"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z Piątku VI tyg. wielkan. (18.05.2007)

 

Niebieski zegarek

Dziękujemy Ci, Panie, za dar Twojego Ducha. Przypominasz nam w Nim, że mamy się pilnować, słuchając Słów, które wypowiadasz w swoim Kościele. Mamy się pilnować po to, by rozpoznać, że Ty nas nauczasz, że jesteś prawdziwie obecny. Mamy się pilnować, by mocą posyłanego Ducha pokonywać każdą chęć ucieczki przed wejściem w głębię, w którą nas zapraszasz, mówiąc tak mądre rzeczy.

 

Doświadczenie smutku, który jest niezauważany przez otoczenie, świat, dławi człowieka, odbiera chęć do życia. Okropnie przeżywa się je w pojedynkę. Chrystus przewidział, że takie doświadczenie, związane ze swego rodzaju niezrozumieniem, brakiem wsparcia, stanie się udziałem Jego uczniów. Nazwał je po imieniu i nie chciał ukryć przed nim swoich wyznawców. Mówi o nim wyraźnie.

Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam – zaznaczam wam to – Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Klimat wokół was będzie świetnie rozbawiony.

Rzeczywiście – świat, do którego Chrystus przyszedł, do którego się zwrócił i któremu się pokazał przez chwilę – czym są 33 lata na przekaz tak potężnej miłości? – zupełnie nie był gotowy przyjąć takiego pojawienia się Boga. Świat wcale nie był zainteresowany głębszą analizą tych Słów, zatrzymał się na ich powierzchni: Syn cieśli... Znamy całą rodzinę... Czyni się prorokiem, nazwa siebie Synem Bożym...

Świat, szukający tylko zaczepki, w pierwszej kolejności zaatakował, zasmucił Chrystusa: Smutna jest moja dusza aż do śmierci. Jest to świat, który zupełnie nie przejmował się bólem Chrystusa, ale potęgował ten ból kolejnymi uderzeniami biczów, atakami w czasie drogi krzyżowej, a wcześniej zadawał ból, który okropnie przeszywał Jego Serce niewiarą w Słowo. Chrystus musiał patrzeć na tych, którzy nie otwierali przez wiarę swojego serca i rzucali się w przepaść, otchłań egoizmu – otchłań śmierci.

Smutek w pierwszej kolejności dotknął Chrystusa, a nie może być uczeń nad Mistrza. Jeżeli Mnie prześladowali, jeżeli Ja przechodziłem przez takie rzeczy – mówi Jezus – to każdy, kto chce iść za Mną, będzie przeżywał podobne stany.

Chrystus zapowiada swoim wyznawcom, że przyjdzie moment, w którym będą zdezorientowani, pogrążą się w smutku. Wszyscy naokoło świetnie będą się trzymać, odchodząc od Boga, a idący za Nim wyznawcy otrzymają za swoje trwanie jedynie smutek i ból. Jezus to zapowiada. Mówi o tym w sposób jednoznaczny.

Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił.

Kto z nas nie miał takiego doświadczenia, kiedy musiał znosić radość innych, podczas gdy sam był zatruty smutkiem?... Musiał znosić to, że obok wszyscy się bawią, świetnie się czują, znakomicie się dogadują, a sam w sobie przeżywał okropny dramat, którego nawet nie mógł wypowiedzieć, bo nawet gdyby chciał to zrobić, to musiałby zmienić klimat otoczenia, które absolutnie nie myśli o tym, żeby przestać się bawić.

To doświadczenie, które pewnie stało się udziałem niejednego z nas, mogło być spowodowane jakimiś ludzkimi relacjami. Chrystus wpisuje je w drogę kroczenia za Nim. Jemu nie trzeba tłumaczyć, co to znaczy być niezrozumianym, co to znaczy przeżywać smutek, trwogę, podczas, gdy inni śpią. W Ogrójcu Jego apostołowie spali – ale powtórzmy za nieżyjącym o. Slavko, który mówił, że nieprawdą jest, że wszyscy uczniowie spali, bo Judasz był wtedy najbardziej aktywny.

Chrystusowi nie trzeba tłumaczyć, co to znaczy. Inni śpią – uśpieni w swojej radości, a On dławi się w bólu, a On krwawy pot wylewa. On pierwszy tego doświadcza i mówi o tym swoim wyznawcom, stawia sprawę jasno. Nie robi z tego tytułu ściemy. Nie zaciemnia obrazu, lecz go rozjaśnia.

Chrystus dodaje i wchodzimy razem z Nim w głębie tego przesłania: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić. Będziecie się smucić! Będziecie przeżywać smutek, udrękę, piołun, truciznę w duszy. Chciał wypowiedzieć ten smutek, ale coś go dławi – jak mówi jedna z Ksiąg natchnionych Duchem Świętym.

Wy będziecie się smucić, ale – najważniejsze jest po „ale” :) – smutek wasz zamieni się w radość. To jest dla wyznawcy Pana klimat do radości, którą Chrystus wytłumaczy: Aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. Pełna radość, nie pusta. Nie chwilowa, pod wpływem jakiegoś trunku, ale pełna. Ta, której – co Jezus doda z całą mocą – nikt wam nie zdoła odebrać. Dotykająca głębi. Ta, którą żyję w głębi, mimo że na twarzy jest smutek. Ta, która swoje źródło ma tylko w jednym – w zwycięstwie Chrystusa nad śmiercią, w przejściu ze śmierci do życia, w powrocie do Domu Ojca, w przygotowywaniu tego Domu, w posłaniu Ducha, podtrzymującego nas w istnieniu i oddychającego w nas. Kiedy już o własnych siłach oddychać nie potrafimy, wówczas Pan wspomaga nas jeszcze większą mocą w powrocie do przygotowywanego Domu.

Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość.

Św. Paweł powie: Sadzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić. W innym miejscu dodaje w bólach rodzenia, z jękiem, z głośnym wołaniem, prosząc: Ojcze, odmień już tę ziemię. Odmień to wszystko, co się dzieje. Przemień to, co się dzieje, mocą Twojego Ducha, ze względu na zwycięstwo Jezusa.

Św. Piotr powie, że kiedy przeżywamy takie udręki, niesnaski, kiedy zastanawiamy się czy to wszystko ma sens, czy ma sens przychodzenie na Eucharystię, to nie wolno zapominać, że wiele naszych braci i sióstr, kroczących za Chrystusem, wszystko to przeżywa podobnie. Nie jesteśmy nienormalni w naszym smutku, udrękach, zastanowieniach, wątpliwościach. Wiele naszych sióstr i braci podobnie przeżywa spotkanie z Panem w tym rozbawionym świecie. Bóle rodzenia. W bólach rodzi się nowe życie.

Jezus przenosi głębię tej myśli na przykład z życia: Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat. Kobiety – mamy – mogą w pełni zrozumieć to porównanie. Pozostali na zasadzie zaufania, wyobraźni, ewentualnie domysłów :).

Chrystus stawia dzisiaj przed nami – obolałymi w swojej wierze, obolałymi w przeżywaniu smutku – prawdę o nowym życiu, rodzącym się w bólu. Czego my nie wyprawiamy, kiedy dopadnie nas ten smutek...

Dlaczego smutek często dopada nas w taki sposób, że wydaje się nam, że nam wszystko odbiera? – Bo nie potrafimy się cieszyć, nie umiemy przeżywać radości – pełnej radości. Często zatrzymujemy się na radości powierzchownej, następującej po chwili jakiegoś pocieszenia, przychodzącego od Pana, po doświadczeniach, które napełniły nas uśmiechem. Chcielibyśmy koniecznie to zatrzymać. Trzymamy się tego kurczowo i wyobrażamy sobie Pana Boga tylko wtedy. Chcielibyśmy, żeby pocieszenie trwało cały czas, żeby ten uśmiech nas wypełniał. Nie umiemy się cieszyć pełną radością.

Co to jest pełna radość? – Pełna radość jest osadzona głęboko w nas. Dotyka naszego najgłębszego, pierwszego poruszenia serca i wypływa z faktu, że Jezus zwyciężył. Nawet kiedy łzy płyną po policzkach, kiedy gdzieś budzą się pretensje, kiedy wyleję całą rzekę zastrzeżeń do sposobu traktowania mnie przez Pana Boga, przez życie, to gdzieś w głębi za chwilę się coś odzywa: Nie, Ty zwyciężyłeś wszystko. To jest głęboka radość! Tutaj potrzeba nam się zatrzymywać i wołać Ducha, aby uzdalniał nas do przyjmowania takiej radości. Nie zatrzymujmy się tylko na duchowych pocieszeniach. Strapienia duchowe też są nam potrzebne. Jak mówią mędrcy, mistrzowie życia duchowego: I strapienie duchowe, i pocieszenie jest potrzebne, żebyśmy się rozwijali. Potrzebny jest smutek i potrzebna jest radość. Nie wolno nam zatrzymywać się tylko na chwilowej radości, chwilowym pocieszeniu, przychodzącym do nas. Nie wysysajmy go, bo jest go niedużo. Raczej zasysajmy się w sobie, w tej głębi, która w nas jest. Stamtąd czerpmy – bo – jak fantastycznie mówi psalmista: Głębia głębię przyzywa hukiem wodospadów. Wszystkie twe nurty i fale nade mną się przewalają.

Niech będzie smutek.

Kiedy ostatni raz pozwoliłem sobie na to, aby spojrzeć na przeżywany smutek – w kontekście tego, co dzieje się na świecie i mojego trwania przy Bogu – jako na dar, sytuację, która nie wymknęła się spod kontroli Jezusa?

Kiedy ostatni raz patrzyłem na swoje duchowe strapienie jako na łaskę Pana?

Kiedy w sytuacji smutku rezygnowałem z kroczenia za Panem, bo dopadło mnie przygnębienie, strapienie duchowe?

Także i wy teraz doznajecie smutku – mówi Jezus. Znowu jednak was zobaczę i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać.

Znowu jednak was zobaczę. Kiedy to będzie? W niedzielę Wniebowstąpienia uczniowie będą pytać: Kiedy się to stanie? Kiedy przywrócisz królestwo? Jezus używa niebieskiego zegarka – nie ze względu na kolor, ale ze względu na wymiar wieczności. Wczoraj Jezus mówił: «Jeszcze chwila, a nie będziecie Mnie oglądać, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie». Łatwo Panu Jezusowi mówić... Chwila... Dla Niego jest to chwila. Jeden dzień jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat, jak jeden dzień. Dla Niego jest to chwila.

Niebieski zegarek... Nam też jest potrzebny niebieski zegarek. Potrzebujemy takiego zegarka, potrzebujemy Chrystusowego spojrzenia na to, co się dzieje teraz. Po to przychodzimy na Eucharystię, żeby patrzeć na nasze życie Jego oczami. Jeśli patrzymy na swoje życie tylko w kategoriach naszych zegarków, naszych oczekiwań, to się dorzynamy i robimy sobie dożynki, a nie zesłanie Ducha Świętego. Ja myślałam, że to tak działa... – To źle myślałaś. Ja uważałam, że... – To źle uważałaś. Mnie to się wydawało... – To źle ci się wydawało. Bo ja sądziłam... – To źle sądziłaś...

Stajemy przed Panem, aby w prawdzie Jego Słowa przyjrzeć się swojemu sposobowi patrzenia na to, co się w nas dzieje. Ale byłam głupia... Nie jest to kłamstwo. Rzeczywiście, człowiek ulega głupocie. O nierozumni – powie Jezus. O głupi – powie inne tłumaczenie. Jak wy patrzycie na swoje życie, na swój smutek? Kto wam takich głupot naopowiadał, że jak świat się świetnie teraz bawi, to jest wszystko dobrze?

Niebieskie zegarki do nabycia... Odliczanie niebieskim czasem... Tylko to odliczanie pozwoli nam spojrzeć na nasze życie z głęboką radością, bo jest to życie ukochane, zdobyte, oczyszczone Krwią Pana i nieustannie prowadzone do tego, by być w bliskości Jego Serca.

Doświadczenie głębokiej radości, a zarazem smutku, nie było obce Pawłowi – nauczycielowi i mistrzowi w naśladowaniu najlepszego i jedynego Mistrza. Słyszymy relację z Dziejów Apostolskich, od kilku tygodni rozbrzmiewającą w Kościele. Paweł non stop dostaje po głowie. Gdzie zaczął głosić Słowo, gdzie pokazywały się znaki, tam zaraz pojawiali się Żydzi, którzy podburzali pobożne, a wpływowe kobiety, przywoływali zamożniejszych mieszkańców i mówili, że uczniowie przychodzą tylko w jednym celu: żeby siać zamieszanie. I wyganiano ich. Jak pamiętamy, Pawła ubiczowało, ledwo się podniósł i ruszył dalej, aby głosić Słowo Boże.

Paweł doznaje nie tylko fizycznych strapień, ale na Areopagu w Atenach przeżywa rozczarowanie, bo rzucił się w pojedynkę głosić Pana wśród epikurejczyków i stoików. Powiedzieli oni: Posłuchamy cię innym razem.

Paweł naprawdę przeżywa dramat rozczarowań. Nic mu nie wychodzi. Powiedzielibyśmy językiem nauczycieli: lekcja mu nie wychodzi. Niby się wszystko udało, klasa się rozkręciła, niby łapią temat i nagle... Nic mu się nie udaje.

Dzisiaj autor Dziejów Apostolskich – św. Łukasz – otwiera przed nami serce Pawła. W nocy, kiedy apostoł czuje się okropnie, Pan przemawia do niego w widzeniu: «Przestań się lękać, a przemawiaj i nie milcz, bo Ja jestem z tobą i nikt nie targnie się na ciebie, aby cię skrzywdzić, dlatego że wiele ludu mam w tym mieście». Paweł też potrzebował, żeby ktoś mu o tym przypomniał. Przecież on głosił radośnie Słowo, przechodził przez różne strapienia, ale dopadła go chandra, bo Pan zapowiedział, że tak będzie. Komu się mówi: Przestań się lękać? – Temu, kto się boi. Paweł powie w pierwszych słowach Listu do Koryntian: Stoję przed wami z lękiem i bojaźnią. Po odrzuceniu na Areopagu przez wybitnych myślicieli stoickich i epikurejskich oraz po doświadczeniach sporów, apostoł z pewnością przeżywa wewnętrzną rozterkę i chce się od niej w jakikolwiek sposób uwolnić. Wystarczy ci mojej łaski – powie Pan w innym miejscu. Tu go upomina: Przestań się lękać.

Za chwilę będziemy świadkiem kolejnej akcji, kiedy Żydzi jednomyślnie wystąpili przeciwko Pawłowi – to są stresujące warunki życia – i poprowadzili go przed sąd, do prokonsula Achai – Galio. Gdy Paweł szykuje mowę obronną, nagle okazuje się, że ten, który ma go sądzić, zaczyna go bronić. Jak Pan potrafi zaskakiwać... W jaki sposób przysyła nam obrońców...

Żydzi wściekli, że Galio wypędził ich z sądu, chwytają przewodniczącego synagogi Sostenesa – tego, który pozwolił Pawłowi głosić Słowo Boże w synagodze – i biją go przed sądem. Galio w ogóle się tym nie interesuje.

Bardzo wyraźny znak dla nas: nawet taki wojownik Pana, jak Paweł, przeżywa trudne sytuacje, rozterki i smutek. My, idąc za Nim, żyjąc dla Niego, znosząc cierpienia, też mamy przyjąć to Słowo. Jesteśmy do tego zaproszeni.

Jesteśmy zaproszeni również do tego, aby po raz kolejny uświadomić sobie, że Bóg jest Królem i Panem całej ziemi, że czuwa nad wszystkim, co się dzieje w świecie, nawet nad smutkiem. Pan Bóg jest królem całej naszej ziemi.

On nam poddaje narody i ludy rzuca pod nasze stopy. Rzucił narody i ludy pod stopy Pawła.

Wybiera nam na dziedzictwo chlubę Jakuba, którego miłuje.

Przygotowuje nam z miłości dziedzictwo, czyli miejsce, do którego zmierzamy. Do tego dziedzictwa wstąpił Chrystus, który przyjął Ciało, w tym Ciele przeżył również udrękę, przeszedłszy w nim przez śmierć.

My idziemy za Nim wraz z całym Kościołem, wpatrując się w Chrystusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. Pragniemy poddać Mu także nasze udręki, zniewagi, odrzucenia, porażki, fiasko i to wszystko, co w tym czasie, w tym tygodniu, stało się przyczyną naszego smutku. Pragniemy też przyjąć Słowo: Będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość.

Jeszcze chwila... Z niebieskimi zegarkami w sercu odmierzajmy ten czas, który Pan nam dał.

Z Panem! –

ks. Leszek Starczewski