ks. Artur Malina
Niezwykłe pragnienie
W trzy kolejne niedziele Wielkiego Postu liturgia przypomina dość znane epizody z publicznej działalności Jezusa: rozmowę z Samarytanką, uzdrowienie niewidomego od urodzenia oraz wskrzeszenie Łazarza. Są to wydarzenia niezwykłe. Pierwsze ze względu na religijną i społeczną niestosowność w czasach Jezusa, zaś dwa kolejne z powodu ich cudownego charakteru. Łatwo jednak zatrzymać się na samej powierzchni ich znaczenia i nie dotrzeć do ich głębszego sensu. Sekwencja wielkopostnych czytań niedzielnych pomaga w ich poprawnej interpretacji i we właściwym ich odniesieniu do życia.
1. Przeciw społecznemu i religijnemu tabu?
Rozmowa żydowskiego rabina z Samarytanką była na pewno czymś niezwykłym dla obydwu społeczności. W oczach nie tylko Żydów, ale także mieszkańców samarytańskiego Sychar spotkanie przy studni musiało wydawać się dość osobliwe. Tę niezwykłość postawy Jezusa wyraża nawet sama Jego rozmówczyni: „Jakżeż Ty będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?” (J 4,9). Zaś ewangelista tłumaczy jej zdziwienie: „Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem”.
Ponadto ich spotkanie nie było odpowiednie zwłaszcza w tym konkretnym przypadku. Kobieta nie przyszła do studni pod koniec dnia, jak to było w zwyczaju. Warto tutaj przypomnieć trzy starotestamentalne spotkania przy źródłach wody: sługi Abrahama z przyszłą żoną Izaaka, Rebeką (późniejsza pora dnia wg Rdz 24,11); Jakuba z Rachelą (wg Rdz 29,7); Mojżesza z Seforą (wg Wj 2,18). W tym jednym przypadku kobieta przybywa w samo południe, aby uniknąć spotkania z innymi kobietami z powodu złej opinii, jaką miała wśród współmieszkańców (dalszy ciąg narracji odsłania, że żyła już z szóstym mężczyzną). Całą scenę można byłoby więc sprowadzić do przykładu obalenia przez Jezusa barier społecznych i etycznych oraz do Jego otwarcia się na dialog z ludźmi obcymi politycznie i religijnie.
2. Właściwy sens niezwykłych wydarzeń
Na powierzchowność takiej interpretacji wskazuje zestawienie zarówno z innymi niezwykłymi wydarzeniami z życia Jezusa, jak i pierwsze czytanie opowiadające o cudownym wyprowadzeniu wody ze skały. Starotestamentowe, a później nowotestamentowe cudowne wydarzenia nie były powszechnym zjawiskiem. Właśnie dlatego uchodziły za niezwykłe. Cuda dokonane przez Jezusa stały się udziałem jednak tylko niektórych z Jemu współczesnych. Najbardziej widoczne ich skutki też nie były ostateczne. Sam Jezus potwierdził czasowy charakter dobrodziejstw jego działalności cudotwórczej na rzecz potrzebujących w słowach: „biednych zawsze będziecie mieli wśród was” (Mk 14,7). W innym miejscu mówił o możliwym pogorszeniu się stanu uzdrowionego (Łk 11,24-26). Ewangelista Jan zaś wzmiankował o możliwości nagłej śmierci wskrzeszonego Łazarza, planowanej przez przeciwników Jezusa (J 12,10). Już od pierwszych wieków chrześcijaństwa Ojcowie Kościoła wskazywali na ograniczone skutki wskrzeszenia Łazarza, syna wdowy z Nain, córki przełożonego synagogi, zwracając uwagę na to, że chociaż byli wskrzeszeni przez samego Jezusa, to jednak musieli znowu umrzeć. O co więc chodziło w tych cudach?
W Starym Testamencie cuda zapowiadały ostateczne działanie Boga, zaś w Nowym Testamencie potwierdzały nadejście Dobrej Nowiny o zbawieniu całego człowieka, będąc znakiem rzeczywistej bliskości Boga w osobie Jezusa oraz realności uwolnienia ludzi od panowania zła. Taki miał być również sens znaków dokonywanych przez Apostołów i uczniów Jezusa. Na tę ich funkcję – nie autonomiczną, lecz podporządkowaną – wskazuje jedno z podsumowań Ewangelii św. Jana: „I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej książce, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię Jego” (J 20,30-31).
3. A więc ostateczny cel
Tożsamość Jezusa oraz realne skutki jej poznania dla życia człowieka są główną treścią również dzisiejszej Ewangelii. Nie tylko rozmówczyni Jezusa – nie jest ona jedynym adresatem Jego słów i czynów – ale także inni ludzi kierują uwagę ku temu, co najważniejsze: poznaniu prawdy o Bogu, o własnym położeniu oraz o znaczeniu poznania tej prawdy dla radykalnej zmiany tego położenia na lepsze.
To sprzężone poznanie nie jest automatycznym ani naturalnym procesem. Pokazuje to stopniowe rozpoznawanie tej najważniejszej prawdy: od powierzchownej i nieznaczącej dla życia percepcji do głębokiego i owocnego rozumienia. Samarytanka widzi w Jezusie najpierw tylko Żyda (J 4,9), następnie dziwi się, że może być kimś większym niż Jakub (J 4,12), potem uznaje w Nim proroka (J 4,19). To jednak nie wystarcza, dlatego Jezus sam się jej objawia jako Mesjasz (J 4,26). Objawienie nie jest wyłącznie dla niej, dlatego przekazuje tę prawdę współziomkom (J 4,30). W końcu, już nie dzięki Samarytance, ale dzięki obecności Jezusa, mieszkańcy miejscowości uznają w Nim Zbawiciela świata (J 4,42).
Dopiero obecność Jezusa wśród ludzi, kontakt z Jego słowem, a przede wszystkim doświadczenie Jego osoby doprowadzają do poznania prawdy, która nie służy ciekawości, ale wyraża pragnienie samego Jezusa oraz zaspokaja głód wszystkich ludzi. O wzajemnym związku tych dwóch dążeń mówi i dzisiejsza Ewangelia, i cała liturgia mszy świętej.
W samym środku jednej z najkrótszych prefacji roku liturgicznego usłyszymy zdanie o zbawczym pragnieniu Jezusa: „On prosząc Samarytankę o podanie wody, już ją obdarzył łaską wiary, i tak gorąco pragnął życia z jej wiary, że rozpalił w niej ogień Bożej miłości”. Zaś po komunii świętej mowa jest owocach zaspokajania naszego głodu: „Boże Ty nasz karmisz Chlebem eucharystycznym, który jest zadatkiem niebieskiej chwały, pokornie Cię prosimy, spraw, aby w naszym życiu ukazały się skutki działania Najświętszego Sakramentu”.