Dobre Słowo 19.01.2011 r.
Gniew + smutek = uzdrawiające działanie
Jezus łamie wszelkie przywiązania do schematów, wszelkie sztuczności, które nie otwierają na relacje i nie sprawiają, że człowiek cieszy się życiem, wiarą, obecnością Boga i nie widzi jej w sobie. Jezus to wszystko oczyszcza i łamie. Wchodzi w to. Tak jak w dzień szabatu Jezus wszedł do synagogi, tak i w tej chwili wchodzi przez te rozważania do nas.
Dobre Słowo 19.01.2011 r.
Gniew + smutek = uzdrawiające działanie
Panie Jezu, Ty jesteś Kapłanem na wieki, tak jak Melchizedek. Niestrudzenie odnawiasz relacje, odbudowujesz mosty między Ojcem, a nami, czyli między źródłem życia, a naszymi sercami, umysłami, naszą historią. Dziękuję Ci za to, że chcesz do nas przemawiać, że Twoja miłość jest nieodwołalna, wciąż świeża i nowa. Nie wyczerpała się i nie znużyła. Nie jest rozkapryszona, uzależniona od nastrojów, pogody na zewnątrz, czy wewnątrz nas. Jest ciągle pełna gorących pragnień zjednoczenia z nami. Zmiłuj się nade mną. Zmiłuj się nad rozważającymi Dobre Słowo. Okaż nam swoje miłosierdzie i pomóż nam, Panie, usłyszeć i rozpoznać Ciebie, przychodzącego do nas ze słowem uzdrowienia. Ty przychodzisz ze swoją miłością, aby nas nieustannie zdobywać.
Z dzisiejszej Ewangelii – trzy punkty.
Pierwszy to kontekst przedstawionej sytuacji. Wiemy, że faryzeusze są nastawieni do Jezusa bardzo jednoznacznie – chcą Go o coś oskarżyć. Nieustannie Go kontrolują, bo Jezus wnosi niebezpieczną dla nich nowość. Oczekuje od nich konkretnych decyzji zmiany myślenia z takiego, które widzi w religii tylko przepisy i nakazy, a nie dostrzega relacji. Pragnie, by otwierali się na relacje do Pana Boga i innych.
Faryzeusze są tak zajęci przepisami Prawa, że nie potrafią zauważyć dobra. W ten kontekst wpisuje się Jezus. To niesamowite, że On wchodzi właściwie w jaskinię lwa, czyli do miejsca, w które każdy trzeźwo myślący człowiek, w trosce o pokój swego serca, cierpliwość i wrażliwość, nigdy by się nie wpakował. A Jezus właśnie tam idzie.
W dzień szabatu Jezus wszedł do synagogi. On właśnie tak działa. Nie jest Kimś, kto tchórzy, kogo wystraszy zewnętrzne prześladowanie – a takie się szykują, bo jak słyszymy w końcowej frazie tej Ewangelii, faryzeusze wyszli i ze zwolennikami Heroda zaraz odbyli naradę przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić. Nie zraża się też tym, że ktoś może nie dostrzegać potrzeby uzdrowienia i nie myśleć nawet o tym, że Bóg chce się nim zająć.
To jest pierwsza ważna prawda, która chce do nas dotrzeć. Jezus łamie wszelkie przywiązania do schematów, wszelkie sztuczności, które nie otwierają na relacje i nie sprawiają, że człowiek cieszy się życiem, wiarą, obecnością Boga i nie widzi jej w sobie. Jezus to wszystko oczyszcza i łamie. Wchodzi w to. Tak jak w dzień szabatu Jezus wszedł do synagogi, tak i w tej chwili wchodzi przez te rozważania do nas.
Druga, bardzo istotna prawda: Jezus podejmuje czynności dość krępujące dla człowieka mającego uschłą rękę. Poleca mu, aby stanął na środku. Można sobie to wyobrazić i wewnętrznie rozpoznać się w sytuacji, gdy jakaś dolegliwość, czy wstydliwa sprawa, która nam ciąży, zostaje pokazana publicznie. Stań tu, na środku. Wejdź w sam środek lęku. W sam środek tego, co jest w tobie uschłe.
Pytanie, czy jesteśmy świadomi tego, że Jezus to polecenie kieruje także do nas? Jezus jest zainteresowany naszymi lękami, niepokojami, zranieniami, chorobami. Czy mamy świadomość tego, że Jezus nie mówi tych słów po to, żeby ośmieszyć, nie uszanować i tak już kłopotliwej sytuacji człowieka z uschłą ręką, czy naszej kłopotliwej sytuacji, lecz żeby właśnie ją uszanować?
Tak wygląda szacunek. Przychodzi Ktoś, kto ma moc, i wchodzi w sam środek problemu. Nie pozostaje na obrzeżach. Nie proponuje tanich pocieszeń i doraźnych rozwiązań, lecz uderza miłością w centrum. A ponieważ Jezus dba o wszystkich ludzi, więc w pierwszej kolejności zwraca się do tych, którzy Go śledzą: „Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego, czy coś złego? Życie ocalić czy zabić?” Lecz oni milczeli. Nie mają nic do powiedzenia, bo są pozamykani. Jezus mówi to, żeby postawić na środku także ich zamknięcie, lecz oni nie odpowiadają na to.
Często bywa tak, że kiedy Jezus dotyka centrum problemu, w którym aktualnie jesteśmy, odwołuje się do naszego myślenia. Pyta: Czy mogę uczynić coś dobrego, czy coś złego? Życie ocalić czy zabić? Pyta poddając nas refleksji, czy widzimy Go jako Kogoś, kto przychodzi z czymś dobrym, czy złym? Faryzeusze postrzegają w Nim Kogoś, kto przychodzi do nich z czymś złym. Czy my widzimy Jezusa jako Kogoś, kto chce ocalić nasze życie, czy też je zabić?
Pytanie jest skierowane do mnie i do ciebie, droga siostro i drogi bracie. Co ty na to? Jak ty postrzegasz Jezusa? Nie zbywaj Go, tylko po prostu Mu odpowiedz. Jak Go dzisiaj postrzegasz? Postaw na środku dzisiejsze działanie Jezusa w twoim życiu. Czy On chce ci uczynić coś dobrego, czy coś złego? Życie ocalić czy zabić? Jak Go postrzegasz? Na środek, bez ociągania!
To przynaglenie miłości jest raptowne, bo i sytuacja, w której znajduje się chory człowiek z uschłą ręką, czy ktokolwiek z nas, będący w ogniu przeciwności, jest poważna i wymaga obecności Jezusa.
Faryzeusze milczą. I to jest trzeci punkt.
Wtedy spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca, rzekł do człowieka: „Wyciągnij rękę”. Wyciągnął i ręka jego stała się znów zdrowa. Jezus nie zraża się tym, że faryzeusze mają focha. Nie zraża się tym, że my mamy focha i udzielamy odpowiedzi opartych tylko i wyłącznie na naszym widzimisię i na tym, co dla nas w tej chwili jest dobre. Że polani sosem pobożnościowym, możemy nie widzieć dobra, jakie Jezus przynosi, a powtarzać tylko: Tak, tak, jesteś moim Panem i chwała Ci za to, będąc daleko od Niego. Nie zraża się tym. Spojrzy z gniewem.
Gniew to różnica ciśnień między naszą zatwardziałością i miłością Bożą. Gniew jest tutaj niezmiernie konieczny, bo pokazuje determinację Jezusa, który jest także zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca, to znaczy przejęty tym zaślepieniem, zamknięciem i niszczącym milczeniem z powodu zatwardziałości ich serca. Rzekł do człowieka: „Wyciągnij rękę”. Wyciągnął i ręka jego stała się znów zdrowa.
I gniew, i smutek – nigdy osobno. Zawsze razem i zawsze związane z działaniem. Wyciągnij rękę. Wyciągnąłeś smutek, opór, swoje zamknięcie? – Wyciągnij i to, co jest dalej. Jak? – Proś Ducha Świętego, żeby ci pomógł. Skup się na Duchu Świętym, a nie na sobie.
Przypomnijmy: Józef, skupiony na sobie, chce oddalić Maryję i to potajemnie. Duch Święty jest sprawcą tego, co się dokonuje i dokona w Maryi i w tobie. Nie masz już żadnych złudzeń – sam wyrządzisz sobie krzywdę. Jeżeli masz złudzenia, to jeszcze trzeba poczekać. Jeżeli żyjesz złudzeniami, że to, co wymyśliłeś, jest dobre, to trzeba poczekać. Jeszcze ten gniew i smutek ma być ku tobie kierowany. Jezus uzdrawia, przychodzi ze swoją mocą i uczy nas także podejścia do siebie i do innych, szczególnie do sytuacji, w których mamy jakieś problemy w relacji do siebie i do kogoś drugiego. Potrzebujemy ich gniewu na siebie i smutku.
Ojciec Święty, Jan Paweł II, mówił, że nie zaszkodzi nawet, kiedy się czasem na siebie zagniewasz, kiedy się zasmucisz. Absolutnie nie zaszkodzi. To ci jeszcze pomoże.
Pamiętam, jak jeden z moich dobrych kolegów, praktyk doświadczony w pracy katechetycznej, słuchając tego, jaki byłem zdruzgotany po lekcjach, w czasie których, jak uważałem, ponosiłem kompletną klęskę duszpastersko-katechetyczną, bardzo konkretnie zwrócił mi uwagę: Słuchaj, Leszku, ale w tobie jest w tej chwili tylko gniew. Nie ma smutku z tego, że oni rzeczywiście mają zamknięte serca. Nie ma smutku z tego, że nie wiesz, jaki jest powód ich zamknięcia. Jeżeli pojedziesz na samym gniewie i tylko wkurzysz się, że coś przegrałeś, to się zajeździsz. Potrzebny jest jeszcze smutek z tego powodu, że nie znasz przyczyny zatwardziałości.
Ilekroć czujemy, że coś w nas nie gra, czy to w podejściu do innych, czy do siebie, prośmy o Jezusowy gniew i o Boży smutek, które niosą uzdrowienie.
Ksiądz Leszek Starczewski