"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z Soboty XXII tyg. zw. (9.09.2006)

Święta ironia

 1 Kor 4,6-15; Ps 145; Łk 6,1-5

Rozpoznanie obecności Pana w codziennym życiu staje się niemożliwe, kiedy króluje w nim grzech.

 

Dziś apostoł Paweł po raz kolejny podejmuje próbę nazwania po imieniu grzechów uniemożliwiających wspólnocie korynckiej doświadczenie bliskości zmartwychwstałego i uwielbionego Chrystusa. Po nazwaniu błędów, grzechów wspólnoty, która skupiła się na osobie głoszącego, a nie na przesłaniu, a także po wymienieniu błędu polegającego na filozofowaniu, mędrkowaniu, pominięciu wsłuchiwania się w moc Słowa głoszonego przez posłanych przez Pana apostołów, dziś pojawia się kolejny problem – pycha i wynoszenie się jeden nad drugiego.

Apostoł bezwzględnie dotyka tej sprawy i nazywa ją z całą dokładnością: Niech nikt w swej pysze nie wynosi się nad drugiego. Nie jest to zjawisko mało problematyczne. Przeciwnie, staje się ono jedną z poważniejszych przeszkód do tego, by doświadczyć Pana, przylgnąć do Niego wraz ze swymi siostrami i braćmi we wspólnocie.

Któż będzie cię wyróżniał? – pyta apostoł Paweł. Cóż masz, czego byś nie otrzymał? – stawia drugie pytanie. A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał. Skoro wszystko jest darem – a przecież tak wyznawcy Pana przyjmują – to każda sytuacja, wydarzenie, każda osoba, pochodzi od Niego. Talent oraz wszelkiego rodzaju predyspozycje, a także uzdolnienia i charyzmaty, jakie otrzymuje wyznawca Pana, mają służyć budowaniu Królestwa Bożego, budowaniu Kościoła, rozwijaniu jego piękna, aż przyjdzie pełen blasku dzień Pański.

W Koryncie nie tak sprawy się mają. Pojawiają się problemy zaciemniające blask przyjścia Pana i uniemożliwiające doświadczenie działania Jego Mocy wśród wspólnoty. Wynoszenie się jeden nad drugiego stanowi poważny problem i niezmiernie trudną barykadę do tego, by objawił się Pan. Wyróżnianie się i wynoszenie jeden nad drugiego dzieli wspólnotę.

Apostoł stosuje różne metody, aby uzmysłowić to Koryntianom. Dziś słyszymy czy wyczuwamy wręcz ironię. Z pewnością ironia sama w sobie nie jest dobra i trudno ją pochwalać, niemniej jednak w okolicznościach ekstremalnych – a do takich należy sytuacja opisywana przez apostoła Pawła – stosowanie jej nie tylko jest usprawiedliwione, ale wręcz konieczne.

Już jesteście nasyceni, już opływacie w bogactwa. Zaczęliście królować bez nas! Otóż tak! Nawet trzeba, żebyście królowali, byśmy mogli współkrólować z wami. Wydaje mi się bowiem, że Bóg nas, apostołów, wyznaczył jako ostatnich, jakby na śmierć skazanych. Staliśmy się bowiem widowiskiem światu, aniołom i ludziom; my głupi dla Chrystusa, wy mądrzy w Chrystusie, my niemocni, wy mocni; wy doznajecie szacunku, a my wzgardy. Aż do tej chwili łakniemy i cierpimy pragnienie, brak nam odzieży, jesteśmy policzkowani i skazani na tułaczkę, i utrudzeni pracą rąk własnych.

Ironia jest rzeczywiście mocna. Ten stan wyniesienia się jeden nad drugiego apostoł ujmuje jako rzeczywistość, w której wydaje się, że wspólnota świetnie się czuje, że zaczyna królować, że rządzi. Nie jest to dobro, ale skoro żadne refleksje nie mogły uzmysłowić wspólnocie tego, że wywyższanie się jeden nad drugiego nie jest dobre, apostoł posługuje się ironią. Dotyka przy tym własnego doświadczenia i własnej osoby. Jakiej osoby? – Tej, która rzeczywiście idzie śladami Chrystusa, która spełnia wymogi, jakie Chrystus zostawił w swojej Ewangelii.

Błogosławimy, gdy nam złorzeczą, znosimy, gdy nas prześladują; dobrym słowem odpowiadamy, gdy nas spotwarzają.

Stosowanie wskazań Chrystusa i odniesienie pierwszej części ironicznej uwagi do własnego doświadczenia, ma niezwykłą moc oddziaływania. Jest pouczające i wychowawcze. Staje się bardzo autentyczne.

Nie zapomnę, jakie wrażenie zrobił na mnie jeden z prowadzących rekolekcje, a mianowicie ojciec Wojciech Ziółek, jezuita, kiedy w czasie swojego wstępu do nauk rekolekcyjnych powiedział między innymi, że będzie się odwoływał do sytuacji grzechu, dlatego że w tym jest niejako najlepiej obeznany, bo od czterdziestu lat żyje i jest grzesznikiem. Oczywiście odwołanie do swojego przykładu nie ma na celu stawiania siebie samego w centrum, ale ukazywanie ogromnej mocy Pana, który przemienia życie i z grzesznika potrafi uczynić, i czyni, człowieka i narzędzie, którym się posługuje.

Staliśmy się jakby śmieciem tego świata i odrazą dla wszystkich aż do tej chwili. Jeden z komentatorów porównuje to bardzo mocne określenie śmieć i odraza dla wszystkich do sytuacji jakichś mętów społecznych. Rzeczywiście – apostoł tak widzi siebie i swoje posłannictwo w świecie, który mędrkuje, w świecie, który jest zawistny, spotwarza, w którym się policzkuje innych i skazuje ich na tułaczkę.

W innym miejscu, w Liście do Hebrajczyków, autor – wymieniając wcześniej wielu wiernych głosicieli Bożego Słowa na przestrzeni dziejów Starego i Nowego Testamentu – posunie się nawet do stwierdzenia, że świat nie był ich wart. Zatem apostoł ironicznie, ale i odwołując się do własnego przykładu, uzmysławia Koryntianom, jak wielkim niebezpieczeństwem jest pycha i wynoszenie się jeden nad drugiego. Nie piszę tego, żeby was zawstydzić, lecz aby was napomnieć, jako moje najdroższe dzieci. Apostoł dotyka osobistych relacji, jakie łączą go ze wspólnotą koryncką. Choćbyście mieli bowiem dziesiątki tysięcy wychowawców w Chrystusie, nie macie wielu ojców; ja to właśnie przez Ewangelię zrodziłem was w Chrystusie Jezusie. Rzeczywiście, apostoł idzie po najbardziej czułej i osobistej linii więzi, jaka łączy go ze wspólnotą – więzi ojcowskiej. Wielu mogło być wychowawców w Chrystusie, którzy zajmowali się Koryntianami, ale to przez głoszenie Ewangelii Paweł zrodził ich na nowo w Jezusie Chrystusie.

Kryje się tu bardzo istotne przesłanie również dla nas: są sytuacje, w których wchodzenie w jakiś problem, zajmowanie się nim bezpośrednio, jest zupełnie bezsensowne i bezskuteczne. Trzeba nabrać do niego dystansu, a nawet podejść do niego ironicznie – do problemu, nie do człowieka – żeby wykazać jego bezsens.

Drugim bardzo ważnym przesłaniem jest konieczność sięgania do osobistych doświadczeń – szczególnie tych, które sprawiły, że człowiek odkrył Pana. Słabość, w spotkaniu z mocą Boga, staje się miejscem wylania przeobfitej łaski, ogromnej mocy Świętego Ducha.

Pan bliski wszystkim, którzy Go wzywają. Jest w swoich dziełach łaskawy, strzeże wszystkich, którzy Go miłują – przypomina psalmista. Pan godzien jest tego, aby wychwalać Jego Imię i głosić Jego chwałę.

Odwoływanie się do Pana jako Tego, który trzyma rękę na pulsie – o czym niedawno wspominaliśmy i dobrze by było, gdybyśmy do tego często wracali – który rzeczywiście jest i powinien być na pierwszym miejscu, sprawia, że człowiek inaczej, to znaczy w świetle zbawienia, Bożej pomocy, przyjmuje wszystko, co dzieje się w jego życiu.

Chrystus nie zmieni zdania na temat swojej roli jako Syna Człowieczego nawet wtedy, kiedy zostanie posądzony o to, że łamie Prawo. Słyszymy, że niektórzy – jak notuje ewangelista Łukasz, który nie uogólnia, ale nazywa precyzyjnie, że byli to niektórzy z faryzeuszów – atakują Jezusa pytaniem, skierowanym oczywiście nie bezpośrednio do Niego, ale do uczniów: «Czemu czynicie to, czego nie wolno czynić w szabat?»

Wtedy Jezus rzekł im w odpowiedzi: «Nawet tegoście nie czytali – i tutaj mogłaby być wyczuwana święta ironia – co uczynił Dawid, gdy był głodny on i jego ludzie? Jak wszedł do domu Bożego i wziąwszy chleby pokładne, sam jadł i dał swoim ludziom? Chociaż samym tylko kapłanom wolno je spożywać». I dodał: «Syn Człowieczy jest panem szabatu».

To ze względu na Jezusa mamy inną jakość życia. To ze względu na Niego zostaliśmy wezwani do nowego spojrzenia na nasze życie. Nowe spojrzenie to spojrzenie w świetle zmartwychwstania i działania Jezusa w Jego Duchu, czyli w świetle zwycięstwa. Od tego momentu każda, nawet najtrudniejsza chwila czy sytuacja, nie jest sytuacją, która musi zwyciężać. Jezus przyszedł na świat po to i po to się narodził, aby dać świadectwo prawdzie, która wyzwala za cenę Jego męki, śmierci, zmartwychwstania, wniebowstąpienia i zesłania Ducha Świętego.

Potrzebujemy czasem świętej ironii. Potrzebujemy zdrowego dystansu do problemów, w których jesteśmy. Taki zdrowy dystans z pewnością jest osiągalny – szczególnie wówczas, kiedy na pierwszym miejscu jest Pan, kiedy Syn Człowieczy jest Panem mojego życia.

Dziękujemy Ci, Jezu, że jesteś Drogą, Prawdą, Życiem i że do Niebieskiego Ojca inaczej nie pójdziemy, jak tylko przez Ciebie. Dziękujemy Ci, że Ty trafiasz do nas, przychodząc w swoim Słowie. Dziękujemy Ci, że rozważając je i podejmując w Duchu refleksji, odkrywamy Twoją bliskość.

Panie, naucz nas świętej ironii i zdrowego dystansu do siebie samych. Ucz nas nawiązywać z Tobą osobiste relacje.

Pozdrawiam w Panu –

ksiądz Leszek Starczewski