Dobre Słowo 28.06.2012 r.Zawalcz!

Dobre Słowo 28.06.2012 r.

Zawalcz!

Duchu Święty, dotykaj naszych serc szczególnie w tych miejscach, w których nie chcemy otwierać się według woli Ojca, tylko postępujemy według własnych oczekiwań, gdzie lęk nas paraliżuje. Uzdrawiaj te miejsca. Otwieraj nas na moc Twojego słowa.

W każdej zdrowej relacji między osobami są punkty uważane za najważniejsze, swego rodzaju świętość. W przyjaźni, w małżeństwie, są rzeczy, o których rozmawia się tylko we dwójkę. Nawet w pracy zawodowej istnieją pewne tajemnice, których się strzeże, nie wolno ich ruszać. Taki rezerwat świętości, tego, co najważniejsze. Jeśli się przekroczy granice i wejdzie w tę strefę w buciorach, to już nic właściwie nie ma do obronienia. Jest się w rozsypce, bo naruszyło się świętości.

Od kilku dni słyszymy w czytaniach z Księgi Królewskiej, natchnionej Bożym Duchem, o tym, jak w rozsypce jest naród izraelski. Właściwie tylko o jednym królu, o którym wczoraj czytaliśmy – o Jozjaszu – autor natchniony mówił, że czynił to, co podobało się Bogu. A pozostali, czyli wspomniany dzisiaj Jojakin, wcześniejszy Jojakim, i cała plejada innych, to ci, którzy czynili to, co jest złe w oczach Pańskich. Dziś czytamy, że jeszcze autor dodaje: zupełnie tak, jak jego (Jojakina) ojciec.

Żadnych wniosków! Żadnych świętości! Wszystko było na sprzedaż. Jak ojciec służył Egiptowi, posyłał daniny, opodatkował całe królestwo, żeby tylko Egipt dał mu opiekę, a Egipt jedynie – kolokwialnie mówiąc – doił z nich, tak teraz pojawiają się Babilończycy, Nabuchodonozor.

Nieodrodny synalek tatusia, niewiele od niego lepszy, Jojakin, idzie na układy z Nabuchodonozorem. Gdy widzi, że ten chce już wszystkiego, pożąda całości tego zakresu świętości bogactw, które były w Jerozolimie, to jeszcze wychodzi przed niego myśląc, że jak się podda, to ocaleje. Zero godności! Zero szacunku do siebie samego! Jego matka i cały dwór idą bez poczucia godności. A Nabuchodonozor w ogóle nic sobie z tego nie robi. Łupi, ile tylko może. Zabiera wszystko. Dewastuje świątynię. Połamał wszystkie przedmioty złote, które wykonał Salomon. Od Salomona się trzymały, a tu – nie ma! I przesiedlił na wygnanie całą Jerozolimę, mianowicie wszystkich książąt i wszystkich dzielnych wojowników, całą elitę kraju, dziesięć tysięcy pojmanych, oraz wszystkich kowali i ślusarzy. Pozostała jedynie najuboższa ludność kraju. Wszystko stracili. Sypało się na każdym kroku. Stopniowo, bo to nie od razu się sypie. To tak, jak nieraz z dolegliwościami: boli coś, boli, zlekceważy się raz, drugi, trzeci, a później jak się sypnie, to okazuje się, że sprawa – po ludzku rzecz biorąc – jest beznadziejna.

Słowo Boże zaprasza nas dzisiaj, abyśmy zapytali samych siebie o te świętości, które są w nas, w naszych relacjach: Czy mamy rezerwat rzeczy, spraw, o które jesteśmy w stanie walczyć, swoje – jak mówił bł. Jan Paweł II – Westerplatte? Jakiś system wartości, spraw, tajemnic, wymagający szczególnej ochrony, do którego nie wolno wkraczać bez przygotowania ani wpuszczać kogoś, kto mógłby to zdewastować?

Czy o relację, jaką mamy z Panem Bogiem, walczymy jak o świętość, coś najważniejszego? Jeśli tak, to prośmy Pana, by pomagał nam coraz bardziej dbać o tę świętość, coraz mocniej wchodzić w dialogi z Bogiem, coraz głębiej wnikać w słowo, nie zbywać Pana Boga jakimiś ogólnikami, nie zaklejać Mu ust paciorkami, w których nie jest obecne serce.

A jeśli odkrywamy, że jest już ruina, że właściwie sprzedaliśmy wszystko, że nie ma gdzie wrócić, nie ma się gdzie oprzeć, błagajmy Pana o miłosierdzie. Prośmy, odwołując się do Jego wierności, do Jego Imienia – nie do załatwiania własnych spraw – żeby w swojej wielkiej łaskawości zechciał nas uleczyć i odbudować. Prośmy, jak psalmista: Skieruj Twe kroki ku ruinom bez końca (Ps 74,3). Panie, wejrzyj ku tym ruinom, w które wprowadziliśmy się zaniedbując to, co najważniejsze, zaniedbując świętość. Zdając sobie sprawę, że o własnych siłach nie jest w stanie już nic odbudować, że Pan Bóg ma dosyć stawania przed Nim i mówienia: Postaram się, jakoś to ułożę, psalmista staje przed Bogiem i prosi: Wyzwól nas, Boże, dla imienia Twego, przez  wzgląd na Twoją świętość.

Prorok Ezechiel usłyszy, jak Pan mówi: Zajmuję się wami nie dlatego, że o to prosicie, bo wy już nawet nie prosicie, tylko dlatego, że postanowiłem być wierny miłości i walczyć o was, nawet jak wy to macie gdzieś, nawet jeśli do was to nie dociera. A patrząc z perspektywy chrześcijańskiej wręcz mówi do na Pan: nawet jeśli chcielibyście jak najszybciej skończyć Mszę Świętą - tylko ją odstać, nawet gdy nie chcecie zagłębiać się w modlitwę. Ja będę o was walczył – mówi Pan – ze względu na to, że kocham miłością nieodwołalną.

Psalmista mówi: Boże, patrz, poganie wtargnęli do Twego dziedzictwa, zbezcześcili Twój święty przybytek, Jeruzalem obrócili w ruiny. Jeruzalem, naszą chlubę, to, co sprawiało, że aż się chciało żyć, obrócili w ruiny. Wspomóż nas, Boże nasz, Zbawco, dla chwały Twojego imienia, nie żeby nam się polepszyło, ale żebyś Ty był uwielbiony, żeby Twoja świętość znów nabrała blasku. Żeby o Tobie znów mówiono z miłością i z szacunkiem. Żeby o Ciebie walczono, Boże. Żeby nie przywoływano Cię tylko ustami. Nie każdy, kto mówi: Panie, Panie, wejdzie w działanie Ducha Świętego, do Królestwa Bożego, ale ten, kto swoim życiem potwierdza, że świętość dla niego to Bóg i żywa relacja z Nim.

Ksiądz Leszek Starczewski