Iz 49,1-6; Ps 139; Dz 13,22-26; Łk 1,57-66.80
Dyskretnie, tak, aby nie spłoszyć działania Świętego Ducha przejawem pychy bądź chęcią koncentrowania się na zewnętrznym znaku, jakim jest ksiądz, próbujemy wniknąć w orędzie życiodajnego Słowa, którego Pan Bóg nie przestał nam udzielać również i dzisiaj.
Z Jego łaski mijają lata, coraz bardziej zbliżające nas do pełnego zjednoczenia z Nim w wieczności. Z Jego łaski możemy czerpać siły do tego, by kroczyć dalej. Z Jego łaski możemy słuchać Słowa, które potrafi dotknąć ludzkiego serca, a ludzkie serce lubi stawiać opór.
Dziś w centrum liturgii jest Chrystus. Nie jest tak, że gdy wspominamy św. Jana Chrzciciela, to on jest w centrum. W centrum zawsze jest Chrystus, którego Pismo bądź zapowiada, bądź objawia w sposób jednoznaczny – prezentując Jego sposób nauczania i styl życia, bądź też mówi o Nim jako o Tym, który przychodzi objawiając swoje Królestwo, siedząc po prawicy Ojca w swoim Duchu.
Dziś ukazany jest Chrystus, którego zapowiada proroctwo starotestamentalne. Proroctwo to znalazło swoje dopełnienie w osobie jedynego z proroków – Jana Chrzciciela – który kończył Stary Testament, ale i zaczynał Nowy. To Jan miał przywilej wskazać, który spośród nauczycieli Izraela jest Synem Bożym, i zrobił to.
Koncentrujemy się dzisiaj na Chrystusie, którego zapowiadają poszczególne reakcje serca. Przyjrzyjmy się im pokrótce.
Najpierw odruch serca, zaprezentowany przez Izajasza. Proroka krzyczy: Wyspy, posłuchajcie mnie! Ludy najdalsze, uważajcie! Zasięg ma niezły. Żaden operator komórkowy, takiego zasięgu nie ma. Wyspy, posłuchajcie mnie! Ludy najdalsze, uważajcie!
Prorok Izajasz krzyczy, zwiastując dar powołania, jakim obdarzył go Pan już z łona matki. Już od jej wnętrzności wspomniał jego imię, jego osobę. Imię w Biblii – jak wiemy – oznacza koncentrację na osobie, jest to przekaz całej osoby. Izajasz krzyczy do najdalszych narodów i najdalszych wysp.
Przechodzimy od razu do konkretnych odruchów naszych serc. Nasze serca także mają wyspy, na które jeszcze nie dotarło Boże Słowo, gdzie jeszcze trzeba krzyczeć: Halo! Uważaj! Słuchaj! Tam mówi do Ciebie Pan! Na tę wyspę – jakiegoś wspomnienia, planu na przyszłość, zranienia – odległą od centrum, Pan chce dotrzeć i tam posyła swoje Słowo.
Powołał mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię. Ostrym mieczem uczynił me usta. Nie będzie lekko! Trzeba ciąć złudzenia, jakie człowiek często w sobie pielęgnuje. Trzeba je ostro ciąć. Chirurg wie, że trzeba ciąć, nieraz bez znieczulenia. Są takie miejsca w nas, które wymagają, żeby je przeciąć. Ileż można żyć w świadomości tego, że się jest najważniejszym na świecie i że moje problemy są jedyne do rozpatrzenia? Ileż można koncentrować na sobie uwagę? To jest obrzydliwe i strasznie męczące. Trzeba nieraz ciąć egoizm. Odcinać się od egoizmu! Zawsze! Nie jeden raz, ale zawsze, bo lubi z nas wyłazić.
Ostrym mieczem uczynił me usta, w cieniu swej ręki mnie ukrył. Ostrość – cień ręki. Jedna ręka da klapsa, druga przytuli. Tak działa Boża Miłość – jak trzeba klapsa, to trzeba; jak trzeba ciąć, to tniemy, ale trzeba też przytula.
Rzekł mi: «Tyś sługą moim, w tobie się rozsławię». Nie – ciebie rozsławię, na tobie się skoncentruje, nie ty jesteś perełką świata. To Ja jestem Tym, który w tobie się rozsławi. Twoja wartość o tyle nabiera piękna – jest perłą, diamentem – o ile czerpie ze Mnie. W tobie się rozsławię.
Jaka jest natomiast reakcja serca? Ja zaś mówiłem: «Próżno się trudziłem, na darmo i na nic zużyłem me siły.
Wszystko jest do bani, do niczego. Jestem do niczego… Kolejny raz odkrywam swoją nędzę. Kiedy siostra Faustyna odkryła swoją nędzę kolejny raz, mówiła: Panie, to jest ze mnie, z Ciebie jest podpora i pociecha.
To samo mówi prorok Izajasz: Lecz moje prawo jest u Pana i moja nagroda u Boga mego. To do Niego mamy się odwoływać, a nie uciekać do własnych myśli, które najpierw będą rozpieszczać, użalać się nad nami, a później, jak gruchną z jadem zwątpienia, to zatrują cały organizm.
U Pana i moja nagroda! Są w moim wnętrzu obszary, wyspy niezewangelizowane, miejsca, do których Ewangelia nie ma dostępu, gdzie jest busz, bełkot Majów, gdzie są pierwsze próby wydobycia z siebie języka. Mamy takie miejsca w sercu! Słowo Boże o tym mówi.
Moje prawo jest u Pana i moja nagroda u Boga mego. Wsławiłem się w oczach Pana. Bóg mój stał się moją siłą. Nie ja jestem siłą dla siebie! Ileż można się pocieszać, być dla siebie motywatorem, który sobie mówi: Będzie dobrze, będzie dobrze, jakoś to będzie... Bóg chce to do mnie powiedzieć! Jego Słowo daje życie! Nie moje pocieszenia i tanie wzruszenia, Jego pociecha, jest tym, co orzeźwia moją duszę, gdy mnożą się niepokojem. Psalmista powie: Twoja pociecha orzeźwia moją duszę.
Teraz przemówił Pan, który mnie ukształtował od urodzenia na swego sługę, bym nawrócił do Niego Jakuba i zgromadził Mu Izraela. I rzekł mi: «To zbyt mało, iż jesteś mi sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela.
Twoje rany, przemiany, plany na to, żeby przemienić swoje serce... Pan nie obejmuje tylko tych miejsc, które przedstawiasz w prośbach. On nie ma zamiaru zmieniać tylko tego, co tobie teraz wydaje się konieczne do zmiany. To zbyt mało!
Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi. Poszerzę zakres przemian twojego serca.
Praktyczna uwaga – często przychodzimy i marudzimy Panu Bogu. To dobrze, bo On chce żeby zawracać Mu głowę, ale często marudzimy i przedstawiamy Mu prośby, które w tej chwili wydają się nam najważniejsze, bo my jesteśmy specami od wszystkich hec, które w nas się dzieją. Często kurczowo trzymamy się czegoś, co jest nam niepotrzebne. Nam się wydaje, że to jest najważniejsze, a Pan to poszerza i mówi: To zbyt mało! Pan chce się zająć czymś, co rzeczywiście jest potrzebne w tej chwili. A co to jest, Panie…? Ufaj! Wyznawaj wiarę, uwielbiaj Go, a Pan objawi, ustanowi cię światłością. Zobaczysz! Ale na Nim trzeba się koncentrować, a nie na sobie.
I o to właśnie chodzi! Żeby po prostu klęknąć przed Nim, powiedzieć: To Ty jesteś Bogiem, nie ja. To Ty ukształtowałeś mnie w łonie mej mamy. To nie ja sobie nabierałem kształtów, wybierałem repertuar twarzy, spojrzeń, wzroku, jak mam wyglądać. Pan mnie kształtuje! Takiego mnie kocha! To jest Jego decyzja!
Psalmista sławi Pana, bo przenika, zna mnie, wie, kiedy siedzę, wstaję. Patrzy na nas, kiedy wstajemy, siedzimy, nawet, jak ktoś przyśnie. Z daleka spostrzegasz moje myśli, przyglądasz się, jak spoczywam i chodzę, i znasz moje wszystkie drogi. Pan przygląda się nie na zasadzie: upadnie, nie upadnie. Przygląda się, to znaczy kontempluje, wchodzi głęboko w stan przeżyć, by nie naciskać tam, gdzie nie potrzeba. Dopuszcza tyle ucisku i utrapień, ile jest potrzebne, aby nas oczyścić, a nie przygnębić.
Stworzyłeś moje wnętrze – to jest własność Pana, więc się nie rządzić w swoim wnętrzu. To jest Jego własność! Układać wszystko według Jego woli, wtedy wszystko będzie na swoim miejscu.
Utkałeś mnie w łonie mej matki. Tkanie – to zajęcie wymagające precyzji. Pan utkał nas precyzyjnie, każda komóreczka jest dopracowana. Tip-topik. Takie tip-topiki jesteśmy.
Sławię Cię, żeś mnie tak cudownie stworzył. Sławię, nie koncentruje się na sobie – jaka to piękna, mądra i inteligentna jestem, błyskotliwa to już w ogóle. Sławię Cię, żeś mnie tak cudownie stworzył. Im bardziej koncentrujemy się na Panu, tym jesteśmy wolniejsi od egoizmu, który będzie przychodził, bo egoizm też musi z czegoś żyć, więc będzie żerował na nas.
I duszę moją znasz do głębi. Nie tajna Ci istota, kiedy w ukryciu nabierałem kształtów, utkany we wnętrzu ziemi. Znasz do głębi duszę. Przenikasz mnie do głębi. Znasz najgłębsze poruszenia mojego serca. Nie tylko to, co ja odkryłem – jakąś podłość, naturalny odruch serca. Pan zna przyczynę tego, bo patrzy głębiej. My oczywiście skasujemy, zakatujemy siebie, że to podłość, że stres się w nas odzywa. Pan patrzy głębiej! To jest wynik zranień, które masz, moje dziecko. To trzeba leczyć! Ja patrzę głębiej, bo głębia głębię przyzywa hukiem wodospadów. Pozwólmy Mu przyglądać się nam, penetrować… Jego spojrzenie oczyszcza… Chrystus wpatrzony w człowieka…
Odruch serca dostrzegamy w osobie Jana Chrzciciela, zapowiadanego czy komentowanego w misji św. Pawła w Dziejach Apostolskich. Bóg daje obietnicę – daje Dawida na króla. Zapowiada przyjście Mesjasza, stosowanie do obietnicy wyprowadza z Jego potomstwa Zbawiciela Jezusa. Przed Jego przyjściem Jan głosił chrzest nawrócenia całemu ludowi izraelskiemu. Był ktoś, kto poprzedził bezpośrednie objawienie zbawienia. Był to Jan Chrzciciel.
W pewnym momencie – jak zauważa Paweł w swojej katechezie – ludzie byli tak utożsamieni z Janem, że chcieli ogłosić, że to on jest zbawicielem. Nieraz jest tak, że gdy nadarzy nam się jakaś dobra sąsiadka, koleżanka, rozumiejący nas kolega czy ksiądz, to chcielibyśmy od razu zbawiciela z niego zrobić. Wszystkie problemy nam rozwiąże. On też jest człowiekiem.
Jan mówi: Ja nie jestem tym, za kogo mnie uważacie. Po mnie przyjdzie Ten, któremu nie jestem godny rozwiązać sandałów na nogach. Nie róbmy bóstw z ludzi! Pamiętamy Pawła i Barnabę, którzy pojechali na ewangelizację i ludzie myśleli, że to bogowie. Od razu ich uczynili swoimi bogami. Nie, oni zapowiadają kogoś większego!
Ostatni odruch serca – fantastyczny odruch serca Elżbiety, która przyjęła i w swej starości porodziła syna, i odruch serca Zachariasza, który nie uwierzył do końca. Maryja, prosta dziewczyna, niewykształcona, popytała, uwierzyła, a kapłan, który pełnił służbę przy ołtarzu, nie uwierzył, że Bóg może zaskoczyć.
Módlmy się, żeby Pan Bóg chronił nas przed takimi kapłanami, chronił kapłanów przed taką postawą, bo oni mają być pierwszymi, którzy chcą się dawać zaskoczyć Panu Bogu po to, aby Pan Bóg mógł zaskakiwać innych, żeby nie ubierać Pana Boga w schemat.
Zachariasz miał 9 miesięcy milczenia. Gdy wszystko zmierzało ku szczęśliwemu rozwiązaniu – i ono nastąpiło – wtedy Zachariasz też dał się zaskoczyć – pozwolił, by nietypowo nazwać narodzone dziecię imieniem Jan. Wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca.
Usłyszeliśmy szybkie zinterpretowanie Słowa. Jesteśmy zaproszeni, by wziąć sobie do serca z tego bogactwa coś, co nas szczególnie dotknęło.
Ks. Czesław – mój pierwszy ksiądz proboszcz – zwykł mawiać, że jak przystępuje się do przygotowania nad Liturgią Słowa, to tak, jak być zaproszonym na posiłek – na stole jest tyle dań, że nie wiadomo, co zjeść.
Rzeczywiście – z bogactwa Słowa warto sobie coś wziąć do serca. Warto pozwolić tym poruszeniom Ducha, przez którego Jezus zasiał w nas ziarno, aby pomęczyły nas trochę, pozastanawiały i wydały plon. Nie liczyć, czy jest on sześćdziesięcio- czy trzydziestokrotny, tylko przyjąć takim, jakim będzie.
Dziękujemy Ci, Panie, za Twoje Dobre Słowo. Dziękujemy Ci, że siejesz obficie ziarno Słowa w naszych sercach. Bądź uwielbiony za to, że istotnie Twoja ręka, Twoja obecność, pozwala doświadczać nam Miłości, jaką jesteś Ty.
Pozdrawiam – ks. Leszek