Dobre Słowo 14.02.2010 r.
Ufność błogosławiona
Bóg jest szczęśliwy. Szczęście nazywamy błogosławieństwem. To szczęście Boga jest otwarte na każdego, kto przez ufność w Nim pokładaną, chce z niego korzystać. Stąd dziś z Liturgii Słowa dociera do nas zachęta, aby pokładać ufność w Panu, aby Mu ufać, aby okoliczności naszego życia nieustannie były przez nas interpretowane jako zaproszenie do ufności, do wzrostu w nadziei pokładanej w Panu.
Jeśli rozpatrujemy nasze życie w kategoriach różnych skrajności, jakichś ekstremów, to istotnie dostrzegamy i błogosławieństwo, i przekleństwo, pragnienia, a także oskarżenia. Żyjemy w tym zestawie, szamocąc się sami w sobie z życiem, z tym, co się dzieje, a słowo Boże w tej szamotaninie przychodzi do nas z propozycją ufności. Ufaj Bogu. W tej przestrzeni swoich doświadczeń, w której teraz się znajdujesz, ufaj Bogu. Zstąpi na ciebie błogosławieństwo, zaczerpniesz szczęścia, które w pełni objawi się przy końcu czasów. Zaczerpniesz szczęścia mającego swoje źródło, cel i spełnienie w Bogu.
Ufaj Bogu wtedy, gdy płaczesz, bo nie tak miało być. W istocie dni przebiegają innym torem, niż podpowiada ci zdrowy rozsądek czy też świat. Ufaj Bogu, gdy płaczesz, to znaczy, płacz ze względu na Niego, marnuj życie ze względu na Niego. Ufaj Bogu w rzeczywistości głodu, jakim jest pragnienie większego doświadczenia Jego obecności. To dopiero głód, być kimś, kto łaknie jeszcze większej, jeszcze bardziej doświadczalnej obecności Boga. Ufaj Bogu w przestrzeni twoich lęków, które nie są do wyeliminowania tak, jakbyś tego oczekiwał. Ufaj Bogu, abyś mógł doświadczać Jego szczęścia, Jego prowadzenia.
Docierające dziś do nas z Liturgii Słowa błogosławieństwa nie są zaproszeniem do rezygnacji, do utyskiwania nad sobą, nad biedą życia, ale są bardzo wyraźnym krokiem o metr dalej – dalej niż wylewane łzy, dalej niż bieda, którą odczuwamy, dalej niż lęki, niepokoje i wyrażające się w przeróżnych formach ubóstwo, ciągle pukające do naszego myślenia, odczuwania, do naszych relacji.
Ufaj Bogu, to znaczy, rób krok dalej. Płacz ze względu na Niego. Doświadczaj biedy, znosząc to doświadczenie ze względu na Niego.
Od momentu, kiedy Chrystus pokonał śmierć i zmartwychwstał, nasze mówienie o przeżywaniu różnych przykrościach w życiu, także i śmierci, ma sens. Bo podstawą naszej wiary, podstawą błogosławieństwa, jest ufność w zmartwychwstałego i obecnego pośród nas Chrystusa. Błogosławieni, szczęśliwi, są ci, którzy dostrzegają, że źródło szczęścia jest w Bogu i że warto tracić wszystko ze względu na Niego. Warto rezygnować z tego, co wydaje się być tak bardzo przydatne tu i teraz, ze względu na dobra przyszłe. Błogosławieństwo swoje źródło ma w Bogu.
Z Liturgii Słowa dociera do nas także obraz przekleństwa, bo Ewangelia nie może być oderwana od realiów. Nie może to być słodka opowiastka o życiu, które jest jak bajka. Słowo Boże dotyka przekleństwa, bo ono zawsze pojawia się tam, gdzie człowiek liczy na siebie, sam w sobie chce znaleźć odpowiedź na pytania, których może jeszcze nie postawił, na doświadczenia upokarzające go tym, że są jeszcze niezrozumiałe.
Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce. To dziki krzak na stepie, człowiek, który nie dostrzeże, gdy przyjdzie szczęście. Dla niego pojęcie szczęścia przedstawione przez Boga jest śmieszne i żałosne. On szuka szczęścia w miejscach spalonych, na pustyni, na ziemi słonej i bezludnej. Szuka pocieszenia tam, gdzie ono się nie pojawi. Przeklęty to ten, kto przestaje ufać Bogu, jedyne rozwiązanie obecnych problemów upatruje w sobie, żąda natychmiastowych wyjaśnień, sadza Boga na ławie oskarżonych i każe Mu się tłumaczyć tu i teraz, nie dostrzegając, że Bóg najskuteczniej przemawia ciszą, która rodzi modlitwę, tęsknotę za Bogiem, i sprawia, że pragnienia serca są tak gorące, iż jednoczą się z pragnieniami Serca Jezusa – Tego, który na sobie zrealizował moc błogosławieństw.
Jezu, dziękujemy Ci za to, że zabiegasz o ufność, o świeżość naszego zaufania do Ciebie. Dziękujemy Ci, że przynosisz nam Świętego Ducha, który chce dotknąć naszych serc i napełnić je modlitwą. Pomóż nam, Panie, modlić się, bo to w warunkach przerastającej nas często rzeczywistości codziennego dnia, jest naszą siłą.
Nie tak ważne są nasze upadki, bo one były, są i będą. Nie one nas od Ciebie, Panie, odciągają, sprawiając, że wysychamy. Jesteśmy jak dziki krzak na stepie w tych chwilach, w których pozbawiamy się modlitwy, kiedy nie chcemy traktować naszego życia jako miejsca, w którym zapraszasz nas do ufności w Tobie pokładanej.
Ksiądz Leszek Starczewski