Homilia na Święto Podwyższenia Krzyża Pańskiego (14.09.2009)

ks. Mariusz Szmajdziński

Znak hańby – znak chwały

„Orojtes kazał Polikratesa w nie dający się opisać sposób pozbawić życia, a potem przybić na krzyżu. (…) Tak spełniło się na Polikratesie, zawieszonym na krzyżu, w całej osnowie widzenie senne jego córki: bo przez Zeusa był kąpany, ilekroć deszcz padał, a przez Heliosa był namaszczany, gdy własne jego ciało parowało wilgocią. Taki więc koniec miało wielkie szczęście Polikratesa”. Przytoczone zdarzenie pochodzi z Dziejów Herodota (3,125). Podobnych opisów można znaleźć tam więcej niż kilka. Daje się jednak zauważyć, że okrutna śmierć przez ukrzyżowanie zawsze była wymierzana za bardzo ciężkie przewinienia: oszukańcze wróżby, nieskuteczność w badaniach lekarskich, gwałt kobiety, niewykonanie królewskiego rozkazu, zdradę narodu, korupcję (por. Dzieje 1,128; 3,132; 4,43; 6,30; 7,194). Herodot nawet przekazuje, że król Dariusz, widząc swojego skazańca na krzyżu, ostatecznie każe go uwolnić i odesłać (por. Dzieje 7,194).

Nie tylko w świecie perskim krzyż był narzędziem okrutnej i haniebnej śmierci. Tak też było między innymi u Asyryjczyków i Rzymian. Okropność tego czynu sprawiła, że Prawo ST krzyż uznało za znak przekleństwa: „Wiszący jest przeklęty przez Boga” (Pwt 21,23). Krzyż stał się zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla Greków (por. 1Kor 1,23). Jakżeż inaczej jest u nas i dla nas – uczniów Chrystusa. Krzyż to znak zbawienia, miłości, nadziei. „Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata” (Ga 6,14). Dzisiejsze święto jest pięknym przykładem tego chlubienia się krzyżem i ma ono wzniosłą nazwę – Święto Podwyższenia Krzyża Świętego.

1. Historia Krzyża

Niezwykły znak naszego zbawienia ma niezwykłą historię. Tradycja mówi, że Krzyż Pana naszego wraz z krzyżami dwóch złoczyńców kazano wrzucić do cysterny i zasypać kamieniami, aby nie dać cennego przedmiotu czci w ręce uczniów Chrystusa. Bardzo szybko Rzymianie postąpili podobnie z samym miejscem ukrzyżowania. Na wierzchołku Golgoty ustawiono posąg bogini Wenus, który górował nad jej świątynią. To ciągłe pasmo zmian urbanistycznych i zarazem profanacji zmieniło się dopiero na początku IV w. A stało się to za sprawą pojawienia się krzyża w niezwykły sposób. Otóż, Konstantyn modlił się przed bitwą z Maksencjuszem o tron Imperium Rzymskiego. Wówczas miał on zobaczyć krzyż i usłyszeć zapewnienie „W tym znaku zwyciężysz”. I rzeczywiście, umieściwszy ten nieznany sobie znak (Konstantyn nie był jeszcze chrześcijaninem) na sztandarze, odniósł zwycięstwo. Na „spłacenie” długu nie trzeba było długo czekać. Już w następnym roku Konstantyn, jako cesarz rzymski, ogłasza chrześcijaństwo religią panującą (tzw. edykt mediolański, 313 r.). Święte miejsca w Jerozolimie doczekały się przywrócenia należnej czci.

Helena, matka Konstantyna i późniejsza święta, podjęła inicjatywę archeologiczną w celu odnalezienia Krzyża Zbawiciela. W 326 r. z pomocą przyszła pewna żydowska rodzina, która posiadała szkic pokazujący plan Jerozolimy przed zburzeniem w 70 r. Poszukiwania wymagały wyburzenia domów, świątyń i innych budowli. Po kilku tygodniach odsłonięto szczyt Golgoty. W niedługim czasie odnaleziono także ową cysternę, a w niej trzy krzyże. Do tego miejsca wiodą dziś schody z kaplicy św. Heleny w Bazylice Grobu. Dla rozpoznania, na którym krzyżu umarł Chrystus, przyniesiono umierającą kobietę. Dotykano ją drzewcem owych krzyży, szukając w ten sposób wybawienia dla niej. Po dotknięciu trzecim krzyżem wstała i zaczęła chodzić. Nikt z obecnych nie miał wątpliwości, że to sam Bóg dał światu widoczny znak. Cesarzowa Helena podzieliła Krzyż na trzy części, które miały być złożone w Rzymie, Konstantynopolu i Jerozolimie. Z każdej z tych części pobierano drzazgi jako najświętsze relikwie i rozesłano po całym świecie, także do Polski.

W 614 r. najazd Persów spustoszył Palestynę. Zwycięski Chozroes II wracał z niezliczonymi łupami, w tym także z bezcenną relikwią – Krzyżem. Kilkanaście lat później podjęto krucjatę, dzięki której odzyskano ów święty skarb, pokonawszy Persów. Cesarz Herakliusz, powróciwszy zwycięsko do Jerozolimy w 629 r., boso i w worze pokutnym zaniósł Krzyż do Bazyliki Grobu na Kalwarii. To wydarzenia upamiętnia dzisiejsze Święto.

2. Znak ocalenia

„Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). Słowa te słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii. Stanowią one streszczenie całej historii biblijnej: miłość Boga – dar-ofiara – życie wieczne. Każdy z tych przejawów działania Boga wobec człowieka objawia się właśnie w krzyżu, który „stanowi najgłębsze pochylenie się Bóstwa nad człowiekiem, nad tym, co człowiek – zwłaszcza w chwilach trudnych i bolesnych – nazywa swoim losem. Krzyż stanowi jakby dotknięcie odwieczną miłością najboleśniejszych ran ziemskiej egzystencji człowieka…” (Dives in misericordia 8).

Miłość Boga

Owo pochylenie się Boga, opiewane już przez proroków ST (por. Oz 11,4), wyraża tajemnicę stworzenia. Miłość Stwórcy obdarowała człowieka Boskim obrazem i podobieństwem. Bardzo szybko ludzką odpowiedzią na tą miłość był grzech. Człowiek zamknął się na kontakt z Bogiem. Jednak od razu został on ponownie dotknięty Bożą miłością. Dokonało się to przez przewidziane od wieków niezwykłe wydarzenie-tajemnicę, kiedy Bóg postanowił przemówić ludzkim językiem. Dlatego swojego Jednorodzonego Syna dał On światu. W ten sposób odpowiedzią na upadek człowieka była zapowiedź tajemnicy Wcielenia, które w najbardziej dramatyczny sposób objawiło się na krzyżu.

Dar-ofiara

Syn Boży został (wy-)dany światu, aby ten nie zginął. Śmierć, jako konsekwencja nieposłuszeństwa Bogu, została przeniesiona na Chrystusa. Ten akt heroicznej miłości – wyrażający się nie w śmierci zastępczej, ale faktycznej – mógł być spełniony tylko pod jednym warunkiem. Było nim całkowite posłuszeństwo Syna wobec Ojca – przyjęcie faktu, że (wy-)danie światu będzie w konsekwencji oznaczało śmierć. Wypełnienie tej misji (a więc objawienie miłości Boga w największej sile) było możliwe tylko w jeden sposób, a mianowicie w całkowitym uniżeniu się. Dlatego Chrystus „nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił (ekenōsen) samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi” (Flp 2,6n). Tę postawę Jezusa określa się mianem kenozy – uniżenia wypływającego z prawdziwej pokory i miłości. Paweł Apostoł wyraża jeszcze większą głębię tego samoodarcia się z Boskiej chwały, stwierdzając, że Chrystus przyjął postać sługi (grec. dūlos, co może także oznaczać niewolnika) posłusznego aż do śmierci na krzyżu. Właśnie w ten sposób Chrystus „przemawia do ludzi równocześnie jako Człowiek. Przemawia Jego życie, Jego człowieczeństwo, Jego wierność prawdzie, Jego miłość wszystkich ogarniająca. Przemawia z kolei Jego śmierć na krzyżu, zdumiewająca głębia cierpienia i oddania” (Redemptor hominis 7). To jest właśnie ów złożony na ołtarzu krzyża dar-ofiara, która daje życie wieczne.

Życie wieczne

Za całkowite uniżenie się Bóg wywyższył Chrystusa i uwielbił Go, dając Mu „nieprzemijające życie”, dzięki czemu żyje On jako zmartwychwstały Syn Człowieczy (por. H. Witczyk, Kapłaństwo ma rysy Chrystusa). Owo wywyższenie – jako nagroda za przyjęte w posłuszeństwie wywyższenie na krzyżu – wyraża się w nadaniu Imienia ponad wszelkie imiona. Jest to Imię, które przysługuje jedynie samemu Bogu – Pan (grec. Kyrios). Od tej pory całe stworzenie zgina kolana i dziękuje swojemu Zbawicielowi za dzieło ofiary krzyżowej. Jest to dziękczynienie za dar życia wiecznego. Zostało to już zapowiedziane w ST, kiedy Mojżesz wywyższył węża na pustyni. Ten przedziwny znak miał stać się ocaleniem dla każdego, kto spojrzał na niego – ukąszony pozostawał przy życiu (por. Lb 21,9). Oczywiście nie niemy wąż był dawcą ocalenia, ale sam Bóg. Znakomitą intuicją wykazał się w tym przypadku autor Księgi Mądrości, który już nie mówi o krzyżu, lecz „znaku zbawienia” (grec. symbolon sōtērias) i dodaje „ocalenie znajdował nie w tym, na co patrzył, ale w Tobie, Zbawicielu wszystkich” (por. Mdr 16,6n) W ten sposób ów wywyższony na krzyżu wąż miedziany stał się zapowiedzią zbawienia całej ludzkości, która otrzymuje życie wieczne. Sam Jezus w rozmowie z Nikodemem nawiązuje do tego wydarzenia. Na krzyżu zostanie On wywyższony, a kto na Niego spojrzy zostanie uleczony ze swoich ran, a zwłaszcza z tej największej – rany śmierci. A zatem ten, kto spogląda na Jezusa wywyższonego na krzyżu i wierzy z Niego, ma życie wieczne (por. J 3,15). Jest to życie, którego nie może unicestwić śmierć, a więc jest to nowa jakość życia – jest ono pełne i wieczne.

*

Dzisiejsze święto, kiedy z taką uwagą i czcią wpatrujemy się w Krzyż naszego Zbawiciela, jest świętem Bożej miłości i udzielonego nam życia. Te wielkie dary wypływają właśnie ze znaku naszego zbawienia. To, co u ludzi było znakiem hańby, zgorszenia i głupoty, przez miłość i posłuszeństwo Chrystusa stało się znakiem chwały. Dlatego krzyże wieńczą nasze katedry i kościoły, stoją na rozdrożach, są zawieszone na ścianach w naszych domach, szkołach, miejscach pracy, a także nosimy go na szyi. Znakiem krzyża zaczynamy Eucharystię i każdą naszą modlitwę. On też powinien rozpoczynać każde nasze dobre zajęcie: pracę, naukę, podróż, posiłek. Tak musi być, bo każdy „ukąszony” przez grzech znajduje swoje ocalenie jedynie w Krzyżu. On wynosi nas do chwały zmartwychwstania i pełni życia w Bogu. Po tym poznajemy jak „miłość… łaskawa jest” (1Kor 13,4). Bardzo pięknie tę prawdę wyraził Wenancjusz Fortunas, którego poemat niech zakończy to rozważanie:

„Króla wznoszą się znamiona,
Tajemnica krzyża błyska,
Na nim życie śmiercią kona,
Lecz z tej śmierci życie tryska”.