Dwugłos Dobrym Słowem 17.06.2012 r.

Dwugłos Dobrym Słowem

Ks. Marcin Kowalski, Ks. Leszek Starczewski

Po królewsku

Chrystus dzisiaj próbuje nas przyciągnąć, jak swoich uczniów. – Nawet jeśli inni nie chcą słuchać, zbliżcie się. Spędźcie ze Mną trochę czasu, żeby królestwo Boże zaczęło w was rosnąć.

Dobre Słowo 17.06.2012 r.

Po królewsku

Jezus mówi dzisiaj o królestwie Bożym. Królestwo Boże to temat stawiający nas, jak mówią badający Pismo Święte, w bezpośredniej bliskości tej Osoby, którą nazywamy Jezusem historycznym, chodzącym dwa tysiące lat temu po Galilei. Dlaczego? Bo to był ulubiony temat Jezusa. Później już coraz mniej jest go w przepowiadaniu Apostołów. Jezus mówił o królestwie Bożym. Apostołowie mówili o Jezusie.

Czym jest królestwo Boże? Niektórzy twierdzili, że Jezus był rodzajem rewolucjonisty, apokaliptycznym prorokiem, który chciał zaprowadzić na ziemi cudowny ład, nowy porządek, zbudować tutaj królestwo, ale ostatecznie na krzyżu poniósł klęskę.

Czy Jezus, mówiąc o królestwie Bożym, odnosi się do rzeczywistości społecznej i politycznej, w której apostołowie mieli być dwunastoma gubernatorami, czy władcami, a On sam królem, prezydentem, jak Obama? Nie. Jezus nie chciał na ziemi zbudować żadnego królestwa. Królestwo Boże to panowanie Boga w sercu człowieka. Królestwo Boże to sam Jezus, pokój, sprawiedliwość, dobroć, miłość, które On przynosi.

Jak to królestwo rośnie w tym świecie? Jak to królestwo zaczyna się tutaj? Zaczyna się od słowa Bożego. Jezus przez długie trzy lata głosi swoim uczniom, a także ludziom, chodząc po Galilei, Judei – słowo. Głosi w przypowieściach. Dlaczego w przypowieściach? Przypowieści to historie z życia wzięte, które mają zobrazować Boże prawdy, przerzucając je w świat ludzki. Po grecku przypowieść to parabola, linia, która zakreśla krzywą od rzeczywistości ziemi, do rzeczywistości nieba. Przez ziemię do nieba. Jezus przez ziemskie obrazy chce nauczyć nas czegoś o rzeczywistości nieba. O dziwo, ponosi tutaj swoją pierwszą klęskę, bo ludzie nie rozumieją tych prostych obrazów.

Zakończyłem niedawno na uniwersytecie kurs na temat Jezusa historycznego i ze studentami oglądaliśmy film Martina Scorsese Ostatnie kuszenie Chrystusa, nakręcony na podstawie książki Nikosa Kazantzakisa. Scorsese próbuje wypełnić wszystkie dziury w Ewangelii i pokazać nam, jak Jezus historyczny głosił słowo, funkcjonował w świecie, jak spotykał się z ludźmi, doświadczając pierwszych niepowodzeń, klęsk. W filmie pokazany jest też ten moment, kiedy Jezus zaczyna głosić w przypowieściach, opowiadać je ludziom. Zaczyna od przypowieści o siewcy, czyli o słowie, które wpada w ziemię. Wychodzi do ludzi. Zaczyna mówić. I co? I nikt Go nie rozumie. O czym Ty mówisz? Co to za bajki, które opowiadasz? Scorsese wkłada genialne dialogi w usta słuchaczy, którzy mówią: Nakarm nas najpierw. Wypędź stąd Rzymian. Wtedy posłuchamy bajek o niebie, o królestwie, o słowie, o ziarnie, o rybach, o czymkolwiek. Nie rozumieją. Chrystus, słowo Chrystusa, spotyka się z niezrozumieniem.

Wydaje się, że królestwo Boże nie ma szans rozwinąć się w tym świecie, bo nikt nie rozumie, o czym mówi Jezus. To jest pierwszy etap wzrastania, czy w ogóle pojawiania się Królestwa Bożego – słowo. Dlaczego słuchacze nie zrozumieli słowa Jezusa? – Bo Go w ogóle nie znali. To słowo wpadło im w uszy i wypadło. To było puste słowo. Dlatego Jezus później przyciąga do siebie uczniów i mówi: Posłuchajcie Mnie wy. Wytłumaczę wam to słowo. Wytłumaczy im nie dlatego, że chce, żeby oni byli tacy wyjątkowi, żeby poznali rodzaj specjalnej wiedzy. Nie. Tłumaczy dlatego, że nikt inny nie chciał Go słuchać. Tłumaczy dlatego, bo żeby zrozumieć słowo, żeby królestwo zaczęło wzrastać, trzeba z Jezusem spędzać trochę czasu na modlitwie osobistej, na słuchaniu Jego słowa. To jest pierwszy konieczny krok do tego, żeby królestwo w nas zaczęło rosnąć. Usłyszeć Jego słowo, otworzyć, zacząć czytać i nie spieszyć się, ale poświęcić mu odrobinę czasu.

Chrystus dzisiaj próbuje nas przyciągnąć, jak swoich uczniów. – Nawet jeśli inni nie chcą słuchać, zbliżcie się. Spędźcie ze Mną trochę czasu, żeby królestwo Boże zaczęło w was rosnąć.

Ksiądz Marcin Kowalski

 

Najpierw trzeba się zbliżyć. Kiedy patrzę na słodko śpiące dzieciątko, które tato lub mama tuli do siebie, to mi się przypominają słowa z proroctwa Izajasza. Jest tam zdanie, kiedy Pan Bóg otwiera Serce i mówi, że całe Jego wnętrzności się rozpalają. Wyznaje: Kochałem Izraela. Kochałem ludzi całym swoim Sercem. Byłem dla nich jak ten, który podnosi niemowlę do swojego policzka.

Tak Pan Bóg przedstawia swoje podejście, swoją bliskość i tęsknotę za człowiekiem. Ale prorok Izajasz dodaje, że ludzie tego nie rozumieli. Co niemowlę rozumie z miłości? Czy pojmuje coś z tego, że jest tulone, że jest blisko? Jednocześnie, mimo że nie rozumie, jest kochane. Ono kiedyś na to wpadnie. Miejmy nadzieję i życzmy tego wszystkim rodzicom.

Do każdego, kto kocha, przypisane jest w pewnych momentach niezrozumienie. Potrzebny jest czas. Nie da się pewnych rzeczy przyspieszyć. Jeżeli galaretkę wyjmie się za wcześnie z lodówki, to co z niej będzie? Rozleje się. Potrzebny jest czas, który Jezus daje. On rzeczywiście przybliża nas do siebie. Chce, żebyśmy z Nim przebywali.

Specjaliści od kontaktu z młodzieżą mówią, że jeżeli wyjdziesz do młodych i zaczniesz mówić im najbardziej wzniosłe rzeczy, ale nie złapiesz wcześniej z nimi kontaktu, to sobie możesz gadać, pouczać, serce otwierać, mówić, jak ci na nich zależy. Nie zadziała. Najpierw kontakt. Jezus próbuje łapać ten kontakt. Rzeczywiście, są momenty, kiedy ponosi fiasko, kiedy ludzie odchodzą. Tak było w przypadku cudu rozmnożenia chleba zapowiadającego Eucharystię. Chcieliście cudu? Proszę bardzo. – Mojżesz też nam taki cud dawał. – Nie Mojżesz wam dawał, tylko mój Ojciec. Troszczcie się bardziej o ten pokarm, który nie ginie. – To daj nam tego pokarmy. – To jest moje ciało za życie świata. – Ciało? Kiedy Żydzi usłyszeli o spożywaniu ciała, a za chwilę o tym, że trzeba będzie pić krew, to stwierdzali, że trudna jest ta mowa. Żydzi mieli rytualny zakaz spożywania mięsa z krwią. Wielu się wycofało. Co robi Jezus? Biegnie za nimi? Tłumaczy im? – Przepraszam, przesadziłem troszeczkę. Nie o to Mi chodziło. Nie to miałem na myśli... – Nie. Pyta tych, którzy zostali: Wy też chcecie odejść? Wtedy Piotr, który robi coś na wyrost, powie: Panie, ale do kogo pójdziemy? Myśmy się przekonali, że Ty jesteś żyjącym, Mesjaszem, Synem Boga. Potrzebny jest czas, żeby wzrastać, żeby się przekonać.

Stąd dzisiaj w słowie tak dużo o tym czasie i o wzroście. Prorok Ezechiel mówi: Ja także wezmę wierzchołek z wysokiego cedru i zasadzę, u najwyższych jego pędów ułamię gałązkę i zasadzę ją na górze wyniosłej i wysokiej. Na wysokiej górze izraelskiej ją zasadzę. Ona wypuści gałązki i wyda owoc, i stanie się cedrem wspaniałym. Najmniejsze na ziemi ziarno gorczycy zostaje rzucone w glebę. Co to jest? Śmiech na sali. Ciągłe tłumaczenie słowa Bożego, to jest głupota. Święty Paweł wiedział o tym i mówił: My przez głupstwo głoszenie słowa zbawiamy świat. Bogu się spodobało przez takie głupoty – patrząc po ludzku – zbawiać świat. Wydaje się, że co to w ogóle da. Na przykład uśmiechnąć się do kogoś, poświęcić mu trochę czasu... Takie bzdury. Trzeba robić jakieś wielkie akcje. Coś konkretnego, coś bardzo wzniosłego. Ostatnio uczennica odezwała się na lekcji, z pewną obawą, jak zareaguję, co źle o mnie świadczy. Poprosiła: Niech się ksiądz uśmiechnie. Uśmiech. Mała rzecz. Mała, jak ziarnko gorczycy, ale ona rośnie. Poświęcony czas. Mąż rezygnuje z piwa danego wieczoru, siada z żoną, rozmawia, słucha jej, uzbraja się w cierpliwość. To zaowocuje. Ona pięknieje. Ona się otwiera. Ona czuje się potrzebna. Drobne rzeczy. Dlatego Jezus różnymi sposobami próbuje dotrzeć, złapać kontakt, żeby pokazać moc słowa. Dlatego w przypowieściach, czyli opowieściach z życia wziętych, kieruje to do swoich słuchaczy. Zagląda do garnka, patrzy, jaki zaczyn ciasta robi kobieta. Schyla się i szuka drachmy, która schowała się pod szafką, i mówi, że gdy kobieta ją znajdzie, to się cieszy. Pokazuje przez proste rzeczy, że chce złapać kontakt ze swoimi słuchaczami, że pragnie im przekazać najważniejsze prawdy.

Dużo mamy zmartwień na głowie i dużo spraw. Ale czy te sprawy są najważniejsze? Czy one rzeczywiście sprawiają, że otwieramy się na siebie, że poznajemy się coraz bardziej, czy też ustaliłem już, że wiem wszystko o swojej żonie, mężu, dzieciach, wnuczkach, babci? Życie dzieje się ciągle, na gorąco, na bieżąco.

Psalmista mówi, że: Zasadzeni w domu Pańskim, rozkwitną na dziedzińcach naszego Boga. Nawet i w starości wydadzą owoc, zawsze pełni życiodajnych soków. Trzeba się strzec takiej babci i takiego dziadka, którzy jedyne, co mają do powiedzenia, to narzekanie na wszystkich. Wtedy chowają się wnuki. To może trochę bolesna prawda, ale być może w świetle dzisiejszego słowa trzeba by na to spojrzeć. Może czasem dzieci i wnuki nie przyjeżdżają tak często, bo się boją znowu usłyszeć, jaki ten świat jest podły, że wszystko to Żydzi i masoni. Może się tego boją i dlatego unikają kontaktów? Może trzeba zmienić język i spróbować posłuchać innych? – Tyle dla nich robię, tyle im daję, a on mówią: Kochana rento, to znaczy kochana babciu... Może trzeba posłuchać, zmienić ton i przestać forsować to, jak mi jest niedobrze, nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi.

Kiedyś wspominałem, jak na pierwszej parafii starsza dziewczyna – z pełnym szacunkiem dla niej – okołosiedemdziesięcioletnia stwierdziła: Nikt mnie już nie kocha. Pan Bóg też mnie nie kocha, bo On się za młodszymi ogląda. Odpowiedziałem: Kocha was. Jak kochał, gdy byliście małą dziewczynką, chodziliście w jednych butach całą rodziną, tak teraz też was kocha.

Kiedy Jan Paweł II przyjechał do Zakopanego z pamiętną wizytą, górale składali mu hołd. Papież miał zamknięte oczy. Jeszcze żył wtedy świętej pamięci biskup Mieczysław Jaworski, który opowiadał, co się działo w papieżu. My wszyscy  płakaliśmy, to co dopiero w nim się musiało dziać. Bardzo wzruszająca chwila. Jedna kielczanka była też na tym spotkaniu. Później szła Krupówkami. Zobaczyła bacę, który pykał sobie fajkę. Podeszła do niego i mówi: Baco, ale was ten Ojciec Święty kocha. A baca opuścił fajkę i odpowiedział: Kocho, kocho. On wsystkich kocho. Wos tez.

Bóg do nas wszystkich chce trafić i znaleźć sposób, żeby zdobywać nasze serca w prostych rzeczach. Po co? Po to, żebyśmy odkrywali, że w prostocie jest obecny, że wielka miłość wyraża się w drobnych rzeczach, w drobnych gestach. Amen.

Ksiądz Leszek Starczewski