Dobre Słowo 22.07.2010 r.
Kościół żeńsko-katolicki
Stwierdzenie, że Kościół jest żeńsko-katolicki wcale nie musi być złośliwe. Opiera się na realiach. Wystarczy wejść w niedzielę na Mszę Świętą do Kościoła katolickiego. Ma to pewnie swoje uzasadnienie, jakieś powody, przyczyny, ale nie o tym chcemy dziś mówić. Prawdą biblijną jest, jak zauważył jeden z komentatorów Bożego słowa, że za Chrystusem niewiasty chodziły właściwie same, z pragnienia serca, a mężczyzn trzeba było powoływać.
Dzisiaj klasyczną odsłoną i potwierdzeniem tej prawdy jest obchodzone w liturgii wspomnienie św. Marii Magdaleny. To ona, ujęta przez Jezusa w całym jej życiorysie, tak do Niego przylgnęła sercem, że nie wyobrażała sobie dalszej historii swojego życia bez Niego – nawet gdy doszło do tak traumatycznego doświadczenia, jakim było odrzucenie Jezusa przez tych, którzy do tej pory byli Nim zafascynowani. Mimo ukrzyżowania i grobu, w sercu Marii Magdaleny pozostało na zawsze miejsce dla Jezusa.
Dziś w Ewangelii jesteśmy świadkami sceny, kiedy jej miłość, oddanie, czułość, chęć spotkania, wręcz fizycznego przebywania z Jezusem, pokonuje wszelkie przeszkody, nawet przeszkodę ciemności, ponurej atmosfery cmentarza. Ona wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, biegnie do grobu. Dziś w jej historii miłości, w tej scenie, dokona się rzecz najważniejsza – całkowite otwarcie na miłość, która przynagla, by nie żyć tylko dla siebie, by nie myśleć tylko o sobie, by swojego bólu, cierpienia, łez, radości, nadziei nie wiązać ze sobą, bo będą bardzo kruche.
Kiedy Maria Magdalena dociera do grobu, okazuje się, że nie ma tego Pana, dla którego poświęciła wszystko. Płacze. To jest bardzo naturalne w reagowaniu na ogromny smutek, na wieki wstrząs, jaki staje się jej udziałem. Jednak w tym wstrząsie nie zostaje opuszczona, bo ona nie opuściła. Stopniowo odnajduje odpowiedzi na największe i najgłębsze pragnienia jej serca: gdzie Go położono, gdzie jest jej Pan? Najpierw przemawiają do niej aniołowie, później sam Jezus, nierozpoznany przez Marię Magdalenę od razu, ale w efekcie końcowym następuje pełne otwarcie serca.
Dzisiaj Boże słowo przez przykład i otwartość Marii Magdaleny zaprasza nas do wytrwałości w poszukiwaniach, w tęsknotach za Jezusem, do uczenia się nieustannie miłości, która przynagla nas do życia i przyjmowania Go jako daru od Boga i dla Boga. Marne jest kapłaństwo, które zatrzymuje się tylko i wyłącznie na kapłaństwie. Ono ma otwierać na Jezusa, który chce przez to kapłaństwo iść do innych. Żałosne staje się małżeństwo zamykające się na małżeństwie, rodzina, która zamyka się na rodzinie. Ona jest darem Boga i do Boga ma być kierowana. Nie do wytrzymania stają się sytuacje cierpienia i radości, przeżywane tylko w odniesieniu do własnych, osobistych korzyści.
Nie zatrzymuj Mnie, Mario, przestań Mnie obejmować. – Jezus odzywa się do niej z wielką miłością i czułością. Nie jest to prywatna audiencja ani prywatne spotkanie dla prywatnego spotkania. To jest osobiste przyjście, osobiste spotkanie, którego celem jest wprowadzenie w relację z Bogiem jak największej ilości osób. – Idź i powiedz tym, którzy wybrali zamknięcie, że Ja zmartwychwstałem, że przyszedłem.
Niewiasty biegły za Jezusem same, mężczyzn trzeba było powoływać. Tak było na początku i tak jest w tej finalnej scenie ziemskiej wędrówki Jezusa, kiedy Maria Magdalena biegnie do Niego, natomiast apostołowie są znowu przyprowadzani, aż wreszcie sam Jezus staje pośród nich.
Dziękujemy Ci, Panie Jezu, za szkołę miłości, którą przez Marię Magdalenę dzisiaj pragniesz i nam objawić. Dziękujemy Ci za Twoje podejście do kobiet, za wielką otwartość ich serc, wrażliwość, która zawstydza, ale też bardzo pomaga w otwarciu się męskich serc na Ciebie.
Święta Mario Magdaleno, wypraszaj nam odwagę bycia wytrwałym w tęsknotach za Jezusem. Tęsknoty skierowane na prawdziwą miłość nie będą się bały żadnych grobów, żadnych cmentarzy, żadnych złośliwych uwag typu: czcza gadanina, jak wydało się uczniom, komentującym to, co mówiły niewiasty.
Święta Mario Magdaleno, wypraszaj nam tę czułość – piękną i czystą – która swoje źródło ma w Jezusie.
Ksiądz Leszek Starczewski