Ks. Zbigniew Skuza
Modlitwa – pomost prowadzący do Boga i do człowieka
Czy naprawdę trzeba się modlić? Przecież Bóg mnie zna, więc po co Mu moje słowa? A jeżeli już mam się modlić, to jak?...Takie – i podobne pytania – dotyczące modlitwy słyszymy często. Ale problem jest głębszy: dzisiejsi ludzie, notorycznie zabiegani i zagłuszani medialnym hałasem, zagubili nie tylko umiejętność modlitwy, ale przede wszystkim jej pragnienie. Przekonani o swej „nowoczesności” i „samowystarczalności” coraz częściej wcale się nie modlą, bo nie czują aby Bóg był im jeszcze do czegoś „potrzebny”. A jeśli nawet odczuwają pustkę i tęsknotę za Bogiem, nie umieją już się do Niego zwracać. Współcześni ludzie zachowują się często jak mieszkańcy domu, którzy zamurowali okno z widokiem na niebo i zapomnieli już, że niebo istnieje a nawet za nim nie tęsknią. Dzisiejsza liturgia słowa to prawdziwa perła, wspaniała szkoła modlitwy, która przypomina dlaczego i jak trzeba się modlić. Żarliwe wstawiennictwo Abrahama (Pierwsze Czytanie) i nauczanie Jezusa (Ewangelia) przypominają, że modlitwa jest niezastąpiona aby zbudować pomost między człowiekiem a Bogiem i między człowiekiem a człowiekiem.
1. Abraham – wstawiennictwo przyjaciela Boga
Najpierw widzimy Abrahama, który rezolutnie i wytrwale wstawia się u Boga za sprawiedliwymi spośród mieszkańców Sodomy i Gomory, prosząc Go aby nie ponieśli oni śmierci razem z grzesznikami, z powodu ich grzechów (Rdz 18,20-32). Warto zauważyć, że jest to pierwsza modlitwa zapisana w Biblii, która wiele mówi o tym, czym jest modlitwa. Wstawiennictwo Abrahama ukazuje przede wszystkim, że fundamentem autentycznej modlitwy jest głęboka, osobista więź z Bogiem. Już wcześniej, sam Bóg, w swoistym dialogu z samym sobą, daje temu świadectwo: „«Czyż miałbym zataić przed Abrahamem to, co zamierzam uczynić?»” (Rdz 18,17). A teraz, stary patriarcha, adresat Bożych błogosławieństw i obietnic i (por. Rdz 12,1-3), który nazwany jest w Biblii „przyjacielem Boga” (por. Dn 3,35; Jk 2,23), nawiązuje z Panem wszechrzeczy odważny, przyjacielski dialog, nie wstydzi się z Nim „targować” i prosić ciągle o więcej. To świadczy o jego wielkiej zażyłości z Bogiem, o tym, że traktuje Go jak Przyjaciela, do którego może się zwrócić z ufnością i bez lęku. To wstawiennictwo Abrahama pokazuje także jego relację do innych ludzi, to że mu na nich zależy, że ich los nie jest mu obojętny: „O, nie dopuść do tego, aby zginęli sprawiedliwi z bezbożnymi” (Rdz 18,25). W sześciu kolejnych prośbach, Abraham „negocjuje z Bogiem”, przechodząc kolejno od 50 aż do 10 sprawiedliwych jako gwarancji ocalenia grzesznych miast. Prosi Boga pokornie, powtarzając jak refren te i podobne słowa: „Pozwól, o Panie, że jeszcze ośmielę się mówić do Ciebie” (Rdz 18,27; por.18,30.31.32). Ta braterska postawa wobec innych odróżnia go choćby od biblijnego proroka Jonasza, który posłany przez Boga by głosić nawrócenie mieszkańcom Niniwy, najpierw ucieka od tej misji, a potem wypełnia ją niechętnie, bo nie zależy mu zupełnie na mieszkańcach pogańskiego miasta. W Abrahamowej modlitwie, da się jednak zauważyć także przynajmniej dwa ograniczenia: po pierwsze, patriarcha wstawia się wyłącznie za „sprawiedliwimi”, nie interesując się losem tych mieszkańców Sodomy i Gomory, których ciężkie grzechy wołają o pomstę do nieba. Po drugie, zbyt wcześnie zatrzymał się w błaganiu Boga. W księdze proroka Jeremiasza czytamy: „Przebiegnijcie ulice Jerozolimy, zobaczcie, zbadajcie i przeszukajcie jej place, czy znajdziecie kogoś, czy będzie tam ktokolwiek, kto by postępował sprawiedliwie, szukał prawdy, a przebaczę jej” (Jr 5,1). Abraham nie odważył się zejść poniżej dziesięciu sprawiedliwych, a gdyby poszedł dalej w swoim błaganiu, to z pewnością wyprosiłby ocalenie dla pozostałych. Jego modlitwa i obecność zaledwie kilku sprawiedliwych, przyniosłyby wybawienie wszystkim mieszkańcom, Sodomy i Gomory, którzy zamiast zginąć przez własne grzechy, otrzymaliby łaskę nawrócenia i życia. Ale owe wspomniane limity – w żarliwej przecież modlitwie patriarchy – widzimy wyraźnie dopiero w świetle Ewangelii, która pokazuje, że Bóg zbawia nie sprawiedliwych, ale właśnie grzeszników, posyłając na świat jedynego Sprawiedliwego, Syna swego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu odkrywamy, że nasza relacja z Bogiem jest o wiele głębsza niż tylko przyjacielska, bo jest to relacja synowska i nauczył nas także modlitwy, która to wyraża.
2. Pociągający przykład modlitwy
Modlitwa Jezusa jest jednym najważniejszych wątków Ewangelii Łukasza, w której widać szczególnie wyraźnie jak modlitwa przenika całe życie Jezusa i Jego działalność publiczną. Również w dzisiejszym fragmencie, Jezus trwa na modlitwie i choć z pewnością była to modlitwa na osobności, uczniowie są nią tak bardzo poruszeni, iż kiedy skończył proszą Go wprost: „«Panie, naucz nas się modlić, jak i Jan nauczył swoich uczniów».” (Łk 11,1). Z całą pewnością uczniowie umieli się modlić, znali przecież wiele żydowskich pobożnych praktyk i modlitw, a jednak dostrzegają w modlitwie Jezusa coś nowego, coś co ich fascynuje i pociąga, dlatego proszą Go aby im też pozwolił tego doświadczyć. Przykład modlitwy Jezusa staje się dla nich katechezą, zachętą i tęsknotą ducha. Mówili starożytni: exempla trahunt, „przykłady pociągają”, a z dziejów Kościoła wiemy, jak wielką rolę miała modlitwa wielkich duchowych mistrzów i świętych, którzy swym przykładem pociągali innych. Takie wzruszające świadectwo modlitwy swego własnego ojca, daje Święty Papież Jan Paweł II, w autobiograficznej książce Dar i Tajemnica. Pisze w niej: „Mogłem na co dzień obserwować jego życie, które było życiem surowym. Z zawodu był wojskowym, a kiedy owdowiał, stało się ono jeszcze bardziej życiem ciągłej modlitwy. Nieraz zdarzało mi się budzić w nocy i wtedy zastawałem mojego Ojca na kolanach, tak jak na kolanach widywałem go zawsze w kościele parafialnym. Nigdy nie mówiliśmy z sobą o powołaniu kapłańskim, ale ten przykład mojego Ojca był jakimś pierwszym domowym seminarium”.
3. Jezusowy „katechizm modlitwy”
Odpowiadając na ich prośbę, Jezus obdarowuje uczniów prawdziwym „katechizmem modlitwy”: najpierw uczy słów, którymi należy się zwracać do Ojca (11,1-4), następnie w krótkiej przypowieści podkreśla postawę wytrwałości (11,5-8) kończąc wezwaniem do ufności (11,9-13). Jezusowy przykład i Jego słowa ukazują, że modlitwa to pomost zbliżający człowieka do Boga, ale też do drugiego człowieka. Pierwsze słowo modlitwy, której Jezus uczy swoich uczniów to po prostu: „Ojcze” (w wersji Mateusza jest „Ojcze nasz, który jesteś w niebie”), które jest z pewnością tłumaczeniem aramejskiego słowa ʻabba, czyli „tato” czy wręcz „tatusiu”. Tym słowem posługiwały się dzieci, zwracając się do ojców z czułością i z ufnością, że otrzymają to, o co proszą (por. Rz 8,15; Ga 4,6). Użycie tego terminu tutaj jest zaskakujące, ale ukazuje dobitnie, że Jezus, ucząc modlitwy zaprasza swych uczniów, aby odkryli w Bogu oblicze czułego, miłosiernego Ojca zatroskanego o swoje dzieci (por. Oz 11,3-4). To właśnie stanowi nowość i zarazem zasadniczy fundament całej modlitwy, której Jezus uczy. Modląc się, uczeń ma odkryć przede wszystkim, że jest dzieckiem, kochanym przez Ojca, że to jest jego najgłębsza tożsamość, która pozwala mu zwrócić się do Boga w każdej sprawie bez lęku, z ufnością i wiarą. Abrahamowa relacja przyjaźni z Bogiem otrzymuje tutaj niesłychaną głębię: staje się intymną relacją dziecięctwa Bożego. Umiłowane dziecko Boga, to więcej niż przyjaciel. Na tym fundamencie synowskiej relacji z Bogiem opiera się pięć próśb, z których składa się ta modlitwa (w redakcji Mateusza jest ich siedem). Pierwsze dwie z nich: „niech się święci Twoje imię” i „niech przyjdzie Twoje królestwo” (11,2) wyrażają pragnienie, aby Bóg był Bogiem, aby ten, który jest Ojcem wszystkich doznawał należnej Mu czci, aby Jego Miłość, jego panowanie, mogły ogarnąć wszystkich ludzi i zakrólować w świecie. Pozostałe trzy prośby: „Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień”, „przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini” i „nie dopuść, byśmy ulegli pokusie” (11,3-4), dotyczą ludzi, są związane z ich egzystencją. Sformułowane w pierwszej osobie liczby mnogiej, jako „my”, podkreślają wspólnotę życia i wiary, otwierają każdego, kto się modli za drugiego człowieka, rozszerzają serce, uwrażliwiają na potrzeby duchowe i materialne innych. W modlitwie ucznia spotyka się „Ty” – skierowane do Boga i „my” – ludzkiej egzystencji. Połączenie tych dwóch aspektów ukazuje istotę autentycznej modlitwy chrześcijańskiej, która ogarnia relację człowieka do Boga i człowieka do człowieka. Ten, który odkrywa synowską relację do Boga, odkrywa jednocześnie braterską relację do bliźnich. Powiedzieć Bogu „Ojcze” to jednocześnie powiedzieć „bracie” czy „siostro” drugiemu człowiekowi i zainteresować się jego losem i jego potrzebami. Uczeń Chrystusa, który uznaje, że jest synem dla Boga, uznaje jednocześnie, że jest bratem czy siostrą dla bliźniego. Autentyczna miłość i cześć dla Miłosiernego Ojca w niebie, łączy się z miłością, która przebacza grzesznym braciom na ziemi. Dalsze słowa Jezusa: przypowieść o natarczywym przyjacielu (11,5-8) i zachęty końcowe podkreślają potrzebę wytrwałości w modlitwie. Abraham zatrzymał się i nie odważył się prosić o więcej, uczeń Chrystusa jest zachęcany, aby prosić wytrwale i bez lęku bo Bóg – jak Jezus uczy – jest przecież Ojcem, a nawet ziemski ojciec nie odmówiłby synowi czegoś dobrego jeżeli o to prosi (11,11-12). Dobitnym słowem końcowym Jezusowego „katechizmu o modlitwie” jest podkreślenie, że najważniejszy jest dar Ducha Świętego. To o Niego trzeba prosić na modlitwie najbardziej (11,13), bo to dzięki Duchowi może zaistnieć i rozwijać się w nas Boże życie.
4. Aplikacja
Prośba uczniów z dzisiejszej Ewangelii: „Panie naucz nas modlić się” uświadamia nam, że autentyczna modlitwa jest zawsze darem Boga, o który ciągle trzeba prosić, tak jak trzeba każdego dnia prosić o dar wiary, nadziei i miłości. Jak pięknie mówi znany rosyjski pisarz Mikołaj Gogol: „Módl się o to, abyś umiał się modlić”. Różna jest modlitwa: czasem jest dialogiem a czasem milczeniem, czasem jest uwielbieniem i radosnym zauroczeniem a czasem jest bolesną skargą, czasem przynosi pokój a czasem wstrząsa i niepokoi. Ale zawsze jest to spotkanie z obecnym i kochającym Ojcem. Modlitwa jest darem i zadaniem każdego ucznia Chrystusa, jest jak tlen, bez którego niemożliwe jest duchowe życie i rozwój. Dzisiaj warto jest sobie postawić kilka pytań: Czy znam Boga i czy – jak mówi Psalm 63 – szukam Boga i pragnę Jego oblicza? Czy mam z Nim osobistą więź? A może Bóg jest w moim życiu jedynie jakąś odległą postacią, ideą, pustym hasłem? Czy w mojej modlitwie jest owo „my”, które świadczy o tym, że w moim życiu jest miejsce dla innych? Czy zależy mi na nich i na ich zbawieniu? Zwłaszcza tych, którzy żyją we współczesnych Sodomach i Gomorach, uwikłani w grzechy i zniewolenia? Żarliwe wstawiennictwo Abrahama przypomina mi przecież, że garstka świętych i trwających na modlitwie, może trzymać w ręce zbawienie grzesznego świata. Jeżeli, tak jak Abraham, jestem przyjacielem Boga, więcej, jestem dzieckiem Bożym, to mogę być tym, który bierze sobie do serca ocalenie miasta ludzi… Potrzebne jest serce napełnione miłością, aby budować modlitewne pomosty, prowadzące do Boga i do człowieka, jak głęboko wyraża to w słynnej modlitwie, DAG HAMMARSKJÖLD, szwedzki dyplomata, były sekretarz generalny ONZ, człowiek wielkiej wiary:
Daj mi serce czyste - bym Ciebie mógł oglądać,
serce pokorne - bym Ciebie mógł słuchać,
serce miłujące - bym Tobie mógł służyć,
serce wierzące - bym w Tobie mógł przebywać.