Dzielmy Się Dobrym Słowem na 14 i 15.09.2009 r.

Najmłodsi, najsłabsi...

Najmłodsi, najsłabsi, wasza siła jest zawsze w Chrystusie. Jeżeli jesteście blisko Niego, dostaniecie powera. Kiedyś zapytałem w jednej klasie: Czego wiara nie daje? Wszyscy: Pieniędzy. Pytam dalej: A po co pieniądze pod krzyżem? Po co pieniądze w trudnych chwilach? Cóż z tego, że ktoś będzie miał mnóstwo pieniędzy, jak przeżywa na przykład bardzo trudną chorobę? Nie wiem, jakie by miał nawet znajomości ludzkie... To są bardzo trudne chwile. Ale pieniądze nie pomogą. Natomiast wiara tak.

Dzieci i ryby głosu nie mają… Jak jest coś trudnego do zrobienia, to nigdy nie proś o to dziewczyn, bo dziewczyny są słabe… I tak dalej. Nieraz pewnie słyszeliście takie teksty.

Dzisiaj w Kościele przeżywamy prawdę zupełnie inaczej przedstawiającą tych, którzy uchodzą za słabych, i dziewczyny – często przez chłopaków niedoceniane. Pan ukazuje nam to dzisiaj przez przykład Maryi. Wspominamy w Kościele – tuż po wczorajszym święcie Podwyższenia Krzyża – Maryję, która współcierpiała ze swym Synem.

Pod krzyżem zostały kobiety. Śmialiśmy się przed chwilą… Niektórzy brzydko mówią: Bab to nie proś. Stoją kobiety: Maryja i Jej siostra Maria, żona Kleofasa, oraz Maria Magdalena. Stoi też jeden apostoł, który się ostał, i to najmłodszy – Jan. A nieraz się tych najmłodszych odsuwa – Dzieci i ryby głosu nie mają...Młodszych się nie pyta…

W momencie najtrudniejszym zostali z Jezusem niejako najsłabsi. O czymś to mówi. Najtrudniejsze momenty w naszym życiu pokażą nam, kto jest naszym przyjacielem. Prosta zasada: Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Kto tego nie słyszał. Ciekawe, kto tego jeszcze nie doświadczył? Pismo Święte też mówi: Jeżeli chcesz mieć przyjaciela, nie od razu mu zaufaj, poznasz go po próbie. Okazuje się, że tę próbę świetnie przeszli: Maryja, Maria, żona Kleofasa, Maria Magdalena oraz najmłodszy z apostołów, Jan. Reszta zwiała. Pamiętamy reakcję Piotra: Panie, Ty mówisz o śmierci? Wszyscy Cię zostawią. Nie ja. Not me. Nie ja. – Nie ma Piotra. Podobnie zapewniali inni uczniowie.

Jan został – najmłodszy. I miał taki sekret, który też miała Maryja. W czasie Ostatniej Wieczerzy Jan przyjął szczególną postawę, zajął specjalne miejsce przy Jezusie – spoczywał na Jego Sercu. Wsłuchał się w to Serce. To jest taki gryps biblijny, który oznacza, że wyczuł, rozpoznał miłość. Tak się zbliżył do Chrystusa, że dostał siłę do przetrzymania wszystkiego. Podobny sekret miała Maryja. Nosiła Jezusa pod sercem, część swojego ciała dała właśnie Jezusowi. Pan Jezus później się Jej odwdzięczył i wziął Jej całe ciało – w tajemnicy Wniebowzięcia – do nieba.

Ale do czego zmierzamy? Do pierwszej bardzo ważnej prawdy: Nie przekreślaj najsłabszych. I nie zbijaj się z tych, którzy wydają się nie przetrzymywać prób. Poczekaj. Zobacz ich w trudnych chwilach.

I druga bardzo ważna rzecz. Przed chwilą powiedzieliśmy, że ci, co wytrwali przy Jezusie do końca, musieli mieć do tego skądś siły. Niektórzy mówią, że wystarczyłoby mieć dużo pieniędzy i sprawę można by załatwić inaczej. Cóż z tego, że Maryja miałaby pieniądze pod krzyżem? Co tu mogła załatwić? Albo gdyby tak wierzyła raz na jakiś czas? Raz na jakiś czas się modliła?... Raz na jakiś czas była przy Panu Jezusie?... – Ona non stop była przy Nim! To znaczy, miała skąd czerpać siły. Jakby tak raz na jakiś czas, to przecież pod krzyżem by Jej nie było. Mało tego. Nieraz mówimy, że zwijała się z bólu, bardzo Ją bolało. – Bolało. Ale tu jest powiedziane, że s t a ł a pod krzyżem. Nie że leżała, jak nieraz pokazują różne obrazy. S t a ł a pod krzyżem. To też jest gryps biblijny: znosiła to dzielnie. Pismo Święte pyta: Niewiastę dzielną któż znajdzie? – Znaleźliśmy! My mamy taką Mamę – Niebieską Mamę.

Najmłodsi, najsłabsi, wasza siła jest zawsze w Chrystusie. Jeżeli jesteście blisko Niego, dostaniecie powera. Kiedyś zapytałem w jednej klasie: Czego wiara nie daje? Wszyscy: Pieniędzy. Pytam dalej: A po co pieniądze pod krzyżem? Po co pieniądze w trudnych chwilach? Cóż z tego, że ktoś będzie miał mnóstwo pieniędzy, jak przeżywa na przykład bardzo trudną chorobę? Nie wiem, jakie by miał nawet znajomości ludzkie... To są bardzo trudne chwile. Ale pieniądze nie pomogą. Natomiast wiara tak.

Opowiadałem kiedyś na homilii dla dorosłych, że jak byłem klerykiem, czyli uczyłem się, jak być księdzem, odwiedzaliśmy chorych. Przychodziłem z Panem Jezusem obecnym w Eucharystii do starszej pani, która chorowała chyba na siedem chorób. Kiedy tam wchodziłem, to wszystkie wykłady z seminarium nie umywały się do tego wykładu i tej lekcji katechezy, jaką pobierałem u tej chorej pani. Zawsze była uśmiechnięta. I kiedyś mi powiedziała: Proszę księdza, wszyscy mówią, że najważniejsze jest zdrowie, a ja nie mam zdrowia. Ale wie ksiądz, co mam? – Wiarę. Mam wiarę w to, że nie jestem w tym sama, że przejdę przez to, bo wierzę w Kogoś, kto przez to przeszedł. Wierzę w Jezusa. Jest ze mną Maryja, która też cierpiała.

Mówimy nieraz: Życzę ci zdrowia, bo jest najważniejsze. Najważniejsze to mieć zdrową wiarę!

Kiedy słuchamy słowa Bożego, to nasza wiara wzrasta. Będziemy silni. Musicie być mocni – mówił Jan Paweł II – mocą miłości, jaką Bóg ma do was. To da się zrobić. Ale trzeba się zalogować w Jezusa. Możecie być fizycznie obecni w kościele, ale osobistego hasła do tego, żebyście się zalogowali w Jezusa, poza wami, nikt nie zna. Od was zależy, czy się będziecie logować. Czy przesiedzicie Mszę Świętą, czy też zbliżycie się głębiej. Po co? – Żebyście odkryli, że wiara może pieniędzy nie dawać, ale jak da mi siłę, to niejedno w życiu zdobędę.

Panie Jezu, dziękujemy Ci za to, że Maryja jest silna wiarą, że jest naszą Mamą – Niebieską, bo Niebieską, ale Mamą.

Maryjo, módl się za nami. I pomagaj nam, abyśmy często modlili się przez Ciebie do Pana Jezusa. Szczególnie dziewczyny, żeby nigdy nie dały sobie wmówić, że mogą być słabe. Bo tak, jak Maryja, będą silne, zbliżając się do Pana Jezusa.

Ksiądz Leszek Starczewski.


Dzielmy się Dobrym Słowem na 13.09.2009 r. – XXIV niedziela zwykła, rok B


Kim dla ciebie jestem?

Czytamy w dzisiejszej Ewangelii o ostrym spięciu Jezusa z Piotrem. Święty Marek zauważył, że Jezus obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra. Tam szły gromy...

O co się posprzeczali? O co poszło? – Jezus w wędrówce do Jerozolimy przez cały czas objawia ogromną moc – uzdrawia, rozmnaża chleb, zauważa ludzi niezauważanych przez innych, wydobywa z tłumu tych, którzy nie chcą być tłumokami, ale pragną mieć swoją wartość i znajdować ją w oczach Bożych. Dysponuje ogromną mocą, niezwykłym podejściem do człowieka, a tu nagle mówi o bezsilności, o tym, że czeka Go okrutna śmierć i że zmartwychwstanie. To tak, jakby ktoś w pewnym momencie w bardzo przyjaznym klimacie rozmów powiedział, że będzie przypalany, torturowany, ale przez to przejdzie i zmartwychwstanie.

Piotr bierze Jezusa na bok i zaczyna Go upominać. Ewangelista Marek słynie z tego, że mówi lapidarnymi, bardzo krótkimi zdaniami. Mateusz rozbudowuje tę kwestię i wkłada w usta Piotra następującą przemowę: Niech Cię Bóg broni, Panie! Nigdy to na Ciebie nie przyjdzie. Wówczas padają pełne gromów słowa Jezusa: «Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie». Tak Jezus zwraca się do przyszłego pierwszego papieża: Zejdź Mi z oczu, szatanie.

Jezus przedstawia się jako Ten, który jest Bogiem z nami, Bogiem z ludźmi. Przedstawia się przez wspomniane przed chwilką konkretne fakty. Bardzo zainteresowany jest tym, jak odbierają Go ludzie. Pyta o opinię na swój temat: «Za kogo uważają Mnie ludzie?» Ma wysokie notowania. Powołać się na taki autorytet, jak Jan Chrzciciel, Eliasz czy też któryś z proroków, z pewnością oznaczało wysoką pozycję w rankingu popularności.

Jezus pyta dalej: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Klimat tego pytania może nam troszkę przybliżyć rozmowa męża i żony po jakiejś trudnej sytuacji, kiedy patrząc sobie w oczy, pytają się: Kim ja dla ciebie jestem, kochanie? To jest ten klimat. Tak, Jezus pyta właśnie o to.

Piotr odpowiada, że jest Mesjaszem, czyli trafia w dziesiątkę. Odpowiada, że jest Tym, który został przygotowany, uzdolniony do objawiania miłości Boga większej od wszystkiego, co złe, od całego zła świata – zarówno panoszącego się w czasach fizycznej obecności Jezusa, kiedy chodził po ziemi palestyńskiej, jak i tego, które w tej chwili się panoszy i tego, które panoszyć się będzie, bo jak wiemy, zło jest bardzo krzykliwe i wydaje się świetnie trzymać, ale się nie utrzyma. Jego dni są policzone – tak mówi Boże słowo, zapraszając do wiary w to.

Piotr trafia w sedno, ponieważ mówi, że Chrystus jest Mesjaszem. Jezus surowo przykazuje, żeby uczniowie nikomu o tym nie mówili, bo pojęcie Mesjasza było bardzo wypaczone. Oczekiwanie na wyzwolenie, przede wszystkim spod okupacji politycznej Rzymian, to oczekiwanie na rozlew krwi, na tryumf, królowanie w doczesności, na poukładanie sobie wszystkich spraw, żeby mieć „święty” spokój, żeby się już niczym nie męczyć, nie przejmować.

Jezus surowo przykazuje, żeby nikomu o Nim nie mówili, żeby nie rozpowiadali, że taki jest Mesjasz. I zaczyna mówić o potężnym cierpieniu, o wielkim odrzuceniu przez autorytety. To tak, jakby dziś ktoś powiedział, że odrzuci go Ojciec Święty, potępią moralne autorytety, uczeni w Piśmie, bibliści, skomentują, że taka interpretacja tytułu mesjańskiego jest żałosna, że będzie zabity, że to musi się stać, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. Przywołujemy to zestawienie, żeby bardziej wejść w klimat słów Jezusa i przeżyć towarzyszących uczniom wstrząśniętym tym, co mówi ich Pan.

Uczniowie odpowiadają na pytanie postawione przez Jezusa. Chrystus, patrząc jak zakochany w nasze oczy, stawia i nam to pytanie i oczekuje na nie odpowiedzi: Jak sobie Mnie wyobrażasz, będąc dziś, w niedzielę, na Eucharystii?

Co Ty o Mnie myślisz?

Powiedz Mi, kim dla ciebie jestem przy tym szalejącym złu, przy różnych kataklizmach, katastrofach, przy wielkim cierpieniu świata, przy bólu niezrozumienia, które cię spotyka? Powiedz Mi, kim dla ciebie jestem?

Osobiste pytanie Jezusa nie jest zabiegiem oratorskim, publicznym chwytem. Ono wydobywa się z Serca ogromnie pragnącego odpowiedzi. Wróćmy do podanego wcześniej przykładu – tak pyta małżonka, która dawno nie słyszała od męża, że jest dla niego kimś wyjątkowym i jedynym. Bardzo pragnie tych słów. Kochanie, co ja jeszcze dla ciebie znaczę? Tak pyta małe dziecko, zbliżając się z niewinnymi oczyma do tatusia: Tatusiu, czy ja jestem dla ciebie kimś ważnym? Mądry tatuś, patrząc na swoją córkę, winien odpowiadać sto razy na godzinę: Jesteś moją księżniczką.

Jezus stawia nam bardzo osobiste pytanie, bo pragnie z nami osobistych relacji, bo nie traktuje nas jak tłumoków obecnych w jakimś tłumie, w masie. Chce z nami porozmawiać, chce nas zapytać.

Drogie siostry i drodzy bracia chrześcijanie, ucieczka przed tym pytaniem albo brak odpowiedzi, to łudzenie siebie samego, że jest się wierzącym. Tak. Brak dialogu w małżeństwie sprawia, że ono przymiera. Brak dialogów w rodzinie, powoduje, że coś tam kiśnie, coś się gotuje. Pytanie i odpowiedź – Kim dla mnie jest Jezus z Nazaretu?

Dlaczego zatem następuje spięcie między Jezusem a Piotrem? – Bo Piotr nie godzi się na wizję Mesjasza, który przechodzi przez cierpienie i musi umrzeć. Stawia opór wobec sprawy tak ustawionej przez Jezusa. Jezus uważa ten opór za szatański.

Jezus przerósł Piotra. Ponieważ go przerósł, wymknął mu się spod kontroli. Dlatego – bardzo precyzyjnie mówi o tym tekst dzisiejszej Ewangelii – Piotr niejako stanął przed Mistrzem, zastąpił Mu drogę. Stąd Jezus mówi: Zejdź Mi z oczu, szatanie. To nie ty będziesz Mnie prowadził. To nie ty wyznaczasz drogę. To nie ty jesteś w stanie pomieścić całe dobro i całe zło świata w swoim sercu, bo serce, Piotrze, by ci pękło. Ja chcę, żeby Mi pękło Serce – mówi niejako Jezus. – I zostanie przebite, żeby wasze serca ciągle sklejać na nowo, żeby was podnosić. Nie myśl, Piotrze, w ten sposób, bo to jest szatańskie.

Zejdź Mi z oczu, szatanie. To znaczy: Piotrze, zejdź Mi z drogi. Z tym sposobem myślenia musisz zejść z drogi.

Za chwilę Jezus przywołuje do siebie tłum razem ze swoimi uczniami, wydobywając każdego z nich osobno: Jeśli kto chce pójść za Mną – nie mówi: Jeśli chcecie. Ciekawe, że wyznanie wiary, które często stosujemy w formie dialogu w nowszych przekładach, zawiera odpowiedź osobistą: czy wierzysz, a nie: czy wierzycie.

Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie. Jeżeli ktoś chce iść, to ma iść za Mną, nie przede Mną. Ma Mnie naśladować. Zaprzeć się samego siebie, to znaczy mówić nie temu wszystkiemu, co chciałoby zrozumieć Pana Boga, wytłumaczyć wszystkie tajemnice. Szczególnie w kontekście krzyża warto mocno przypomnieć, żeby nam się nie zachciało tłumaczyć ludzkich tragedii, wyjaśniać ich komuś, tłumaczyć: Bóg tak chciał. W jednym z filmów parodiującym pewne zjawiska w naszym kraju nazwano tak zakład pogrzebowy: Bóg tak chciał.

Chodzi o to, abyśmy nie tłumaczyli naiwnie trudnych spraw. Są pewne dramaty, tragedie, wobec których po prostu się klęka – jak choroba nowotworowa naszych bliskich, na którą nie ma sposobu, a która często może być niesamowitą okazją do obudzenia w nas tego, co naprawdę Boże, zbliżenia się do kogoś.

Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój, niech weźmie to, co go torturuje, co go przypala, to, co jest dla niego trudnością, i niech Mnie naśladuje.

Po co? Po co to mówienie o cierpieniu, o śmierci? Po to, żebyśmy się wszyscy pognębili? – Jezus mówi o zmartwychwstaniu, o radości. Chrześcijanin, który chciałby się prawdziwie uśmiechać, musi dotknąć krzyża. Chrześcijanin, wyznawca Chrystusa, który chciałby doświadczać głębokiej radości z życia, nie ominie Chrystusa i Jego krzyża. Ten, kto odrzuca z chrześcijaństwa krzyż, myśli jak szatan.

Różne mogą być nasze krzyże. Drogie siostry i drodzy bracia, z pewnością niejeden z tych krzyży mógłby każdy z nas nazwać, opowiedzieć o nim, a być może często już przegadaliśmy te krzyże, użalając się nad sobą wobec tysiąca osób, zapominając o tym, że nie w mówieniu leży sekret naśladowania Jezusa, ale w dźwiganiu krzyża Jego mocą. Wiara w Chrystusa – jak zauważa św. Jakub – wyraża się nie tyle w słowach, bo na słowa często jesteśmy w stanie się zdobyć, ile w konkretnych postawach, w praktyce. Wiarę można poznać po miłości, po życzliwym spojrzeniu, zauważeniu kogoś, milczeniu, kiedy dotykam tajemnicy czyjegoś cierpienia, konkretnym czynie. Św. Jakub podaje przykład: Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, to, jeżeli jesteś osobą uznającą obecność Boga w świecie, nie zbędziesz ich słowem typu: Bóg cię kocha, nie martw się. Pan Bóg jakoś to załatwi, ale pokażesz, że Pan Bóg już zaczął to załatwiać przez twoje ręce, przez twoje zainteresowanie, wyjście do tego człowieka. Właśnie tak to załatwia Pan Bóg.

Po tym można poznać, że ktoś istotnie wierzy. Bo jeśli przyjmiemy, że istnieje kategoria postaw: wierzący, ale niepraktykujący, to przypomnijmy, że pierwszy na tej liście jest zły duch. On także wierzy, że jest jeden Bóg, tylko nie praktykuje.

Gdy zatem dziś Chrystus gromadzi nas na Eucharystii i zwraca się do nas jak do swoich najbliższych przyjaciół, zaprasza nas do spojrzenia na nasze życie Jego oczami, przez pryzmat Jego życia, w którym była także obecna śmierć. Tak, bo śmierć i życie łączy krzyż. Śmierć zwarła się z życiem i w boju, o dziwy, choć poległ Wódz życia, króluje dziś żywy.

Panie, chcielibyśmy szczerze się uśmiechać. To dobre pragnienie. Chcielibyśmy mieć siły do życia. Cudownie byłoby wstawać rano ze świadomością: Dam radę! Chcielibyśmy, Panie, nie być Twoimi wyznawcami łudzącymi siebie samych, ale konkretnie stosującymi Twoje prawdy w życiu. To jest możliwe, jeśli tylko zbliżamy się do Ciebie w modlitwie, jeśli tylko przyjmujemy Twoje pouczenia stosując je w życiu – bo tylko wtedy one działają. Jeśli przyjmujemy Twoje Ciało. Drogie siostry i drodzy bracia, to nie jest obojętne, czy ktoś przyjmuje Ciało Pana Jezusa, czy nie. Jeśli przyjmujemy Jego Ciało, wówczas to naprawdę działa, naprawdę da się żyć w tych często nieludzkich warunkach.

Pomóż nam, Panie, spotkać się z Tobą tak bardzo osobiście i odpowiedzieć na Twoje pytanie, pamiętając, że Twoje oczy są tak spragnione, jak oczy małżonki, małżonka wpatrzone w siebie, czekające na odpowiedzieć na pytanie: Kochanie, kim dla ciebie jestem?

Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.