HOMILIA NA NIEDZIELĘ CHRYSTUSA KRÓLA WSZECHŚWIATA (20.11.2022)

ks. Marcin Zieliński

Trzy krzyże – trzy światy

Trzy krzyże, stojące na Golgocie jeden obok drugiego, przedstawiają nam trzy rzeczywistości, trzy sposoby postępowania w relacjach z Bogiem. Choć dzieliła je niewielka odległość, zaledwie kilka metrów, tylko miejsce, w którym stał krzyż Jezusa, jest otaczane szczególnym szacunkiem i całowanie przez wiernych. Czego uczą nas te krzyże, czego uczy nas krzyż Jezusa?

1. Krzyż winy

„Dobry łotr”, wiszący na krzyżu, jest w pełni świadomy swojej winy. Nie urąga i nie szydzi z Jezusa, bo czuje, że On jest niewinny. Widzi jednak wyraźnie swój własny grzech i jest przekonany, że cierpi słusznie, że ta kara mu się należy. Mówi wyraźnie: „odbieramy słuszną karę za nasze grzechy”. Spowiadając, można czasem spotkać penitentów, którzy popełnili ciężki grzech w swojej młodości (aborcja, zabójstwo) i którzy są przekonani, że późniejsze nieszczęścia, które spotkały ich albo ich bliskich, są po prostu karą Boga za ich grzech. Nawet się specjalnie nie buntują przeciw tej „Bożej sprawiedliwości”. Takie przekonanie opiera się na z gruntu fałszywej wizji Boga, gdyż Bóg nie karze automatycznie chorobą czy innym nieszczęściem za grzech ani nie próbuje się zemścić. Bóg bowiem nie stworzył śmierci i nie pragnie naszego nieszczęścia. W Księdze Mądrości czytamy: „A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą”. Bóg widzi nasz grzech i pragnie nas od niego wybawić. Dlatego Jezus reaguje z taką miłością na prośbę ukrzyżowanego, który prosi, aby Jezus o nim pamiętał. W tej nieśmiałej prośbie jest przyznanie się do winy, skrucha i całkowite powierzenie się Bogu kogoś, kto nie oczekuje radykalnej poprawy swej sytuacji. Jezus obdarowuje go w sposób niezwykle hojny. Oto ktoś, kto ma świadomość własnej winy, słyszy: „Dziś będziesz ze mną w raju”. Radość cierpiącego jest tym większa, że dar ten jest zupełnie nieoczekiwany, otrzymuje go w momencie, w którym wyzbył się już wszelkiej nadziei.

2. Krzyż pogardy

Postawa drugiego łotra jest pełna szyderstwa. Powtarza on Jezusowi to, co powiedzieli inni wiele razy. Członkowie Wysokiej Rady zachęcali Jezusa drwiąco: „Niechże teraz siebie wybawi”. Wtórują im żołnierze pod krzyżem: „Wybaw sam siebie”. Do tego chóru dołącza także ukrzyżowany złoczyńca, mówiąc: „Wybaw siebie i nas”. Nie jest ważna sprawiedliwość czy to, co myśli i pragnie Bóg. Ważne jest to, co jest dobre dla mnie. Nie myślę o innych, o ich zbawieniu, powinienem myśleć o samym sobie. Do tego samego zachęca nas dzisiejszy świat: „Myśl o sobie, rozwiązuj swoje problemy, ty jesteś najważniejszy”. Jeśli możesz coś zrobić, zrób to i nie myśl, czy jest to słuszne, sprawiedliwe, czy tak wypada postępować. Jezus odrzuca taki styl myślenia. On nie myśli o sobie, nie przyszedł na świat, aby „Mu służono”. Chce pełnić wolę swojego Ojca, chce zbawić innych ludzi i dlatego przyjmuje cierpienie. Pełniąc do końca wolę swojego Ojca zbawił nas wszystkich.
W postępowaniu łotra jest jeszcze jeden aspekt, który jest także niepokojący w naszych czasach. Owo drwienie z Jezusa, drwienie z Boga i Jego sprawiedliwości wydaje się być czymś normalnym w postępowaniu wielu ludzi. W Starym Testamencie za lekceważenie Boga i bluźnierstwo groziła kara śmierci. Także dzisiaj w świecie muzułmańskim za obraźliwe mówienie o Allahu grozi kara śmierci. I tylko Bóg chrześcijański i my sami jesteśmy wyrozumiali, gdy imię Boga i Jego obrazy stają się obiektem dziwnych eksperymentów (wulgarne dzieła sztuki, lekceważenie symboli religijnych czy nadużywanie imienia Boga w niewłaściwych kontekstach - wystarczy pomyśleć o wypowiadanych we Włoszech „bestemmiach”, czyli łączeniu imienia Boga ze słowami uważanymi za wulgarne). Takie zachowania nie ujmują chwały Bogu, bo On jest doskonały, ale stawiają bluźniących Bogu w złym świetle, gdyż zwracają się z pogardą i wrogością do Kogoś, kogo w istocie nie znają, kto wydaje się być nieistotny dla nich i ich życia. W ten sposób ryzykuje się obrażenie Kogoś, kto z miłości do ludzi poświęcił Swoje życie.

3. Krzyż chwały

Jezus, cierpiąc na krzyżu, realizuje wolę swojego Ojca. Choć cierpi niewinnie i dokonuje odkupienia świata, staje się obiektem drwin i szyderstwa. Lecz nawet w tej sytuacji Jego zachowanie jest dla nas drogowskazem, ukazując dwa istotne aspekty.
Najpierw, cierpiąc na krzyżu, nie odpowiada na szyderstwa, lecz znosi je w pokorze. Trudno byłoby wytłumaczyć obserwatorom Jego męki, że w ten sposób dokonuje się Ofiara Doskonała, która gładzi nasze grzechy. Dla jej pełnego zrozumienia konieczne jest światło zmartwychwstania, i z tego powodu Jezus znosi swą agonię w milczeniu. Niebawem doświadczy zmartwychwstania i wtedy sens Jego ofiary stanie się jasny dla Jego uczniów i tych, którzy przyjęli tę radosną nowinę. Sposób przeżywania cierpienia ukazuje nam, że niewinność i głęboka wiara w Bożą sprawiedliwość pomagają zaakceptować liczne niesprawiedliwości, których wierzący doświadczali i będą doświadczać do końca świata.
Drugim aspektem ważnym dla nas jest otwarcie Jezusa na dobro i drugiego człowieka. Jezus słyszy od jednego z ukrzyżowanych słowa pokrzepienia, otwarte potwierdzenie Jego niewinności i nieśmiałą prośbę. Choć dokonuje zbawienia wszystkich ludzi, nie traci z oczu pojedynczego człowieka. Odpowiadając na prośbę ukrzyżowanego, Jezus wypowiada jedno jedyne zdanie w tej perykopie, które niesie nadzieję i radość. Jest to wezwanie, aby nie pozwolić przygnieść się cierpieniu i starać się nawet w takich momentach widzieć dobro w innych i z otwartym sercem odpowiadać na nie.

Królowanie Jezusa odbiega znacznie od kanonów rządzenia i królowania, gdzie podkreśla się przede wszystkim wspaniałość i potęgę władcy. Często sposób sprawowania władzy nie mówi nam wyraźnie, co dla władcy jest najważniejsze: dobro narodu, trwałość dynastii czy raczej prywatne interesy. W królowaniu Jezusa widać wyraźnie, co jest dla Niego najistotniejsze. To troska o poszczególnego człowieka, która czyni króla królem, dodaje mu splendoru i przysparza miłości poddanych.

4. Aktualizacja

Pojednianie dobrego łotra z Bogiem dokonuje się w ostatnim momencie, tuż przed jego śmiercią. Nie jest to jednak ideał chrześcijański, gdyż do spotkania ze Zbawicielem i Sędzią przygotowujemy się przez całe życie. Śmierć jest momentem decydującego sądu i do takiej chwili warto się przygotowywać wcześniej. Lepiej nie liczyć na nawrócenie w ostatnim momencie, bo wtedy, wobec cierpienia i śmierci, nie jest łatwo wzbudzić w sobie żywą wiarę w Boga i miłość. Trudno nadrobić lata zaniedbań jednym słowem. Nawet dobry łotr nie poprawił wszystkiego w ostatnim momencie, on już wcześniej myślał o śmieci i wiedział coś o Jezusie. Takie sytuacje gwałtownej przemiany są jednak bardzo ważne, bo ukazują, że nie ma sytuacji niemożliwych dla Boga. Tak naprawdę do samego końca jest nadzieja dla grzesznika.

Jednym z takich szczęśliwców, który przeżył swoje nawrócenie w ostatnim momencie, był Jacques Fesch. Pochodził on z bogatej rodziny, z której wywodził się także kardynał Joseph Fesch. W wieku 17 lat porzucił wszelkie praktyki religijne, odbył służbę wojskową i popadał w konflikt z prawem. Jego życie całkowicie się zmienił, gdy podczas kradzieży śmiertelnie ranił policjanta i został schwytany. Skazany na karę śmierci, przeszedł w więzieniu głęboką metamorfozę i nawrócenie. Swoje przeżycia duchowe opisał w dzienniku, wydanym pod tytułem „Za 5 godzin ujrzę Jezusa”, który dokumentuje jego oczekiwanie na wykonanie wyroku. Doświadczenie Bożej miłości było tak mocne, że Jacques przeżywał ostatnie miesiące swego życia z głęboką wiarą, oczekując na moment śmierci jako moment przebaczenia, pojednania i jednocześnie narodzin do nowego życia. W jednym ze swoich listów pisze: „Odnalazłem Boga miłości. Odpowiedział na moje zbrodnie swoją miłością. Płaczę ze szczęścia: Jezus żyje we mnie, w moim cierpieniu, w mojej miłości. Proszę Go, by zawsze mieszkał we mnie, by dał mi siłę do zaakceptowania cierpienia, mnie, który przyczyniłem się do wbicia gwoździ w Jego ręce. Teraz tylko Bóg się liczy. Porywa mnie absolutnie całego. Odnalazłem radość w miłości Chrystusa.....”. Pisząc te słowa w więzieniu (zupełnie jak św. Paweł) wydaje się przygotowywać do podróży, niezwykłego doświadczenia czy spotkania. Wiara przemienia lęk przed śmiercią w nadzieję ponownego spotkania ze Stwórcą i życia bez końca.