Dzielmy się Dobrym Słowem na 22.04.2009

Wychodzić z ciemności

Nikodemie, uważaj, bo Bóg, którego objawiam, kocha i to w sposób bardzo konkretny i zdecydowany. Tak kocha, że daje swojego Syna Jednorodzonego. Kocha nie tyle, żeby mówić o tym, że kocha, czy też wskazywać, że jest miłością, ale kocha, abyśmy przez wiarę przyjęli tę miłość, bo żeby mówić o miłości, najpierw trzeba jej doświadczyć. Żeby jej złożyć świadectwo, samemu trzeba być ujętym przez miłość. Nikodem słyszy: Uważaj, Nikodemie, Bóg, którego poznajesz, którego nauczasz, kocha w sposób nieodwołalny, całkowity. Tak kocha, że swojego Syna Jednorodzonego daje.

 
Jezus głosi to słowo Nikodemowi nocą. Prowadzi z nim dialog, bo o miłości trzeba rozmawiać. Miłości rzeczywiście trzeba się uczyć. Miłość ma w sobie taki potencjał, że nie da się nią raz zachłysnąć. Nie da się jej raz opowiedzieć, raz doświadczyć. Potrzeba jej w każdej komórce, w każdej sekundzie, w każdym klimacie, w jakim jesteśmy. Miłość jest tak mocna i tak głęboko wpisana w serce człowieka, że ten, który nie odkryje jej w Bogu, będzie jej szukał w ciemności, będzie jej szukał po drugiej stronie, gdzieś zupełnie daleko. Będzie marnował swoją wiarę, idąc w niewłaściwą stronę, jak powie autor natchniony: Łamią wiarę, idąc za marnością.

Jezus o tym też mówi, podkreślając wartość miłości. Mówi, że dokonujący się sąd, czyli opowiedzenie się po stronie Boga, jako miłości, bądź po tej stronie, która do Boga nie prowadzi, polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność, aniżeli światło.

Można się zakochać w swoich uczynkach ciemności. Można uważać, że moja wersja wydarzeń jest najważniejsza, że to ona daje mi szczęście. Można uwierzyć w taką bzdurę, że to, co sobie wymyśliłem, przyniesie spełnienie. Dlatego Jezus bardzo zdecydowanie i konsekwentnie wypominał wczoraj Nikodemowi: Jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz? Dzisiaj postępuje dalej w tym zdecydowaniu i konsekwencji. Objawia tę prawdę na razie w słowach, które mają zrodzić wiarę. Bóg tak kocha świat, że daje swego Syna Jednorodzonego nie po to, by go potępić. Słyszymy też słowa, że można bardziej zakochać się w ciemności, mocniej uwierzyć swojej wersji wydarzeń. A jeżeli moja wersja wydarzeń mi pasuje, to kiedy ktoś mi podaje inną, już mi ona nie pasuje. Dlaczego? – Bo trzeba by się zbliżyć do światła i coś zmienić, a to mi się nie opłaca, wolę w tym zostać.

Kiedy o tym dzisiaj słyszymy, to nie po to, żeby nas Bóg potępił, ale żeby wprowadził nas w światło i powiedział, że najlepiej będzie nam w świetle, nawet jakbyśmy się dobrze czuli w ciemności: Wychodźcie stamtąd! Wyłazić mi z tej ciemności! Wychodzić z ulubionych miejsc babrania się w samym sobie. Wychodzić spokojnie, po kolei, stopniowo, tak jak Jezus stopniowo wyprowadza z ciemności Nikodema.

Chociaż rozmowa z Nikodemem zostaje zawieszona niejako w ciemności, bo nie wiemy, co Nikodem sobie myśli – odchodzi w ciemność – to jednak po jakimś czasie okaże się, że to on zainterweniuje podczas narady Żydów i będzie bronił Prawa, mówiąc: Nie potępiajcie. Czyż nasze Prawo nie mówi, że najpierw trzeba wysłuchać człowieka? To pierwszy dowód na to, że coś w Nikodemie zaiskrzyło. Drugi zaobserwujemy wtedy, kiedy namaści on ciało Jezusa. Pojawią się zatem konkretne, bardzo zdecydowane owoce tego z pozoru zawieszonego w próżni, odbytego w ciemności spotkania.

Dziś Pan też chce, żeby pojawiły się konkretne owoce spotkania z Nim w Eucharystii, w rozważaniach Jego słowa, w myśleniu na ten temat. Pan pragnie, abyśmy podjęli wymagania wypływające z prawdy o tym, że Bóg kocha nieodwołalnie. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu, że tak naprawdę to Bóg dokonuje czynów zbawienia, a człowiek może je przyjąć bądź odrzucić i na tym właśnie polega sąd.

Świadectwo o takim Bogu składa dziś Chrystus w swoim słowie, ale przecież wiemy, że tym słowem, którym nas karmi, naznaczone jest całe Jego życie, bo On odda swoje życie za to, co powiedział. On pokaże światu, że Bóg kocha w sposób szalony i nieodwołalny, oddając życie właśnie w Nim.

Panie, prosimy Cię, abyśmy w naszej biedzie – w której nie doświadczamy Twojej miłości, czy wydaje nam się, że pogubiliśmy się aż tak, że kochamy ciemność i naszą wersję wydarzeń – wołali razem z psalmistą i przyjęli Twoje odpowiedzi, bo Ty wysłuchujesz wołających. Biedak zawołał i Pan go wysłuchał. Abyśmy spoglądali na Ciebie, by rozpromienić się radością. Spoglądali, to znaczy rozważali tę prawdę, że kochasz, i uważali na to, aby nasze oblicza nie zapłonęły wstydem.

Oto zawołał biedak i Pan go usłyszał, i uwolnił od wszelkiego ucisku. Skosztujcie i zobaczcie, jak Pan jest dobry. Jak pochyla się nad nami ze swoją miłością, kiedy przychodzimy do Niego, i mówi: Nie potępiam cię, nie odsuwam się od ciebie. Oddalam od ciebie to, co ci wmawia, że cię potępiam, co sprawia, że doświadczasz ciemności i pustki, w której nie ma mojej obecności.

Dziękujemy Ci, Panie, że kochasz w sposób nieodwołalny. Dziękujemy, że objawiasz Ojca, który tak kocha świat, że daje swojego Syna Jednorodzonego, aby każdy, kto w to uwierzy, nie przegrał życia, ale cieszył się nim na wieki.

Pozdrawiam w Panu ks. Leszek Starczewski.