Dobre Słowo 13.09.2010 r.
Z dala od idealizmu
Boże, Ojcze pełen miłosierdzia, dziękujemy za to, że masz na tyle mocy i pomysłów, żeby dotrzeć do naszych serc. Dziękujemy za dar Jezusa, który jest sposobem na nasz grzech i na naszą radość. Dziękujemy, że w Duchu Świętym w tym słowie do nas przychodzi.
Często irytujące jest oczekiwanie – budzące się u wielu osób, również u mnie – na idealne wspólnoty i idealnego chrześcijanina. Z pewnością wiąże się to z pierwszym odruchem pojawiającym się w człowieku, że jeśli słyszy o czymś dobrym, to uważa, że wszyscy powinni być dobrzy. Jeśli ludzie są na Mszy Świętej, słuchają słowa Bożego, to już powinni według niego żyć – natychmiast, bo tak chce Bóg. Często w przepowiadaniu taki styl się objawia. Ja też u siebie to słyszę. Skoro coś powiedziałem, to moi słuchacze już powinni to zrobić. Powinni być idealni. Ja też powinienem być idealny. Nic bardziej błędnego, niż takie myślenie. Grzech dotyka nas codziennie. W swoich zamiarach jest jednoznaczny – wprowadza nas w błędne widzenie siebie. Akcentujemy je często jako pomniejszanie wartości, ale trzeba pamiętać, że idealizowanie siebie też jest błędnym widzeniem. Nie jesteśmy idealni.
Tak przedstawiciele synagogi żydowskiej chcieli przedstawić setnika Jezusowi: Godzien jest. Słuchaj, jest przyjacielem naszego narodu. Wybudował nam synagogę. Jak na Rzymianina – poganina, to rzeczywiście wielka zasługa. On musiał to robić przez lata. Przychylnie na nas patrzy. Jest bardzo otwarty. Godzien jest tego. Nawet byli skorzy pojawić się w pobliżu jego domostwa, choć Żydów obowiązywał zakaz wchodzenia w progi poganina. Takie idealne wyobrażenie: Godzien jest pomocy, bo coś zrobił.
Jezus wchodzi w te wyobrażenia, bo On urealnia nasz świat. Kiedy dochodzi do spotkania w pobliżu domu setnika, on wysyła swoich przyjaciół: Panie, nie trudź się, bo nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój. I tłumaczy swoją niegrzeczność, bo – po ludzku patrząc – przecież nie wyszedł do Jezusa: Dlatego ja sam nie uważałem się za godnego przyjść do Ciebie. Lecz powiedz słowo, a mój sługa będzie uzdrowiony.
Słowo chce dzisiaj po raz kolejny urealnić nasze spojrzenie na życie, na siebie samych i na Pana Boga. To nie jest tylko Ktoś, kto nam daje miłe, sympatyczne i przyjemne doświadczenia, ale to jest też Ktoś, kto wie, że powinien nami czasami wstrząsnąć i dopuścić wydarzenia, które spowodują, że przejrzymy na oczy i realnie spojrzymy na życie. Słowo chce nam przypomnieć, że jesteśmy ludźmi z natury zasługującymi na śmierć wieczną. Wyrok potępienia nosimy w sobie codziennie. To są realia. Ale Bóg, w swoim wielkim miłosierdziu, dając nam swoje słowo, tak umiłował świat, że dał swojego Syna Jednorodzonego; każdy, kto w Niego wierzy, ma życie wieczne, czyli wychodzi z wiecznego potępienia. Także poprzez upadki.
Kościół uczy, że aby dojść do pełnej synchronizacji i opanowania siebie samego, trzeba przejść przez upadki naznaczone grzechem, aby dojść do życia wiecznego. Aby człowiek patrzył na siebie w sposób realny i aby realnie patrzył na innych ludzi, szczególnie na wspólnoty.
Od kilku dni święty Paweł przybliża nam realia wspólnoty korynckiej. Zdarzało się w niej, że ludzie szli na imprezę, gdzie składano ofiarę bożkom, a później pili Krew Pańską. Paweł mówi: To nie tak. Dzisiaj słyszymy kolejne realne spostrzeżenia: Zbieracie się na Mszy Świętej, a po niej nie jesteście lepsi, tylko gorsi. Jesteście gorsi po wszystkich spotkaniach, w których uczestniczycie. Ten realizm Pawła jest szokujący. Ale po co ma nas zszokować? – Możemy słuchać tego słowa, ale możemy również mu tylko kibicować. – To słowo szokuje i budzi nas, uczestników wspólnoty Kościoła, do realizmu.
Ostatnio młodemu człowiekowi zaproponowałem udział w jakiejś wspólnocie, aby w ten sposób bardziej zadbał o wiarę. On odpowiedział: Proszę księdza, jak patrzę na niektóre osoby ze wspólnot, to rzygać mi się chce. Ja mówię: To zależy, na kogo się patrzy. Kiedy spojrzysz na Judasza ze wspólnoty Jezusowych apostołów, to z pewnością możesz wysnuć taki wniosek. Nie jest to jednak wniosek zgodny z realiami, bo zawsze się tak zdarzy. Jak spojrzysz w głąb siebie i odkryjesz to, do czego jesteś zdolny, to też ci się zachce wymiotować. Ale też jeśli spojrzysz bardzo głęboko w siebie, to zechce ci się żyć, bo zobaczysz, jak wielkie miłosierdzie cię obejmuje, skoro Bóg wie o twoich realiach i wzywa cię do wiecznego zbawienia.
We wspólnocie korynckiej zdarzają się rozdarcia. Niektórzy przychodzą przed Wieczerzą Pańską, wyjadają ofiary składane tak, jak dziś tace, objadają się i upijają. Niektórzy byli nietrzeźwi. Wyobraźmy sobie, że na spotkanie jednej ze wspólnot w Kościele przychodzi ktoś i na Mszy Św. jest pijany. Jak byśmy reagowali?
Paweł pisze list, w którym bardzo wyraźnie mówi o tym nadużyciu: Jeden jest głodny, podczas gdy drugi nietrzeźwy. Pyta: Czyż nie macie domów, aby tam jeść i pić? Czy chcecie znieważać Boże zgromadzenie i zawstydzać tych, którzy nic nie mają? Cóż wam powiem? Czy będę was chwalił? Nie, za to was nie chwalę.
Jak Paweł upomina? – Nie traktuje tych ludzi z góry, nie obraża się na nich, lecz apeluje: Zacznijcie się zastanawiać nad sobą. Po prostu myślcie. Kilka dni temu pisał: Zwracam się do was jak do ludzi rozumnych. Dodaje rzecz bardzo ważną: Zresztą nawet muszą być wśród was rozdarcia, żeby się okazało, którzy są wypróbowani.
Jeżeli św. Paweł tak mówi, to ja bardzo przepraszam... Jeśli ktoś oczekuje idealnej wspólnoty, idealnego obrazu siebie, czy innego człowieka, to znaczy, że mija się z Biblią. Muszą być wśród was rozdarcia, żeby się okazało, którzy są wypróbowani, a którym jest jeszcze potrzebny czas na przejrzenie na oczy i zobaczenie realiów. Paweł nie zmieni ich przyjściem i powiedzeniem: Słuchaj, na jutro masz się zmienić. Mówi: Muszą być wśród was rozdarcia, to znaczy: Musi być jakieś pęknięcie, bo to jest szansa na twoją i moją refleksję, żeby zobaczyć swoje realia.
Nie dziwmy się, kiedy Pan Bóg dopuszcza takie sytuacje, które nas po ludzku natychmiast gorszą. Odkrywamy wtedy takie strony siebie, że aż jesteśmy przerażeni. U kogoś bliskiego odkrywamy cechy, które nas gorszą. Nie dziwmy się, że są różne skandale w Kościele. We wspólnocie korynckiej byli pijani, a dziś są skandale na miarę dzisiejszych czasów. Po co to wszystko? – Muszą być wśród was rozdarcia, muszą przyjść próby.
Apokalipsa powie jeszcze, że nadejdzie taki czas, że będą takie znaki i takie choroby, których celem będzie skłonienie do refleksji. Bóg dopuści takie zdarzenia, których celem będzie zbliżenie się do Niego i – jak mówi Apokalipsa – część wróci do Boga, a część jeszcze bardziej będzie Boga przeklinać. I tak właśnie się dzieje.
Słuchamy Bożego słowa, by z mocy Ducha Świętego, danego przez Jezusa, czerpać realizm. Żeby wchodzić w realia swojego zawodu, rodziny, jeżeli się jest żoną, mamą, mężem, ojcem, córką, synem, w realia różnych sytuacji, żeby patrzeć realnie, czyli tak, jak widzi to Ewangelia. Mamy nazywać zło po imieniu, demaskować je i iść w stronę dobra, pamiętając, że aby dojść do wiecznego zbawienia, nieraz trzeba się nie tylko potknąć, ale nawet wewnętrznie wzburzyć, pęknąć i przeżyć rozdarcie, bo wtedy dopiero mamy udział w krzyżu i zmartwychwstaniu Jezusa, czyli zwycięstwie nad śmiercią i grzechem.
Ksiądz Leszek Starczewski