Dobre Słowo 21.01.2010 r.
Bóg na ostrym dyżurze
Bóg ma ostry dyżur. Dobry Pan Bóg jest w nieustannym pogotowiu względem tego, co stanowi naszą codzienność. Jemu bardzo zależy na nas. Jest przede wszystkim zdecydowany, wierny i konsekwentny w prowadzeniu nas do pełni szczęścia. Sporo się musi nad nami napracować i wykazywać wciąż wielką cierpliwością względem naszych oporów, aby mogło nastąpić to, o czym On marzy –pełne z Nim zjednoczenie, wejście na maxa w Serce Jezusa.
Jesteśmy świadkami takiego działania Boga, objawionego w Jego Synu Jezusie Chrystusie. Idzie za Nim wielkie mnóstwo ludu z Galilei, Judei, Jerozolimy, Idumei i Zajordania oraz z okolic Tyru i Sydonu. Idzie do Niego mnóstwo wielkie na wieść o Jego wielkich czynach. Ludzie nie dają za wygraną, jeżeli doświadczają wielkiej mocy Boga, jeżeli gdzieś wewnętrznie w swoim sercu rozpoznają dobre słowo, które On głosi, słowo dające nadzieję w całym tym galimatiasie. W zniechęceniu ono potrafi przytrzymać przy życiu. Dlatego ludzie nie odpuszczą, po prostu cisną się do Jezusa, aby się Go dotknąć, dotknąć się Jego słowa, które uzdrawia, dotknąć się Jego rąk, Jego ciała. My – z perspektywy Kościoła – powiemy, że pragniemy dotknąć się Eucharystii, sakramentu pokuty i pojednania, dotknąć się relacji przyjaźni, miłości, w jaką Pan chce nas wprowadzać. Objawia ją przez wielu ludzi, nie dając za wygraną.
Jeżeli Bóg jest na ostrym dyżurze, jeżeli trwa w pogotowiu, to znaczy, że każda chwila jest ważna. On zawsze jest pełen działania względem nas, nawet kiedy to działanie wydaje się zbyt rozciągniętym w czasie, przedłużającym się procesem. Bóg działa, ma ostry dyżur. Tak, ostry dyżur. Nie wszystko da się z nas wyrzucić od razu, tak jak wyrzucał złe, nieczyste duchy, które na widok Jezusa padały przed Nim i wołały: Ty jesteś Syn Boży. On surowo zabraniał, żeby Go nie ujawniały. Nieraz te procesy są rozłożone w dłuższym czasie, ale to Bóg decyduje o jego trwaniu i te procesy nigdy nie są sztucznie wydłużane.
Jeżeli więc dziś słowo objawia nam Boga, który ma ostry dyżur, jest ciągle w pogotowiu, zawsze otwarty na nas, to zaprasza nas, abyśmy cisnęli się do Niego, aby się Go dotykać, żeby przed Nim otwierać serce, bo to działanie otwartości samego Boga nigdy nie jest przypadkowe, jałowe, nawet kiedy nam się tak wydaje. Pan Bóg znajduje sposoby, żeby przychodzić do nas. Jeżeli odkrywamy kogoś, kto objawia nam niesamowicie dużo dobra, wprowadza nas w świat, w którym się rozwijamy, kwitniemy, to po prostu nie chcemy go puścić. Tak Jakub walczył z aniołem: Nie puszcze cię, dopóki mi nie pobłogosławisz. Choć wszystko we mnie wrzeszczy – Daj sobie spokój, nie zostaniesz zrozumiany, jest tyle innych osób, wszyscy się tłoczą, nie ma dla ciebie miejsca – wiem jedno: Nie puszcze cię, dopóki mi nie pobłogosławisz.
Czasem te oskarżenia, zniechęcające nas do tego, by cisnąc się do Jezusa, by się Go dotknąć w rozmaity sposób, są tak potworne, tak intensywne, że wydaje się, iż najlepsze byłoby dać sobie spokój. Tymczasem trzeba przyjść z tymi oskarżeniami, paść przed Jezusem, aby one z nas wyszły i uznały: Jezus jest Synem Bożym. Panem jest Jezus, a nie oskarżenia. Jezus jest silniejszy niż oskarżenia obecne we mnie.
Taki Jezus, pełniący ostry dyżur, staje przed tobą, droga siostro i drogi bracie. Staje przed twoim sercem i zaprasza cię w modlitwie do tego, abyś się zbliżył, abyś pozwolił Duchowi Świętemu odkrywać w tobie pokłady nowej ufności, nowego chodzenia za Panem, nowego odkrywania Jego obecności, nawet w sytuacjach lęku, oskarżeń.
A taka sytuacja lęku, oskarżeń, już zaczyna się pojawiać na dworze króla Saula względem Dawida. Dzisiaj jesteśmy świadkami opisu z Pierwszej Księgi Samuela, gdzie Saul, zamiast cieszyć się, że ma w swoich szeregach tak dzielnego wojownika, zaczyna się gniewać. Nie podobają mu się poczynania Dawida i komentarze tłumu, który śpiewa: Pobił Saul tysiące, a Dawid dziesiątki tysięcy. Saul w tym rozgniewaniu, oczywiście w zamknięciu serca, przy każdej okazji wylewa budzącą się zazdrość. Ale wylewa nie w znaczeniu, że ją wyznaje, tylko wylewa na innych, chcąc ich zniszczyć. Od tego dnia, kiedy zaczyna przechowywać w swoim sercu grzech, zło się mnoży. Przyklejają się następne grzechy. Saul patrzy na Dawida zazdrosnym okiem. Postanawia nawet namówić swojego syna i sługi, żeby zabili Dawida. To takie załatwianie sprawy przez kogoś. Kiedy zauważamy, że coś byłoby źle widziane, że kogoś byśmy w bezpośredni sposób zniszczyli, to szukamy innych osób, które nam w tym pomogą, innych wydarzeń, okazji, żeby kogoś dobić.
Trzeba odkryć w swoim sercu, że nieraz chcemy w białych rękawiczkach dokonać krwawych zbrodni na sobie, na swoim sercu. Szukamy każdej okazji, każdego wydarzenia, żeby tylko interpretować je przeciw sobie albo przeciw drugiemu człowiekowi. Ale Bóg ma ostry dyżur. Bóg wie, jak do nas trafiać, w jaki sposób ocalić w nas to, co najbardziej wrażliwe.
Czy przyjmiemy to ocalenie?
Czy przyjmiemy Boże słowo?
Wołamy o Ducha Świętego, nieustannie przypominając sobie o tym, że Jego działanie może nas ocalić, bo sami siebie nie ocalimy. Widzimy, że Dawid, który przecież ufa Panu, a jest w zagrożeniu, zostaje przez Niego ochroniony. Dawid ufa Panu wbrew wszystkiemu i Pan postanawia wzbudzić niesamowitą przyjaźń, która będzie ochroną dla Dawida, przyjaźń z kimś, kogo Saul upatrywał jako narzędzie do załatwienia Dawida. Chodzi o syna Saula, czyli Jonatana. Pan wzbudza tak potężną przyjaźń, że sam Dawid powie, że więcej ceni tę miłość, jaka się zrodziła między nim, a Jonatanem, niż miłość kobiet.
Pan Bóg, mając ostry dyżur, ma też wiele sposobów, żeby dotrzeć do nas i chronić naszą wrażliwość. Siostro i bracie, prośmy bardzo intensywnie Pana, aby w działaniu swojego Duchu budził w nas ufność pośród lęku, zagrożeń, różnych intryg, gdy widzimy, że ktoś w białych rękawiczkach próbuje dokonać krwawej zbrodni na naszej wrażliwości – nawet kiedy okaże się, że te białe rękawiczki są na naszych rękach.
Prośmy Pana, aby pomagał nam całą mocą swojej miłości ocalić w nas wrażliwość na Jego obecność, na Jego bycie na ostrym dyżurze, w pogotowiu, abyśmy takiego Boga przyjęli i takiego objawiali innym.
Ksiądz Leszek Starczewski