Nowy sposób obecności Pana
Ef 1,15-23; Ps 8; Łk 12,8-12
Przez wszystkie dni, aż do skończenia świata, Chrystus jest obecny w swoim Kościele. Będzie przypominał o tym ciągle na nowo, posyłając swoje Słowo. Ożywia je działaniem Świętego Ducha, w którego mocy prowadzi nas do Domu Niebieskiego Ojca. To Jego pomysł na te czasy. Tak jest obecny. Pan, rzeczywiście przebywający na każdym miejscu w Duchu i prawdzie, zabiega o kondycję wiary, nadziei i miłości tych, którzy decydują się kroczyć po Jego śladach w stronę Niebieskiego Domu.
Święty Paweł przypomina o tej obecności pełnej mocy i zwycięskiej siły. Pisząc do Efezjan list – jak pamiętamy – z więzienia, kieruje ich uwagę na obecność Boga: Usłyszawszy o waszej wierze w Pana Jezusa i o miłości względem wszystkich świętych, nie zaprzestaję dziękczynienia, wspominając was w moich modlitwach. Proszę w nich, aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego.
Paweł, będąc w trudnych okolicznościach więzienia, nie zaprzestaje koncentrować swojej uwagi na mocy udzielanej mu przez Pana. Wychwala przekonanie o Jego obecności, jakie przez wiarę występuje u Efezjan. Prosi o to, aby doświadczenia tak głębokiego poznania Pana były nieustannie poszerzane i pielęgnowane wśród Efezjan. Ta troska Pawła wyraża się w modlitwie za całą wspólnotę.
Ważne jest, aby święci pasterze – tak jak Mojżesz czy inni, którzy przez wieki troszczyli się w imię Pana o powierzoną im owczarnię – modlili się za Jego wyznawców. Ważne jest, żeby odpowiedzialny za wspólnotę prosił dla niej o pogłębianie wiary, nadziei, miłości. To szczególne zadanie spoczywa na pasterzach Kościoła, na wszystkich odpowiedzialnych za ruchy i wspólnoty. Paweł w tej odpowiedzialności przoduje. W więzieniu nie koncentruje się na sobie i na słabościach, ograniczeniach, w jakich się znalazł, ale właśnie prosi za swoją wspólnotę. Dziękuje za pogłębianie wiary i jednocześnie usilnie zabiega u Pana o to, aby ta wiara ciągle miała swój proces poszerzania i aby obejmowała każdą okoliczność życia.
Niech da wam światłe oczy dla waszego serca, tak byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas, wierzących, na podstawie działania Jego potęgi i siły, z jaką dokonał dzieła w Chrystusie, gdy wskrzesił Go z martwych i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem, i ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym.
Światłe oczy serca, to spojrzenie na życie z tego punktu, który będzie umacniał nadzieję i powołanie do wieczności. Nie zapomnijmy, że koncentrowanie się na problemach, które nas spotykają, i zamartwianie się troskami, których w życiu nikomu nie brakuje, osłabia człowieka. Przez wiele ucisków trzeba wejść do królestwa niebieskiego – powie w innym miejscu Paweł. Z pewnością nie oznacza to, że w uciskach mamy się zatrzymywać. One przyjdą i będą znoszone, przetrzymamy je zawsze, ilekroć skierujemy światłe oczy serca na nadzieję naszego powołania, na to bogactwo obecności Pana, w którym i nam da udział w pełni, właśnie po drugiej stronie słońca, gdzie przemożny ogrom Jego mocy względem nas, wierzących, w pełni się objawi.
Jesteśmy wezwani do tego, by ciągle patrzeć – nawet gdy uczucia za tym nie nadążają – w stronę Pana powołującego nas do wieczności. Tam jest pełnia naszego szczęścia. Mamy często do samych siebie sto tysięcy albo więcej pretensji, że nie jest tak, jak byśmy chcieli, że nie doświadczamy bliskości Pana tak, jak kiedyś, gdy to przeżycie było pogłębione czy też nie doświadczamy Go, bo znowu coś w życiu szwankuje z naszej winy. Nie na tym jednak należy się koncentrować. Światłe oczy serca pozwalają widzieć więcej niż tylko swój upadek. Światłe oczy serca przez modlitwę i spotkaniem z Panem w Jego Słowie, dzięki słuchaniu tych Słów z natchnienia Świętego Ducha, pozwalają nam pogłębiać nadzieję, która ma swoje źródło – jak uczy Katechizm Kościoła Katolickiego – we wszechmocy Boga. W wielu sytuacjach nie potrafimy odkryć Jego obecności. Bardziej możliwe staje się dla nas zakopanie się, zagrzebanie czy zacięcie się w swoich słabościach, ułomnościach i niewygodach oraz pretensjach do życia, często – po ludzku rzecz biorąc – uzasadnionych. Natomiast dla Boga nie ma nic niemożliwego. Nie odwołujemy się do naszego życia i do nadziei, która znaleźć ma swoje źródło w naszych postanowieniach i zmiennych nastrojach, ale właśnie do wszechmocy Boga.
Święty Paweł prosi o to, żeby Pan Bóg dał takie właśnie światłe oczy serca jego wspólnocie. Są one dostępne, jest podstawa do tego, by wierzyć, że się uda, ponieważ działanie potęgi Niebieskiego Ojca w najbardziej mocny i przekonujący sposób dokonało się w Chrystusie, gdy wskrzesił Go z martwych i posadził na wyżynach niebieskich, ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem, i ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym.
Bóg jest ponad te ograniczenia, nawet ponad największe potęgi, które chcą nas zniechęcić i zniechęcają. Jest ponad Zwierzchnością, Władzą, Panowaniem, ponad grzechem, nie tylko wtedy, gdy Chrystus był obecny fizycznie w świecie, ale i w przyszłości, non stop, przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. Obecny jest w nowy sposób.
Wszystko poddał pod Jego stopy – przypomina Paweł Efezjanom. Wszystko jest pod stopami Chrystusa. Nawet jeśli dzisiaj wydaje się nam, że jest to absurdalne i zupełnie nie ma pokrycia w życiu, bo czujemy się zmiażdżeni butem cierpienia, niepowodzeń, rozczarowań, zranień, to wszystko jest poddane pod działanie Chrystusa – przypomina Paweł. Jak często trzeba o tym przypominać... Jak mocno trzeba uderzać w ten tępy mur zniechęcenia, który w nas jest... Jak zdecydowanie trzeba roztrzaskać to, co w nas potrafiło scementować się w niewłaściwy sposób jakimś przykrym wspomnieniem, jakimś przekonaniem, że już nic się nie da zrobić...
Wszystko poddał pod Jego stopy – mówi święty Paweł – a Jego samego ustanowił nade wszystko Głową Kościoła, który jest Jego Ciałem, Pełnią Tego, który napełnia wszystko wszelkimi sposobami. Chrystus – Ten, w którym Ojciec dokonał potężnego dzieła wskrzeszenia i ustanowienia Go Panem – obecny jest w Kościele, jest Jego Głową – Głową Kościoła, który z kolei jest Jego Ciałem. To jest żywy organizm, żywi ludzie, niestrudzenie i wciąż odnajdywani przez Niego w żywej wierze, nadziei i miłości.
Ta pełnia mocy panowania Chrystusa nad wszystkim obecna jest w sposób wyjątkowy, szczególny, w Kościele, ożywianym działaniem Ducha Świętego. W Kościele, w którym głosi się zdrową naukę. W Kościele, w którym pasterze modlą się za swoje owieczki i odwrotnie. W Kościele, w którym rozważa się Słowo Pana rodzące wiarę i pomnażające ją.
O Panie, nasz Panie, jak przedziwne jest Twoje imię po całej ziemi. Tyś swój majestat wyniósł nad niebiosa. Usta dzieci i niemowląt oddają Ci chwałę. Gdy patrzę na Twoje niebo, dzieło palców Twoich, na księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził: czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, czym syn człowieczy, że troszczysz się o niego?
Kim ja jestem, że zabiega o mnie sam Bóg? Kim jesteś, droga siostro i drogi bracie, że Bóg naprawdę chce się tobą zajmować, że Jemu nie braknie motywacji, żeby zabiegać o ciebie wciąż na nowo, że Go nie zniechęcisz w tym, aby o ciebie zabiegać, troszczyć się, pamiętać o tobie...? Pamięta o tobie.
Czym jest człowiek – pyta psalmista – że o nim pamiętasz, czym syn człowieczy, że troszczysz się o niego? Uczyniłeś go niewiele mniejszym od aniołów, uwieńczyłeś go czcią i chwałą. Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich, wszystko złożyłeś pod jego stopy.
Jest panowanie nad światem ciemności. Zwycięstwo nad okolicznościami życia zostało udostępnione człowiekowi w Kościele. Jego Głową jest Chrystus – Chrystus, który jest zwycięzcą i Chrystus, który panuje. Krótko mówiąc – zwycięstwo jest w zjednoczeniu z Chrystusem. W zjednoczeniu przez wiarę, nadzieję, miłość. Tym zwycięstwem – powie święty Jan – które zwycięża świat, jest nasza wiara. Wyznawanie wiary, oddawanie chwały Panu, staje się po prostu rzeczą nieodzowną i to nawet w okolicznościach, w których wydaje się, że to będzie sztuczne, że to absolutnie nie pokryje się ze stanem mojego ducha, ze stanem doświadczeń i przeżyć, które mam. Nawet w takich okolicznościach wyznawanie wiary staje się po prostu nieodzowne.
Jezus zdaje sobie sprawę z okoliczności życia, niebezpieczeństw w nim się pojawiających, szczególnie – o czym przestrzegał nas we wczorajszym fragmencie Ewangelii – z tego, że jest ktoś, kto chce zabić naszą duszę. Zdając sobie sprawę z tego wszystkiego, przypomina o konieczności wyznawania wiary. Wyznawanie wiary pomnaża ją. Wyznawanie wiary...
Kto się przyzna do Mnie wobec ludzi, przyzna się i Syn Człowieczy do niego wobec aniołów Bożych. Kto wyzna wiarę w obecność Chrystusa w jego życiu, nawet w najbardziej tragicznych okolicznościach – nie ma nawet dwóch zdań, żeby nie mógł liczyć na wzmocnienie go przez cały sztab aniołów, przez całą potęgę tej samej mocy, z którą Ojciec wskrzesił Jezusa z martwych. Kto przyzna się, kto wyzna wiarę.
A kto się Mnie wyprze wobec ludzi, tego wyprę się i Ja wobec aniołów Bożych. Kto odcina się od źródła zasilania, od elektrowni, może sobie pstrykać w domu pstryczkiem od lampki czy pilotem. To nie zadziała, bo się odciął od źródła energii. Kto się odcina od Boga, ten marnieje, zaczyna – używając słownictwa technicznego – rzęzić w swoim życiu, zaczyna słabnąć, wyczerpuje się. Niezmiernie ważne są momenty wyznawania wiary, powroty.
Droga siostro i drogi bracie, nawet gdyby twoja wiara była bardzo posiekana, jeżeli słyszysz te Słowa, jeżeli naprawdę je słyszysz – Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha – otrzymujesz kolejne wezwanie, bardzo stanowcze i mocne, utkane z miłości, do tego, by o swoją wiarę znowu zadbać. Zadbać o swoją wiarę... Pytanie: Na ile dbam o swoją wiarę, rozważając Boże Słowo? Na ile dbam o swoją wiarę, nie skupiając się wyłącznie na kolejnych okolicznościach, przeszkodach życia? Na ile dbam o swoją wiarę przez to, że nie zamartwiam się zbytnio codziennymi sprawami? Nie troszczcie się zbytnio... Dosyć ma dzień swojej biedy... Na ile dbam o swoją wiarę poprzez to, że ją wyznaję?
Chrystus mówi dalej: Każdemu, kto mówi jakieś słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie przebaczone, lecz temu, kto bluźni przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie przebaczone. Rzeczywiście, jeżeli ktoś odcina się od działania Ducha Świętego, w którego mocy Pan obecny jest dziś w Kościele, to kto ma go chronić? Jaka moc ma go chronić? Jakieś pozytywne nastawienie, używki, chwilowe nastroje, idiotyczne seriale telewizyjne, bzdurne horoskopy?... Kto ma go chronić? Kto? Jeżeli moc Pana, który w swoim Duchu w nowy sposób jest obecny w tej chwili tak bardzo blisko ciebie, kiedy rozważasz Słowo, zostaje przeklęta, podeptana poprzez niewiarę, jeżeli zostaje odsunięta na bok, kto ma cię chronić? Do kogo pójdziemy? – zapytał święty Piotr, gdy Chrystus zauważył, że część ludzi zupełnie nie traktuje tego Słowa jako możliwego do przyjęcia. Wcześniej uczniowie mówili: Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać? Chrystus zapytał: Czy i wy chcecie odejść? Czy ty też chcesz się odciąć od tego Ducha? Może nie jest tak, jak byś chciał, aby było w życiu, nie jest tak, jak byś sobie życzył. Pogmatwało się, jeszcze bardziej się pogmatwa... Też chcesz odejść, bo to wszystko jest trudne?... Jest trudne! Piotr przyznaje: Panie, ale do kogo pójdziemy? Do kogo pójdę?
Temu, kto bluźni przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie przebaczone.
Jan Paweł II przypomina w swojej ostatniej książce „Pamięć i tożsamość”: Jeżeli Kościół w mocy Ducha Świętego nazywa zło po imieniu, to tylko w tym celu, ażeby wskazywać możliwość jego przezwyciężenia. Są to właściwe wymiary miłosierdzia. Bóg w Jezusie Chrystusie pochyla się nad człowiekiem, aby podać mu dłoń, ażeby go dźwignąć za każdym razem, gdy upada, ażeby go stale podnosić i wspomagać w podejmowaniu z mocą nowej drogi. Człowiek nie potrafi powstać o własnych siłach. Potrzebuje pomocy Ducha Świętego. Jeżeli odrzuca tę pomoc, wówczas dopuszcza się grzechu, który Chrystus nazwał bluźnierstwem przeciw Duchowi, oznajmiając równocześnie, że jest on nieodpuszczalny. Dlaczego nieodpuszczalny? – pyta papież. – Dlatego, że wyklucza w samym człowieku pragnienie odpuszczenia. Człowiek odpycha miłość i miłosierdzie Boga, gdyż sam uważa się za boga. Mniema, że sam sobie potrafi wystarczyć.
Odpychanie Boga, zacięcie się w sobie i patrzenie tylko na siebie, jest kolejnym dowodem ogromnej niewoli grzechu, z której Pan ciągle chce nas wyprowadzać.
Kiedy was ciągnąć będą do synagog, urzędów i władz, nie martwcie się, w jaki sposób albo czym macie się bronić lub co mówić, bo Duch Święty nauczy was w tej właśnie godzinie, co mówić należy.
Duch jest posyłany, bo Pan przychodzi do nas w nowy sposób, właśnie duchowy. Nie martwmy się na zapas. Jak zauważył jeden z teologów – nie dostaniemy tej pomocy i światła Ducha Świętego kilka minut przed jakąś próbą. Dostaniemy je w momencie samej próby, kiedy wreszcie zaczniemy wyznawać wiarę.
Błagajmy Ducha Świętego, aby przymnożył nam odwagi wiary. Błagajmy, aby strzaskał w nas i rozgniótł kolejny etap, kolejną warstwę muru, oporu wobec Jego ożywiającej mocy.
Dziękujmy Panu za to, że tak bardzo o nas zabiega, troszczy się o nas i że dziś znowu o nas pamięta.
Pozdrawiam –
ksiądz Leszek Starczewski