ks. Artur Malina
Pozorne paradoksy
Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Warunek bycia uczniem Jezusa wydaje się być zaprzeczeniem fundamentalnych prawd i wymagań. Czy Bóg nie jest miłością, czy On sam nie dał nam czwartego przykazania? Warunek ten uderza w najszlachetniejsze ludzkie uczucia. Czy nie jest godna nagany obojętność wobec najbliższych, a tym bardziej, tym o wiele więcej, nie jest odrażająca nienawiść względem nich? Jak można nienawidzić siebie samego, równocześnie wypełniając drugie przykazanie miłości: Miłuj bliźniego jak siebie samego?
Powyższe wątpliwości z jednej strony pokazują, jak niełatwo realizować słowo Boże, ponieważ problematyczne może być już jego dobre rozumienie, zaś z drugiej – jak nietrudno o jego nadużywanie, interpretowanie w przeciwnych kierunkach.
1. Konsekwencja ucznia
Jeśli kto przychodzi do Mnie... W ten sposób Jezus określa adresatów swoich słów. Nie są nimi wszyscy, co je słyszą. Nie wszyscy bowiem zdążają do Chrystusa i nie wszyscy są chrześcijanami. Ale tylko ci, którzy usłyszeli słowa Pana, i którzy chcą je słuchać, a więc ci, którzy przychodzą do Jezusa. Tak, aby usłyszeć ich ciąg dalszy i tak, aby poznać warunki tego bycia blisko. To wezwanie nie jest jakąś tylko nauką, jakąś sobie opinią, od której przyjęcia czy odrzucenia w sumie niewiele zależy.
Dalszy ciąg jest warunkiem i to warunkiem koniecznym, jak nas pouczył Jezus nie w języku trudnych formuł logicznych, zawiłych wywodów, ale w dwóch prostych obrazach, w dwóch jasnych porównaniach. Jeśli kto buduje wieżę, musi wiedzieć czy ma na wykończenie. Jeśli kto wyrusza na wojnę, powinien być do niej przygotowany.
Inaczej czeka takich ośmieszenie i klęska. I były te obrazy w tamtych czasach tak jasne i tak wyraźne, że można było dobrze zrozumieć ten pierwszy warunek: Jeśli kto przychodzi do Mnie... I także podsumowanie nauczania Jezusa: Nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem.
Jak przypasować to słowo do naszego życia, tego codziennego, tego osobistego? Bo to słowo jest trudne, tak bardzo twarde. A równocześnie tak nierealne, tak idealistyczne. Wyrzec się wszystkiego? Oderwać się od naszych ziemskich spraw? I gdzie pójść z takim chrześcijaństwem, gdzie się pokazać z taką dewizą życiową? Nie znajdzie ona żadnej pracy, nie uchroni przed jej utratą, nie przeskoczy egzaminów, nie ułoży życia, ani nie da zdrowia, ani nie zwiąże końca z końcem... I tak można by dodawać, wiele dopowiedzieć. A na dodatek wiemy sami dobrze, aż za bardzo dobrze, co się stanie, co się stać może ze słowami dziś usłyszanymi, kiedy po wyjściu z kościoła oddalimy się stąd nie tylko fizycznie, ale może też i duchowo. Kiedy nie tyle je odrzucimy, ile po prostu o nich zapomnimy.
2. Wysoka cena
Nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem. I kto się zna lepiej na codziennych sprawach, na łączeniu bez konfliktów tego, co niedzielne z tym, co powszednie, na wychodzeniu z domu Bożego do swoich domów, ze świętej liturgii do swojej bieganiny? Ekspertami od spraw ziemskich to my jesteśmy; fachowcami od każdej godziny, każdej sprawy to my się czujemy. Z tego się wyrzec i to porzucić? A jednak... Przecież ten, kto chciał budować chociaż się znał, to najpierw musiał usiąść i policzyć czy da rady do końca. I tamten wojenny władca też rozważyć potrzebował czy zdoła.
Dlatego i my przypatrzmy się naszemu działaniu, uważnie i dokładnie. Sprawa jest większa od jednej bitwy, a cena wyższa niż tamta wieża. W końcu te nasze nadzieje, te nasze zabiegi, swoje układanie po swojemu, jakże bardzo są przeplatane obawami o to, że można utracić to wszystko, że przyjdą rozczarowania. To szczęście tak zapracowane, tak wywalczone, nigdy nie jest czymś wiecznym, czymś stałym. Ile w tym kochanym życiu spotykamy owych nierozłącznych par: szczęścia i cierpienia, smutku i radości, nadziei i powątpiewań. Raz rodzi ono piękne kwiaty i wyśmienite owoce, innym razem przynosi raniące ciernie i kłujące kolce.
Przypatrzmy się dobrze nie tylko temu, co ma do zaproponowania, ale pamiętajmy o ostrzeżeniu: Nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem. Zauważmy, że wzywa nas tutaj nie do nieposiadania, ale do podporządkowania, wyrzeczenia się tego wszystkiego, co właśnie posiadamy, dla Jezusa. A jak to praktycznie ma wyglądać?
3. Uzdolnieni przez Niego
Kto nie nosi krzyża swego, a idzie za Mnå, ten nie może być moim uczniem. Jest życie, jest także jego krzyż. Tak inny dla każdego, jak różne jest nasze życie. Dlatego nawet najbliżsi niekiedy nie mogą pomóc, zrozumieć czy zastąpić w tym dźwiganiu własnego krzyża. Nawet mogą odwieść od tego do czego jesteśmy wezwani, mogą być przeszkodą w przystąpieniu do Boga, w osobistym podążaniu za Jezusem, w usłuchaniu Jego słów.
I w tym sensie i tylko w nim należy rozumieć te trudne słowa z początku Ewangelii. Nie są one wezwaniem do nienawiści, ale do większej jeszcze miłości. Do takiej, która nie zna granic, do takiej, która nie przemija. Albowiem tylko Pan założywszy fundament nie wstrzyma budowy, a pozwalając na krzyż, da siły, aby go nieść. On dając nam siebie samego, nas nie zawiedzie.