"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z 19-ego grudnia (2006)

Pan wie, kiedy ma przyjść

i zdąży na czas

Sdz 13,2-7.24-25a; Ps 71; Łk 1,5-25 

Kto jak kto, ale Pan najlepiej jest zorientowany w sytuacji swego ludu. Nawet jeśli człowiek tak już uwikła się w zło, że nie widzi sposobów uwolnienia się od jego wpływów, Bóg znajduje zaskakujące rozwiązanie. Spogląda na świat z perspektywy zbawienia, do którego zobowiązał się w pełni doprowadzić. To właśnie wierność złożonym obietnicom kieruje Jego decyzjami. Jahwe zawsze jest większy od zła. Wie, w jakich momentach potrzebna jest Jego szczególna interwencja i od niej nie ucieka. Z pozoru może wydawać się, że jest inaczej. Często rzeczywistość przeczy temu, że Pan przebywa pośród ludu, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę skalę występującego w niej zła. W takich chwilach objawia On wyjątkową moc i dalej prowadzi dzieło zbawienia. Dokonuje tego przez powoływanie opatrznościowych mężów, w których życiu szczególniej ukazuje działanie swego Ducha. Dziś w liturgii przyglądamy się dwóm takim interwencjom Jahwe w związku z zapowiedziami narodzin Samsona oraz Jana Chrzciciela.

W czasach, kiedy lud Pana nie miał usytuowanego na swym czele króla, rządy sprawowali sędziowie. Byli charyzmatycznymi przywódcami. Przez ich życie Jahwe oczyszczał i uwalniał wyznawców od grożących im niebezpieczeństw. Jednym z sędziów był Samson, o którym dziś słyszymy w Liturgii Słowa. Historia jego narodzin i życia przypada na lata, kiedy – jak zwięźle podkreśla to autor Księgi Sędziów – synowie Izraela nadal czynili to, co jest złe w oczach Jahwe i wydał ich Jahwe w ręce Filistynów na przeciąg czterdziestu lat (Sdz 13,1).

W tej mizernej kondycji ludu wierny i pełen miłosierdzia Pan odnajduje rodzinę, w której wzbudzi wyzwoliciela spod wrogiej ręki Filistynów. Posyła On swego anioła, aby objawił Jego wolę niepłodnej kobiecie i jej mężowi.

W Sorea, w pokoleniu Dana, żył pewien mąż imieniem Manoach. Żona jego była niepłodna i nie rodziła. Anioł Pański ukazał się owej kobiecie mówiąc jej: «Otoś teraz niepłodna i nie rodziłaś, ale poczniesz i porodzisz syna. Lecz odtąd strzeż się: nie pij wina ani sycery i nie jedz nic nieczystego. Oto poczniesz i porodzisz syna, a brzytwa nie dotknie jego głowy, gdyż chłopiec ten będzie Bożym nazirejczykiem od chwili urodzenia. On to zacznie wybawiać Izraelitów z rąk filistyńskich».

To wkroczenie Jahwe w sytuację – po ludzku – niesprzyjającą narodzinom dziecka, jest objawianiem Jego planów przekraczających ludzką pomysłowość. To ogromne wyzwanie dla niepłodnej kobiety i jej męża.

Poszła więc kobieta do swego męża i tak rzekła do niego: «Przyszedł do mnie mąż Boży, którego oblicze było jakby oblicze anioła Bożego, pełne dostojeństwa. Nie pytałam go, skąd przybył, a on nie oznajmił mi swego imienia. Rzekł do mnie: "Oto poczniesz i porodzisz syna, lecz odtąd nie pij wina ani sycery, ani nie jedz nic nieczystego, bo chłopiec ten będzie Bożym nazirejczykiem od chwili urodzenia aż do swojej śmierci"».

Małżonkowie, przez wiarę i zaufanie Słowu skierowanemu do nich od anioła Pana, mają przyczynić się do objawienia sobie i ludowi Bożego błogosławieństwa. Dziecko ma zacząć wybawiać Izraelitów z rąk filistyńskich, zatem zrozumiałe stają się obostrzenia, do jakich anioł zobowiązuje jego przyszłą matkę.

«Lecz odtąd strzeż się: nie pij wina ani sycery i nie jedz nic nieczystego. Oto poczniesz i porodzisz syna, a brzytwa nie dotknie jego głowy, gdyż chłopiec ten będzie Bożym nazirejczykiem od chwili urodzenia».

Ma on być Bożym nazirejczykiem, czyli sługą szczególnie oddanym Panu i Jego dziełu. A do takiej misji konieczne jest przygotowanie się przez podjęcie odpowiednich kroków, uzdalniających do spełnienia woli Jahwe. Przyjęcie Słów Pana zawsze ma jeden finał – sprowadza Jego błogosławieństwo.

Porodziła więc owa kobieta syna i nazwała go imieniem Samson. {Samson, po hebr. Szimszon, najprawdopodobniej znaczy: Słoneczko (szemesz = słońce)}. Chłopiec rósł, a Pan mu błogosławił. Duch zaś Pana począł na niego oddziaływać.

Pan nie zapomina o swoim ludzie nawet wówczas, gdy nadal trwa on w tym, co złe jest w Jego oczach. Wierność Jahwe stanowi jedyną pomoc i wsparcie, które nigdy nie zawiodą.

Z tą świadomością modli się psalmista, sam doświadczając rąk niegodziwca. Pogłębia swą ufność, jaką złożył w Bogu w latach swej młodości, i chce przypominać wyłącznie o Jego sprawiedliwości.

 Bądź dla mnie skałą schronienia i zamkiem warownym, aby mnie ocalić. Bo Ty jesteś moją opoką i twierdzą, Boże mój, wyrwij mnie z rąk niegodziwca.

Bo Ty, mój Boże, jesteś moją nadzieją, Panie, Tobie ufam od lat młodości. Ty byłeś moją podporą od dnia narodzin, od łona matki moim opiekunem.

Opowiem o potędze Pana, będę przypominał tylko Twoją sprawiedliwość. Boże, Ty mnie uczyłeś od mojej młodości i do tej chwili głoszę Twoje cuda.

Na ile krytyczne sytuacje mego życia mobilizują mnie do większej zażyłości z Panem?

Jak wygląda moje zaufanie Panu w chwilach, tygodniach, miesiącach czy latach, w których zło zdaje się naokoło nieźle trzymać?

Czym wówczas karmię moją pamięć?

Przybycie Pana dokonuje się zawsze w czasie najwłaściwszym, choć często towarzyszą temu okoliczności zaskakujące ludzi. Podobnie pomysły, z jakimi się On zjawia, budzą szereg pytań, a nierzadko i wątpliwości. W taką właśnie sytuację wprowadza Pan podeszłe już w latach małżeństwo Zachariasza i Elżbiety.

Oboje byli sprawiedliwi wobec Boga i postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich. Nie mieli jednak dziecka, ponieważ Elżbieta była niepłodna; oboje zaś byli już posunięci w latach.

Ta ważna wzmianka Ewangelisty o sprawiedliwym wobec Boga postępowaniu podkreśla autentyczną, nie na pokaz, pobożność przyszłych rodziców Jana Chrzciciela, dotkniętych przecież trudnym problemem bezdzietności.

Służba kapłańska Zachariasza jest z pewnością wyrazem nadziei pokładanej w Panu. Oczekiwanie na przyjście Mesjasza, przepełniające nadzieję Izraela, przekłada się na modlitwy i ofiary, które w imieniu ludu składane są przed Bogiem w Jego Przybytku przez pełniących służbę kapłanów.

Kiedy Zachariasz w wyznaczonej dla swego oddziału kolei pełnił służbę kapłańską przed Bogiem, jemu zgodnie ze zwyczajem kapłańskim przypadł los, żeby wejść do przybytku Pańskiego i złożyć ofiarę kadzenia. A cały lud modlił się na zewnątrz w czasie kadzenia. Naraz ukazał mu się anioł Pański, stojący po prawej stronie ołtarza kadzenia. Przeraził się na ten widok Zachariasz i strach padł na niego.

Zapowiedź anioła budzi strach, który paraliżuje wiarę tak przecież oddanego Panu sługi. To jednak naturalna i najczęściej spotykana ludzka reakcja na objawianie się Boga przez aniołów.

Lecz anioł rzekł do niego: «Nie bój się, Zachariaszu; twoja prośba została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan. Będzie to dla ciebie radość i wesele; i wielu z jego narodzenia cieszyć się będzie. Będzie bowiem wielki w oczach Pana; wina i sycery pić nie będzie i już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym. Wielu spośród dzieci Izraela nawróci do Pana, Boga ich; on sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza, żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych do usposobienia sprawiedliwych, by przygotować Panu lud doskonały».

Można by powiedzieć: o to właśnie chodzi, czy: na to czekaliśmy i Pan spełnił! A jednak w Zachariaszu, podobnie jak w wielu z nas, jest opór serca, taki wybuch rozumu, który nie oszczędza wiary. Zastrzeżenia kapłana, wypowiedziane wobec anioła Pana, są wyrazem jego nieufności.

Na to rzekł Zachariasz do anioła: «Po czym to poznam? Bo ja jestem już stary i moja żona jest w podeszłym wieku». Odpowiedział mu anioł: «Ja jestem Gabriel, który stoję przed Bogiem. A zostałem posłany, aby mówić z tobą i oznajmić ci tę wieść radosną. A oto będziesz niemy i nie będziesz mógł mówić aż do dnia, w którym się to stanie, bo nie uwierzyłeś moim słowom, które się spełnią w swoim czasie».

Niewiara człowieka, nawet tak pobożnego i sprawiedliwego przed Panem jak Zachariasz, nie stanie na przeszkodzie do spełnienia się, w swoim czasie, Słów Boga.

Lud tymczasem czekał na Zachariasza. I dziwił się, że tak długo zatrzymuje się w przybytku. Kiedy wyszedł, nie mógł do nich mówić i zrozumieli, że miał widzenie w przybytku. On zaś dawał im znaki i pozostał niemy.

Dziewięciomiesięczne milczenie kapłana staje się swoistą konsekwencją jego poważnych wątpliwości. Na pewno będzie miało swój radosny finał, bo wszystko jest w rękach Tego, którym kieruje mądra miłość.

A gdy upłynęły dni jego posługi kapłańskiej, powrócił do swego domu. Potem żona jego, Elżbieta, poczęła i pozostawała w ukryciu przez pięć miesięcy i mówiła: «Tak uczynił mi Pan wówczas, kiedy wejrzał łaskawie i zdjął ze mnie hańbę w oczach ludzi».

Nie ma i nigdy nie będzie takich przeszkód, odstępstw, czy wątpliwości, których rozmiar przeraziłby Pana i odwołał Jego obietnicę zbawienia. To radosna i pełna mocnej nadziei prawda, do której nie powinniśmy jednak podchodzić lekkomyślnie. Pełnia zbawczego zwycięstwa, które dokona się przy powtórnym przyjściu Chrystusa na ziemię, nie zwalnia nas z czujności i troski o wiarę. Tym bardziej jesteśmy wezwani do pogłębiania ufności wobec Pana, ilekroć pojawiają się wzmożone działania, które chcą naszą relację z Nim spłycić, oszpecić, czy w ogóle zakwestionować. A takich podchodów zła do naszej wiary powinniśmy być pewni, szczególnie w okresie przedświątecznym. Drobnostki, pozornie nieistotne kłótnie, utarczki słowne, czy nawet przydziały domowych porządków stają się często wylęgarnią złości, osłabiającej naszego ducha wiary. A stąd blisko do milczenia dotykającego najbliższych… Oby jednak – nawet jeśli się to zdarzy – zakończyło się podobnie jak u Zachariasza, radością z narodzin nowego życia.

Jak wygląda na co dzień moja odpowiedź na wezwanie Słowa Pana do pokładania w Nim nadziei?

Przez co wyrażam moją wiarę w rzeczywiste czuwanie Pana nad moim życiem?

W jaki sposób ukazuję swą przynależność do Pana w tym przedświątecznym czasie, pełnym rozmaitych napięć i nieuniknionego nieraz zabiegania?

Panie, porządkuj działaniem swego Ducha nasze umysły i serca, abyśmy prostowali drogi naszego życia i zdołali należycie przygotowywać się na radość z Twego przyjścia.

Z Panem –

ks. Leszek Starczewski