"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z Soboty XXXI t.z."II" (11.11.2006)

Mamona może się przydać…

Flp 4,10-19; Ps 112; Łk 16,9-15 

Czas mija, a my nie pozostajemy mu dłużni, mijamy razem z nim. Kolejne dni wpisują się w historię naszego życia, którego cząstkę przeżywamy tu, w doczesności, w wymiarze ziemskiej ojczyzny. Decydujące o wieczności chwile przenika swą mocą Pan, który przecież obiecał przebywać z nami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. Dziś w zwycięski bój o Niebo włącza przedmiot spędzający wielu ludziom sen z powiek, a mianowicie mamonę.

 

Jezus nie unika faktycznie występujących codziennych problemów, ludzkich zmagań. Wie, w jakich warunkach funkcjonujemy każdego dnia. Kieruje ku nam kolejne pouczenia, w których podpowiada sposób na mądre przeżywanie ziemskiej wędrówki ku Niemu.

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków. Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. Jeśli więc w zarządzie niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, prawdziwe dobra kto wam powierzy? Jeśli w zarządzie cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, kto wam da wasze?»

Wiele wysiłków, o czym nie musimy się przekonywać, czynią ludzie, aby pomnażać dobra materialne. Zapewnienie sobie materialnych warunków do życia jest jak najbardziej naturalną potrzebą. Nie ma w niej nic złego, jeśli nie staje się celem sama w sobie, czyli jeśli nie przysłoni niebieskiej ojczyzny.

Święty Paweł doświadcza siły, jaką wzbudza w nim pragnienie Pana, w każdych okolicznościach życia.

(…) ja bowiem nauczyłem się wystarczać sobie w warunkach, w jakich jestem. Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia.

ja bowiem nauczyłem się wystarczać sobie w warunkach, w jakich jestem. Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia.

Środki, którymi posługujemy się na co dzień, nie powinny nas zamknąć, czy ograniczyć w kontaktach z innymi tylko do tych relacjach, które pomnożą ilość dóbr, czyli przyniosą nam korzyść. Czynić sobie ziemię poddaną oznacza współtworzyć klimat, który pozwoli ją udoskonalać i przygotowywać na powtórne przyjście Pana. Kiedyś przecież, jak przypomina nam dziś Jezus, wszystko się skończy, i ziemia, wraz z jej dobrami materialnymi, ma być tak nam poddana, aby przyjęto nas do wiecznych przybytków. Kiedy się to dokonuje? – Wówczas, gdy to, co mamy – choćby było w niewielkiej ilości – służy pozyskiwaniu sobie przyjaciół, z którymi przez ziemską ojczyznę zmierzamy do niebieskiej. Niby proste wskazanie, ale przecież różnie jest z wypełnianiem go na co dzień.

Jak dbam o przyjaciół?

W jaki sposób dobra materialne służą przyjaźni, a w których miejscach ją zastąpiły?

Na ile i w czym jestem wierny przyjaciołom?

Gdzie zaniedbałem relacje z bliskimi?

Czy i w jaki sposób, na tyle na ile jest to ode mnie zależne, podejmuję kroki, aby pozyskiwać głębszą relację w przyjaźni?

Jak służę Panu przyjaźnią, w której z drugimi pozwala mi On uczestniczyć?

Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie.

.

Ks. Marek Dziewiecki, fantastycznie omawiając w wielu swych publikacjach etapy kształtowania się ludzkich przyjaźni, zauważa, że człowiek może zakochać się np. w substancji chemicznej (alkoholu), czy pieniądzach. Jednak pozostanie to zawsze miłość bez wzajemności. Tylko osoby mogą odwzajemnić zaproponowaną przyjaźń.

 

W takiej relacji, serdecznej zażyłości, znajduje się święty Paweł i Filipinie, o czym przekonujemy się od kilku dni w lekturze listu, skierowanego przez apostoła do tej wspólnoty. Dziś, w ostatnim liturgicznym fragmencie listu, Paweł odnosi życzliwość, jakiej doświadcza od umiłowanej gminy chrześcijańskiej, do Pana, ku któremu wspólnie zmierzają.

Wy, Filipianie, wiecie przecież, że na początku głoszenia Ewangelii, gdy opuściłem Macedonię, żaden z Kościołów poza wami jednymi nie miał ze mną otwartego rachunku przychodu i rozchodu, bo do Tesaloniki nawet raz i drugi przysłaliście na moje potrzeby. Mówię zaś bynajmniej nie dlatego, że pragnę daru, lecz pragnę owocu, który wzrasta na wasze dobro. Stwierdzam, że wszystko mam, i to w obfitości: jestem w całej pełni zaopatrzony, otrzymawszy przez Epafrodyta od was wdzięczną woń, ofiarę przyjemną, miłą Bogu.

Otrzymawszy wsparcie materialne, Paweł kieruje serca Filipian, pomagających mu tym w dziele głoszenia Ewangelii, ku Bogu, który według swego bogactwa zaspokoi wspaniale w Chrystusie Jezusie każdą ich potrzebę.

Dobra materialne, które nie służą nam w drodze do domu Ojca, będą nas od Niego odwodzić. Nie da się inaczej. Zaślepienie mamoną zabije w nas przyjaźń. Zresztą nie tylko przyjaźń, ale właściwie wszystko i wszystkich. Faryzeusze, chciwi na grosz, reagują na słowa Jezusa kpiną i cynizmem.

Słuchali tego wszystkiego chciwi na grosz faryzeusze i podrwiwali sobie z Niego. Nie inaczej i dziś wyglądają komentarze tych, co położyli nadzieję w dostatkach i mamonie. A ponieważ, chcąc nie chcąc, funkcjonujemy na co dzień także w ich zasięgu, Pan poleca nam, aby dostatki służyły nam, a nie my im.

Nie inaczej i dziś wyglądają komentarze tych, co położyli nadzieję w dostatkach i mamonie. A ponieważ, chcąc nie chcąc, funkcjonujemy na co dzień także w ich zasięgu, Pan poleca nam, aby dostatki służyły nam, a nie my im.

Mamona wcale nie musi zniewalać, ale naprawdę może się przydać.

wcale nie musi zniewalać, ale naprawdę może się przydać.

 

Z Panem – ks. Leszek Starczewski.