Dobre Słowo 02.10.2010 r.
Subtelności Pana Boga
Boże Ojcze, dziękuję Ci za to, że Twoje słowo jest wciąż żywe, nawet kiedy mam mętlik w głowie. Twoje słowo niesie uzdrowienie, niesie ciepło. To jest prawdziwy ogień, który potrafi wypalić w nas śmieci grzechu i utrwalić to, co wymaga utrwalenia. Dziękuję Ci, że głosisz Twoje słowo w Kościele i w mocy Ducha Świętego przez Jezusa uzdalniasz nas do tego, żebyśmy go skosztowali, przyjęli to słowo, by nas ono przemieniało, umacniało i oczyszczało.
Zaciekawienie uczniów przystępujących do Jezusa znajduje wyraz w konkretnym zapytaniu. To też jest sztuka – wyrazić, co się czuje, co się myśli, nazwać to po imieniu. Uczniowie nie kryją, że chcieliby wiedzieć, kto z nich jest największy w królestwie niebieskim. Kto z nas jest największy? – Może trzeba wziąć pod uwagę wzrost? J To, co widzialne?
To pytanie wypływa z obserwacji Jezusa, z obserwacji zasłuchania w Jego naukę. Ono się gdzieś narzuca i pewnie ma swój głęboki kontekst, bo każdy chciałby być ważny. Każdy z nas chciałby być dla kogoś ważny. Jeżeli ktoś się przed tym broni albo udaje, że wcale nie musi być ważny, to żyje skonfliktowany sam ze sobą. Chcielibyśmy być ważni i dla kogoś mieć znaczenie. Chcielibyśmy, żeby ktoś pamiętał o naszych urodzinach, imieninach itd. Żeby po prostu pamiętał. O tym właśnie mówi Psalm 8: Czym jest człowiek, że o nim pamiętasz? Słuchałem go kiedyś z uczniami na katechezie w wykonaniu Trzeciej Godziny Dnia. I zwróciłem im uwagę: Zobaczcie, jest nam miło, jak ktoś pamięta o naszych urodzinach, imieninach, rocznicach, a psalmista pyta Boga: „Czym jest człowiek, że o nim pamiętasz?” No właśnie, na ile jesteśmy ważni, i kto jest najważniejszy dla Ciebie, Panie Boże?
Kto jest najważniejszy w Twoim królestwie? – Pytają uczniowie Jezusa, ale ich miara jest jeszcze niedojrzała. Być może to, jak blisko są Jezusa, mierzą według wzrostu. Odpowiedź, jaką Jezus daje, na pewno ich zaskakuje. My słyszeliśmy tę Ewangelię już z tysiąc razy, ale uczniowie są z tym pytaniem przy Jezusie pierwszy raz. My siedzimy już jako znawcy, słysząc kolejny raz opis tej sceny – oni idą pierwszy raz z tym pytaniem. Tu dopiero działanie Ducha musi być wielkie, żeby nas uczynić tymi, którzy słyszą tę Ewangelię pierwszy raz.
Przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł. Pytanie: Co to za dziecko? – Komentatorzy zastanawiają się do dziś. Jest tradycja mówiąca, że to Ignacy Antiocheński, późniejszy biskup i męczennik dla Jezusa. Odważniejsi twierdzą, że to syn Piotra, bo przecież wiemy, że Piotr miał żonę. W każdym razie szczęśliwe jest to dziecko, które przywołuje Jezus, stawia przed uczniami i mówi: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.
Taką Ewangelię, odwołującą się do dzieci, czytamy w święto Aniołów Stróżów, jakby Pan Jezus wcale nie zaprzeczał, że sprawa z Aniołami Stróżami, jak i z całym królestwem niebieskim, może być przyjęta tylko przez dzieci. Mamy być zatem jak dzieci, po pierwsze uczące się ufać, choć niewiele rozumiejące, po drugie ciekawe świata, ciekawe, co się jeszcze wydarzy, nie z której strony mi ktoś przyłoży, ale co się jeszcze wydarzy, po trzecie zdane na rodziców, zdające sobie sprawę, że właściwie bez nich nie istnieją. Jeżeli nie staniemy się kimś takim, nie ma szans, żeby dotarła do nas ta Ewangelia. No i co teraz zrobić? Jeżeli się ktoś w tym nie rozpozna, to znaczy, że ma wyjść? – Nie. Chodzi o to, że nawet gdybyśmy nie odkryli w sobie dziecka, nawet gdybyśmy się nie odnaleźli jako przedszkolaki przy Panu Jezusie, to właśnie po to jest to słowo, żeby nas odmieniało i czyniło dziećmi. Żeby nam otwierało oczy i serca na niewidzialne, ale obecne znaki prowadzenia przez Pana Boga.
Kiedy Kościół daje nam do liturgii wspomnienie Świętych Aniołów Stróżów, to zaznacza bardzo ważną prawdę: Pan Bóg kocha się w drobiazgach, subtelnościach, szczegółach. Tak szczegółowo troszczy się i kocha, że każdy z nas otrzymał Anioła Stróża. Każdy z nas otrzymał dar kogoś, kto nieustannie wpatruje się w oblicze Ojca niebieskiego, nasłuchuje drgnienia Jego Serca i z ogromną miłością i w wielkim posłuszeństwie chce te drgnienia nam przynieść, dostarczyć. Pięknie mówił o tym opat, św. Bernard, w kazaniu o aniołach: „Aniołom swoim dał rozkaz o tobie, aby cię strzegli na wszystkich twych drogach”. Jakże wielką cześć powinny obudzić te słowa, jakąż wierność, jakąż ufność. Cześć z powodu obecności, wierność z powodu łaskawości, ufność z powodu opieki. Są przeto – podkreśla święty Bernard – są przy tobie, nie tylko z tobą, ale i dla ciebie. Są, aby cię bronić, są, aby pomagać. Jakkolwiek wydającym polecenie jest Bóg, to jednak nie można nie okazywać im wdzięczności, skoro słuchają Go z tak wielką miłością, a nam przychodzą z pomocą w tak licznych potrzebach.
Rozważając rano słowo, zastanawiałem się, czy ja w ogóle szanuję swojego Anioła Stróża, czy go biorę pod uwagę. Czy uwzględniam to, że anioł stróż jest niezwykle zapracowany. Jezus mówi: Widzę niebiosa otwarte i aniołów zstępujących. W to widzenie chce wprowadzić Natanaela. Wspomina o aniołach wstępujących i zstępujących, nieustannie zapracowanych.
Czy ja w ogóle biorę pod uwagę w swoich troskach, w jakimś ciężkim dniu pełnym obowiązków to, że ktoś jeszcze bardziej pracuje nad tym, aby ta wielka miłość Boga, wyrażająca się w subtelnościach, dopracowana co do szczegółów, co do konkretnych osób, do mnie dotarła?
Czy ja muszę brać wszystko na swoje barki?
Czy muszę się sam tym zamartwiać?
Zawstydziłem się i odpowiedziałem, że nie bardzo biorę tego Anioła Stróża pod uwagę. Przyznaję, że sobie dziś z nim troszkę porozmawiałem na głos. Gdyby był ktoś obok, to by powiedział, że najbliższy punk udzielający pomocy w takich przypadkach znajduje się w szpitalu J. Ale rzeczywiście, skoro słowo Boże i mądrzy ludzie Kościoła mówią, że trzeba też oddawać cześć Aniołom z powodu tego, że są z nami, to nie są bajki dla dzieci. Mamy Aniołów Stróżów. Mamy opiekę dwadzieścia cztery godziny na dobę. Kto maczał paluszki w tym, żebyśmy mieli dobre natchnienia od Ducha Świętego? Kto tam skrzydełkami trzepotał? – Anioł Stróż. To wielka i prosta prawda, uspokajająca nasze serca, jeśli zostanie przyjęta z wiarą. Jestem strzeżony – jak słyszymy dziś w Ewangelii. Aby przyjąć tę prawdę, mamy się stać jak dzieci, mamy być otwarci, ciekawi świata, bo non stop coś się dzieje w naszym życiu. Czasami, gdy o tym słyszymy, to myślimy: Ciekawe, z której strony teraz gruchnie? Gdzie mnie uderzy? Zapominamy, że w Biblii człowiek ciekawy świata to ten, kto wie, że Pan Bóg będzie go zaskakiwał, bo jest Bogiem niespodzianek, Bogiem szczegółów, Bogiem subtelności.
Święty Bernard mówi dalej: Bądźmy przeto oddani, bądźmy wdzięczni tak niezwykłym stróżom, odwdzięczajmy się im miłością, czcijmy, ile tylko potrafimy, ile powinniśmy. Jednakże cała nasza miłość, cała nasza cześć, niech się zwraca ku Temu, od którego zarówno my, jak i oni, otrzymujemy łaskę miłowania i czczenia, dzięki czemu sami zasługujemy na cześć i miłość.
Jednym z zadań Aniołów Stróżów jest doprowadzenie tych natchnień w nas, tej mocy Pana Boga, do takiego punktu, żebyśmy również i siebie szanowali jako subtelności Pana Boga, jako widzialnych aniołów, posyłanych do innych ludzi. Boże słowo zaprasza nas zatem do tego, abyśmy przyjęli po raz kolejny prawdę o wielkich subtelnościach Pana Boga, który jest tak potężny, że może stawać się tak mały, że nasze wielkie oczekiwania nie potrafią sobie tego nawet wyobrazić.
Zastanawiałem się właśnie, kiedy ostatni raz modliłem się do Anioła Stróża. Kiedy prowadzę poranne modlitwy w szkole, wtedy mówię, że anioły to nie są jakieś niebieskie stworki, które sobie gdzieś fruwają, brykają, rozrabiają, tylko są darem od Pana Boga. Zachęcam do przemyśleń i podjęcia postanowienia, jeśli ktoś jest w podobnej relacji do Anioła Stróża. Ja podjąłem się tego, że będę codziennie odmawiał modlitwę do Anioła Stróża. I może w dzisiejszym wspomnieniu liturgicznym o to właśnie chodzi, żeby zwrócić uwagę na te subtelności.
I dwie ostatnie sprawy mówiące o pewnych niewidzialnych zjawiskach, które jednak widzimy. Istnieją niewidzialne łańcuchy, które ktoś za nami trzyma. Są to jakieś więzi, w które nie jesteśmy w stanie wniknąć, jeśli nie będzie interwencji Bożych sił, Bożych posłańców, Bożych aniołów.
Przypominam sobie z jednej z parafii dziewczynę stojącą zawsze dość blisko ołtarza. Za nią zawsze stała jej mama. Wyczuwałem, że ta mama trzymała córkę tak jakby na jakimś łańcuchu, w kajdanach. Dziewczyna była tak wpatrzona w ołtarz, tak skupiona, tak rozmodlona, a ta mama z tyłu tak jakby ją trzymała w niewidzialnej więzi, w niewidzialnych łańcuchach. Jak się później dowiedziałem, ta dziewczyna bardzo chciała oddać się na służbę Panu Bogu w zakonie, a mama jej nie pozwoliła. I tę niewidzialną więź, niewidzialny łańcuch, gdzieś tam było słychać w tle, choć nie było go widać. Mówię o tym, aby podkreślić, że ta subtelność, ta łączność, ta więź, którą Pan Bóg wymyślił poprzez swoich Aniołów Stróżów, poprzez swoją Opatrzność, nie ma w sobie nic z kajdan i łańcucha. Możemy przyjąć albo zlekceważyć Anioła Stróża, a przez to i łaski, które Pan Bóg daje.
I druga myśl, zachęta i zaproszenie, abyśmy zwracali uwagę na szczegóły i subtelności w naszym życiu, bo im wcześniej rozpoznamy delikatność Pana Boga w przychodzeniu do nas, im wcześniej wyczujemy delikatny powiew Jego łaski, tym mocniej i skuteczniej będziemy prowadzeni. Bo im wcześniej rozpoznasz, że jest jakiś problem, wyczytasz go, tym skuteczniej stawisz mu czoła. Przywołam fragment piosenki Ewy Bem zatytułowanej To cześć. Opowiada ona o zepsuciu się relacji z kimś bliskim, z jakimś mężczyzną. Pyta go, czy chce o tym pogadać, czy chce to wyjaśnić, i dochodzi do wniosku, że z tych wyjaśnień w tej chwili właściwie nic już nie ma. Mówi coś takiego: Próbowałam wiele razy i wszystko na nic, wszystko nie tak. Dalej mówi rzecz niebywałą: Jakiś upór w twojej twarzy. Dziś już wiem, to był pierwszy znak. Jakiś upór w twojej twarzy… Odczytanie tego uporu, intuicja – pewnie zgaszona – niechęć do skonfrontowania tego z rzeczywistością, taka wyczuwalna subtelność, że trzeba to nazwać po imieniu, była pierwszym sygnałem, żeby podjąć coś, by uniknąć tego, co ją spotkało.
Zwracajmy zatem uwagę na subtelności. Zwracajmy uwagę na to, że mamy Aniołów Stróżów, którzy nieustannie, dniem i nocą, wpatrując się w oblicze Boże, są nam posyłani do tego, aby służyć.
Niech te rozważania zakończy święty Bernard: Chociaż jesteśmy słabymi dziećmi i chociaż czeka nas długa droga, a nie tylko długa, lecz także niebezpieczna, czegóż mamy się lękać, strzeżeni przez tak wielkich stróżów? Nie mogą wszak ulec wrogom ani zbłądzić, ani tym bardziej zwodzić ci, którzy nas strzegą na wszystkich naszych drogach. Są wierni, roztropni i potężni. Czegóż mamy się lękać? Obyśmy tylko szli za nimi, przylgnęli do nich, a trwać będziemy na zawsze w opiece Boga niebios.
Ksiądz Leszek Starczewski