Homilia na Zwiastowanie Pańskie (25.03.2010)

ks. Marcin Kowalski


Tajemnica Wcielenia

Zwiastowanie to punkt zwrotny w historii zbawienia. W chwili, kiedy Anioł staje przed Maryją, Bóg odsłania wszystkie swoje plany i czeka. Wieki przygotowań, które prowadziły do tej chwili, wypełnią się albo zostaną przekreślone jednym ludzkim „nie”. Dzisiejsza Liturgia Słowa odsłania przed nami dramat Wcielenia, dramat, w którym Bóg ukazuje, jak dalece jego plany zależą od naszej decyzji oddania się jego woli.

1. Zapowiedź Mesjasza (Iz 7,10-14)

Przyjście Mesjasza to nie idea wykoncypowana przez Boga w zaświatach i zrealizowana nagle w Nazarecie. To odpowiedź na tęsknotę i najgłębsze pragnienia konkretnych ludzi udzielona w równie konkretnych realiach historycznych. Proroctwo mesjańskie, które dziś odczytujemy, pojawia się w czasie wojny syro-efraimskiej (743-732) (7,1-2). Resin król Aramu wyrusza z Pekachem, królem Izraela przeciw Jerozolimie. Na królestwo Judy i rządzącego nim Achaza pada strach. W powietrzu wisi wyniszczająca wojna. Król udaje się obchód murów miasta przy kanale Wyższej Sadzawki, na drodze Pola Folusznika (7,3). Miejsce zaopatrzenia w wodę to najsłabszy punkt w systemie obronnym. Tam właśnie znajduje go prorok Izajasz, który przynosi wiadomość od Boga: Nic się nie stanie, Bóg sprawi, że Jerozolima ocaleje (7,4-10). Dalej prorok zachęca: „Proś o znak!”. Bóg jest gotów potwierdzić swoje słowo czynem, tak jak czynił to już zawierając przymierze z Noem i wyprowadzając Izraela z Egiptu (Rdz 9,12; Wj 4,8; 13,9). Znak jednak sam w sobie pozostaje nieczytelny dla tego, komu brak wiary, a takim właśnie królem jest Achaz. „Nie będę prosił”, znaczy tyle co nie będę modlił się do Pana, wolę raczej zaufać własnym siłom. Król hipokryta, twierdzi że nie chce wystawiać swego Boga na próbę.

Achaz nie jest idealnym władcą. Jego dom jest ciężarem nie tylko dla ludzi, ale też dla Pana. Zniecierpliwiony Bóg nie chce czekać. Sam daje znak swojej obecności: „Panna (hebr. almah) pocznie i porodzi syna”. Jego imię Emmanuel, Bóg z nami, streszcza jego misję. Będzie on znakiem tego, że Bóg jest wciąż obecny pośród swego ludu. Interpretując proroctwo na poziomie historycznym można przetłumaczyć hebr. almah jako „młoda kobieta”, „świeżo poślubiona” i odnieść je do młodej żony Achaza, która urodzi syna, Ezechiasza. Król ten, wierny Bożemu Prawu, będzie błogosławieństwem dla Izraela, dokona reformy religijnej (2 Krl 18,1-7). Równocześnie jednak proroctwo przekracza wymiar historyczny i wyraźnie wskazuje na Mesjasza o boskiej władzy. Symboliczne imię i misja Emmanuela, który ma przywrócić upragniony pokój, tylko częściowo odnoszą się do Ezechiasza, za którego życia królestwo prowadziło wyniszczające wojny z imperium asyryjskim (2 Krl 18 – 19). Emmanuel z Iz 7 to ktoś większy niż ziemski król, który nie potrafił uchronić swego ludu przed Asyrią a w dalszej perspektywie przed imperium babilońskim (2 Krl 20,12-21). To obiecany Zbawiciel. Ma on przyjść na świat z dziewicy. Tak właśnie LXX tłumaczy hebr. almah - parthenos, dziewica. Boski król to odpowiedź na sukcesję słabych ziemskich władców, którzy nie są w stanie zagwarantować narodowi wybranemu prawdziwego pokoju.

2. „Tak” Jezusa (Hbr 10,4-10)

Już historia Achaza przekonuje jak newralgicznym miejscem jest styk pomiędzy boskimi planami i ludzką wolą. Człowiek niechętnie oddaje Bogu swoje władcze prerogatywy, panowanie nad swym życiem, aby realizować Bożą wolę. Tymczasem, aby dokonało się Wcielenie potrzeba podwójnego „tak”. Pierwsze należy oczywiście do Syna. To On ma zostać ogołocony z boskiej chwały, aby w przybraniu kruchego ludzkiego ciała zstąpić na ziemię. Ofiary i całopalenia pomyślane były jako przygotowanie i zapowiedź jedynej ofiary, która jest w stanie zgładzić grzech świata, ofiary z Syna. Przede wszystkim jest to ofiara jaką składa On ze swej „woli”, oddając się całkowicie w ręce Ojca. Tej ofiary nade wszystko pragnął Bóg. Konsekwencją jest ludzkie ciało i natura, które przybiera Syn, stając się człowiekiem. Ciało, które wraz z „wolą” zostaje wydane na ofiarę. Dzięki ciału Jezus jako człowiek będzie mógł oddać Ojcu to co ma najcenniejsze, swoje ludzkie życie za zbawienie świata. Wola Jezusa i wola Boga to jedno. Mocą tego zjednoczenia „uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze” (Hbr 10,10).

3. „Tak” Maryi (Łk 1,26-38)

Drugie „tak”, którego potrzebował Bóg, aby przyjść w ludzkim ciele to „tak” Maryi. Posłał Bóg swojego anioła. To nie Maryja szukała swego Boga, to On poszukiwał jej. Ewangelia nie mówi nic o tym, w jakich okolicznościach Bóg odnalazł Maryję, co wówczas robiła. Piszą o tym apokryfy, w szczególności protoewangelia Jakuba, w której Maryja po raz pierwszy słyszy głos anioła przy źródle, czerpiąc wodę. Nie rozumie jego pozdrowienia, a nie zauważając nikogo powraca do siebie. Dalej rozmowa toczy się już w domu, gdzie anioł ukazuje się jej podczas przędzenia purpury i szkarłatu na zasłonę świątynną, symbol królewski, tę samą zasłonę która rozerwie się w chwili śmierci Jezusa na krzyżu. Ewangelie są znacznie bardziej realistyczne. Bóg odnajduje swoją ukochaną, obdarowaną (to właśnie znaczy hebrajskie imię Miriam) w pogańskiej Galilei, w zapomnianym przez wszystkich, biednym Nazarecie.

Chaire Maria, keharitomene – bądź pozdrowiona pełna łaski. Bóg przychodzi zwyczajnie, bez zapowiedzi i pozdrawia ją tak, jak pozdrawiali się wówczas ludzie na ulicy – chaire. Boża obecność niesie ze sobą wszystkie dary, wypełnia ponad miarę. W scenie zwiastowania Łukasz uchwycił chyba najbardziej charakterystyczną cechę Maryi, szczególnie istotną w jej rozmowie z Bogiem. Milczy i rozważa w swym sercu. W spotkaniu z Nim ludzkie słowa po jakimś czasie muszą zgasnąć, muszą ustąpić miejsca milczeniu, które jest oczekiwaniem na słowo Boga.

Tylko dzięki milczeniu i zasłuchaniu Maryi Bóg - anioł może kontynuować: Nie bój się, znalazłaś łaskę u Pana. Nie bój się, to jedne z najczęstszych słów, jakie padają w biblijnej historii spotkań Boga z człowiekiem. Słyszeli je prorocy i apostołowie, słyszy je każdy z nas, których Bóg zaprasza do wspólnej drogi z sobą. Maryja słyszy, że jej Syn będzie wielki, że otrzyma tron Dawida, że jego panowaniu nad Izraelem nie będzie końca. Jak uwierzyć w takie obietnice, kiedy jest się ubogą dziewczyną z zapomnianej wioski? Więcej, Maryja do końca życia pozostanie tą samą ubogą kobietą, tronem jej Syna będzie krzyż, jego panowanie nie będzie miało nic z uroków ziemskiego luksusu, który mogłaby sobie wyobrażać. Bóg i człowiek podczas rozmowy mogą myśleć na dwóch zupełnie różnych poziomach. Dlatego ważnym jest pytanie, które zadaje: Jakże się to stanie, nawet nie znam męża? Orygenes interpretował je jako wahanie i brak wiary, protoewangelia Jakuba omija je ze strachu, że kryć się w nich może ludzkie powątpiewanie. Znów najbardziej realistyczną pozostaje Ewangelia. Maryja chce wiedzieć, o co chodzi Bogu, gdzie chce ją zaprowadzić, chce wejść na Boży poziom myślenia.

Jeśli człowiek ma prawo pytać, Bóg ma prawo udzielać zaskakujących odpowiedzi. Duch zstąpi na ciebie, moc Najwyższego cię osłoni, zacieni, tak jak niegdyś obecność Boga okrywała cieniem Namiot Spotkania. Żadnych konkretnych wskazówek, nic co mogłoby zaspokoić naszą ciekawość, uchylić choć trochę rąbka przyszłości tutaj nie pada. Jedynie najważniejsze zdanie, które streszcza w sobie wszystko – dla Boga nie ma nic niemożliwego. Odpowiadając w ten sposób Bóg ryzykował, ryzykował jak zawsze, nie tłumacząc zbyt wiele, nie wchodząc w szczegóły, lecz zapraszając człowieka do ufności. Zaryzykował cały misternie tkany plan zbawienia, przepowiednie proroków, przyszłość swego Syna. W tej rozciągającej się w nieskończoność chwili wszystko zależało od jednego ludzkiego tak, od kroku zaufania, od Jej zgody.

Istnieje piękne kazanie, w którym autor, zniecierpliwiony przedłużającym się oczekiwaniem anioła na odpowiedź Maryi, woła, jakby jego głosem: Odpowiedz tak Maryjo, odpowiedz tak, bo na twych ustach zawisł los nas wszystkich. Maryja ostatecznie wypowiada słowa swojej ufności: Oto ja służebnica, w tekście greckim doulos, niewolnica Pańska, pragnę należeć do mojego Boga. Te słowa odmieniły historię naszego ludzkiego świata.

4. Moje „tak”

Cud Wcielenia dokonał się w historii świata tylko raz. Jednak codziennie powtarza się cud ludzkiej woli, która oddaje się Bogu. Tak jak Maryja jesteśmy poszukiwani przez Boga i zapraszani do udziału w dziele zbawienia. Nie ma takiego miejsca, w którym Bóg by nas nie odnalazł. Przychodzi do nas zmęczonych biedą i szarzyzną naszego życia, bądź wygodnie urządzonych w naszej pogańskiej, wypełnionej bożkami Galilei. „Nie bój się”. Jeśli oddasz mi swoje życie, swoją naukę, przyszłość, majątek, nie stracisz. „Nie bój się” brzmi jak zaproszenie do wejścia w Boży świat. „Nie bój się” to wstęp do tego, co Bóg chce zdziałać w naszym życiu. To, do czego zaprasza, zawsze przekracza nasze możliwości, naszą wyobraźnię, plany. Dlatego w naszej rozmowie z nim jest także miejsce na pytania, zadawane łagodnie czy rzucane z gniewem. Koniecznie pytajmy Boga, dlaczego i do czego chce nas poprowadzić niezrozumiałymi dla nas ścieżkami. Kto nie pyta, nie zna sensu swojej drogi i boi się swojego Boga. Ostatecznie bowiem Bóg z drżeniem oczekuje poruszenia naszego serca, naszego zaufania w jego prowadzenie. Oto ja służebnica Pańska. To najpiękniejsze słowa, jakimi kończyć się może ludzka modlitwa – akceptuję twój sposób myślenia, twój plan wobec mnie, oddaję się w twoje ręce. W ten sposób zmieniamy historię tego świata i przygotowujemy go na ostateczne przyjście Pana.