Dobre Słowo 14.12.2013 r. sobota, II tydzień Adwentu

 

Dobre Słowo 14.12.2013 r. – sobota, II tydzień Adwentu

Syr 48,1-4.9-11; Ps 80,2ac.3b.15-16.18-19; Łk 3,4.6; Mt 17,10-13

Spodziewany nierozpoznany

Duchu Święty, jak Cię tu nie podziwiać – oddziałujesz na serca  rozkapryszonych ludzi, nas, którzy albo powierzchownie podchodzą do tego, co mówi Jezus, wpadając w rutynę, albo tak zagnieżdżają się w to słowo, że nie przekładają go kompletnie na życie.

Dziękuję Ci, Duchu Święty, za to, że obejmujesz prawdę o nas, kształtujesz nas w cierpliwości, która ma zaowocować byciem prawdziwym uczniem i wyznawcą Jezusa. Proszę Cię, pilnuj także i w tej godzinie mojego serca, serc tych, którzy sięgnęli po to słowo. Daj także uczciwość, aby ci, którzy nie rozważyli słowa, a czekają na gotowca, uczciwie zabrali się za lekturę Bożego słowa, a ci, którzy już są po lekturze, aby mogli zaczerpnąć światła z tego rozważania.

Po przemienieniu Jezusa uczniowie, schodząc z góry, zwracają się do Mistrza z pytaniem o pewną trudność: Czemu uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz? To głęboko zakorzenione w Izraelu przekonanie o niebywałej interwencji Eliasza w czasach poprzedzających przyjście Mesjasza pukało do serc uczniów. Oni próbują złożyć w całość to, czego są świadkami – liczne uzdrowienia, a teraz przemienienie na górze, to, co o Jezusie zaczyna się mówić. Jezus w wypowiedzi potwierdza przekonanie uczonych w Piśmie: Eliasz istotnie przyjdzie i naprawi wszystko. Aż tak daleko precyzuje tę intuicję, że mówi: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał. Wtedy uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu. Przedziwna sytuacja. Największe wydarzenie świata – przyjście Mesjasza – poprzedza znak, który utożsamiany jest z potężnym prorokiem, Eliaszem. Powstał Eliasz, prorok jak ogień, a słowo jego płonęło jak pochodnia. On głód na nich sprowadził, a swoją gorliwością zmniejszył ich liczbę. Słowem Pańskim zamknął niebo, z niego również trzy razy sprowadził ogień. Jakże wsławiony jesteś, Eliaszu, przez swoje cuda i któż się może pochwalić, że tobie jest równy?

Gdy przypomnimy sobie czasy Eliasza, to z pewnością stanie przed naszymi oczami obraz, jak Eliasz był lekceważony, jak właściwie został sam, kiedy trzeba było na Górze Horeb rozprawić się z niemałą liczbą fałszywych proroków Baala, jak musiał uciekać przed Izebel, żoną króla izraelskiego. Tak było za jego czasów. Dopiero komentarz po wiekach mówi o Elaiszu jako o kimś bardzo potężnym.

Podobnie jest z Janem Chrzcicielem. Człowiek, który poprzedza największe wydarzenie w historii wszechświata, właściwie centrum, pełnię czasów, przyjście Mesjasza, to jest ktoś, kto ubiera się w sierść wielbłądzią, je miód, szarańczę, znajduje się nie w centrum Jerozolimy, ale nad Jordanem, zupełnie na peryferiach. Jest kimś, kto udziela chrztu nawrócenia, kończy swoje życie w czasie biby urodzinowej króla Heroda, kończy, jako ten, którego głowę na misie – dla zabawiającej króla córki Herodiady – przyniosą. To jest znak zupełnie nieproporcjonalny do przyjścia Mesjasza.

Co z tego za wnioski mogą płynąć do naszego życia? Dobrze by było obudzić się w kontekście tego słowa i odkryć, że należymy do tego samego pokolenia, które ma mnóstwo znaków, bardzo jasno wskazujących na obecność najważniejszych wydarzeń w naszym życiu – wydarzeń zbawczych. To, co się dzieje, to nie głupiutkie, powtarzające się, jak w „Dniu świstaka” zdarzenia, tylko przez to kształtuje się moje być albo gnić na wieki.

Należymy do tego samego pokolenia, które lekceważy najważniejsze znaki, depcze proroków, ucina im głowy. Dobrze jest obudzić w sobie taką świadomość, żeby wraz z nią dzięki Duchowi Świętemu obudziła się w nas także czujność i wrażliwość – nie przewrażliwienie, ale czujność i wrażliwość. Jeśli dotrze do nas, ile my wykosiliśmy proroków, ile znaków zlekceważyliśmy, na ile zamknęliśmy się, to może dotrzeć do nas także światło słowa, które nie chce nas tym dobić, ale uczynić bardziej ostrożnymi w wyciąganiu wniosków, w marudzeniu, w mówieniu, że mnie się nie poszczęściło. Pan chce odzyskiwać w nas nadzieję i zamieniać destrukcyjne interpretacje wydarzeń życia w coś, co jest miejscem objawienia Jego miłosierdzia i Jego mądrości.

Czuwajcie.

W czym mam dzisiaj czuwać?

Co dzisiaj przegapiłem?

Na ile odkryłem, że jedynym sposobem na moje przegapienie jest nie tylko miłosierdzie Boże, ale takie działanie ze strony Boga, które sprawi, że moje przewrotne serce, przewrotny umysł zostaną poruszone, zostaną przez Boga tak dotknięte, żeby przywrócona była ich pierwotna siła, czyli otwartość na Boga.

Ksiądz Leszek Starczewski