"...Dobrym Słowem" - z poniedziałku III tyg. zw. "II" (28.01.2008)

Uzdolnieni do życia w Duchu

2 Sm 5,1-7.10; Ps 89; Mk 3,22-30

Moc Ducha Świętego, którą dysponuje Jezus, której udziela, którą chrzci swoich wyznawców, to uzdolnienie do życia i do pokonywania najbardziej przebiegłych zasadzek złego. Niewiara w to, że Jezus ma moc silniejszą od naszych grzechów, niewierności, od tego, co stanowi blokadę w dopływie łaski, jest bluźnierstwem przeciwko samemu Bogu. Każdy fałszywy obraz Boga – pielęgnowany, niepoddawany działaniu słowa Bożego – to jakiś rodzaj bluźnierstwa, a tym pierwszym z pierwszych jest właśnie bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu.

Mimo całej otchłani przeciwności i zła, Pan Bóg prowadzi dzieje swoich wyznawców ku szczęśliwemu rozwiązaniu – pełni, jaką będzie zjednoczenie z Nim na wieki. Te działania, kroki przez Niego podjęte, bardzo mocno wpisują się w rzeczywistość ziemską. Pan Bóg obeznany jest z naszymi realiami, wie o różnych oporach, zarówno tych indywidualnych, osobistych, jak i tych budzących się, kiedy przebywamy w jakimś tłumie, w nie do końca myślącym zgrupowaniu ludzi.

Stajemy dziś przy Dawidzie, do którego w Hebronie schodzą się wszystkie pokolenia izraelskie. Jesteśmy po śmierci Saula, po śmierci jego syna, a jednocześnie przyjaciela Dawida – Jonatana. Król izraelski głęboko te wydarzenia przeżył. Stajemy w obliczu swoistego układu, czy konstytucji. Pokolenia izraelskie przybyłe do Dawida w Hebronie wypowiadają bardzo ważne słowa: "Oto myśmy kości twoje i ciało. Już dawno, gdy Saul był królem nad nami, tyś wyprawiał się i powracał na czele Izraela. I Pan rzekł do ciebie: «Ty będziesz pasł mój lud, Izraela, i ty będziesz wodzem dla Izraela»". Cała starszyzna Izraela przybyła do króla do Hebronu. I zawarł król Dawid przymierze z nimi wobec Pana w Hebronie. Namaścili więc Dawida na króla nad Izraelem. – Stało się.

Stało się to, co się miało stać – rzeczywiście pojawia się na scenie dziejów Izraela, w historii zbawienia, król, który będzie tym umiłowanym. Stanie się władcą, na którego w przyszłości powoływać się będzie sam Jezus, pochodzący z jego rodu, doskonały Król posłany przez Ojca na ziemię.

Dzieje świata trwają, historia zbawienia jest prowadzona. Mimo ludzkich oporów, różnych niedoskonałości, zawiści, chciwości, krnąbrności, zła, Bóg wpisuje się w rzeczywistość swojego umiłowanego ludu jako Ten, który się nim opiekuje i go prowadzi. To bardzo pokrzepiająca informacja – prawda objawiona w Bożym słowie – i jednocześnie zaproszenie do otchłani zła, gehenny, egoizmu, z której i nas Pan Bóg chce wyprowadzać. Zaproszenie do naszej słabości, naszej ciemnej strony: Rzeczywiście, tak jak księżyc, ludzie znają mnie tylko z jednej, jesiennej strony jak śpiewała Elżbieta Adamiak.

Potrzebujemy przyjrzeć się – w świetle Bożego słowa i prawdy o prowadzeniu przez Pana również twoich dziejów, droga siostro i drogi bracie – swojej ciemnej stronie. Po co mamy to robić? – Żeby ogłosić sobie bardzo wyraźnie i zdecydowanie tę radosną nowinę: mimo otchłani, która wydaje się często niezmierzona, nieogarnięta – szczególnie w chwilach przeżywanego kryzysu, zła, pomyłek, rozczarowań, noszonej w sobie niewiary – Bóg nie przestaje czuwać również nad moimi losami. Bóg nie przestaje również i mnie namaszczać swoją miłością, swoim Duchem. Nie ma takich przeciwności, które stanęłyby na drodze wyznawcy Chrystusa i nie pozwoliły Bogu objawiać Jego mocy. Zaufanie i wiara, którą choćby przez rozważanie tego słowa chce w nas Pan Bóg wzbudzić, pozwala przejść przez najbardziej tragiczne wydarzenia, przeciwności, okoliczności i rozczarowania.

Co jest otchłanią zła, pomyłek? Co w ostatnim czasie najbardziej cię zniechęca, dobija, droga siostro i drogi bracie, nie pozwalając doświadczyć mocy Boga?

Co jest z Jego strony zaproszeniem do tego, żeby światło Bożego słowa mogło tam puścić promień, mogło tam dotrzeć?

W jaki sposób dbasz o wiarę? Odpowiedz sobie, jaki krok ostatnio podjąłeś, aby zadbać o wiarę, o jej konkretne przełożenie na życie, wymiar wspólnotowy, czyli rozmowy o wierze z innymi osobami, a także na wymiar konkretnych czynów?

Na ile bierzesz pod uwagę prawdę o tym, że Bóg nie zraża się twoimi słabościami, zniechęceniami oraz tym, że Mu nie dowierzasz, tylko prowadzi dzieje twojego życia ku radosnemu rozwiązaniu?

Radosna intronizacja króla nie rozwiązuje problemów. Nie jest tak, że ten dzień wielkiego święta i radości automatycznie likwiduje wszelkie przeszkody – że pojawia się jakiś bajkowy wymiar: Odtąd żyli długo i szczęśliwie… – nie. Realizm przedstawiany w Piśmie Świętym obejmuje każde wydarzenie następne, z którym trzeba się zmierzyć, liczyć. Tuż po intronizacji, pojawia się kwestia stolicy dla królestwa. Tą stolicą miała być Jerozolima należąca na tym etapie dziejów do Jebuzytów. Jerozolima będzie zwana miastem Dawidowym, ale w tym momencie historii zbawienia wydaje się właściwie nie do zdobycia. Dociera nawet do Dawida ze strony ówczesnych jej mieszkańców takie powiedzenie: „Nie wejdziesz tutaj, lecz odepchną cię ślepi i kulawi” – Znaczy to, że jest to twierdza nie do pokonania. Miasto tak zostało obwarowane, tak zabezpieczone, że na jego obronę można wysłać ślepych i kulawych, i oni zdołają obronić stolicę.

Dawid jednak zdobył twierdzę Syjon, to jest Miasto Dawidowe. Dawid stawał się coraz potężniejszy, bo Pan Bóg Zastępów był z nim. Dawid staje się coraz potężniejszy. Słowo Boże przypomina o prawdzie nieustannego rozwoju w Bogu. Ponieważ Bóg zapewnia prawdziwy rozwój, dlatego relacja z Nim, dbanie o jej żywotność, staje się nieodzownym, obowiązkowym zadaniem dla każdego wyznawcy Pana. Pan Zastępów jest z nami!

Takie ślepe i kulawe myśli, czy ślepe i kulawe doświadczenia, wydarzenia dziejące się w naszym życiu, nie mogą być niczym innym jak tylko wysłannikami pysznych Jebuzytów. Współcześni pyszni Jebuzyci to siły pochodzące od zła, od mocy ciemności. Warto tutaj pytać siebie, na ile karmię się takimi ślepymi, kulawymi myślami, które absolutnie nie prowadzą mnie do Boga?

Na ile wierzę, że piętrzące się przeciwności, zaskakujące mnie doświadczenia, są zemstą losu, drwiną Boga, a na ile stanowią dla mnie wezwanie do tego, aby rozwijać się w Panu, by z Nim wzrastać, by doświadczać, że jest ze mną w takich okolicznościach? Nie tylko wtedy, kiedy przeżywam radość, chwalę Go, ale również wtedy, gdy boleśnie mierzę się z doświadczeniami, które kompletnie rzuciły mną o ziemię?

Jakiekolwiek przeszkody będą się piętrzyć – a pojawią się, trzeba je wpisać w naturalny bieg życia – ufność pokładana w Panu Bogu Zastępów jest siłą umożliwiającą przejście przez nie, jest mocą, która pozwala przetrzymać najbardziej bolesne uciski.

Psalmista wyraża w refleksji tę prawdę słowami: Znalazłem Dawida, mojego sługę, namaściłem go moim świętym olejem, by ręka moja zawsze przy nim była i umacniało go moje ramię. Z nim moja wierność i łaska, a w moim imieniu jego moc wywyższona.

Tak jak Pan Bóg znalazł Dawida jako swojego sługę i uzdolnił go świętym namaszczeniem, swoją obecnością, umocnieniem, do wypełniania misji, tak z tym samym odnalezieniem chce zwrócić się do nas. Rozważanie słowa to przecież nic innego, jak odnajdowanie nas przez Jego mądrą miłość. Dopóki Dawid w swoim sercu dostrzegał wierność i łaskę Boga, dopóki w Jego imieniu rozpatrywał wszystko, co dzieje się wokół niego i w nim, jego moc była wywyższona. On rzeczywiście doświadczał coraz większej mocy. Ilekroć w sercu Dawida pojawiało się to, co odciąga od wierności Boga, czyli w jego przypadku próżność, tylekroć to słabnięcie, grzech, szybciej do niego lgnęły.

Droga siostro i drogi bracie, znalazłem Dawida, mojego sługę – śmiało możemy powiedzieć i wstawić tu swoje imię… Znalazłem ciebie, jako moją służebnicę i mojego sługę, ciebie też namaściłem, to znaczy uzdolniłem do życia na tym etapie, w którym ono teraz przebiega, z tymi doświadczeniami, które teraz są.

Moja ręka zawsze jest z tobą, umacnia cię moje ramię – to jest zapewnienie Bożego słowa, za które bierze odpowiedzialność sam Bóg. Wierność, łaska, moje Imię – to naturalny klimat dla twojego rozwoju. Każde wydarzenie rozpatrywane w świetle wierności, łaski Boga, odnalezienia ciebie przez Niego, pozwoli ci iść dalej. Natomiast każde zapraszanie własnych filozofii, czy też hołdowanie swojej próżności, egoizmowi, rzeczywiście wyjaławia serce. Dobrze, że i na to Pan Bóg ma swój sposób. Ten sposób to nie kto inny, jak Jego Syn, Jezus Chrystus. To moc Ducha Świętego, w której jest posłany do nas, wyzwala człowieka ze słabości, chorób i zranień.

Przyglądamy się Chrystusowi, który właśnie czyni cuda, dokonuje widzialnych znaków, podejmuje się konkretnego nauczania względem swojego ludu. Nie da się przejść wobec tego i nie skomentować Jego zachowań, nie da się nie zareagować na to, co robi Jezus.

Dzisiaj do Chrystusa zbliżają się wybitni znawcy Pisma, śmietanka z Jerozolimy. Uczeni w Piśmie stają wobec Chrystusa i mówią: "Ma Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy" – Taki był komentarz uczonych w Piśmie, czyli osób, które jako pierwsze były wezwane do wskazania w Jezusie Syna Bożego, zapowiedzianego Mesjasza. Oni tak interpretowali Jego zachowanie.

Wiemy, że ten sposób reagowania na Jezusa był związany z zamknięciem się we własnej filozofii, w swoich racjach, przekonaniach, w sztywniactwie, w uporze, trwaniu w tym, co mnie się wydaje słuszne, zamknięciu na jakiekolwiek argumenty z zewnątrz… Jezus z miłością zwraca się także do nich i podejmuje próbę skłonienia ich do refleksji. Ta próba zaczyna się – jak to często w przypadku Jezusa ma miejsce – od pytania: „Jak może szatan wyrzucać szatana? Jeśli jakieś królestwo wewnętrznie jest skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać. Jeśli więc szatan powstał przeciw sobie i wewnętrznie jest skłócony, to nie może się ostać, lecz koniec z nim”.

To, że zło ma swoją strukturę i że potrafi świetnie się organizować, by niszczyć, jest do zaobserwowania przez wszystkich – uczeni w Piśmie też o tym wiedzą. Celem zła jest takie zorganizowanie się wewnątrz, aby zniszczenie było skuteczne, aby obejmowało to, co piękne, szlachetne, dobre, co jest prawdą, aby dotyczyło też unicestwienia człowieka. – Taki jest cel zła. Ono się świetnie organizuje.

Jezus mówi: Gdybyście mieli rację, jak mógłby się ostać zły, który zbiera żniwo, którego zasięg siły i jej skutków jest dla was znany? To jest absurd, bzdura, kompletna niedorzeczność, żebym Ja, który przychodzę, uzdrawiam, głoszę słowo dające życie, miał jego moc! Zastanówcie się nad tym, co mówicie, co się z wami dzieje, co się w was wyprawia!

„Nie, nikt nie może wejść do domu mocarza i sprzęt mu zagrabić, jeśli mocarza wpierw nie zwiąże, i wtedy dom jego ograbi” – Jezus bardzo wyraźnie daje tu do zrozumienia dwie prawdy. Po pierwsze mamy do czynienia z mocarzem, czyli kimś, kto perfidnie, nie szczędząc żadnej okazji, będzie wykorzystywał je ku temu, by niszczyć. Po drugie – jeżeli nazywamy te zjawiska po imieniu, jeżeli słyszysz dzisiaj kolejny raz prawdę o świetnie zakamuflowanej strukturze złego, to dzieje się tak, aby zostało ono zdemaskowane, aby konkretnie nazwać je po imieniu. Tym, który demaskuje, wiąże mocarza i jego dom ograbia, jest właśnie Chrystus, jest moc Ducha Świętego, w którym On działa.

Ta prawda skłania nas do pytań o świadomość mocarnej potęgi zła, Belzebuba, demona, który jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć, który jest świetnie przygotowany i nie przepuszcza żadnej okazji, żeby niszczyć, poniżać i gnębić.

Na ile mam świadomość, że moje życie to nie spacer, zabawa, to nie chwila relaksu, ale moment, w którym rozgrywa się walka o wieczne TAK bądź wieczne NIE powiedziane Bogu?…

Na ile mam świadomość, że w tej walce nie jestem pozbawiony koniecznego, niezbędnego, wystarczającego wsparcia do tego, by zwyciężyć? Tym wsparciem jest moc Ducha Świętego.

Na ile proszę, aby Duch Święty przepełniał moje myśli i serce?

Na ile angażuję się w modlitwę o Ducha Świętego już od rana? Bo tak rzeczywiście wychodzi – Ledwie oczy przetrzeć zdołam, wnet do mego Pana wołam, do mego Boga na niebie i szukam go wkoło siebie. Z pewnością nie jest to odosobnione doświadczenie – staje się ono udziałem wielu z nas – że ledwo się zbudzimy, już słyszymy w myślach, w sercu różnego rodzaju ataki. Potrzebne jest konkretne wołanie: Duchu Święty, Duchu Święty, przyjdź!

Czy ja o to proszę?

Kiedy ostatnio intensywnie prosiłem o działanie Ducha Świętego?

Czy przed tym rozważaniem modliłem się do Ducha Świętego, czy też czekam na tanie przykłady, pocieszenia, jakieś sprytne, nowatorskie sposoby wyjaśniania Ewangelii, coś, co mną wstrząśnie, rozbawi mnie? Na ile opieram się na Duchu Świętym, który przychodzi i zasiewa we mnie to trudne słowo, żeby zaowocowało, żeby jak ziarno zgniło we mnie, pomęczyło mnie i wydało plon stokrotny? – To pytania bardzo na miejscu i na czasie.

Ostatnia myśl z tych rozważań, bardzo mocna: „Wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego”. Mówili bowiem: „Ma ducha nieczystego”. To niezwykle radykalne słowa Chrystusa, ale i prawda związana nie z jakimś tanim pocieszeniem, czy rozwiązaniem. Chodzi o pociechę Ducha Świętego, o życie w Duchu Świętym na wieki. Odrzucanie współpracy z Duchem Świętym, to odrzucanie życia, a bez tego, co Jezus przynosi w mocy Ducha Świętego, nie ma żadnego życia, nie ma środowiska życia. Pamiętamy słynne stwierdzenie św. Grzegorza z Nysy, który mówił: Gdyby Bogu odebrać Ducha Świętego, to, co pozostałoby, byłoby trupem. – Tym bardziej trupami bylibyśmy właśnie my.

Moc Ducha Świętego, którą dysponuje Jezus, której udziela, którą chrzci swoich wyznawców, to uzdolnienie do życia i do pokonywania najbardziej przebiegłych zasadzek złego. Niewiara w to, że Jezus ma moc silniejszą od naszych grzechów, niewierności, od tego, co stanowi blokadę w dopływie łaski, jest bluźnierstwem przeciwko samemu Bogu. Każdy fałszywy obraz Boga – pielęgnowany, niepoddawany działaniu słowa Bożego – to jakiś rodzaj bluźnierstwa, a tym pierwszym z pierwszych jest właśnie bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu.

Jan Paweł II wyjaśniając tę prawdę, mocno zaakcentowaną przez Jezusa, mówi w książce „Pamięć i tożsamość”: To Duch Święty pozwala nam głęboko wniknąć w tajemnicę krzyża, a jednocześnie pochylić się nad otchłanią zła, którego sprawcą, a zarazem ofiarą, stał się człowiek na początku swoich dziejów. Do tego właśnie odnosi się wyrażenie „przekonać świat o grzechu”, a celem tego przekonywania nie jest potępienie świata. Jeżeli Kościół w mocy Ducha Świętego nazywa zło po imieniu, to tylko w tym celu, ażeby wskazywać możliwość jego przezwyciężenia. Są to właściwe wymiary miłosierdzia. Bóg w Jezusie Chrystusie pochyla się nad człowiekiem, aby podać mu dłoń, ażeby go dźwignąć za każdym razem, gdy upada, ażeby go stale podnosić i wspomagać w podejmowaniu z mocą nowej drogi. Człowiek nie potrafi powstać o własnych siłach. Potrzebuje pomocy Ducha Świętego. Jeżeli odrzuca tę pomoc, wówczas dopuszcza się grzechu, który Chrystus nazwał bluźnierstwem przeciw Duchowi, oznajmiając równocześnie, że jest on nieodpuszczalny. Dlaczego nieodpuszczalny? Dlatego, że wyklucza w samym człowieku pragnienie odpuszczenia. Człowiek odpycha miłość i miłosierdzie Boga, gdyż sam uważa się za boga. Mniema, że sam sobie potrafi wystarczyć.

W takim przekonaniu trwają uczeni w Piśmie, którzy przychodzą z Jerozolimy i stają w obliczu cudów Jezusa z komentarzem: Przez Belzebuba wyrzuca złe duchy. Takie przeświadczenie może dotknąć i dotyka serc wielu ludzi. Może dotknąć mnie. Czy dotknęło już ciebie, droga siostro i drogi bracie?

W których miejscach brak ci wiary w to, że miłosierdzie Boga jest większe od twojego grzechu, od zmarnowanego życia?

W którym miejscu twojego serca i umysłu pojawia się przekonanie, że Bóg nie jest w stanie poradzić sobie z twoją sytuacją, nie może wyprowadzić cię z tego zagmatwania, z tej otchłani zła i grzechu?

Jezus, który przychodzi w mocy Ducha Świętego i nazywa grzechy w naszym sercu, podaje nam dłoń. To dobrze, że zwraca się do nas z całą prawdą o tym, co nas spotkało, czyli o otchłani grzechu i niezmierzonej miłości Ojca, który przez Niego w Duchu Świętym wyprowadza nas z krainy cienia, ciemności, śmierci, ku życiu.

Na ile moje spotkanie z Panem jest chodzeniem w Duchu Świętym?

Na ile przywołuję Jego mocy do tego, by żyć i stosować się do tych zaleceń, które z natchnienia Ducha Pan posyła w swoim słowie?

Jak często jestem wdzięczny za to, że zostałem zrodzony w Duchu Świętym?

Mając życie od Ducha, do Ducha też się stosujmy, mówi święty Paweł. Prośmy, aby moc Ducha Świętego, której Jezus nie skąpi, ale obficie na nas wylewa w każdej sekundzie, spotykała się z naszym wołanie i otwartym sercem, abyśmy żyli tą mocą, której Bóg udziela również i teraz.

Pozdrawiam w Panu –

ks. Leszek Starczewski