W objęciach
W relacji z Panem przychodzi taki moment, że najzwyczajniej w świecie chcielibyśmy Go objąć. Każdy, kto jest prowadzony w Duchu przez Pana, takie chwile przeżywa. Nie jest to moment jednorazowy, tylko jakiś stały, wpisany w wędrówkę za Panem punkt życia, punkt rozwoju wiary.
Przyglądamy się dzisiaj starcowi Symeonowi i jego oczami patrzymy na Jezusa. Będąc z natchnienia Ducha w świątyni, wyczekując pociechy Izraela, dostaje od Ducha objawienie, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. I właśnie za tym natchnieniem Ducha przychodzi do świątyni. Kiedy ujrzał, że Rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, wziął Je w objęcia, błogosławił Boga.
Symeon wypowiada błogosławieństwo. Można by powiedzieć, że w takich podeszłych latach, gdy jest starcem, jeszcze zbiera mu się na jakieś czułości. Jeszcze chce doświadczyć bliskości Boga, który może być tak bliski i tak dostępny jak uścisk Dzieciątka. Ale to jest nieodzowne w każdej zdrowej relacji z Panem. Każda ucieczka przed czułością, której Pan pozwala doświadczyć – a przecież będąc dojrzałym mężczyzną brał dzieci w objęcia – jeszcze bardziej potęguje działania Pana, żeby do niej doszło. Pan chce, aby brać Go w objęcia, żeby się też w Niego wtulać. Prowadzi do tego droga wielkich oczekiwań i tęsknot – wyczekiwał pociechy Izraela – wielkiego adwentu Symeona, który znajduje spełnienie właśnie w tym momencie i w konkretnej prośbie. – Panie, skoro już wziąłem Cię w objęcia, skoro doświadczyłem Cię w bardzo konkretny sposób, proszę, abyś mnie zabrał z tego świata, abyś mnie porwał do umiłowania rzeczy niewidzialnych.
Symeon błogosławi Boga – według Twego słowa pozwól odejść słudze Twemu w pokoju. Doświadczenie Symeona staje dzisiaj przed nami jako zaproszenie skierowane przez Pana, żebyśmy mogli Go przyjmować z najwyższą czułością i wielką tęsknotą pamiętając, że to jest nasza pociecha. To jest nasze pocieszenie, wewnętrzne uspokojenie, nasz pokój, nadzieja, spełnienie. Ile ramion po drodze, ile objęć Pan Bóg da, abyśmy uczyli się wiecznego wtulenia w Jego ramiona... Przed iloma uciekaliśmy, w ilu nie zaznaliśmy tego, czego oczekiwaliśmy, bo zostaliśmy zranieni, skrzywdzeni w najczulszych punktach... Dokonała się jakaś rzeź na naszych emocjach. To wszystko w mocy Ducha Świętego znajduje swoje wyjaśnienie w pełni zbawienia, w życiu wiecznym. Tu – poobijani, często zgłodniali w tęsknotach, zgłodniali w smaku objęć – gubimy się i jesteśmy odnajdowani przez Pana.
Moc Jego miłości, moc Jego słowa, które rodzi wiarę w miłość, jest nam nieustannie posyłana. To wielka moc. Moc życia i światła, o czym przekonuje nas w tych dniach święty Jan apostoł. To on, wtulony w Serce Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy, wyczytał, co w nim jest. Jan sam doświadczył ciemności, bo przecież w jakiś sposób stchórzył, bo pod krzyżem był bardziej jako reprezentant rodziny, niż uczeń Jezusa. Jan, który doświadczył tak potężnej mocy, mógł przecież powiedzieć: Nie chcę Ci przeszkadzać, mógł zapytać: Po co Ci ja w historii zbawienia, skoro stchórzyłem? Tymczasem świadczy o miłości, która bierze w objęcia także tchórzy, zdrajców, cykorów, tych, co zawodzą i ranią bardzo precyzyjnie, tak jak precyzyjnie zraniony został Jezus.
Święty Jan pisze, że ciemności ustępują, a świeci już prawdziwa światłość. Tak, ciemności ustępują, ilekroć pozwalamy prowadzić się miłości, jaką Pan ma do nas. A pozwolić się prowadzić tej miłości i temu światłu, to także zgodzić się na to, że jesteśmy przeprowadzani przez ciemną dolinę, że wychodzą z nas ciemności. Chyba umyka nam z tego psalmu, chociaż często do niego nawiązujemy, że tam jest napisane: chociażbym przechodził przez ciemną dolinę. Ja tam nie mieszkam, ciemność i chłód nie są moim mieszkaniem. Czułość w ziemskim, ludzkim rozumieniu, poruszeniu ciał, ich drżeniu, też nie jest moim mieszkaniem. Mamy trwalsze mieszkanie, trwalsze objęcia, do których idziemy, ucząc się również przez różne zranienia, wychodząc z ciemności, bo ciemności ustępują, ilekroć pozwalamy się prowadzić światłu.
Jan, który jest bardzo precyzyjny i konkretny, nakazuje, żeby przyjmować tę miłość i przekazywać ją dalej, bo ty też pragniesz miłości, przytulenia, objęć, tak jak pragnął tego Symeon, tak jak pragnie twój brat, twoja siostra. Nie zapomnij, że miłość przekazana mnoży się. Przyjmuj miłość. Nie wyglądaj jej gdzieś indziej. Nie szukaj jej w miejscach, w których nie można jej znaleźć. Przyjmuj miłość przychodząc do Pana, dochowując wierności zobowiązaniom, prawu, przykazaniom. Tak jak dochowali wierności Rodzice, którzy przynoszą dziecko do świątyni. Symeon też zgodnie z prawem trzymał straż w świątyni.
Zgodnie z prawem rozważasz Dobre Słowo, jeśli robisz to wyłącznie dlatego, że się zobowiązałeś. Zgodnie z prawem dziś się pomodliłeś albo nie pomodliłeś. Czynisz to zgodnie z prawem, zgodnie ze zobowiązaniem, a może już wbrew niemu. W jakimś chłodzie, w jakimś nie wiadomo czym, ciągle jesteś kochany. Ciemności ustępują. Nie bój się. Wierz tylko. Wierz, że masz prawo wziąć w objęcia Jezusa. Weź Go w objęcia. Módl się o to, byś tego doświadczył. To jest możliwe. To działa.
Ksiądz Leszek Starczewski