"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z Soboty VI tyg. wielkan. (19.05.2007)

Twarz Jezusa wyrzeźbiona w nas

Panie Jezu, dobry Pasterzu, przygotowałeś obficie pokarm dla swoich owiec. Spraw mocą Twojego Ducha, aby owce słuchały Twojego głosu, aby rozpoznały Ciebie jako dobrego Pasterza, przychodzącego nie po to, by kraść, rozbijać i niszczyć, ale by dać Życie i aby owce szły za Tobą. Spraw, aby każdy z nas, przy pomocy działania Świętego Ducha, mógł się odnaleźć przy Tobie.

Chrystus przekazuje swoim apostołom ważne prawdy, akcentując je znanym nam i często przywoływanym stwierdzeniem: Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje. Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje: Proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna.

Chrystus stopniowo objawiając Siebie, coraz bardziej pokazuje działającego w Nim Ojca. Nie wiedzą o tym do końca uczniowie, jeszcze im brakuje bardzo dużo, żeby odkryli w tych słowach coś bardzo przydatnego do życia, sytuacji, w której się znajdują. Jeszcze nie są w stanie nabrać przekonania. Chrystus wie o tym i bardzo cierpliwie, tyle, ile trzeba, tłumaczy i mówi. Dając się poznać, ukazując Ojca takiego, jaki jest – Ojciec to miłość – zachęca, aby wejść przez Niego w głęboką, słodką, serdeczną zażyłość z Ojcem. Zachęca do tego, aby zbliżać się do Ojca z poruszeniami swojego serca – nie oceniając ich – z poruszeniami miłości takiej, jaka jest. Ona nie jest jeszcze doskonała. Pełno w niej lęku, zagubienia, egoizmu. Ale serce ciągle chce istnieć odruchami miłości. Jezus zachęca, aby wejść tymi poruszeniami serca w zażyłość z Ojcem.

Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje. Do tej pory uczniowie przyglądają się, próbują coś z tego zrozumieć, przyjąć, próbują wzbudzić wiarę. Na wyrost mówią ustami Piotra: Tak, przekonaliśmy się, że Ty jesteś świętym Boga. Niewykluczone też, że na zasadzie odruchu serca pełnego miłości, szukającego wiary, kiedy słyszą słowa: Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje, biorą i jedzą, przyjmują ten Dar tak, jak potrafią.

Jezus ukazuje Ojca poprzez różne, pośrednie znaki. Jeszcze wprost o Nim nie mówi. Posługuje się znakami: wskrzesza, uzdrawia, rozmnaża chleb, mówi w przypowieściach. Mówiłem wam o tych sprawach w przypowieściach.

Przenieśmy to natychmiast na nasze zwykłe, codzienne sprawy – żebyśmy nie odpłynęli tylko w teologicznym komentowaniu tego fragmentu Ewangelii. Bóg wielokrotnie przemawiał do nas w przypowieściach, czyli przez wydarzenia z naszego życia, przez coś, co nas zastanowiło głębiej. Nie tylko powierzchownie, na chwilę, ale głębiej. Przemawiał i przemawia przez różne wydarzenia, będące dla nas ogromnym wyzwaniem do tego, by myśleć, by zagłębiać się, dochodzić, cóż Pan Bóg chce mi przez to powiedzieć. On naprawę w tym wydarzeniu coś do mnie mówi.

Jezus w podobnej sytuacji kształtując wiarę uczniów, zostawia ich samych. Oni też przyjmują pewne rzeczy w przypowieściach, wiele rzeczy ich zastanawia. Każdy człowiek na ziemi ma wpisane w serce pragnienie Boga. Nie każdy za tym pragnieniem idzie. Niektórzy rozmieniają je na drobne – powie autor natchniony. Łamią wiarę, idąc za marnością. Niektórzy szukają Boga w przyjemności, w użyciu, w przemocy, w pseudoreligii, fanatyzmie, ale w każdym sercu jest pragnienie Boga. I przez różne wydarzenia, jak przez przypowieści, Chrystus do tego pragnienia się odwołuje, by rzeczywiście objawić obecność Boga, by te pragnienia nie były tylko pragnieniami, ale by stały się doświadczeniem każdego, kto podąża za Nim i chce odnaleźć prawdziwego Boga.

Jezus mówi do swoich apostołów i do nas, kształtując w nas wiarę przez ostatnie wydarzenia – bolesne lub radosne. Przez to też chce kształtować moją wiarę.

Nadchodzi godzina, kiedy już nie będę wam mówił w przypowieściach, ale całkiem otwarcie oznajmię wam o Ojcu. W owym dniu będziecie prosić w imię moje, i nie mówię, że Ja będę musiał prosić Ojca za wami. Albowiem Ojciec sam was miłuje, bo wyście Mnie umiłowali i uwierzyli, że wyszedłem od Boga.

Nadchodzi godzina, kiedy Ojciec odkryje w was moje Życie, kiedy tak was ukształtuje poprzez to wszystko, co się dzieje, że już nie będziecie potrzebowali pośrednich znaków, tylko razem ze św. Pawłem, z całą stanowczością i przekonaniem, będziecie mówić: Żyję nie ja, żyje we mnie Chrystus! To On mnie podtrzymuje.

Teraz być może doświadczamy tego po trochu czy w jakichś wyjątkowych sytuacjach, że rzeczywiście żyje w nas Chrystus, że podtrzymuje w nas to, co jest życiem i modli się w nas. Być może są to chwilowe oddechy czy momenty głębszej modlitwy, rozmowy, serdeczności zaoferowanej przez kogoś. Być może do takiego zwrócenia się do Boga prowokuje nas bardzo dramatyczna sytuacja, wyjątkowo trudne doświadczenie, które przeżywamy czy musimy przetrzymać – chociaż nie wytrzymujemy. Być może teraz tak to postrzegamy, bo jeszcze Ojciec kształtuje w nas obraz Jezusa mocą Ducha Świętego.

Nadchodzi godzina, w której już nie będziemy potrzebowali pośredników, w której odkryjemy, że On w nas żyje. Na razie są to przebłyski, kiedy odkrywamy, że rzeczywiście Duch Święty prowadzi w nas modlitwę, że natchnął nas czymś. Skąd mi się to wzięło?... Poświęciłeś Mu, drogi bracie, chwilkę uwagi wiarą, więc mógł coś zrobić. Wiara czyni cuda. Poświęciłaś się Mu, droga siostro, przez to, że podjęłaś trud zmagania się ze swoimi wspomnieniami, chorobami, problemami w Duchu wiary, nie przez pryzmat ocen ludzkich. On może się w tobie modlić, bo dajesz Mu tę możliwość, bo rozwiązujesz Mu ręce i pozwalasz, aby te sprawy prowadził, bo jesteś bezsilna, bo moc w słabości się doskonali.

Albowiem Ojciec sam was miłuje – Ojciec dostrzega i chce dostrzec w was Mnie – bo wyście Mnie umiłowali i uwierzyli, że wyszedłem od Boga.

Ksiądz Pawlukiewicz mówi, że do nieba dostaną się tylko ci, którzy mają twarz Jezusa, Jego styl bycia, zachowania, reagowania na świat, którzy przejęli Jego styl życia. Jezus mówi: Kto uwierzy we Mnie, to znaczy, kto przejmie styl życia, reagowania na świat, mówienia o Bogu, ludziach. Uczymy się tego, drogie siostry i drodzy bracia. Być może odkrywamy coraz bardziej, że jesteśmy zagubieni, że z tej nauki mamy w ostatnim czasie same jedynki. Ale jeżeli odkrywamy, że tak jest, to trzeba przyjść po wpis jedynki, trzeba przyjść znokautowanym, przyczołgać się i powiedzieć: Panie, kształtuj mnie dalej. Gdzież ja pójdę? Czuję, przeżywam czy doświadczam – jak mówi autor Psalmu 88 – że prawie jesteś moim wrogiem, bo tak smagasz mnie dzień za dniem. Prawie, jakbyś był moim wrogiem. Do kogo pójdziemy, Ty masz słowa życia wiecznego. Ja się do Ciebie zwracam. Kształtujesz mnie.

Jednocześnie – powiedzmy to z całą mocą i stanowczością – róbmy to, co możemy robić w takich sytuacjach. Uruchamiajmy nasz rozum, nasze zdolności, naszą operatywność, którą mamy w danej chwili i róbmy też coś od siebie. Najpierw czerpmy od Niego, ale nie na zasadzie, że rozłożę ręce i nie wiem, co robić. Jako dziecko Boga posiadam godność, która wypływa nie z tego, że ktoś mnie kocha, lubi, zauważył, docenił, dał pozwolenie na wejście w jego świat tajemnic. Mamy godność z tego względu, że chciał nas Bóg, nawet gdyby było tak, że średnio chcieli nas rodzice. Mamy godność, bo Bóg nas stworzył, dał nam życie – rodzice je przekazali. Bóg daje życie. Jedno jest Źródło życia. Mamy godność z tego tytułu, że Jezus zechciał przyjść, wziąć nasze ciało i w nim cierpieć, spożywać pokarm, płakać, w nim przejść przez śmierć i w nim zmartwychwstać, wstąpić do nieba.

Niewiasty powinny głęboko zrozumieć tę prawdę, że Jezus przyjął Ciało z kobiety, narodził się z Maryi Panny. Jeżeli mają swoją godność, to w pierwszej kolejności mają ją w Jezusie. Nawet nie w tym, że siebie akceptują, że akceptuje je mąż. Mają swoją godność w Bogu, w Jezusie. Jeżeli tej godności nie odkryje niewiasta, nie odkryje mężczyzna – to na próżno będą szukać akceptacji u innych, w swoim dorobku intelektualnym, materialnym, w wychowaniu dzieci, w relacji do męża czy do pracy. Na próżno będą tam szukać akceptacji, jeżeli nie odkryją tej prawdy o godności, która wynika z faktu stworzenia, wcielenia, zmartwychwstania i wniebowstąpienia w Jezusie Chrystusie.

Mamy swoją godność. W czasie próby kształtowania naszej wiary mamy robić to, co w danej chwili jesteśmy w stanie z siebie wydobyć – spełniać nasze obowiązki tak, jak umiemy, nawet gdy ludzie nie okazują nam szacunku. Wśród oznak czci – mówi św. Paweł – i pohańbienia, jesteśmy Twoimi. W sytuacji, kiedy wszystko wydaje się układać i wtedy, gdy jest to jedna wielka ruina, moja godność jest w Tobie, bo zabezpieczenie naszego życia nie tkwi w „Pogodnej Jesieni” ani w PZU, ale w Panu.

Sytuacja, do której Chrystus doprowadza swoich uczniów, jest sytuacją, do której chce doprowadzić każdą i każdego z nas. Dlatego mówi nam: Przyjdzie moment, że będziecie w serdecznej zażyłości, tak pełnej, że ogarnie was ogromna radość – radość, której nikt wam nie odbierze – najgłębsza radość.

Często przegrywamy, bo nie umiemy się cieszyć Bożą radością wypływającą z godności dziecka Bożego i z faktu, że Jezus zwyciężył śmierć. Często chcielibyśmy się „wyżyć w wierze” tylko w chwilach, kiedy przeżywamy radosne doświadczenia, tak zwane – jak mówią mistrzowie życia duchowego – pocieszenia duchowe. Wtedy się wypalamy, bo jak mówi św. Ignacy Loyola: z taką samą troską i z takim samym staraniem powinienem przyjmować pocieszenia duchowe i strapienia duchowe. Uczymy się tego, dlatego przychodzimy do Chrystusa. Każdy się tego uczy, kto tylko chce iść za Panem. Współczucie należy się tym, którzy mówią, że wszystko umieją. Bo ja mam tytuł... Bo ja mam lata... Bo ja mam doświadczenie...

Prawda o naszym życiu i akceptowanie go nie wypływa z naszych tytułów, doświadczeń, lat. Tymoteusz usłyszał: Niech nikt nie lekceważy twojego młodego wieku. Pan Bóg często przemawia w kościele przez młodszych. Często ważne prawdy przychodzą przez osoby, od których najmniej byśmy się spodziewali.

Słowa, które rozważamy przywołując Ducha Świętego, staramy się traktować jako Słowa skierowane do nas przez Chrystusa. On chce nas czegoś nauczyć, chce do nas mądrze przemówić. Bądźmy czujni na to, co się dzieje w naszym życiu, bo nie ma sytuacji, w której Pan Bóg nie chciałby objawić swojej woli. To, że jej nie rozumiemy, to inna sprawa. Blokuje nas jeszcze niedowiarstwo, zniechęcenie i egoizm. Kiedy mówi nam o tym Pan, to często obrażamy się na Niego, mamy Mu za złe, że zamiast pieścić, tulić, to nam o egoizmie mówi, wytyka, że jesteśmy słabi. Wytyka, bo wie, kiedy pieścić, tulić. Jedną ręką – jak mówimy i powtarzamy w nieskończoność, żeby nam to zapadło w sercu – przytuli, drugą da klapsa.

Jezus żyje w nas. Gdy kształtuje się w nas Jego obraz i podobieństwo, czyli w sytuacjach, kiedy Jezus przywraca obraz i podobieństwo Boże w nas, a my nic z tego nie pojmujemy, bo przeżywamy okropne, rozdzierające serce doświadczenie, bo wstrząsają nami lęki o przyszłość, bo przychodzą we wspomnieniach różne zranienia, dzieją się rzeczy bardzo ważne. Jezus prosi, abyśmy Mu wierzyli, że dzieją się rzeczy ważne, chociaż na zewnątrz doświadczamy klęski, chociaż na zewnątrz wygrywa Piłat, a Chrystus przegrywa. Prosi nas o wiarę, o oddech wiary. Wie, że nam ciężko, ale prosi w takich sytuacjach, abyśmy Mu wierzyli, że nawet kiedy dopuścił to wydarzenie, że nawet kiedy wprowadza nas w tajemnicę swojego krzyża w sposób zaskakujący, to nas oczyszcza. Prosi, abyśmy wierzyli, że nic nie wymknęło się spod Jego kontroli, bo jest Królem całej naszej ziemi. Nawet, gdy możni świata, władcy narodów, źle prowadzą dzieje swoich ojczyzn, ziemi, Pan Bóg jest Królem tej ziemi.

Psalmista mówi: Połączyli się władcy narodów z ludem Boga Abrahama. Bo możni świata należą do Boga: On zaś jest najwyższy. Nawet możni świata należą do Boga. Ale nie jest to korporacja biznesmenów, którzy wymuszają na Bogu podpisy pod swoimi decyzjami czy korporacja osób, prowadzących bezsensowne wojny, proszących o podpis Boga i powołujących się na Jego Imię. Nie. Możni świata należą do Boga. Zdadzą sprawę ze swego włodarstwa. On zaś jest najwyższy. Bóg jest najwyższy. To nie jest korporacja kumpli.

Po co o tym mówimy? – By uświadomić sobie, że nic na świecie – ani w skali globalnej, ani w skali naszego małego świata – nie wymknęło się spod działania mądrej miłości Boga.

Tę mądrą miłość Pana Boga Kościół ma za zadanie głosić. Ma za zadanie z wielkim zapałem przemawiać i wyjaśniać Słowo Boga. Po co? – Żeby w tych, którzy przychodzą go słuchać, rodziła, umacniała się wiara. Taką misję podjął Paweł, który przeczołgany przez przykre doświadczenia, niedospany, bo nawet w nocy trapiły go lęki, słyszy: «Przestań się lękać, a przemawiaj i nie milcz, bo Ja jestem z tobą i nikt nie targnie się na ciebie, aby cię skrzywdzić, dlatego że wiele ludu mam w tym mieście».

Paweł zabawił w Antiochii pewien czas i wyruszył, aby obejść kolejno krainę galacką i Frygię, umacniając wszystkich uczniów.

My też potrzebujemy umocnienia non stop. Jak potrzebujemy oddechu, tak potrzebujemy Ducha Świętego. Jak do fizycznych procesów zachodzących w nas potrzebujemy tlenu, pokarmu, tak tym bardziej potrzebujemy Ducha.

Rozważamy Boże Słowo, żeby umacniać się w wierze, żeby w niej wzrastać, żeby karmić się mądrością, myśleć o Bogu i ruszać dalej w życie, robiąc to, co do nas należy, tak jak umiemy.

W kręgu głosicieli Bożego Słowa pojawia się pewien Żyd, imieniem Apollos, rodem z Aleksandrii, człowiek uczony i znający świetnie Pisma. Komentatorzy mówią, że to świetnie wykształcony humanista, przybywający z Efezu. Najprawdopodobniej miał tylko chrzest Jana.

Przemawiał z wielkim zapałem i nauczał dokładnie tego, co dotyczyło Jezusa, znając tylko chrzest Janowy.

Mamy nową osobę, bo jest też nowe grono słuchaczy, którym charyzmat humanisty był niezwykle potrzebny.

Zaczął on odważnie przemawiać w synagodze. Ale gdy go usłyszeli zrodzeni do wiary w Chrystusa przyjaciele Pawła: Pryscylla i Akwila, zabrali go ze sobą i wyłożyli mu dokładniej drogę Bożą. Jeszcze bardziej go w to wprowadzili.

A kiedy chciał wyruszyć do Achai, bracia napisali list do uczniów z poleceniem, aby go przyjęli.

Po co o tym mówimy? Po co to wszystko działo się z Apollosem? – Po to byśmy usłyszeli: Gdy przybył, pomagał bardzo za łaską Bożą. Nie własnymi siłami, nie humanizmem miał ewangelizować, ale za łaską Bożą pomagał tym, co uwierzyli. Pomagał.

Komu ostatnio pomogłem w wierze?

Komu przez świadectwo swojego życia ułatwiłem kontakt z Panem?

Komu ten kontakt zablokowałem?

Trzeba nazwać to po imieniu. Niech się nie rumienią z mego powodu wszyscy, którzy Ciebie szukają – mówi psalmista.

Komu pomagam umacniać się w wierze?

Komu głoszę Słowo Boże w przypowieściach, czyli przez moje zachowanie, przez pełnienie codziennych obowiązków?

Komu parodiuję chrześcijaństwo przez to, że zaniedbuję obowiązki, a wiele mówię o Panu Bogu?

Są to pytania, które stawia nam dobry Pan przez posługę Apollosa, przez posługę Pawła i przez nauczanie, które oni głoszą, czyli przez Jezusa.

Dzielnie uchylał twierdzenia Żydów, wykazując publicznie z Pism, że Jezus jest Mesjaszem.

Skąd czerpię siły do swojej wiary?

Kiedy ostatni raz sam rozważałem Słowo Boże?

Kiedy ostatni raz przeczytałem Słowo Boże?

Słowo, które rozważamy i pytania, które słyszymy, mają jeden cel: zbliżyć nas do Pana. Nawet, gdy zabolą odpowiedzi, kiedy okaże się, że ostatnio zasłoniłem Pana Boga swoją emocjonalnością, wybuchowością, swoim mędrkowaniem, mojej sąsiadce, koledze, dzieciom, rodzicom, mężowi, żonie, nawet gdy odkryjemy taką prawdę, to odkryjemy ją po to, by zbliżyć się do Pana, a nie spakować manele, wziąć dobytek i wyjść. Nawet kiedy odkryjemy, że nie do końca czyste są nasze intencje przyjścia na spotkanie z Panem, to odkrywamy je w jednym celu: aby się zbliżyć do Pana. Nawet kiedy zobaczę, że nie sięgam po Słowo, czyli nie zasilam się, aby moja wiara wzrastała, odkrywam to w jednym celu: aby się zbliżyć do Pana.

Wyszedłem od Ojca i przyszedłem na świat; znowu opuszczam świat i idę do Ojca. Kościół głosi nam dzisiaj te Słowa, dzień przed liturgicznym wspomnieniem uroczystości Wniebowstąpienia. Kościół głosi tę prawdę i przygotowuje nas do tego, że Jezus idzie do Ojca. Kościół trwa w oczekiwaniu tak, jak apostołowie. Po co Jezus idzie do Ojca w Ciele? – Po to, by pokazać, że się udało. Kościół będzie czekał, apostołowie będą czekali, Maryja będzie czekała w Wieczerniku czy Ojciec przyjął to wszystko, czy Ojciec to zaakceptuje, da hologram, podpisze się, czyli czy ześle Ducha Świętego. Bo jeżeli ześle Ducha, to znaczy, że się rzeczywiście udało, to znaczy, że jest dostęp otwarty dla wszystkich, że zasięg jest świetny, na każdym miejscu, w duchu i prawdzie można czerpać.

Czekajmy, wołajmy razem z Kościołem w nowennie: Przyjdź, Duchu Święty. Nie pomiń mojego serca, nie pomiń mojej sprawy, nie pomiń tego wszystkiego, co jest we mnie, co się dzieje w moim domu, w mojej chorobie, w moim rozgoryczeniu, wspomnieniach, w moich tragediach. Nie pomiń tego wszystkiego i daj mi siłę, abym przeszedł zwycięsko. Tak jak dałeś siłę Jezusowi, aby wstał z martwych, posłany przez Ojca Duchu Święty.

Dziękujemy Ci, Jezu, że wprowadzasz nas w mądrość Twojego Słowa. Dziękujemy Ci, że do nas przemawiasz, obficie zastawiasz stół, przygotowujesz pokarm dla swoich owiec i nas karmisz.

Daj nam, Panie, abyśmy rozważyli to Słowo, wniknęli w nie i odważnie Twoją mocą wprowadzali je w życie.

W Panu pozdrawiam –

ks. Leszek Starczewski