Ewangelia na Niedzielę Palmową: Mk 14,1-15,47 (5.IV.2009)

Opuszczenie ze strony uczniów

(Mk 14,26-46) - cz. I (Mk 14, 26-36)

26 Po odśpiewaniu hymnu wyszli w stronę Góry Oliwnej.
27 Wtedy Jezus im rzekł: „Wszyscy zwątpicie we Mnie. Jest bowiem napisane: Uderzę pasterza, a rozproszą się owce. 28 Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei”. 29 Na to rzekł Mu Piotr: Choćby wszyscy zwątpili, ale nie ja!”
30 Odpowiedział mu Jezus: „Zaprawdę, powiadam ci: dzisiaj, tej nocy, zanim kogut dwa razy zapieje, ty trzy razy się wyprzesz”.
31 Lecz on tym bardziej zapewniał: „Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie”. I wszyscy tak samo mówili.


32 A kiedy przyszli do ogrodu zwanego Getsemani, rzekł Jezus do swoich uczniów: „Usiądźcie tutaj. Ja tymczasem będę się modlił”. 33 Wziął ze sobą Piotra, Jakuba i Jana i począł drżeć, i odczuwać trwogę. 34 I rzekł do nich: „Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie!” 35 I odszedłszy nieco dalej, upadł na ziemię i modlił się, żeby -jeśli to możliwe – ominęła Go ta godzina.

36 I mówił: „Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę. Ale to, co Ty niech się stanie!
37 Potem wrócił i zastał ich śpiących. Rzekł do Piotra: „Szymonie, śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać? 38 Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe”. 39 Odszedł znowu i modlił się, powtarzając te same słowa. 40 Gdy wrócił, zastał ich śpiących, gdyż oczy ich były snem zmorzone, i nie wiedzieli, co Mu odpowiedzieć.

41 Gdy przyszedł po raz trzeci, rzekł do nich: „Śpicie dalej i odpoczywacie? Dosyć! Przyszła godzina, oto Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. 42 Wstańcie, chodźmy, oto zbliża się mój zdrajca”.

43 I zaraz, gdy On jeszcze mówił, zjawił się Judasz, jeden z Dwunastu, a z nim zgraja z mieczami i kijami wysłana przez arcykapłanów, uczonych w Piśmie i starszych. 44 A zdrajca dał im taki znak: „Ten, którego pocałuję, to On; chwyćcie Go i prowadźcie ostrożnie!”. 45 Skoro tylko przyszedł, przystąpił do Jezusa i rzekł: „Rabbi!”, i pocałował Go.
46 Tamci zaś rzucili się na Niego i pochwycili Go.


Fragment, na którym skupiliśmy naszą uwagę, obejmuje całą część odnoszącą się do Jezusa W ogrodzie Getsemani.

Jezus ze swymi uczniami wychodzi z miejsca. Gdzie spożył swoją ostatnią wieczerzę, gdzie przeżył jeden z najwznioślejszych momentów zażyłości ze swymi przyjaciółmi. Przechodząc przez Ogród Getsemani, idzie dalej, aż dokończy swego biegu na Kalwarii.

W tych dwudziestu wersetach występuje pewnego rodzaju inkluzja, którą tworzy cytat z proroctwa:

uderzę w pasterza, a rozproszą się owce,

oraz wypełnienie się tegoż proroctwa:

rzucili się na Niego i pochwycili Go,

wraz z następującą po tym ucieczką wszystkich Jego uczniów. Zatem właśnie w granicach wyznaczonych przez przypomnienie zapowiedzianego proroctwa oraz jego wypełnienia możemy zgłębiać tekst zawarty w ww. 32-42.


    Modlitwa Jezusa

Moglibyśmy czytać te linijki, mając na uwadze fundamentalną modlitwę Nowego Testamentu, bardzo dobrze znaną we wspólnocie chrześcijańskiej, a jednak nie cytowaną przez Marka – modlitwę Ojcze nasz.

Wśród trzech synoptyków Marek jako jedyny nie przytacza tej modlitwy. Możemy jednak czytać właśnie ten fragment jako modlitwę Ojcze nasz jakby uosobioną, zaktualizowaną w głębokiej modlitwie Jezusa w Getsemani.

Nie wszystkie sformułowania z Ojcze nasz są obecne w tej modlitwie Jezusa w Getsemani. Być może dałoby się odnaleźć niektóre wyrażenia. A z pewnością jest możliwe wyróżnienie pewnej części tej modlitwy w Mk 11,25 wraz z wersetem 26 – który nie wydaje się być kanonicznym – gdzie jest mowa o przebaczeniu.

Pomijając fakt, czy w modlitwie Jezusa w Getsemani obecne są wszystkie wezwania z Ojcze nasz, czy też nie, możemy uchwycić przynajmniej fundamentalne momenty samej modlitwy zarówno w inwokacji do ojca, jak i w gotowości pełnienia woli Bożej, W prośbie o wyzwolenie od zła, czyli od tego, który jest Zły w pełnym tego słowa znaczeniu.


Spróbujmy jednak wyróżnić serce tych dziesięciu wersetów. Zgodnie z wyuczoną już metodą. Możemy powiedzieć, że samo serce tych wersetów znajduje się w wersecie 36, gdzie Jezus syntetycznie formułuje swoją modlitwę skierowaną do Ojca:


Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty niech się stanie!


Sądzę, że ten werset należałoby uważać za serce całego fragmentu, który mamy przed oczyma. Znaczy to, że ta właśnie idea powinna nam towarzyszyć zawsze, również wtedy, kiedy – jak to będziemy czynić teraz – analizujemy werset po wersecie, słowo po słowie, każde z wyrażeń użytych przez Marka.

Zacznijmy od początku.


Jezus jak Izaak: ww. 32-34


I przychodzą na miejsce, którego nazwa Getsemani. …


Ewangelista Łukasz od razu precyzuje, że po wieczerzy Jezus gromadzi się razem ze swymi uczniami w miejscu, które znajduje się na Górze Oliwnej, według niego stanowiącej najwyższy szczyt wszystkich doświadczeń Pana. U Łukasza droga Jezusa nie kończy się na Kalwarii, lecz na Górze Oliwnej. To właśnie z niej Jezus wstąpi później do nieba. To zestawienie z Łukaszem może zwrócić naszą uwagę na fakt, że w tym ogrodzie Getsemani Jezus ma teraz przeżyć najbardziej wzniosłe doświadczenie.

Według Jana chodzi tutaj o ogród, a to odniesienie jest ogromnie ważne, gdyż ogród będzie nie tylko miejscem, w którym Jezus zostanie pogrzebany ale także miejscem, gdzie Maria Magdalena ujrzy zmartwychwstałego Pana. W ten sposób Ogród staje się zarówno ogrodem cierpienia i złożenia do grobu, jak i ogrodem zmartwychwstania.

Według interpretacji Ojców ten sam ogród – jako hortus conclusus – stanie się później miejscem spotkania oblubieńca z oblubienicą z Pieśni nad Pieśniami, jak również ogrodem Eden, ogrodem pierwszego Adama i pierwszej Ewy.

Jezus i uczniowie przychodzą więc na miejsce. Które nazywa się Getsemani. Jezus mówi:


Zatrzymajcie się tutaj tak długo, jak się będę modlił.


Już od tego pierwszego momentu zauważamy, że główną postacią tego fragmentu jest właśnie On - Jezus. To On ma potrzebę modlitwy. Jest to podkreślone w Ewangelii Mateusza, ale nie u Łukasza.

W trzeciej Ewangelii to nie Jezus – w tym pierwszym wersecie – udaje się na modlitwę, lecz właśnie uczniowie potrzebują się modlić, aby nie ulec pokusie. Następuje bardzo znacząca zmiana w czasowniku. U Łukasza Jezus jest znacznie bardziej zdecydowany.

To samo można by zauważyć w czwartej Ewangelii, w Ewangelii Jana, gdzie Jezus nie tylko jest zdecydowany, ale do tego stopnia posiada pełnię mocy swego bóstwa, że kiedy mówi: „To Ja jestem”. Żołnierze, którzy przyszli Go pojmać, są zmuszeni paść twarzą na ziemię.

U Jana zatem w ogrodzie jest Syn Boży; u Łukasza – Jezus w mocy swej pełnej bosko-ludzkiej istoty; u Marka i u Mateusza jest prawdopodobnie zwyczajny Jezus-c2iowiek, który czuje uroczysty charakter, a zarazem grozę dnia, któremu wkrótce ma stawić czoła, i potrzebuje umocnienia na modlitwie.


Jezus zabiera ze sobą – jak zawsze, kiedy ma przeżyć szczególnie ważne momenty swego życia – Piotra, Jakuba i Jana. Marek wymienia ich wszystkich po kolei: Piotra, Jakuba i Jana, w przeciwieństwie do Łukasza, który w ogóle nie wspomina o ich obecności, jak również w przeciwieństwie do Mateusza, który wymienia Piotra oraz dwóch synów Zebedeusza, nie nazywając ich po imieniu.

Jezus, jakiego przedstawia nam Marek, jest człowiekiem, który w momencie próby, w momencie trudności zabiega o obecność swoich przyjaciół. Potrzebuje Piotra, Jakuba, Jana – swoich najbardziej zaufanych i najbliższych przyjaciół – niemal jakby nie czuł się na siłach, by samemu stawić czoło tak poważnej trudności.

Jezus odchodzi na bok, aby się modlić, lecz stara się włączyć w tę modlitwę – przynajmniej przez fizyczną bliskość, przez wsparcie fizyczne – swoich najbliższych przyjaciół. Ewangelista Marek dodaje. Że zaczął ogarniać Go thambos, czyli lęk, drżenie i zdumienie, jak też zaczął słabnąć, tracić siły.

Podkreślając po raz pierwszy ten stan Jezusa, ewangelista Mateusz wprowadza bardziej precyzyjny czasownik:


zaczął być smutny („lupeisthai”).


Marek jeszcze nie mówi o tym uczuciu, jakiego Jezus ma wkrótce doświadczyć w Getsemani, a nade wszystko pozwala nam zobaczyć, że Jezusa-człowieka ogarnia świadomość, iż w tym momencie ma przed sobą teofanię, pewien plan wyjątkowo trudny do zaakceptowania, ale przecież tajemniczy plan Ojca.

Podkreśla to czasownik ekthambeisthai, od którego pochodzi rzeczownik thambos, z przyimkiem wzmacniającym ek, wskazującym na fakt, iż ów thambos płynie z zewnątrz, niemal jakby to Ojciec chciał wywołać w Jezusie zdumienie połączone z lękiem i drżeniem wobec niewytłumaczalnego projektu Boga. Konsekwencją tego wszystkiego jest uświadomienie sobie własnej słabości (ademonia).

Wobec takiego ukazania Bożego planu człowiek nie może uczynić nic innego, jak uznać własną niemoc, własną słabość fizyczną, psychiczną i duchową. Jezus mówi im:


Dusza moja jest aż tak smutna, że umiera.


Perilypos – to peń postawione obok lypos ma znaczenie wzmacniające: jest smutny, prawdziwie smutny; smutek śmiertelny, smutek, który towarzyszy tylko temu, kto wyczuwa bliską już śmierć.


Objawienie tego planu Bożego, który postawił Go przed rzeczywistością nie do opisania, otwarło Mu oczy również na – moglibyśmy powiedzieć – wolę ofiarniczą Boga w stosunku do Niego.


Być może najlepszym obrazem, mogącym nam pomóc zrozumieć ten moment próby Jezusa, jest Izaak związany na ołtarzu ofiarnym. Własnymi oczyma widzi już na swym gardle ostrze noża swego ojca Abrahama. Thambos Izaaka jest tym samym thambos Jezusa w Getsemani.

Niewiarygodna jest ta wola Boża w oczach Izaaka, podobnie jak niewiarygodna jest ta wola Boża W oczach Jezusa. Zatem można teraz lepiej zrozumieć – dzięki zestawieniu z ofiarą Izaaka – sens wszystkiego, co wkrótce dokona się w Jezusie.

Jezus widzi siebie jako nowego Izaaka na ołtarzu ofiarnym i wie, że później, w ostatnim momencie. Bóg nie dopuścił, by Izaak został zabity nożem. Lecz zastąpił go barankiem, a zastępując go, nie dał Abrahamowi przeżyć tego śmiertelnego smutku. Że musi rzeczywiście złożyć syna w ofierze. Pamiętając o tym, Jezus miał odwagę i synowskie zaufanie, by zwrócić się do Ojca i prosić Go o odsuniecie tego momentu na później.

Aby móc wniknąć w ten tekst, bardzo ważne jest to odniesienie do Izaaka na ołtarzu na górze Moria:


Dusza moja jest aż tak smutna, że umiera.


Jezus zdaje sobie sprawę, że musi być sam, twarzą w twarz, z Bogiem i przeżyć na nowo właśnie to doświadczenie ofiary Izaaka.

Słudzy Abrahama musieli zatrzymać się na dole, ponieważ miejsce ofiary jest miejscem najbardziej intymnego spotkania między człowiekiem a Bogiem i nie może zostać pogwałcone przez niedyskretne ludzkie oczy.

Co mogą uczynić przyjaciele Jezusa? Próbować czuwać, nic więcej. On nie mówi nawet „Czuwajcie i módlcie się”.

Uczniowie jednak na próżno próbują pozostać z otwartymi oczyma na miejscu, w którym znajdują się. Wydarzenie teofanii jest zbyt wielkie, by mogli być jego naocznymi świadkami.

Również we fragmencie mówiącym o przemienieniu ci trzej uczniowie robili wszystko, by czuwać, ale ich oczy stały się ociężałe i nie byli w stanie zobaczyć lub doświadczyć w pełni daru teofanii.

Trzej wybrani byli zmuszeni zatrzymać się w progu. Pozostałych ośmiu zostało jeszcze bardziej w tyle, a ostatni wręcz zatopił się w noc. Judasz zatopił się w noc, pozostałych ośmiu jest w ogrodzie, tych trzech jest najbliżej Jezusa, lecz tylko On wchodzi w tajemnicę woli Ojca aż do końca.


Abba, Ojcze, jeśli możliwe...: ww. 35-36


„A odszedłszy nieco dalej”: to słówko mikron, to ,nieco dalej”, to „trochę”, bez przestrzeni, nie do zmierzenia, jest tym „nieco”, które należy już do świata jakościowo innego, którym jest świat Boga.


Jeszcze trochę mnie będziecie widzieć i trochę, a mnie nie będziecie widzieć, i znowu trochę, a ujrzycie mnie znowu.


Tego mikron, tego „trochę” nie da się ująć ilościowo zgodnie z naszymi pojęciami. Odchodzi nieco dalej – podkreśla Marek. Odchodzi dokąd? Ku czemu? Ku woli Ojca, ku temu tajemniczemu. Niewiarygodnemu i nieopisanemu zamysłowi woli Ojca.

Dla mistyków jest to przestrzeń ciemnego obłoku. Dla Grzegorza z Nyssy jest to przestrzeń nieprzeniknionego zaćmienia, gdzie daje się wyczuć obecność Boga, ale nigdy nie można Go uchwycić naszym wzrokiem.


A odszedłszy nieco dalej, upadał na ziemię.


Czasownik jest w formie imperfectum [czas przeszły niedokonany]. Jak ktoś, kto wchodzi do ciemnej jaskini i przewraca się nieustannie. Pada na ziemię, ponieważ grunt jest niepewny, bo nie wie, gdzie postawić stopę, bo tajemnica Boga pozostaje ciągle nieokreślona. Jezus wchodzi dalej w tajemnicę woli Ojca, lecz po omacku, ciągle się potykając. I upadał na ziemię.


Innocenzo Gargano. Lection Divina do Ewangelii Św. Marka