża mnie w słowo, mówi o mojej kondycji i umacnia mnie. Rozkaz wydany. Bądź wierny słowu w twoim stanie! Jest to wezwanie do nieustannego nawracania się. Nie tylko do zachwytu słowem, ale do nawracania się, kiedy zachwyt odejdzie, kiedy czytam i nic.

Jeden z księży opowiadał mi, że pewna osoba ze wspólnoty charyzmatycznej w Italii bardzo mocno przeżyła zachwyt bliskością Pana, którego obficie doświadczyła w czasie modlitwy. W szeregu spotkań osoba ta uczestniczyła pełna mocy, zachwytu, radości. Śpiewała, miała dar radości, uniesienia na duchu. Ale przyszedł moment kryzysu, zachwiania. Nie pozostała wierna, nie wytrwała przy słowie, bo odeszły emocje. Wypalona emocjami po prostu odeszła. Zabrakło wierności. Zabrakło nawrócenia.

To nie jest osąd tej osoby, tylko pewien przykład, jedna z sytuacji, która może się zdarzyć i zdarza się nam. Musimy o tym pamiętać. Trzeba natychmiast zaakceptować tę kondycję, że nadejdą chwile niedochowania wierności Panu. Co wtedy? – Nawrócenie.

Jeremiasz zostaje wyposażony we wszystkie moce po to, żeby głosić słowo Pana wobec władców. Taki mizerny, wrażliwy młodzieniec ma iść do największych tego świata, bo Bóg przez niego chce przemawiać. Jego słabość jest Panu potrzebna, żeby On okazał moc.

Podobnie jest z Janem Chrzcicielem – uprzywilejowanym prorokiem, wskazującym na Jezusa. Jan powiedział: Oto Baranek Boży. Patrzcie, to jest Baranek Boży, to właśnie o Niego chodzi. O Niego całe to zamieszanie. Jan Chrzciciel swoim narodzeniem i śmiercią niejako uprzedził Zbawiciela. Opisy narodzenia i śmierci Jana Chrzciciela przywołują inną śmierć, która będzie odkupieniem i wyzwoleniem również dla niego – śmierć Jezusa.

Przyglądamy się dziś Janowi, prorokowi bardzo radykalnemu. Przyjął on słowo Pana najpierw u siebie i stylem życia – nawet ubiorem – wskazywał na to, że coś trzeba ze sobą zrobić. Nie szczędził mocnych słów pod adresem tych, którzy przychodzili się nawrócić, nie rozpieszczał ich. – Kto wam powiedział, plemię żmijowe, że tu jest nawrócenie? – Nie mówił: Jak dobrze, że przyszliście na spotkanie. – Raczej: Kto wam powiedział, że jest spotkanie? Po co tu przyszliście? Kto wam powiedział, jak uciec od nadchodzącego gniewu? – To ja się spodziewałem, że mnie ksiądz pogłaszcze, a tu słyszę takie rzeczy...

Jan Chrzciciel właśnie tak działał – bardzo mocno i radykalnie. To on, jako przyjaciel Oblubieńca, miał zaszczyt wskazać na Jezusa – Baranka Bożego. Jest też człowiekiem, który przechodził przez swoją noc ciemną. Spróbujmy wejść nieco głębiej w tę rzeczywistość Jana.

Wczoraj przyjaciel zwrócił mi uwagę na coś, co umknęło moim myślom, a mianowicie, że Jan z więzienia – jak relacjonuje jeden z ewangelistów – wysyła poselstwo do Jezusa, bo jest na skraju wyczerpania i niepewności. Wskazał, że to jest Baranek Boży, a później stwierdził, że nie dzieje się to, co głosił. Bo Jezus obwieszcza wolę Ojca. Mówi, że Bóg kocha wszystkich, że zbawienie właśnie się w Nim dokonuje. Nagle okazuje się, że Jezus nie postępuje tak, jak Jan głosił, nie jest tak radykalny w tym, co robi.

Jan przeżywa bardzo poważne wątpliwości. Wysyła poselstwo. Jezus, przyjmując je, nie odpowiada wprost. Jest to Jego typowa strategia. Nie odpowiada wprost, ale mówi: Powiedzcie Janowi, co się dzieje: głusi odzyskują słuch, ślepi widzą. Przyglądajcie się temu, co czynię. Spełnia się proroctwo. Rzeczywiście jestem Zbawicielem. Jezus niejako podtrzymuje na duchu Jana Chrzciciela.

Jan Chrzciciel – prorok bardzo radykalny – przejął się słowem, które też dotarło do niego, a wyraziściej zabrzmiało u Jeremiasza, że ma występować nawet przeciwko prezydentowi ówczesnego kraju, jak moglibyśmy powiedzieć współczesnym językiem.

Można śmiało stwierdzić, że Jan wtrącił się do polityki – ale do polityki serca, bo dotknął króla, który wziął żonę brata swego Filipa. – Nie wolno ci tak robić. To cudzołóstwo. Nie możesz zostawiać swojej żony i brać żony brata swego Filipa. – Za tak bardzo radykalne postawienie sprawy zawzięta Herodiada nagięła serce króla, który najprawdopodobniej w czasie mocno zakrapianej uczty, patrząc na taniec córki Herodiady, wyraził jednoznacznie wolę, że Jan ma być ścięty. Herod uważał Jana za męża prawego i świętego, ale pod wpływem owego dziewczęcia, które uległo namowom swej matki, podjął decyzję, by ściąć proroka.

Jan swoją radykalną postawą ukazuje nam bardzo wyraźnie, co to znaczy być pod rozkazem Bożego słowa. To znaczy iść z całą determinacją w stronę Pana. Iść nawet przez noc ciemną. Nawet kiedy w pewnym momencie wydaje się, że to chyba jest pomyłka, chyba pospieszyłem się z tym, że oto Baranek Boży. Pospieszyłem się z mówieniem, że Jezus jest moim Panem, chcę do Niego należeć. Chyba się pospieszyłem... W tym wszystkim mam iść dalej. Kroczyć dalej.

Kwestia ostatnia: Herod to człowiek wypatroszony egoizmem, lękiem, skupieniem się na sobie samym. Uważa Jana za męża prawego i świętego. Bierze go w obronę, a z drugiej strony ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał.

Jest to dla nas także poważne ostrzeżenie przed tym, żebyśmy się czasem nie zapędzili w błogim przekonaniu, że słuchanie słowa, przytakiwanie mu, to wszystko. Że można po rozważeniu słowa, po przytaknięciu mu, ściąć je, odciąć się od niego. Można też w taką postawę wejść.

Jest to dla nas ostrzeżenie i jednocześnie zachęta – co to za ostrzeżenie biblijne, które nie byłoby zachętą – aby po uznaniu swojej kondycji i niewystarczalności podejmować trud nieustannego wracania i nawracania się do Pana.

Wpatrzeni w Jezusa oczami Jana Chrzciciela, prosimy, aby nasze serce żyło słowem Pana, abyśmy także i w tej chwili usłyszeli: Rozkazuję ci, żyj moim słowem! Abyśmy uznali swoją kondycję, czyli również i te chwile, kiedy jest noc ciemna, kompromitacja, kiedy upadamy. Abyśmy w miłości przyjęli olbrzymie przynaglenie Pana do tego, by wracać, by wejść w odpowiedniej chwili, kiedy Pan mówi, woła i uposaża nas swoim słowem.

Z Panem –

ks. Leszek Starczewski