"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z Soboty II tyg. wielkan. (21.04.2007)

Pan idący w ciemnościach

ku swym uczniom

 Dz 6,1-7; Ps 33; J 6,16-21

Panie, mocą Świętego Ducha uzdolnij nas do tego, abyśmy przyjęli Twoje Słowo i uwierzyli, że jest ono prawe i godne zaufania, że przynosi zachętę do życia, do walki o życie mocą Ducha, w którym Słowo to zostało natchnione.

Wędrujemy w ciemnościach razem z apostołami, którzy o zmierzchu schodzą się nad jezioro i wsiadają do łodzi, aby przeprawić się do Kafarnaum. Wsiadamy i my do tej łodzi.

Św. Jan opisując tę wyprawę, akcentuje inne rzeczy niż pozostali ewangeliści. Umiłowany uczeń patrzy na te wydarzenia niejako ze zwielokrotnioną siłą refleksji i przemyśleń, gdyż pisze Ewangelię po latach.

Jesteśmy znowu w mroku, ciemnościach, na wodzie. Obcujemy z żywiołem, który, według obrazów biblijnych, był dla Hebrajczyka nieokiełznaną siłą – zaskakującą, przerażającą i niebudzącą zaufania. Działo się to szczególnie wówczas, kiedy ta woda, jezioro, morze – w tym wypadku Morze Tyberiadzkie – burzyło się od silnego wiatru, czyli drugiej potęgi, której Hebrajczyk się bał.

Przebywamy w ciemnościach. Mamy za zadanie przeprawić się przez nie, a Jezus jeszcze nie przychodzi. A Jezus jeszcze nie jest tak obecny, żeby doświadczyły tej obecności nasze oczy, żeby serce uspokoiło się na dźwięk Jego Słowa. Jesteśmy razem z apostołami w ciemności.

Wydarzenia dotykające apostołów nie są tylko zapisem historycznym. Przecież to jezioro, ta woda, te przeciwności, dziś, w kontekście mających miejsce wydarzeń, otrzymują nowe imiona – to nowe trudności, które przyszło nam przeżywać w ostatnim czasie. Tak one wyglądają dziś. Plastyczny obraz biblijny ma to do siebie, że można odnosić do niego coraz to nowsze wydarzenia, które się dzieją, coraz to nowsze sytuacje, które mają miejsce.

Dziś te ciemności wyglądają tak, jak wyglądają. Ten strach odzywa się takim, a nie innym krzykiem, ma taką, a nie inną formę. Jaką ma formę? – Słowo Boże pyta cię o to, droga siostro i drogi bracie. Co jest tym strachem, co jest tą wodą, nieokiełznaną siłą, która dziś mówi, że jest mocniejsza niż twoja ufność w Panu? Co jest tą siłą, droga siostro i drogi bracie? W Bożym Słowie otrzymujemy zachętę, żeby się zapytać, co jest tą siłą, co jest mocą wprowadzającą cię w przekonanie, że Jezus jeszcze do ciebie nie przyszedł, że nie zajął się tą sprawą. Co to jest? Jak to wygląda dzisiaj?

Taka rzeczywistość ma miejsce i ona dotyka nas, bo Słowo Boże mówi o rzeczach, które spotykają ludzi, spotykają nas. Taka sytuacja swego rodzaju strachu, lęku o to czy ja jeszcze z siebie coś wyduszę, czy ja jeszcze czemuś podołam, czy ja jeszcze oczekuję na przyjście Jezusa, ma miejsce i dziś.

Jakim obrazem Pan do mnie przemówił w ostatnim czasie?

Co takiego zwróciło moją uwagę?

Jaka refleksja chciała się we mnie pojawić? Co mnie zastanowiło?

Co burzy się we mnie od silnego wiatru?

Co narasta we mnie strachem, lękiem?

Co rozdmuchuje we mnie Zły? Którą ranę, które zranienie, którą trudność?

Co znowu ze mnie wyszło?

W czym wyszedłem na wyznawcę Pana, który się skompromitował? Jakie są aktualne dane na ten temat?

Oczywiście są to pytania, które Pan zadaje nam w Słowie. Są to pytania, będące zaproszeniem do spotkania z Nim przez Słowo. Brak odpowiedzi oznacza rezygnację ze spotkania z Panem w Słowie. Możliwe, że w czasie Eucharystii nie każdy może przyjąć Jezusa pod osłoną znaków Chleba i Wina, ale mamy możliwość przyjęcia Go w Słowie. On pyta, wędruje, przechadza się – jak mówił ewangelista w ubiegłą niedzielę – po swoim Kościele. Nie ma tam fajerwerków. Potrzeba pokory – wiarą ukorzyć trzeba zmysły i rozum swój. Trzeba się pilnować wiarą, pokorą, by spotkać Pana pokornie przechadzającego się. On nie przyszedł, żeby potępiać. Nie stawia pytań, żeby ośmieszyć, zrobić scenę, ale przychodzi po to, żeby obdarzyć mocą Ducha, w którym przekonuje mnie o grzechu i nazywa po imieniu moją słabość, mój strach. Do mnie to Słowo jest skierowane. Pan zaprasza do spotkania w nim.

Apostołowie przebywają w ciemnościach. My też znamy to uczucie. Burzy się jezioro od silnego wiatru. Silny to wiatr... Silne są przeciwności. Silne jest to, co się nazywa próbą naszej wiary. Mocne bywają te sytuacje, w których chciałoby się postawić pytanie: Dlaczego?, a nie wierzyć, nie zostać z gołą, nagą ufnością! Silne są tąpnięcie zniechęcenia, rozdmuchiwane do rangi paraliżujących blokad. Silne...

Apostołowie jednak płyną, bo życie też płynie. Bo czy chcemy wierzyć, czy też nie chcemy, czy chcemy się angażować i odpowiadać na pytania zadawane przez Słowo Pana, życie płynie, czas płynie. My nie pozostajemy dłużni – płyniemy razem z nim.

Gdy upłynęli około dwudziestu pięciu lub trzydziestu stadiów, ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi.

Pan kroczy ku swoim uczniom. Kroczy ku tobie, droga siostro i drogi bracie, przez te wydarzenia. Zmierza ku tobie. On wie, że ma przyjść, że Kościół woła: Przyjdź! Przychodzi... Kroczy... Są momenty, kiedy to kroczenie, przychodzenie, staje się widoczne, doświadczalne, jak głębokie spojrzenie w oczy, jak uścisk dłoni, przytulenie, przekaz ciepła i dobra. Ale są też sytuacje i wydarzenia, w których to przyjście Pana, Jego obecność, jest zasłonięta strachem, jest sparaliżowana lękiem.

(...) ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. I przestraszyli się.

Chciałbym być już w ramionach Pana, ale nie wiem czy wytrzymam tę dawkę Miłości przy mojej grzeszności, nad którą pracuję, w której teraz tkwię. Chciałbym być już po drugiej stronie. Chciałbym odejść i być razem z Panem – mówi św. Paweł. Nie tylko on... Chciałbym być już z Jezusem, ale mam zostać z wami – mówi św. Paweł. Jest to dla was bardziej potrzebne, konieczne. Głosząc Słowo Boże – pisze Paweł do Tymoteusza – innym pomożesz w zbawieniu i siebie zbawisz.

Jest zasłona strachu. Jest przekonanie, które chce się obudzić i zwyciężyć w nas, że zostałem wystawiony, że Pan porzucił mnie, że nie ma Go w tych wydarzeniach... Gdzie zatem jest?...

Boję się takiego myślenia o moim Panu, że mnie zostawia, że nie kroczy, że mój miły nie biegnie... Boję się myślenia, które sprawia, że słysząc te słowa, myślę, że to tylko poezja, mniej lub bardziej udane komentowanie Ewangelii, a nie Ewangelia, nie Dobra Nowina, nie Jego Słowo, Jego obecność... Boję się takich sytuacji i muszę o tym rozmawiać z Panem.

Kościół ucząc o najpoważniejszych przeszkodach, stawianych Panu przez nasze wybory, czyli o siedmiu grzechach głównych, mówi na końcu o lenistwie lub – jak dodaje Katechizm Kościoła Katolickiego – znużeniu duchowym. Można się znużyć tym wszystkim, przecież tyle razy już to słyszałem... Można się znużyć modlitwą. Znużenie to poważna przeszkoda, straszna przeszkoda. Znużyć się – ustać w drodze. Przestraszyć się i pójść za tym strachem, że nie wytrwam.

Co na to Jezus? Co ma ci do powiedzenia Jezus, droga siostro i drogi bracie, kiedy widzi twoje wybory, grzech, słabość, repertuar znużenia, zniechęcenia? – To Ja jestem, nie bój się! To Ja jestem... Jestem, który Jestem. To Ja zbawiam, to Ja jestem twoją nadzieją w tej sytuacji.

Jan ukazuje Jezusa w tym zdaniu i w tym przyjściu, jako jedyne uspokojenie dla sytuacji zwątpień, jedyne rozwiązanie. Jedyne! Nie półśrodek, a środek. Cel. Rozwiązanie. Wszystkie środki wyczerpane... Strach nagromadzony w spichlerzach... Zniechęcenie popakowane w sercu, gdzie się tylko da... A On? – A On jest przy tym wszystkim obecny ze swoim Słowem, ze swoją mocą. To Ja jestem, nie bójcie się.

Chcieli Go zabrać do łodzi, ale łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali.

Jezus objawiając swoją obecność, oczekuje wyznania wiary. Oczekuje, że zabierzemy do siebie to Słowo i wyznamy: To Ty mówisz do mnie! Ty jesteś moim rozwiązaniem! Ty jesteś moim Panem! Chce, żebyśmy zabrali to Słowo i zatroszczyli się o nie.

Chyba nie trzeba nikomu z nas udowadniać, że potrzebujemy, aby Pan nam ciągle mówił, żebyśmy się nie bali. Żeby nas zapewniał w każdej chwili, że nie musimy się lękać, bo jest z nami. Żeby pracował nad każdym naszym oddechem. Żeby ożywiał nas swoim tchnieniem.

Droga siostro i drogi bracie, to nie jest nadużycie, jeżeli pragnę, aby Pan zapewniał mnie non stop, że jest ze mną. To nie jest żądanie czegoś za dużo od Pana. To nie jest przegięcie, kiedy śpiewamy: Więcej miłości, więcej Ciebie w życiu mym. Więcej łask, Panie, więcej pokoju, więcej troski i więcej zauważenia mnie pośród tego, co dzieje się pod wpływem burzącego się jeziora i silnego wiatru w moim domu, w pracy, w moim umyśle, w moim życiu. To nie jest nadużycie! Mamy prawo do tego! Mamy prawo wołać! Mamy prawo obnażyć się przed Panem ze strachem!

Oczy Pana zwrócone na bogobojnych – mówi psalmista – na tych, którzy czekają na Jego łaskę, żeby zlał jej więcej.

Na kogo czekasz, droga siostro i drogi bracie?

Czego więcej ci potrzeba w życiu, poza łaską Pana?

Maryja, napełniona łaską Pana – przestraszona, zmieszana – usłyszała: Nie bój się!, kiedy dowiedziała się, że ma być Matką Zbawiciela. Wpadła Panu Bogu w oko i w Serce. Rozmawia, przedstawia stan swojej duszy. Później nie biegnie, nie szuka mężczyzny, nie pyta, jak to teraz wszystko rozwiązać, co tu zrobić... Idzie i zajmuje się konkretami życia – pomaga Elżbiecie. Nie marnujmy czasu na to, co tu zrobić, co wymyślić. Zajmijmy się następną czynnością, ufając Panu, że wykonując tę czynność tak, jak umiemy, spotykamy się z Nim. On nas przez ten obowiązek umacnia, napełnia potrzebną mądrością, która się objawi w stosownej chwili. Przybliżmy się z ufnością do tronu łaski, byśmy otrzymali moc i siłę, miłosierdzie i pomoc w stosownej chwili. A skąd mogę wiedzieć, na jaką sytuację Pan napełnia mnie teraz swoją mądrością przez zasłuchanie w to Słowo, przez spotkanie z Nim?

Oczy Pana zwrócone na bogobojnych,  na tych, którzy czekają na Jego łaskę, aby ocalił ich życie od śmierci. Od braku oddechu. Tak, od braku oddechu... Aby troszczył się o każdy oddech. Psalmista powie – Strzeż mnie, Panie, jak źrenicy oka.

Na ile moje rozmowy z Panem, spotkania z Nim, są doprowadzone do takiej szczerości, takiego wyznania, takiego trwania, takiego autentycznego bólu przed Nim?

Aby ocalił ich życie od śmierci i żywił ich w czasie głodu.

Widzimy Jezusa po rozmnożeniu chleba, czyli po tragicznym doświadczeniu pustki. Co tu zrobić z tłumem? Sytuacja dramatyczna, ale nie dla Jezusa. Dla Niego nie ma sytuacji dramatycznych. Nie ma! Będzie żywił w czasie głodu, zatroszczy się, wymyśli jakiegoś Eliasza, który przyjdzie do wdowy, do człowieka, który w obrazie biblijnym oznacza kogoś, kto nie radzi sobie z życiem, kto nie ma znajomości, zabezpieczeń.

Te wdowy stają przed nami również w dzisiejszym Słowie Bożym – w Dziejach Apostolskich. Upominają się o swoje prawa.

Gdy liczba uczniów wzrastała, zaczęli helleniści szemrać przeciwko Hebrajczykom, że przy codziennym rozdawaniu jałmużny zaniedbywano ich wdowy.

Wszystko pięknie, ale ci, którzy najbardziej potrzebują pomocy, nie są brani pod uwagę. Odzywają się potrzebujący pomocy. Apostołowie nie biorą się za rozdawanie chleba, obsługiwanie stołów, ale uzgadniają rzecz następującą:

Dwunastu, zwoławszy wszystkich uczniów, powiedziało: «Nie jest rzeczą słuszną, abyśmy zaniedbali słowo Boże, a obsługiwali stoły. Upatrzcież zatem, bracia, siedmiu mężów spośród siebie, cieszących się dobrą sławą, pełnych Ducha i mądrości. Im zlecimy to zadanie. My zaś oddamy się wyłącznie modlitwie i posłudze słowa».

Każdy otrzymał jakiś dar, którym ma służyć Panu we wspólnocie Kościoła. Nie jest to konkurencja, a jeśli nawet, to zdrowa, służąca rozwojowi kreatywności. Drobnymi rzeczami zdobywamy niebo. Drobnymi sytuacjami: troską o wdowy, o tych, którzy nie potrafią sobie z czymś poradzić, a radzą sobie z innymi rzeczami. Kiedy ich zauważamy i wychodzimy do nich, spotyka nas łaska i mądrość, którą Pan Bóg nas napełnia, bo jesteśmy wtedy Jego rękami.

Upatrzcież zatem, bracia, siedmiu – których później tradycja nazwie diakonami – cieszących się dobrą sławą, pełnych Ducha i mądrości. Im zlecimy to zadanie. My zaś oddamy się wyłącznie modlitwie i posłudze słowa. Apostołowie mają przewodniczyć modlitwom Kościoła i służyć Słowu, to znaczy wyjaśniać je, przybliżać, czynić dzisiejszym. Świat nazywa takich ludzi darmozjadami, ale myślę tu o postawie rzeczywistego życia Słowem i przybliżania go innym, a nie o wykorzystywania pozycji do tego, by mieć z tego wymierne korzyści. Faryzeusze też przecież głosili słowo... Słów ich słuchajcie, uczynków nie naśladujcie. Kapłani hebrajscy też się zajmowali kultem – czynili to, jak czynili, ale Pan mówi: Słów słuchajcie, uczynków nie naśladujcie.

Słowo Boże rozszerzało się, wiara wzrastała, a jak wzrastała wiara, to się pomnażała liczba uczniów. Nawet bardzo wielu kapłanów przyjmowało wiarę. Chodzi oczywiście o starotestamentalnych kapłanów, którzy przyjmowali wiarę, bo przejęli się nauczaniem wynikającym ze Słowa Bożego.

Przesłanie fragmentu Dziejów Apostolskich streszcza się w tym, co nazywamy troską o wdowy, czyli zauważaniem ludzi potrzebujących pomocy.

Druga myśl wynikająca z dzisiejszych czytań mówi o robieniu tego, co potrafię najlepiej. Tym mam służyć Bogu i Kościołowi, a nie zazdroszczeniem, że ktoś robi coś lepiej. Służę tym, co umiem. I skrobaniem ziemniaków, i projektowaniem katedr chwali się Pana.

Trzecie przesłanie: głoszenie Słowa jest priorytetowe, modlitwa jest pierwsza. Mamy dbać o tych, którzy przewodzą modlitwie i głoszą nam Słowo poprzez troskę o nich wyrażoną w modlitwie, żeby coraz więcej kapłanów przyjmowało wiarę, odnawiało ją w pełnionej posłudze.

W mocy Świętego Ducha Pan przyszedł. Posłużył się tym narzędziem, które wybrał. Chcemy znaleźć treść przekazaną przez Pana i do nas skierowaną. Chcemy na nią odpowiedzieć.

Panie Jezu, wystraszeni, znużeni, pełni lęku, zwracamy się do Ciebie. W takiej kondycji pragniemy usłyszeć skierowane do nas Słowo, które wypowiedziałeś do będących w łodzi uczniów: To Ja jestem, nie bójcie się.

Pozdrawiam –

ks. Leszek Starczewski