"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z Środy XXIX t.z."II" (25.10.2006)

 

Wydobyć na światło

Ef 3,2-12; Iz 12; Łk 12,39-48

Kolejny dzień mierzymy się z życiem. Kolejny raz przychodzi do nas Ten, który życie nam daje. Bóg, w swojej niezmierzonej miłości, troszczy się o swoich wyznawców, posyłając Świętego Ducha. W tym Duchu próbujemy odczytać skierowane do nas Słowo. To Jego mocą zostało napisane i Jego mocą ma nas ożywiać w wierze, nadziei, miłości.

Przyglądamy się Jezusowym wędrówkom i rozmowom z ludźmi podejmowanym w czasie ogłaszania obecności Boga i Jego królestwa w świecie. Dziś w nauczaniu Chrystusa pojawia się kolejny akcent oczekiwania. Specyficzne jest to, że Chrystus uwrażliwia swoich wyznawców na gotowość czuwania w taki sposób, jakiego człowiek często się nie spodziewa. Chwila, której człowiek się nie domyśla, może się stać i staje się chwilą przyjścia Syna Człowieczego.

«To rozumiejcie – mówi Jezus do swoich uczniów – że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie».

Trudno jest wydobyć na światło dzienne to, co zostało zakryte przed ludzkimi zmysłami. Przy obecnym tempie rozwoju techniki i nauki słowa mówiące, że nie jesteśmy w stanie domyślić się godziny, w której Syn Człowieczy przyjdzie, mogą być odbierane jako policzek dany wiedzy i osiągnięciom technicznym odnotowanym przez człowieka. Jednak istnieje na świecie coś, czego człowiek w żaden sposób nie jest w stanie wymyślić, przeczuć, przewidzieć, mimo że na przestrzeni wieków pojawiło się tyle prób określenia daty końca świata: Syn Człowieczy przyjdzie o godzinie, której się nie domyślacie.

Przypomnijmy sobie również i tę prawdę, że zapowiedź Chrystusa jest na tyle precyzyjna, że pozbawia wyznawców Pana przekonania towarzyszącego wielu innym ludziom: Nie czekamy na katastrofę ani na jakiś kataklizm. Czekamy na przyjście Osoby, na przyjście – jak słyszeliśmy wczoraj – Oblubieńca do Oblubienicy i jak dziś słyszymy – na przyjście Syna Człowieczego, czyli Tego, któremu Niebieski Ojciec przekazał władzę nad całym wszechświatem.

Godzina, której się nie domyślacie... Trudno zatem inaczej, jak tylko dosłownie przyjąć w tym wypadku Słowa Chrystusa. Nie domyślamy się tej godziny.

Piotr najprawdopodobniej w całej tej rozmowie i nauczaniu Chrystusa chciałby znaleźć pewne doprecyzowanie, dlatego pyta: «Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich?» Chrystus stosuje w swojej wypowiedzi taką strategię, jaką zawsze podejmował. Odpowiada nie wprost, ale odwołując się do ludzkiego myślenia. Posługuje się przypowieścią. Tym razem jest to przypowieść o rządcy wiernym i roztropnym, a także o słudze, który niewłaściwie spędza czas, oczekując na powrót swojego Pana.

Rządca wierny i roztropny, którego pan ustanowił nad swoją służbą, wydziela na czas żywność, to znaczy, w odpowiedni sposób dysponuje powierzonymi sobie środkami, zasobami, które przy pomocy zdolności, otrzymanych od Stwórcy, wygospodarował, wyprodukował do tego, aby służyły one nie tylko jemu, ale i ludziom. Szczęśliwy ten sługa, którego pan powróciwszy zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem.

Każdy z nas otrzymał jakiś zakres talentów, jakiś zakres darów, obowiązków, które w zaufaniu do Pana powinien podjąć i nimi gospodarzyć aż do powtórnego Jego przyjścia. To, co mamy jako zadania na dziś, na jutro, to miejsca spotkania z Panem, który przychodzi – w innych osobach, wydarzeniach, a nade wszystko w Eucharystii i w swoim Słowie – po to, by kiedyś przyjść powtórnie i – jak ufamy – zabrać nas do siebie. Szczęśliwy ci słudzy, których pan powróciwszy zastanie przy tej czynności, czyli przy gospodarzeniu talentami, zdolnościami, podejmowaniu prac, które do nich należą. Przypomnijmy znane nam słowa świętego Pawła z Listu do Tesaloniczan: Kto nie chce pracować, niech też nie je – oczywiście pracować na miarę swoich możliwości, zakresu kompetencji i powołania, jakim zostaliśmy obdarzeni.

Jedna z postaw, scharakteryzowana przez Chrystusa, to postawa wierności tym zadaniom, przy których Pan chciałby nas zastać, gdy przyjdzie. Postawi go nad całym swoim mieniem – mówi Jezus, puentując tę przypowieść – czyli wprowadzi go w to posiadanie, w które sam został wprowadzony przez Ojca. Syn Człowieczy postawi go nad całym swoim mieniem w swoim królestwie.

Lecz jeśli sługa ów powie sobie w duszy: "Mój pan ociąga się z powrotem", i zacznie bić sługi i służebnice, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce.

Jest też i inna postawa, wydobyta przez Jezusa z realiów – również i naszej codzienności. Można wejść w przekonanie, że Pan się ociąga, że to wszystko zbyt długo trwa, że koniec świata, powtórne przyjście Chrystusa, nie następuje tak szybko, jak chciałoby się. Człowiekowi wydaje się, że jest przygotowany, że już mógłby posiąść królestwo niebieskie. Tymczasem go nie posiada, więc najprawdopodobniej jeszcze Pan nie przyjdzie, a skoro On jeszcze nie przychodzi, to człowiek niewłaściwie wykorzystuje podarowany mu czas.

Jezus kreśli przed naszymi oczyma mocne obrazy: zacznie bić sługi i służebnice, a przy tym jeść, pić i upijać się. Krótko mówiąc: sługa ten sprofanuje Bożą łaskę i cierpliwość. Zmarnuje czas, źle wykorzysta talenty, zakopie je. Dary, ofiarowane przez Pana Boga, cierpliwość, którą On darzy człowieka, będą ośmieszane, lekceważone.

Jeśli tak zacznie się dziać, nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce. Obraz ćwiartowania to inaczej obraz odcięcia się od Przymierza, zobowiązań, w które na mocy sakramentu chrztu – we wspólnocie Kościoła – podjął wyznawca Pana względem Niego.

Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Największa kara spotyka tych, którzy znali wolę Pana, wiedzieli, w jaki sposób mają korzystać z Jego pomocy, z Jego sił, aby tę wolę wypełnić, natomiast nic nie przygotowali i nie uczynili zgodnie z nią. Nie weszli w głębszą relację z Panem po to, by zaczerpnąć z niej siły i żyć. Oni otrzymają wielką chłostę.

Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Oczywiście, chodzi tu o osoby, których zakres wiedzy na temat woli Bożej względem ich życia był ograniczony na skutek różnych sytuacji: na skutek zafałszowanego obrazu Boga czy różnego rodzaju okoliczności, na które osoba zainteresowana miała najmniejszy wpływ.

Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą.

Chrystus nie kryje, że jest wymagający. Nie kryje przed swoimi wyznawcami, że oczekuje od nich czegoś więcej niż tylko pozornych oznak pobożności, modlitwy, czy zaangażowania w Słowo. Chrystus oczekuje poruszeń serca, właściwych osobie zakochanej. Oczekuje od nas takich poruszeń, bo sam takie ma względem nas. Czerpiąc siły z modlitwy, ze spotkań z Panem, czy z trwania przy tym liście miłosnym, jakim jest Słowo Boże, człowiek ma możliwość i zdolność odkrycia woli Pana względem swego życia.

Wniosek zasadniczy, wypływający dla nas z rozważań tego fragmentu Ewangelii świętego Łukasza, koncentruje się zatem na pytaniu: Na ile rozpoznaję wolę Bożą względem mojego życia w sytuacji, w jakiej jestem? Na ile chcę powiedzieć Bogu TAK w tych warunkach, w których żyję, a na ile walczę z wiatrakami, z widzimisię świata, z własną koncepcją tego, jak Pan Bóg powinien przyjść, w jaki sposób powinien potraktować świat, mnie i moje wspomnienia? Na ile liczę się z tym, że Bóg przychodzi do mnie z ogromną miłością? Choć jest to nieraz miłość odbierana przeze mnie jako trudna i bardzo wymagająca, to jednak jest ona ściśle dopasowana do moich możliwości i do sytuacji, w której obecnie jestem.

Święty Paweł otwiera przed Efezjanami perspektywę zbawienia, ogarniającą wszystkich ludzi. Sam siebie bardzo surowo traktuje, mówiąc, że został obdarowany: Ja sługą stałem się z daru łaski udzielonej mi przez Boga na skutek działania Jego potęgi. Mnie, zgoła najmniejszemu ze wszystkich świętych, została dana ta łaska. Traktuje siebie jako osobę niegodną, ale obdarowaną. Idzie głosić poganom jako Dobrą Nowinę niezgłębione bogactwo Chrystusa i wydobyć na światło, czym jest wykonanie tajemniczego planu, ukrytego przed wiekami w Bogu, Stwórcy wszechrzeczy.

Właśnie Bóg w Chrystusie Jezusie – przypomina święty Paweł – Panu naszym, pozwala mieć śmiały przystęp do siebie z ufnością, dzięki wierze w Niego. Śmiały przystęp... Śmiały, to śmiały. Śmiały, to nie jest płochliwy, śmiały to nie jest wstydliwy. Mamy Ojca niezwykle przychylnie do nas nastawionego. Mamy Ojca Niebieskiego, który w swoim Synu, Jezusie Chrystusie, ukazuje nam potęgę miłości większą od naszych wątpliwości i stąd wypływa ten śmiały kontakt. Wątpliwości były, są i będą. Przecież to, co teraz przeżywamy, to nie wszystko. Choćby nie wiem, jakie były to wzloty czy też upadki – to nie wszystko. Bóg prowadzi dalej historię świata i spokojnie przygląda się wszystkiemu, co się dzieje, bo patrzy na to przez pryzmat zwycięstwa, które odniósł w Chrystusie. Ilekroć my patrzymy na rozmaite wydarzenia, na działanie otaczających nas osób, przez pryzmat zwycięstwa dokonanego przez Chrystusa, tylekroć mamy siłę do przyjmowania tych wydarzeń, rozpoznawania w nich woli Bożej. A ilekroć skupiamy się tylko i wyłącznie na własnych klęskach albo patrzymy na własne niedowierzanie czy zniechęcenie, to zniechęcamy się jeszcze bardziej. Potrzeba nam takiego spojrzenia, jakie towarzyszy świętemu Pawłowi – spojrzenia wyboru dokonanego przez Boga w Chrystusie, wyboru zbawienia, które otwarte jest dla wszystkich, zatem dla mnie też.

Droga siostro i drogi bracie, pojawia się zasadniczy wniosek: Patrzmy na to światło, które zostało wydobyte, na prawdę o zwycięstwie Boga dokonanym w Chrystusie. Patrzmy przez ten pryzmat na wszystko, co się w nas dzieje. Choćby nie wiem, jakie wątpliwości w nas się budziły, to Bóg podjął decyzję zbawienia. On chce mnie zbawić właśnie takiego, jakim jestem.

Pozdrawiam w mocy Pana –

ksiądz Leszek