"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z Piątku V tyg. wielkan. (11.05.2007)

Zakochany w grzesznikach

Dz 15,22-31; Ps 57; J 15,12-17

Jezu wychodzący do nas i ogarniający nas mocą Świętego Ducha, dziękujemy Ci, że możemy i dziś liczyć na prowadzenie Twoim światłem i pomoc z wysoka. Dziękujemy, że Duch Święty, posyłany od Ojca, rzeczywiście jest z nami. Rozbijaj w nas wszelkie przeciwności, złudzenia, iluzje i daj nam stanąć w prawdzie wobec tego, co z miłością kierujesz do nas w swoim Słowie. Uczyń nas, Panie, gotowymi zaczerpnąć z przyjaźni, w którą nas wprowadzasz przez swoje Słowo.

Wyróżnienie, jakim Chrystus obdarza swoich uczniów, skierowane jest do ludzi, którzy za chwilę się rozproszą, odejdą, zupełnie nie sprawdzą się w przyjaźni. Księga Syracydesa mówi: Jeżeli chcesz mieć przyjaciela, zdobądź go po próbie, a niezbyt szybko mu zaufaj!

Przedziwne warunki stworzone przez Chrystusa – pełna światłość, pokój, miłość dotykająca nóg apostołów – okazują się jakąś iluzją. W tych warunkach łatwo jest kochać, kiedy Ktoś organizuje ucztę, jest pełen miłości, życzliwości, mówi piękne słowa, fantastycznie się modli – Jezus jest w Duchu mocno uniesiony i poruszony.

Wydaje się, że w tych warunkach rzeczywiście można się poczuć przyjacielem i Słowo: jesteście przyjaciółmi moimi, istotnie dotrze do serca. Jest miło. Ale przecież – z całą stanowczością trzeba to powiedzieć – próba, do której wzywa Słowo, nie zostanie przez uczniów zaliczona. Będzie to egzamin, z którego dostaną jedynkę lub – jak studenci – dwóję . Jednak słowa te nie wychodzą z ust Kogoś, kto nie wie, co jest za zakrętem. Chrystus wypowiada je z pełną świadomością, ogarniającą kondycję uczniów. On doskonale wie, co będą wyprawiać za chwilę. A mimo to mówi: Jesteście przyjaciółmi moimi (...). Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego.

Przyjaźń Boga to nie jest rzeczywistość, o którą trzeba się starać. Nie jest tak, że na miłość utkaną z Boga trzeba zasłużyć, że się ją zdobywa, kiedy spełni się to czy tamto... Miłość Boga, odnawiana co dzień, potwierdzana blaskiem dnia – jak mówi Księga Lamentacji: Nie wyczerpała się litość Pana, miłość nie zgasła. Odnawia się ona co rano; ogromna jest Twa wierność. – jest rzeczywistością podarowaną.

Bóg zakochał się w nas – wyjaśni św. Jan, jeden z tych, do których Słowo to jest skierowane – kiedy byliśmy grzesznikami. Nie wtedy, kiedy wszystko sobie poukładaliśmy: w czasie uwielbienia muszę być czujny, bo Pan przychodzi... Muszę się bardziej skupić, zadbać o modlitwę, żeby zdobyć Jego miłość... Zakochał się w nas, kiedy byliśmy grzesznikami. Bóg w swoim Synu zdecydowanie daje do zrozumienia, że kocha nas nawet wówczas, kiedy nic nie zrobiliśmy, aby tę miłość przyjąć.

To niesamowita i bardzo ważna prawda, niezwykle pomocna dla nas wszystkich, często tresowanych na przestrzeni wielu dni, lat, sytuacji szkolno-zawodowo-domowych do tego, żeby zasłużyć sobie na miłość, żeby ją wyszarpać od swoich bliskich przez zrobienie tego czy tamtego...

Chrystus rozprawia się jednoznacznie z takich podejściem do miłości. Głosi Słowo rozbijające – jak młot kruszący skały – takie podejście do miłości: Muszę sobie zasłużyć... Tresowany piesek stoi na dwóch łapkach i czeka, aż dostanie cukierka zwanego miłością...

Z Bożego Słowa wypływa olbrzymia dawka prawdy i olbrzymia nadzieja, która – jak młodsza siostrzyczka – odnajduje się przy tej starszej, większej i potężniejszej – przy miłości.

Niewątpliwie pięknie brzmią te słowa w klimacie Wieczernika. Niewątpliwie pięknie je słyszeć po raz kolejny, kiedy mówimy o miłości i jej młodszych siostrach prowadzonych za rączkę: wierze i nadziei.

Ta rzeczywistość miłości pociąga za sobą również prawdę. A co to wnosi do naszych rozważań? Jak nam to może pomóc w przyjęciu tego Słowa? – Prawdą jest – co fantastycznie zauważa o. Wojciech Jędrzejewski w książce „Fascynujące zaproszenie” – że kaleczymy się niedowierzaniem, że taka miłość jest dla nas.

Stajemy wobec tych słów pokaleczeni, z niewiarą w użyteczność tej prawdy, w jej praktyczność, w to, że ona rzeczywiście może mnie wyzwolić, pomóc mi. Niedowierzamy, że taka miłość jest dla mnie – dla takiego łachudry jak ja, dla takiego lenia patentowanego, poszarpańca, oberwańca jak ja... To jest część prawdy o nas. Mamy z tym problem. Najbardziej ranimy siebie i najbardziej utrudniamy miłości ogarnięcie nas łaską przyjaźni przez niedowierzanie w to, że ona jest dla mnie, że ona coś może mi dać, uzdolnić mnie, pokrzepić, że tu jest moje pierwsze spotkanie z miłością – w Bogu.

Opowiadał jeden z księży, że kiedyś robił w gimnazjum test na temat bezinteresownej miłości. W pierwszym punkcie zapytał: Jak nas kocha Pan Bóg? – Odpowiedź: bezwarunkowo. W kolejnym punkcie zadał pytanie podchwytliwe: Co trzeba zrobić, żeby Pan Bóg nas kochał? Odpowiedź: chodzić do kościoła, modlić się, być grzecznym, dobrym... Oczywiście wypływało to z wiedzy o miłości, z doświadczenia młodych ludzi. Oni tak to postrzegali. Ktoś stojący z boku mógłby powiedzieć: Przecież napisali prawdę... Do kościoła należy chodzić, trzeba spełniać dobre uczynki, trzeba się modlić... To prawda, ale nie jest tak, że jak pogubimy się w pośpiechu codzienności i stracimy modlitewny kontakt z Bogiem, kiedy padniemy znokautowani niewiarą, a może i lenistwem i nie trafimy na niedzielną Mszę Świętą, to Bóg wyłączy swoją miłość jak światło, przestanie jej dostarczać. Bóg kocha mimo wszystko. I chociażbyśmy mieli usłyszeć o tym po raz kolejny, chociażby w naszym sercu budziła się niechęć do tych słów – co jest fantastycznym znakiem tego, że nastąpił dotyk łaski, że zostaliśmy dotknięci w naszej niewierze, gdzie zły nieźle się trzyma – Bóg kocha dalej.

Historii miłości Jego Serca do naszych serc nie da się przerwać. Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? – pyta św. Paweł, przyłapany pod Damaszkiem w drodze do śmierci, którą chciał zadać innym. Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? Co może zrobić taką krzywdę miłości, żeby przestała działać? – Nic.

Chrystus jest tego najbardziej czytelnym dowodem. Pokazał to swoim życiem, podejściem do ludzi, do Boga, do Siebie, bo przecież był dojrzałabym, opanowanym mężczyzną, panował nad swoimi emocjami, umiał je wyrażać, był najbardziej czytelnym, przezroczystym sygnałem mówiącym o tej miłości. Oddał życie na krzyżu i w momencie, kiedy śliny i kpiny spływały po Nim, On dalej ciągnął historię miłości: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. Ten Chrystus jest obecny w Kościele w sposób, jaki uznał za najbardziej dostosowany do naszych czasów i naszych potrzeb – w sposób tajemniczy, bo związany z działaniem Świętego Ducha, którego wyprosił nam od Ojca, aby Ojciec też doznał chwały, ucieszył się tym, że jest szansa na powrót Jego dzieci. Ten Chrystus do nas przemawia.

Prawdą jest, że aby z tej miłości czerpać, trzeba trwać w Chrystusie, czyli podejmować życie jako Jego dar nawet wówczas, kiedy wszystko zepsujemy. Nawet, kiedy ukrzyżujemy Syna Bożego, mamy przyjmować to życie jako dar od Boga.

To nie my pierwsi wybraliśmy Chrystusa. Bez złudzeń – trochę pokory. Nie wyście Mnie wybrali, nie wyście wpadli na pomysł, żeby rozważać Słowo, uczestniczyć w Eucharystii. To Bóg zainicjował spotkanie, poruszył, natchnął serca, żeby mógł w gorących pragnieniach Jego Serca przebywać z nami, by mógł znowu w nas żyć, napełniać nas mocą po trudnym tygodniu i być może w perspektywie niełatwych najbliższy godzin, dni. On gorąco pragnie ładować, zasilać, napełniać mocą swoich wyznawców, bo wie, że bez Niego nic nie są w stanie uczynić. Nic! Gorąco pragnie spożyć z nami Paschę, łamać Chleb, który jest Jego Ciałem. Chce, abyśmy Go spożyli, abyśmy przyjęli dobry Chleb, jakim jest Jego Słowo do nas skierowane.

Przykazuje nam, abyśmy czerpali z miłości i przekazywali ją dalej. Przykazuje nam, bo takie rzeczy trzeba przykazać, bo pewne sprawy trzeba nazwać zdecydowanie po imieniu, a najważniejszą rzeczywistość – rzeczywistość mądrej miłości –przedstawić z całą mocą i powiedzieć: Przykazuję wam! Jeżeli o cokolwiek masz zabiegać w życiu, droga siostro i drogi bracie, to o przyjęcie i przekazywanie miłości – mądrej miłości, która ma jedyne źródło w Bogu.

Trzeba przyjąć miłość, by ją przekazać, byśmy szli i owoc przynosili i by owoc nasz trwał, abyśmy mogli dalej czerpać, bo przyjąć miłość i przekazać ją dalej nie znaczy ją wyczerpać, ale jeszcze głębiej w nią wchodzić, zaskakiwać się tym, że nagle spoglądam na swoje życie, na życie moich braci i sióstr, jako na rzeczywiście dar. Być może marnotrawiony przez wielu z nich. Być może ktoś, kogo znamy, w tej chwili to życie pustoszy, trwoni majątek tak, jak syn marnotrawny, który się ześwinił. Być może tak jest, ale Bóg napełnia nas miłością po to, abyśmy i my spoglądali z mądrą miłością na takich naszych braci, na takie siostry, dla których spotkanie z Bogiem i szczegółowe rozważanie Słowa to dziecinada, marnowanie czasu, dodatkowy obowiązek.

Mądra miłość, przykazana przez Chrystusa, jest rozdawana, rozdzielana w obfitości – po kościołach ten Chleb rozdają za darmo. Jeżeli ktoś chce, niech przyjdzie i zaczerpnie. Przyjdźcie – powie prorok Izajasz – choć nie macie pieniędzy. Przyjdźcie do Mnie wszyscy!

Ta mądra miłość jest darem, z którego tak, jak umiemy w tej chwili, czerpiemy, jest darem, który mocą Świętego Ducha – czyli w tajemniczy sposób – przeniknie i nas. Ilekroć schodzimy się na sprawowanie Eucharystii – Pamiątki Pana – głosimy śmierć Pańską, aż przyjdzie. Ilekroć się schodzimy na Mszę Świętą, tylekroć stajemy wobec Chrystusa, który z miłości oddaje swoje Życie, i oczekujemy, że umacniając nas tą miłością, pozwoli nam iść na spotkanie z Nim, kiedy powtórnie przyjdzie i zabierze nas do Siebie, gdzie nieodwołalnie, na wieki, będziemy z Nim zjednoczeni bez żadnych wątpliwości, zranień, chorób, bez żadnych konfliktów. Teraz przychodzi nam przez te uciski i konflikty przechodzić.

Drugą prawdą przesłaną nam przez Pana w Jego Słowie jest to, że w tych konfliktach również przychodzi do nas Duch Święty. Mamy danego Ducha Świętego na przeżywanie problemów. Tu potrzeba wiary. Mamy Ducha Świętego, który nas umacnia w momencie, kiedy nas ranią, krzyżują. Otrzymaliśmy Ducha Świętego nie tylko na uniesienia i poruszenia serca, ale i na nieczułość oraz na moment, kiedy przeżywamy katastrofę i kompromitację wiary – tak, jak przeżywali ją Izraelici w dniu Massa i Meriba, kiedy zbuntowali się przeciw Bogu. Duch jest w nas, został nam dany.

Słowo Boże zachęca nas, abyśmy nie uciekali przed problemami, bo one urosną. Konflikty są po to, by przez nie przechodzić. Apostołowie, jak słyszymy w dzisiejszej lekcji z Dziejów Apostolskich, spotykają się w Jerozolimie i próbują problemy rozwiązać. Chodzi o osoby, które chciały z pogaństwa przejść na chrześciajństwo. Niektórzy mówili, że trzeba je przeciągnąć przez szereg Mojżeszowych przepisów – obrzezania i Prawa. Jest problem, jest konflikt. Doszło do niemałych sporów – jak zauważa Łukasz, opisując te wydarzenia w Dziejach Apostolskich – między Pawłem, Barnabą i resztą. Apostołowie udają się do Jerozolimy, pytają. Na problem patrzy kilka osób. Jeśli na jeden punkt rzucimy jedno światło, też go widać, ale widać inaczej, kiedy puścimy dwa, trzy światła... Osiem, dziesięć świateł. Apostołowie pytają, szukają mądrości, myślą, jak rozwiązać problem, jak przejść przez konflikt. Po naradzie wysyłają Pawła, Barnabę, Judę, zwanego Barsabas, i Sylasa, aby obwieścili ich postanowienia.

Jaka z tego nauka dla nas? – Nie uciekajmy przed konfliktami. Nie uciekajmy przed problemami. Nie uciekajmy przed życiem. Do każdej sytuacji, do każdej z przeżywanych chwil, mamy dopasowanego, posłanego Ducha Świętego z Jego światłem. O Niego trzeba wołać, o Niego trzeba krzyczeć. On przychodzi i daje rozwiązanie. Trzeba Go szukać, mając uszy otwarte na to, co się dzieje, kiedy wstaję z modlitwy, słuchając tego, przez co Pan Bóg do mnie przemówi. A może przyjść przez różne rzeczy. Nawet przez przypadkowo wysłuchaną dyskusję w radiu. Nawet przez zwykłą rozmowę na ulicy. Pan przychodzi z rozwiązaniem. A gdy się opóźnia, gdy wydaje ci się, że nie przychodzi czy nie woła cię po imieniu, oczekuj dalej, bo blisko jest Pan ze swoją mądrą, pouczającą miłością.

Dziękujemy Ci, Panie, że w rzeczywistość naszej niewierności, w rzeczywistość naszych grzechów i tego, że nie wychodzimy zwycięsko z prób przyjaźni, posyłasz Słowo: Nazywam was przyjaciółmi. Dziękujemy Ci, że uzdalniasz nas mocą Ducha Świętego, byśmy czynili wszystko, co nam powiedziałeś. Dziękujemy Ci, że wprowadzasz nas w głębię miłości Ojca, której doświadczasz i którą się dzielisz. Dziękujemy, że możemy powstawać z naszych zranień i z tego, co poharatało nasze spojrzenie na miłość w dzieciństwie, w okresie dorastania, w życiu dorosłym.

Dotknij nas, Panie, mocą swojego Ducha i prowadź dalej, abyśmy wysłuchawszy Twojego Słowa i przyjąwszy życiową mądrość, posłaną przez Ciebie, zaczerpnęli także z tej obecności, którą dalej obficie dla nas przygotowałeś.

Tobie, Panie, chwała, Tobie cześć i uwielbienie.

Dziękujemy, że jesteś z nami i nie przerwiesz historii miłości do nas.


W tej miłości pozdrawiam –

ks. Leszek Starczewski