"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z Piątku XXXIII t.z."II" (24.11.2006)

Sposób na życie wieczne

Ap 10,8-11; Ps 119; Łk 19,45-48 

W różny sposób przeżywamy obecność Pana w Kościele i świecie – uczy nas Jan Paweł II w Novo Millenio Ineunte. Ta obecność Pana, czyli Jego towarzyszenie nam na drogach czasu, niełatwego życia, ma swój określony zamysł i cel. On jest z nami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata po to, byśmy wsparci działaniem Jego Ducha doszli do pełni zbawienia, jaką jest Dom Niebieskiego Ojca. Dzisiejsze Słowo Boże mówi o dwóch sposobach obecności Pana.

Pierwszy to obecność przez Słowo, o którym mówi księga Apokalipsy. Fantastycznie wyśpiewuje to też psalmista. Druga forma obecności to wstrząs wywołany konkretną postawą i działaniem Jezusa.

Jan, umiłowany uczeń, który w zachwycie, jako nasz przedstawiciel, jest uczestnikiem wizji otwartego nieba, o czym słyszeliśmy już w tym tygodniu, dzisiaj doświadcza obecności Pana poprzez Słowo. Ma zjeść księgę Słowa Bożego. Dosłownie – ma ją zjeść, tzn. ma ją włożyć do ust, ma ją przyjąć: weź i połknij ją. Ten pokarm napełni jego wnętrzności goryczą, a w ustach będzie słodki jak miód. Jan to robi, bo jest posłuszny, chociaż przez cały czas, we wszystkich wizjach, których doświadcza, jest też naturalny. Wczoraj słyszeliśmy, że się rozpłakał, gdy zobaczył, że historia życia człowieka może zakończyć się rzuceniem prochu na trumnę, bo nie ma nikogo, kto by otworzył pieczęć życia wiecznego, kto mógłby życie przeciągnąć dalej. Został jednak pocieszony i powiedziano mu, że znalazł się lew z pokolenia Judy, Baranek zabity. Życie wieczne zostało otwarte i kto tylko będzie Go naśladował, przejdzie dalej. Jan jest w swoich zachowaniach naturalny i posłuszny. To nie hipnoza. I przyjmuje propozycję, do której zachęca go głos z nieba.

Co się kryje w tym dziwnym obrazie? Nic innego, jak przyjmowanie Bożego Słowa, które brzmi bardzo, bardzo uroczo i zachęcająco. Pouczenia Chrystusa są piękne. Przyświadczają temu wszyscy ludzie, którzy mają czas, żeby poczytać lub posłuchać Bożego Słowa. Nawet Gandhi kiedyś powiedział: „Piękne są polecenia głoszone przez Jezusa, tylko pokażcie mi człowieka, który według nich żyje, a sam zostanę Jego naśladowcą”.

Słowa Pana brzmią pięknie. Są słodkie, jak mówi w obrazie z Apokalipsy święty Jan – słodkie jak miód. Natomiast gdy się je spożywa, czyli kiedy wchodzi się głębiej w piękno docierające do uszu, kiedy się je przetrawi w sobie, przełoży na swój organizm i swoje możliwości, stają się goryczą. Stosowanie tego rzeczywiście jest trudne. Ale to jest sposób na życie i to życie wieczne. To jest sposób na to, żeby odkryć obecność Pana. Bo On obecny jest przez swoje Słowo. Stąd kolejna zachęta, aby sięgać do tej cudownej „książeczki” – jak zdrobniale nazywa ją święty Jan – do kart Pisma Świętego, żeby nie tylko zatrzymać się przy pięknie brzmiących Słowach, ale iść dalej.

Jeden ksiądz pracujący w Belgii opowiadał, że pewna para młodych zażyczyła sobie, aby podczas obrzędów sakramentu małżeństwa zamiast Ewangelii przeczytać fragment „Małego Księcia”, bo to dla nich piękniej brzmiało. Słowa Ewangelii brzmią pięknie i mogą wzbudzić zachwyt, bo mają w sobie źródło nadziei. Psalmista jest o tym święcie przekonany. Jest już nawet na tym etapie przyjmowania Bożego Słowa, że mówi tak: Więcej się cieszę z drogi wskazanej przez Twe napomnienia, niż z wszelkiego bogactwa. On już jest na tym etapie. Nie liczy się to, co go wzbogaca materialnie, czy w jakikolwiek inny sposób, bo więcej się cieszy z drogi wskazanej przez Boże napomnienia. Twoje napomnienia są moją rozkoszą. Ja się cieszę, że Ty do mnie mówisz. To jest rozkosz dla mnie, że Bóg do mnie przemawia. Moimi doradcami są Twoje ustawy. Prawo ust Twoich jest dla mnie lepsze, niż tysiące sztuk złota i srebra. Słodka jest Twoja mowa dla mego podniebienia. Ponad miód słodsza dla ust moich. Twoje napomnienia są radością serca. Na tym etapie wiary i kontaktu z Bogiem jest psalmista i do tego zachęca tych, którzy w tym psalmie nie tylko uczestniczą poprzez przeczytanie, odśpiewanie czy wysłuchanie go, ale uczestniczą jako ci, którzy mają przyjąć jego przesłanie do siebie i zapytać: Jak jest ze mną? Co z moim lgnięciem do Słowa, w którym obecny jest żywy Chrystus w mocy Świętego Ducha?

Druga forma obecności Pana, ukazana przez dzisiejsze Słowo Boże, to wstrząs, jakiego dokonuje Chrystus, kiedy wchodzi do świątyni. Nie głaszcze ludzi po głowach. Nie uśmiecha się i nie zagaduje, ale bardzo zdecydowanie zaczyna wyrzucać sprzedających. Krótko mówiąc, zauważa, że została sprofanowana ostatnia, a zarazem pierwsza nić podtrzymująca ludzkie życie, czyli święta obecność Boga. Na taką postawę jest tylko jedna reakcja: zdecydowany wstrząs. Jezus mówi do nich: Mój dom będzie domem modlitwy. Są granice, których przekroczyć nie wolno. A wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców. Plugawicie świętość Boga. I tu następuje wstrząs.

Jeden z autorów wczesnochrześcijańskich mówił, że słusznie poganie kpią sobie z chrześcijan, kiedy widzą, że głoszą oni prawdy pięknie brzmiące – Miłujcie się wzajemnie – ale nie poświadczają ich swoim życiem. I bluźnią Bożemu imieniu. Święty Paweł powie do młodziutkich prezbiterów i biskupów, głoszących Słowo Boże we wspólnotach założonych przez apostoła, żeby nie wyszydzono ich posługi, kiedy ludzie zobaczą inny styl życia, niż głoszenie Bożego Słowa. Nie dziwmy się zatem, że wstrząsy będą dotykać Kościoła w sytuacjach, kiedy jest rozdźwięk między głoszonym Słowem a życiem. I nie dziwmy się, że wstrząsy będą dotykać tych świątyń, którymi są nasze ciała. Świątynią Boga jesteście. Nie dziwmy się, że przez wstrząs Pan Bóg też chce coś do nas powiedzieć. Czasem nie wiemy co. Ale z pewnością Pan Bóg to wytłumaczy. To jest drugi sposób przychodzenia Pana, który wydobywamy z bogactwa Liturgii Słowa.

Chcielibyśmy tak, jak psalmista, zaczerpnąć powietrza otwartymi ustami, zaczerpnąć powiewu, jakim jest Duch Święty, w którym przemawia do nas Jezus Chrystus, głosząc teraz swe Słowo. Chcielibyśmy słuchać Go z zapartym tchem, żebyśmy, napełniwszy nasze serca Jego mocą, mogli iść w życie, które wcale nie musi nas rozpieszczać, ale nie musi też być miejscem, w którym nie ma Boga. Przeciwnie. Każda okoliczność, co z całą mocą potwierdzili przez swój styl życia patroni dnia dzisiejszego, męczennicy wietnamscy, jest okazją do spotkania Boga. Każda okoliczność – nawet utrapienia, katowanie i bolesna śmierć – staje się miejscem oddania chwały Bogu, doświadczeniem Jego obecności. Cóż dopiero przeżywane przez nas przeciwności, które niekoniecznie muszą mieć w sobie coś z przelewu krwi. Jeszcze nie opieraliście się, mówi święty Paweł, aż do przelewu krwi, drodzy i kochani wyznawcy Pana. Sądzę, że cierpień teraźniejszych – powie w innym miejscu święty Paweł – nie można stawiać na równi z chwałą, która się w nas objawi. Całe stworzenie jęczy i wzdycha oczekując powtórnego przyjścia Pana, w pełni objawienia się synów Bożych.

I my mamy pewność wypływającą z wiary, że Pan – obecny w różny sposób – chce również do nas dotrzeć. I przyszedł. I jest. I nie ominie nikogo.

W mocy Pana pozdrawiam –

ksiądz Leszek Starczewski