"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z Soboty V tyg. W. Postu (31.03.2007)

Zebrać i oczyścić na nowo

Ez 37,21-28; Jr 31; J 11,45-57 

Panie, wzbudź w nas pragnienie poznania Słowa, pragnienie odkrycia życia, które tym Słowem pragniesz dotknąć i umocnić. Ty chcesz naszym życiem wstrząsnąć, a może i przeciąć je Słowem jak mieczem obosiecznym, aby odciąć nas od złudzeń, od kurczowego trzymania się tylko swoich planów, myśli, wyobrażeń i opinii na temat naszego życia, Ciebie i innych ludzi. Chcemy być Twoimi – przylgnąć sercem do Serca, kiedy Ty mówisz. Panie, nie dopuść, abyśmy pogardzili Twoim Słowem, abyśmy się zamknęli w przyzwyczajeniu.

Wstrząsające wyznanie czyni Pan Bóg przez proroka Ezechiela wobec ludzi, którzy nie śpią w swoim domu, lecz na wycieraczce, bo przebywają na wygnaniu. Jest to wyznanie daleko przekraczające wyobrażenia i doświadczenia Izraela. Lud znalazł się na wygnaniu, nie ma swojej ojczyzny, nie ma pokoju, bezpieczeństwa, domów. Nagle słyszy, że Ktoś chce go pozbierać, Ktoś mówi, że na nowo go zbierze, przygarnie, zjednoczy.

Ten obraz musi budzić dyskomfort, bo ludzie na wygnaniu czego innego doświadczają, a co innego słyszą. Ile słyszę dobrych rzeczy, a ile z nich doświadczam?... To musi budzić dyskomfort. Ale on jest potrzebny. Potrzebne jest wewnętrzne napięcie, szczypanie, swoista niepewność. Dlaczego? – Ponieważ doszło już do tego, że inne rzeczy nas nie ruszą, że już z innej strony nie da się nas dotknąć, bo jesteśmy zaimpregnowani, równiutko posklejani, żeby nic nie dostało się do środka.

W jednym z proroctw Izajasza Pan Bóg z rozbrajającą szczerością pyta: Gdzie Ja mam was jeszcze uderzyć? Tu jest rana, tu jest rana i tu... Gdzie jeszcze uderzyć, żebyście zauważyli, że ufność położona we Mnie jest dla was zwycięstwem? Ufność położona we Mnie...

Jest to wyznanie uczynione przez Pana poruszonego w swoim Sercu i zatroskanego o lud. Pan nie wylewa nad nim łez, nie utyskuje, nie robi sceny, tylko mówi: Wybieram Izraelitów (...) i zbieram ich ze wszystkich stron, i prowadzę ich do ich kraju. I uczynię ich jednym ludem.

Wcześniej Ezechiel wziął dwie deseczki. Na jednej z nich napisał Jedno królestwo, a na drugiej Drugie królestwo. Pan Bóg kazał mu te deseczki złączyć. Ludzie pytali, o co chodzi... Pan Bóg dał znak, że zbiera, łączy na nowo. I przez ten znak przemówił.

Najbardziej wstrząsający jest motyw powrotu. Zachowanie Izraela wymusiło na Bogu to, że wyrzucił lud na wycieraczkę. Skalali się obcymi bożkami – wstrętnymi, obrzydliwymi kultami – biegali za nieczystością, niesprawiedliwością, oddawali cześć bóstwom pogańskim, byli obłudni, z innymi słowami stawali do modlitwy, z innymi zwracali się do ludzi. Odstępstwa, wiarołomstwa, brudy, to wszystko się skończy. Bóg chce zebrać, oczyścić na nowo. Tak mówi przez swojego proroka i taki obraz – przypomnijmy z całą mocą – rysuje przed ludźmi, którzy nie mają zielonego pojęcia, jak to się stanie, jak tego doświadczą. Taką nadzieję głosi Bóg. Zapowiada też, że Jego sługa, Dawid, będzie królem.

Dawid będzie królem nad nimi i wszyscy oni będą mieć jedynego Pasterza, i żyć będą według moich praw, i moje przykazania zachowywać będą i wypełniać. Będą mieszkali w kraju, który dałem słudze mojemu, Jakubowi, w którym mieszkali. Mieszkać w nim będą, oni i synowie, i wnuki ich na zawsze, a mój sługa, Dawid, będzie na zawsze ich władcą.

I zawrę z nimi przymierze pokoju. Założę ich i rozmnożę, a mój przybytek pośród nich umieszczę na stałe.

Już będę przebywał między nimi na stałe. W jaki sposób? Jak to będzie wyglądać? Jak to się stanie? – W sposób tajemniczy, bo związany z działaniem Ducha Jahwe. Poprzez znaki, które Pan Bóg będzie zostawiał, a największy znak pozostawiony przez Niego to Jego Syn, Jezus Chrystus. Mieszkanie na stałe. Miejscówka wykupiona. Przez wszystkie dni, aż do skończenia świata, jestem z wami.

Będzie wśród nich na zawsze mój przybytek. Rozbiję namiot, zostawię miejsce, w którym będziemy się mogli spotykać. Chcę zamieszkać.

To Prawo – nowe Prawo – nowy sposób przebywania Boga wśród swojego ludu, to nic innego jak właśnie przyjście Jezusa Chrystusa, rozbicie namiotu. Przyjęcie chrztu, to nic innego jak uczynienie ze swego serca mieszkania, świątyni Ducha Świętego. Przybytek Boga z ludźmi. Rozbiję namiot, będę mieszkał, przebywał, bo świątynią Boga jest ludzkie ciało, którego nie można plugawić, zanieczyszczać, oddawać go na usługi obcych bogów. Kult ciała... Bogiem ich brzuch. Kult tylko i wyłącznie tego, co ludzkie, stawianie się w centrum, tylko ja i moje pomysły na życie. Nie można plugawić ciała.

Bóg ostrzega przed tym i jednocześnie wzywa, aby spojrzeć dzisiaj, teraz, czy czasem ja nie śpię na wycieraczce, czy czasem ja się nie wyprowadziłem z tej bliskiej relacji z Panem. A jeżeli się wyprowadziłem, to trzeba wrócić, bo to nawoływanie, rozbrzmiewające przez Wielki Post – zbliża się już jego wielki finał – powraca i dzisiaj: Odrzućcie od siebie wszystkie grzechy i utwórzcie sobie nowe serca i nowego ducha.

Przyjmujcie nowy styl myślenia, nie zapominając o tym, że stary człowiek będzie się odzywał. Nie zapominając o tym, że faryzeusze odezwą się w sercu, myślach i wydadzą polecenie: Gdybyś wiedział coś o miejscu przebywania Chrystusa w tobie, to donieś, aby można Go było pojmać, aby można było i to ośmieszyć. Będzie się to odzywać...

Najmocniejszym uderzeniem jest prawda o tym, że Jezus odda życie za lud, abyśmy my nie musieli przegrać wszystkiego! Niestety, nie zawsze robi to na nas właściwe wrażenie, bo przyzwyczailiśmy się, otrzaskali z liturgią i głoszonymi kolejny raz prawdami. Przeszkadza nam to wniknąć w tę prawdę, wpatrzeć się w nią, kontemplować, zatrzymać się, a nie tylko zrobić zdjęcie i iść dalej.

Co to znaczy, że Jezus odda życie za lud? Co to znaczy, że nie przegramy wszystkiego? – To znaczy, że nawet, jak będą przegrane jakieś pojedyncze potyczki, to i tak idziemy do zwycięstwa dokonanego w Chrystusie, zwycięstwa, które jest pewniejsze – jak mówi prorok – niż świt poranka, niż to, że po nocy przyjdzie dzień. Idziemy w tę stronę. Pan nas zbiera.

Drogie siostry i drodzy bracia, Pan dał nam dużo czasu. Post to bardzo długi czas, to 40 dni, przez które Chrystus nas zbiera. Nawet jeżeli okazałoby się, że wszystko spapraliśmy czy nie wykorzystaliśmy tego czasu tak, jak powinniśmy, jeszcze jest szansa ostatnich minut, jeszcze jest Wielki Tydzień, który już zaczynamy.

Potrzeba, abyśmy organizowali sobie osobisty czas z Panem tak, żeby to był Wielki Tydzień nie tylko dla Jezusa i Kościoła, ale dla wszystkich jego członków – dla ciebie, siostro, dla ciebie, bracie. Wielki Tydzień. To mogą też być wielkie uderzenia złego, który zrobi wszystko, żeby przez szczególiki rozbić, rozproszyć, bo on dzieli: przez nerwy o sprzątanie, o placek ten czy tamten, tu miałaś posprzątać... Niby drobnostki... Uderza przez takie drobnostki, bo przez co ma to zrobić?... Będzie chciał ten wielki atak, ostatni atak, ostatnią wściekliznę ponaglać, bo on tego nie daruje. To, co działo się pod krzyżem, było przecież wścieklizną... Zły nie daruje zwycięstwa, które dokonało się w tak upokarzający dla niego sposób. Jezus przyjął ciało, czyli coś słabszego niż zły, i w tym ciele oddał życie za wszystkich. Powiedział, że bardziej ceni życie ludzi – tych słabych, ośmieszanych, oszpecanych przez złego – niż własne. Bardziej ceni ich życie, moje życie, twoje życie, niż swoje. Dlatego je oddaje.

Nieświadomy arcykapłan Kajfasz mówi coś, co staje się proroctwem. Nawet nie wie, że wypowiada proroctwo.

Lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród.

Lepiej jest dla was, żeby Jezus umarł! Nie płaczcie nade Mną, nie róbcie z Wielkiego Tygodnia cyrku, jakiegoś utyskiwania na pokaz, płaczcie raczej nad sobą.

On musi umrzeć! Myśmy Go do tego zmusili! On musi być poharatany! Moje i twoje grzechy to robią! Te, do których nie potrafimy się nawet przyznać, te, o których byśmy teraz powiedzieli, że one nie są takie wielkie. A co ja mam za grzechy?... Myśmy Go ukrzyżowali! Musi oddać życie! Bo jak On nie odda życia, to wtedy wszystko będzie bez sensu! Jak On nie zmartwychwstanie, to my sobie nie poradzimy!

Za wielką cenę nabył nas Pan. Chce nami wstrząsnąć. Chce nas obudzić z tego, co teraz świetnie wychodzi złemu, a mianowicie z marazmu, obojętności, cynizmu, drwienia z prawd o miłości Boga. Chce! Ma sposób, ma pomysły. On nie chce, byśmy spali na wycieraczce! On nie chce, byśmy byli poza zasięgiem Jego Serca i zrobi wszystko, nawet przejdzie przez upodlenie, żeby nasze serce choć na chwilkę ruszyło, żeby puściło chociaż małe światełko, sygnał, że je to rusza, bo wtedy On uruchomi całą energię, całą moc miłości, żeby przez ten mały odruch serca pociągnąć nas znów bliżej do Siebie.

Panie, który nas gromadzisz, wybacz nam naszą pychę i to, że gdzieś tam w nas nie potrafi pęknąć głupie zapatrzenie w siebie, zadufanie. Obdarz nas łaską pokory. Ciągnij nas do Siebie – opornych, wpatrzonych w to, co się dzieje w życiu i słyszących Twoje Słowa, przeżywających dramat, bardzo tęskniących za Tobą.

Dziękujemy Ci, że pozwalasz przyjąć i realizować tę tęsknotę w przedsmaku nieba, w Eucharystii. Objawiaj, Panie, swoją miłość. Miej cierpliwość dla nas – słabych, krnąbrnych, obrzydliwie grzesznych. I ukazuj nam, Panie, zwycięstwo, do którego nas prowadzisz.