ks. Mariusz Szmajdziński
„Który człowiek bogaty może być zbawiony?”
„Który człowiek bogaty może być zbawiony?” – to tytuł niewielkiego dzieła, napisanego u progu chrześcijaństwa (ok. 200 r.) przez Klemensa z Aleksandrii. Bodajże jest to pierwszy dokument omawiający problem relacji chrześcijanina do dóbr materialnych. Klemens przedstawia sposób odpowiedniego używania bogactwa i wyjaśnia właściwy sens ubóstwa. Choć od tamtego czasu (a właściwie już znacznie wcześniej) jest to zawsze aktualny problem, na podstawie tego dzieła można być pewnym jednego – bogactwo nie zamyka automatycznie bram nieba, a ubóstwo nie stanowi do nich klucza. A przecież takie właśnie wyobrażenie można mieć na podstawie dzisiejszych czytań.
1. Bogactwo jako życie zamknięte
W dzisiejszej Ewangelii widzimy człowieka niezwykle bogatego. Sam opis jego szat świadczy, że żyje w zagranicznym luksusie. Purpura to bardzo droga tkanina, z której wykonywano wierzchnie okrycia. W opisie upadku Babilonu jest ona wymieniona z tak drogocennymi przedmiotami jak: złoto, perły, przedmioty z kości słoniowej czy marmur (Ap 18,12). Tak samo bisior, czyli najlepszy len. Wykwintne życie bogacza upływało na samych przyjemnościach: „dzień w dzień świetnie się bawił”. Użyty tutaj grecki czasownik (eufrainō) świadczy o niezwykle wystawnym i radosnym ucztowaniu. Łukasz używa go do opisu uczty ludzi bardzo bogatych (Łk 12,19), chcących wyrazić swoją wielką radość w licznym gronie przy wesołej zabawie jak ojciec, który odzyskał swojego syna (Łk 15,32). Do posiadłości bogacza z dzisiejszej Ewangelii prowadziła brama, co świadczy, że mieszkał on w pałacu.
Owe właśnie bramy symbolizują postawę tego bogatego człowieka. Są one zamknięte przed innymi, zwłaszcza przed biedakiem, który także pojawia się w dzisiejszej Ewangelii. Serce bogacza również jest zamknięte. Nie wychodzi z niego żadne dobro, pomimo posiadanych dóbr. Żyje on tak hermetycznie zamknięty, że nawet nie są w stanie przedostać się na zewnątrz przysłowiowe okruchy ze stołu. Co zatrzasnęło tak skutecznie bramy jego pałacu i serca? Otóż właśnie bogactwo. Przysłoniło ono owemu człowiekowi cały świat, zamykając go skutecznie na drugiego człowieka, jego krzywdę i cierpienie. W konsekwencji było to zamknięcie się na miłość wobec innych – nie tylko względem biedaka spod bramy, ale także wobec najbliższych, przykładowo braci, o których przypomina sobie po śmierci. Bogactwo przysłoniło mu nawet „Mojżesza i Proroków”, a więc całe zbawcze orędzie Starego Testamentu. To właśnie tam znajdują się między innymi przykazania o miłości bliźniego i skutecznej pomocy wobec biednych i cierpiących. Niestety, przewartościowanie, jakiego dokonał bogacz, zgubiło go całkowicie, pogrążając w głębokościach Otchłani. Zamknięcie się na miłość wobec innych zamyka człowiekowi drogę do Królestwa Miłości. Jeżeli powodem tego jest bogactwo, to jest ono złe. Mogło ono w sposób twórczy otworzyć bogacza na udzielenie skutecznej pomocy biednemu i choremu człowiekowi. Niestety, pogrążyło go ono w zamknięciu zarówno w tym świecie, jak i w przyszłym.
2. Bogactwo jako życie fałszywe
To niebezpieczeństwo bogactwa jest w sposób szczególny widoczne w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Prorok Amos – który choć sam będąc bogatym, to jednak brał w obronę biednych (całkowite przeciwieństwo bogacza z Ewangelii) – kąśliwie stwierdza, że beztroscy bogacze „fałszywie śpiewają przy dźwiękach harfy”. Przy całym swoim zbytku i luksusie (łoża z kości słoniowej, dywany, wystawne uczty, najlepsze wonności) mają do dyspozycji drogie instrumenty, a nawet obmyślają sobie inne. Jednak ich śpiewanie było fałszywe. Piękne dźwięki muzyki wydawane przez owe instrumenty były więc mącone okropnym głosem. Radość i piękno utworów muzycznych tylko w pewnej części zależą od klasy instrumentu. O wiele ważniejsze są umiejętności wykonawcy. To przecież człowiek wykorzystuje instrument i nad nim panuje, a nie on nad człowiekiem. Dotyczy to zresztą nie tylko samego muzykowania, lecz każdego obszaru ludzkiego działania. Jeżeli człowiek uzależnia szczęście od ilości i jakości rzeczy, którymi się posługuje, a nie od wartości swojego wnętrza, to zawsze zabrzmi jakaś fałszywa melodia, i to najczęściej w najmniej oczekiwanym momencie. Gonitwa za coraz bardziej wymyślnymi „instrumentami”, które mają pobrzmiewać przez całe życie, nadaje tylko fanfaronady, a przede wszystkich wprowadza w fałszywy świat iluzji o swoich dobrach otrzymanych za życia.
Takie fałszywe życie prowadził bogacz z dzisiejszej Ewangelii. Otaczający przepych pobrzmiewał melodią, że wszystko jest dobrze: nie ma biedy, chorób, cierpienia, niesprawiedliwości. Sumienie zostało zagłuszone przez fałszywe śpiewanie, wysławiające swoje dobra. W ten sposób bogactwo, owo „dobro” otrzymane za życia, odwracają człowieka od największego Dobra, którym jest sam Bóg. Nie ulega wątpliwości, że wyrazem Jego błogosławieństwa i życzliwości jest między innymi majętność. Takie rozumienie było już obecne w Starym Testamencie. Przykładowo, obecny w pierwszy czytaniu prorok Amos ostrzegał nie przed posiadaniem bogactwa, ale przed uciskiem biednych. Jeżeli jednak przy owych „instrumentach” pojawią się fałszywe dźwięki o samozadowoleniu i samowystarczalności (jak to jest na innym miejscu Ewangelii Łukaszowej: „masz wielkie dobra na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!” [Łk 12,19]), to nieoczekiwanie zabrzmi głos prawdy: „Głupcze!” (Łk 12,20).
3. Bogactwo jako życie bezimienne
W zestawieniu obu postaci z dzisiejszej Ewangelii widać jedną, bodajże najważniejszą, różnicę. Silny kontrast między bogactwem a nędzą, zabawą a cierpieniem, sytością a głodem zostaje zdominowany tą jedyną wartością, którą ma ów biedak, a nie ma go bogacz. Jest to imię, które jest niezwykle wymowne – Łazarz, co oznacza „Bóg jest pomocą”. Bogacz nie ma imienia ani w tym życiu, ani w wiecznym. Nawet wówczas, gdy woła on: „Ojcze, Abrahamie…”, Patriarcha odpowiada, co najwyżej „synu”. W Księdze Izajasza jest znamienne zbiorowe wyznanie Ludu Wybranego w kontekście przyznania się do własnej grzeszności: „Zaiste, nie poznaje nas Abraham” (Iz 63,16). Bogacz pozostaje kimś bezimiennym, nieznanym, a więc w konsekwencji idącym w zapomnienie. Nie ma nic, co stanowiłoby o jego „ja”, jego osobowości, wnętrzu. Otaczający przepych całkowicie zdominował wszelkie struktury, a samo życie przebiegało według zasady bardziej „mieć” niż „być”. A może już tylko „mieć”. Mieć wszystko oprócz imienia, które stanowi o prawdziwej wartości człowieka. Sam jego pogrzeb przebiega również anonimowo, gdyż stwierdza się jedynie krótko: „umarł… i został pogrzebany”.
Bogactwem imienia natomiast może poszczycić się Łazarz, którego imię pojawia się zarówno w ziemskim życiu, jak i „na łonie Abrahama”. Jest to imię, które wyrażało bogactwo jego serca – wiarę, która nawet w upodleniu wylizywania przez psy, zapewniała, że „Bóg jest pomocą”. Ona sprawiła, że w krańcowych sytuacjach, na wyczerpaniu własnej egzystencji można było słuchać (tzn. zachowywać) przykazania „Mojżesza i Proroków”. Ona także sprawiła, że „aniołowie zanieśli go na łono Abrahama”. Chociaż więc Łazarz nie miał nic, oprócz imienia, to właśnie to bogactwo sprawiło, że prawdziwie był.
4. „Człowiecze Boży, podążaj za miłością…”
Te słowa słyszymy w dzisiejszym drugim czytaniu. Miłość jest kluczem do największego bogactwa człowieka – Królestwa Bożego. Ten skarb może być zdobyty zarówno przez człowieka bogatego, jak i biednego. Może też być odwrotnie – żaden z nich go nie zgromadzi. Gdyby Łazarz z dzisiejszej Ewangelii żył nienawiścią i złorzeczył na swój los, przeklinał bogacza z pałacu i Boga w niebie, na pewno nie zdobyłby życia wiecznego i podzielił ten sam los w Otchłani. Gdyby natomiast bogacz z miłością umiał się dzielić swoim bogactwem, aby zaradzić ludzkiej niedoli, to i jego aniołowie zanieśliby na „łono Abrahama”. Te sytuacje niezbicie pokazują to, co nauczał wspomniany na początku Klemens z Aleksandrii. Przed Bogiem każdy, bez względu na swoją sytuację materialną, musi być bogaty w miłość. Za nią z wielką gorliwością podążać, o nią się starać. To są owe „dobre zawody”, do których zachęcał stary Paweł młodego Tymoteusza. Podejmijmy zatem ten wysiłek, aby dzięki miłości nasze życie nie było zamknięte na innych, fałszywe wobec Boga i bezimienne wobec samego siebie.