Homilia na Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa „C” (11.06.2010)

ks. Bartosz Adamczewski

Troskliwa i wymagająca miłość pasterska

 Dzisiejsza uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa kończy rozpoczęty dokładnie rok temu Rok Kapłański. W świetle Liturgii Słowa spróbujmy zatem zastanowić się, czy nasze rozumienie kapłaństwa uległo w minionym roku jakiemuś przeobrażeniu, czy jest ono głębsze, bardziej dojrzałe.

Pierwsze czytanie dzisiejszej Liturgii Słowa wzięte jest z proroka Ezechiela. Prorok relacjonuje Boże plany sprowadzenia Izraela z wygnania z powrotem do jego świętej ziemi. Porównuje przy tym Izraelitów do rozproszonych owiec, które należy odszukać, przejrzeć, opatrzeć, uwolnić, i zgromadzić. Następnie, według słów proroka, owce mają zostać poprowadzone z powrotem do swej ziemi, na góry Izraela, gdzie czeka na nie dobre, „tłuste” pastwisko.

Uderza przy tym brak jakiegokolwiek uzasadnienia owych przenosin do ziemi Izraela. Każdy, kto kiedykolwiek był w Ziemi Świętej wie, że jest to ziemia może i piękna, ale na pewno nie najbogatsza na świecie. Również w starożytności Asyria czy Babilonia stały na wyższym poziomie cywilizacyjnego rozwoju niż biedny, zniszczony wojnami Izrael. Jednakże Bóg – dobry Pasterz – wie, że najlepszym miejscem dla Jego owiec jest właśnie Izrael. Po pierwsze dlatego, że to jest jego ziemia, ziemia jego przodków i jego kultury. A po drugie dlatego, że właśnie w tej ziemi czeka na Izraelitów Bóg. W prorockiej metaforze owiec pada wprawdzie stwierdzenie, że owce „na tłustym pastwisku paść się będą na górach izraelskich.” Dużo ważniejszy, dużo bardziej rozbudowany jest jednak opis osobistej relacji Boga – Pasterza – do Jego owiec: „Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisko, mówi Pan Bóg. Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie.” Ziemia Izraela jest więc nie tyle ziemią materialnego dobrobytu, ile ziemią osobistej relacji Boga z człowiekiem i z całym narodem.

Prorok jest świadkiem i przekazicielem tych słów Boga. Oczywiste jest jednak, że muszą one przejść przez jego ludzką wrażliwość, myślenie i osobiste zaangażowanie. Pod tchnieniem Ducha Świętego prorok sam staje się dla powierzonego sobie narodu pasterzem. Uczy się on od Boga – od Jego serca, jak ten naród gromadzić i jak prowadzić go tam, gdzie może nie imponują wskaźniki ekonomiczne, ale gdzie Bóg i drugi człowiek jest bardzo blisko, na wyciągnięcie ręki. Prorok musi pokazać ludziom, że ważniejsza od dobrobytu jest relacja – z Bogiem, z drugim człowiekiem i z całym narodem. Prorok musi ukształtować swoje i ich serca na wzór serca Boga. Musi nauczyć siebie i powierzonych sobie ludzi Bożego sposobu widzenia świata i działania w świecie.

 Dzisiejsze drugie czytanie wzięte jest z Listu świętego Pawła do Rzymian. Jego treścią jest miłość Boga, która zwraca się do ludzi trudnych – grzesznych, niesprawiedliwych, nieżyczliwych, a nawet nieprzyjaznych i wrogich. Miłość Boga nie cofa się jednak przed takimi ludźmi. Święty Paweł jasno stwierdza, że łatwo jest kochać ludzi, którzy są nam bliscy i życzliwi. Za takich ludzi w skrajnym przypadku szlachetny człowiek może nawet oddać swe życie. Kto jednak będzie chciał kochać, ba – oddać swe życie! – za ludzi, którzy na różne sposoby okazują mu swą nieżyczliwość i wrogość. A tak właśnie kocha Bóg.

Pytanie, które stawia nam dzisiaj święty Paweł, dotyczy nas samych. Czy my też potrafimy tak kochać? Czy potrafimy kochać miłością Chrystusowego serca ludzi nam nieprzyjaznych, nieżyczliwych i wrogich? Czy potrafimy kochać tych, których uważamy za ludzi sprzeciwiających się nie tylko nam, ale przede wszystkim samemu Bogu? Czy potrafimy za takich ludzi – za małych i wielkich grzeszników – oddawać nasze życie? Z pewnością jest to egzamin z chrześcijańskiej wiary, a w szczególności egzamin z miłości pasterskiej i kapłaństwa.

 Dzisiejsza Ewangelia również uczy nas miłości trudnej, dojrzałej. Jezus ukazuje nam obraz pasterza, który szuka jednej, zagubionej owcy. I choć Ewangelia skupia się na radości z jej odnalezienia, pozostaje pytanie, co z dzieje się z resztą – dziewięćdziesięcioma dziewięcioma owcami? Według słów Jezusa, pasterz zostawia je na pustyni. Możemy się domyślać, że w przypowieści zagubiona owca są poganie, których trzeba odnaleźć dla Boga. Resztą owiec jest zaś Izrael, który po raz kolejny w swej historii znajduje się na pustyni.

Czy to znaczy, że Bóg, szukając swych zagubionych po świecie dzieci, zapomina o swym umiłowanym Izraelu? Czy jego serce mogłoby zapomnieć tych, których niegdyś ukochało? Oczywiście nie. Jak stwierdza święty Paweł, „dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne” (Rz 11,29). Pozostawienie Izraela na pustyni może jednak służyć jego dojrzałości. Nie po raz pierwszy Boża miłość objawia się nie w radosnych uściskach umiłowanego dziecka, ale w trudnym pozostawieniu własnej samodzielności, wymagającym duchowego dojrzewania i hartu ducha.

Czy nie taka właśnie jest miłość pasterska, kapłańska? Niejednokrotnie objawia się ona w ojcowskiej czułości i bliskości. Bywa jednak i tak, że prowadzi ona przez pustynię, wymagając samodzielności i duchowej dorosłości.

W kończącym się Roku Kapłańskim szukajmy takiej właśnie miłości i takiego właśnie serca – czułego i troskliwego, ale zarazem mądrego i wymagającego.