"...Dobrym Słowem" - z Ofiarowania Pańskiego (2.02.2008)

Odpowiedź serca, czyli ofiara

Hbr 2, 14-18; Ps 24; Łk 2, 22-40

Czemu Pan Bóg oczekuje ofiar? Skoro On obdarowuje, to najkrótsza definicja ofiary jest taka: Ofiara to odpowiedź na dar. Jeżeli czuję się przez kogoś obdarowany obecnością, ciepłem, dobrem, to nie jestem w stanie odpowiedzieć inaczej jak tylko miłością. Czuję się często speszony troską, jaką ktoś mnie otacza. Złożona ofiara, czy podarunek, jaki daję, jest odpowiedzią na tę bliskość. Ofiara ma w sobie coś z bliskości. Składając ofiarę, mam wyrażać bliskość osoby, której ją daję. Mam coś dać z siebie. To odruch serca, które chce powiedzieć: Dzięki.

Panie, dziękujemy Ci, że skutecznie możemy liczyć na dar Twojego Ducha, który pomaga nam dostrzec w Twoim słowie światło skierowane do konkretów naszego życia. Dziękujemy, że On wspiera nas, tak jak wspierał autorów natchnionych, towarzyszy nam, tak jak towarzyszył Jezusowi, który teraz w tym Duchu do nas mówi i chce nas poruszyć.

Pan Bóg nieustannie obdarowuje swój lud. Niestrudzenie i wciąż dostarcza niezbędnego zaopatrzenia do życia. Tym zaopatrzeniem są Jego łaski, Jego pomysły, których nam dostarcza, posyłając słowo, przychodząc w różnych doświadczeniach: zarówno tych, na spotkanie których uczucia wychodzą z przyjemnością, jak i tych do których uczucia wychodzą z przykrością.

Pan obsypuje nas darami, których nie jesteśmy sobie w stanie wyprosić, wymyślić, czy zrozumieć. Ma więcej, niż dał i jeszcze będzie dawał. Tak obdarowujący Pan Bóg spieszy do nas z dobrym pokarmem, z dobrym chlebem. On przychodzi do nas z tym darem jeszcze wcześniej niż dostawcy chleba z różnych piekarni jeżdżący rano po mieście. Najpełniej te dary skupił w swoim Synu, Jezusie Chrystusie. W Nim jest wszystko, co potrzebne do życia. To jest najpiękniejszy Dar Ojca.

Ten Dar był długo wyczekiwany i zapowiadany. Wymagał rzeczywiście dobrego przygotowania, przetarcia oczu, uwolnienia się od wszystkiego, co sprawia, że podejrzewamy Boga o skąpstwo, o to, że nie obdarowuje, a zabiera. Bóg nie łamie przykazania Nie kradnij. Nie okradł nas z niczego. Bóg nas obsypał. Zachodzi święta wymiana. Niekiedy Bóg sprawia, że coś nam znika, aby pojawiło się coś w większej obfitości.

Abrahamowi nie zabrał dziecka. Dał swoje Dziecko. Bóg obsypuje, obdarowuje. Do Daru złożonego w Jezusie przygotowywał swój naród przez wielu proroków i mnóstwo wydarzeń. Gdyby drugi lutego przypadał w niedzielę, czytalibyśmy dwa czytania – pierwsze z Księgi Malachiasza. Tam prorok zapowiada w imieniu Boga, że „Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie. Przybędzie ten, za którym tęskni wasze serce, którego pragnie wasze serce.”

Naród rozbijał te pragnienia o różne bóstwa. Myślał, że najlepiej spełni się wtedy, kiedy zacznie uprawiać ziemię, wzbogaci się, kiedy będzie żyć wystawnie, kiedy podzieli swoją wiarę z ludami żyjącymi w sąsiedztwie. W rozmaity sposób łamał tę wiarę – tak jak i my na różnych drogach szukamy, jak spełnić pragnienia naszego serca. Wydaje nam się, że coś kupimy, kogoś spotkamy, z kimś porozmawiamy i tak osiągniemy pełnię. Nie. Pełnia może być tylko w Bogu, który przychodzi w swoim Synu. Bóg przygotowywał naród do przyjęcia najpiękniejszego Daru – Jego Syna – przez odkrycia, jakich dokonywał przez proroków, kiedy pokazywał, że lud biega za obcymi bogami, przez doświadczenie niewoli.

Jan Chrzciciel bezpośrednio przygotował naród na przyjście Jezusa. Połączył Stary Testament z Nowym. Proroctwo Malachiasza poniekąd zapowiada także jego. On wskazał Baranka i pokazał Oblubieńca Oblubienicy. Ukazał tę miłość, za którą gania nieustannie serce. I kiedy dzisiaj stajemy wraz z całym Kościołem, aby Bogu dziękować za dar Jezusa, odkrywamy Go nie jako groźnego, nie jako Kogoś, kto przychodzi z armią, zjawia się jako okrutny, pozbawiony litości sędzia, który nie znajdzie czasu, aby wysłuchać tych, co mają coś od siebie do powiedzenia, chcieliby się wytłumaczyć. On przychodzi jako pokorne Dziecko niesione na rękach Mamy i ziemskiego ojca. Przychodzi jako Syn Rodziców, pragnących wypełnić przepisy prawa, dochować wierności Przymierzu łamanemu przez pokolenia, któremu Bóg dochował wierności.

Kilka razy w tym fragmencie Ewangelii pojawia się bardzo ważne stwierdzenie: zgodnie ze zwyczajem Prawa, zgodnie z przepisami Prawa. Prawo miało pomóc zbliżyć się do Boga. Lud je łamał. Bóg pokazał w swoim Synu Kogoś, kto nie złamie Prawa, ale je wypełni, dając sygnał, że jest możliwe dochowanie wierności miłości Boga. I oto właśnie przychodzi Ten – niesiony na rękach Mamy – który wypełni Prawo i pokaże, że jest blisko każdego człowieka, blisko jego pragnień.

Przepis regulujący dzisiejszą uroczystość mówi o tym, że „Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu”. Mojżesz nakazał ludowi taki przepis zachowywać. – A gdy się będą was pytać, skąd taki przepis, dlaczego to robicie, to powiecie: Kiedy Pan wyprowadzał nas z niewoli, obdarzał wolnością w Egipcie, każde pierworodne dziecię i każde pierworodne bydło zginęło, jeżeli wejście domu nie było oznaczone krwią baranka z ofiary. I teraz, żeby wykupić się, należy każde pierworodne bydło i dziecko płci męskiej przynieść do świątyni i złożyć ofiarę stosownie do swojego zasobu materialnego.

Czy to jest handel? Czy tu chodzi o jakiś zabieg czysto prawny? W takim razie, czym jest ofiara? Czemu Pan Bóg oczekuje ofiar? Skoro On obdarowuje, to najkrótsza definicja ofiary jest taka: Ofiara to odpowiedź na dar. Jeżeli czuję się przez kogoś obdarowany obecnością, ciepłem, dobrem, to nie jestem w stanie odpowiedzieć inaczej jak tylko miłością. Czuję się często speszony troską, jaką ktoś mnie otacza. Złożona ofiara, czy podarunek, jaki daję, jest odpowiedzią na tę bliskość. Ofiara ma w sobie coś z bliskości. Składając ofiarę, mam wyrażać bliskość osoby, której ją daję. Mam coś dać z siebie. To odruch serca, które chce powiedzieć: Dzięki.

Składając ofiarę, jesteśmy bliżej. Może to być ofiara z naszego czasu, z cierpienia, z rzeczy materialnych, z modlitwy – różne są ofiary. Ofiara to odpowiedź serca na wyświadczaną miłość, odruch wdzięczności. Jeśli zapomnimy o okazywaniu wdzięczności, o ofierze, o daniu czegoś z siebie, zginiemy w krainie narzekania, zeżre nas utyskiwanie.

Benedykt XVI w liście na Wielki Post tego roku bardzo mocno akcentuje konieczność jałmużny, czyli dania czegoś od siebie drugiemu człowiekowi. Podkreśla, że jeżeli rzeczywiście dajemy drugiemu coś od siebie, żeby przynieś mu ulgę – nie żeby się pokazać ani żeby zaspokoić wewnętrzny wyrzut sumienia – to mamy szansę uwolnić się od bożka mamony, od hołdowania tylko rzeczom tego świata. Stąd ofiarowanie w świątyni to odpowiedź na miłość Ojca – doskonała odpowiedź na dary, którymi Ojciec Niebieski obsypuje ziemię.

Tę odpowiedź doskonałą zapowiada wypełnienie przepisów Prawa, a Jezus sam złoży z Siebie ofiarę, kiedy odda życie na krzyżu.

Jesteśmy też dziś świadkami spotkania dwóch starszych osób symbolizujących Stary Testament kłaniający się przed Nowym Testamentem, czyli widzący spełnienie wszystkich zapowiedzi w momencie, kiedy mały Jezus na rękach swoich Rodziców przekracza próg świątyni. Obserwujemy z Symeonem i Anną pierwsze wejście Jezusa do świątyni. Starzec Symeon nieprzypadkowo w tekście Łukasza trzykrotnie jest przedstawiony jako mąż z Ducha Świętego. Duch Święty był z nim. Objawił mu, że nie ujrzy śmierci, dopóki nie zobaczy Mesjasza Pańskiego. Teraz przychodzi on do świątyni z natchnienia Ducha Świętego i wypowiada bardzo mocne słowa: „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa”. – Pozwól mi, Panie, zakończyć ziemskie życie, według Twego słowa. Ty powiedziałeś, że mam odejść, jak zobaczę Zbawiciela, jak doświadczę miłości silniejszej od lęku przed śmiercią.

Moglibyśmy powiedzieć, że druga część tej Ewangelii w szczególny sposób trafi do serc ludzi starszych, może częściej myślących o śmierci. Nic bardziej błędnego. Ona jest skierowana do nas wszystkich. Kiedy kładziemy się spać wieczorem, jak mówi Kościół, uczymy się, że kiedyś położymy się spać po raz ostatni. Uczymy się umierać. I każdego wieczora w modlitwie, do której zobowiązani są duchowni, wypowiada się słowa starca Symeona: „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa”. Ten fragment wypowiedzi Symeona, jak pamiętamy, zapisał Jan Paweł II w swoim testamencie: „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie.Stąd dzisiaj symbol świecy. W tradycji ludowej utrwaliła się nazwa dzisiejszego święta: Matki Bożej Gromnicznej. Wołamy do Maryi: Módl się za nami teraz i w godzinę śmierci. Nikt z nas nie wie, jak będzie odchodził z tego świata. Mamy się uczyć umierać przez śmierć dla grzechu, która boli, przez szykowanie się do snu, jak do tego ostatniego zaśnięcia, kiedy już obudzimy się w Panu. Mamy się uczyć umierać. Dlatego błądzimy, myśląc, że ta Ewangelia jest skierowana tylko do osób starszych, myślących o śmierci.

Starzec Symeon widzi zdziwienie Józefa i Maryi. Oni się ciągle uczą, są otwarci na to, czym Niebieski Ojciec ich obdarowuje. Symeon mówi: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą”. To nie będzie usłane pięknym dywanem wędrowanie przez życie. Maryjo, Jemu będą się sprzeciwiać. Stanie się znakiem sprzeciwu. Wielu ludzi skorzysta z Jego obecności i osiągnie zbawienie, przejdzie przez trudy swoich cierpień i nie będzie żałować, że się trudziło. Wielu Nim wzgardzi i będzie mieć pretensje do Ciebie. On stanie się znakiem sprzeciwu. Symeon dodaje jeszcze: „A Twoją duszę miecz przeniknie.” To nie będzie prosta wiara w Pana. – Dlaczego? – Bo Jego duszę miecz przeniknie, bo Jego Serce zostanie przebite, Ty będziesz współcierpiała, przez swą modlitwę będziesz wypraszać każdemu, kto zdecyduje się przyjąć Jezusa jako swojego Zbawiciela, te łaski, które jmu są potrzebne na czas przeszywania jak mieczem jego serca i ciała przez cierpienie, jego psychiki przez załamania i choroby, aby wyszły na jaw zamysły serca, aby wyszło, kim jesteśmy, szczególnie w momencie prób. Nie wtedy, kiedy jakoś sobie życie układamy. W momencie prób, by wyszło, kim jesteśmy. Jaki jest głęboki zamysł naszych serc? Kim naprawdę jesteśmy?

Jest tam również prorokini Anna. Sympatia, łaska Pana – tak się tłumaczy jej imię. Tylko przez siedem lat żyła w związku małżeńskim, później owdowiała, a liczy już 84 lata życia. To też symbol – nie ma męża, nie ma ku komu kierować swoich pragnień, nie ma w czyich ramionach znajdować pokoju i bezpieczeństwa. Nie ma oblubieńca, nie ma swojego chłopca. Jak ona spędza ten czas nieobecności oblubieńca? Św. Łukasz mówi: Nie rozstawała się ze świątynią – nie należy tego brać dosłownie – dniem i nocą. Przecież świątynię musieli kiedyś posprzątać. Chodzi o usposobienie. Anna nie przestaje swojego życia traktować jako miejsca świętego spotkania z Panem. Ona pomaga sobie doświadczyć bliskości Pana, ramion Boga jako swojego Oblubieńca. – Jak to czyni? – Przez posty i modlitwy dniem i nocą. Ofiarowuje coś z siebie. Nie czeka na superkazanie czy nadzwyczajne natchnienie na modlitwie. Po prostu się modli. Nie czeka na superdar, który ją usatysfakcjonuje i sprawi, że ona siądzie sobie spokojnie. Anna przyjmuje wszystko, co daje Pan Bóg. Przez post jest gotowa. Ta gotowość wyraża się w tym, że w tej właśnie chwili – przypadek? – przychodzi do świątyni. Sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy.

Ten, który jest przedstawiany w świątyni, to Chrystus, najpiękniejszy Dar. Jeżeli dostrzegamy i uczymy się dostrzegać w Nim stopniowo – bo nie od razu da się zauważyć – pełnię zbawienia, pełną pomoc dla nas, to inaczej będziemy znosili miecze boleści przeszywające nasze serca. Inaczej zniesiemy chwile radości – one naprawdę dotkną nas głęboko. Inaczej będziemy znosili życie, które nikogo z nas nie rozpieszcza, tak jak nie rozpieszczało Jezusa. Inaczej to znaczy sensowniej. Zaczniemy je rozpatrywać jako dar Boga. Nie będzie dla nas przypadków. Będziemy się uczyli cierpliwości, bo jej nam bardzo potrzeba. Słuchając słów: Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, dostrzeżemy, że i my mamy wzrastać w Panu, nabierać mocy, napełniać się mądrością. Odkryjemy, że jeszcze nie jesteśmy gotowi, że to, co mamy dzisiaj, to pikuś, to jeszcze nic, że musimy wzrastać, nabierać mocy i mądrości, żeby nie siąść wygodnie i nie powiedzieć: Chodzę do kościoła, rozważam słowo Boże, w miarę systematycznie się modlę. Już jestem gotowy. Tymczasem, żeby odkryć coś więcej, muszę być ciągle w drodze.

Autor Listu do Hebrajczyków mówi dziś: Ponieważ dzieciom, wyznawcom Pana, nie jest łatwo w życiu – uczestniczą we Krwi i Ciele, doznają i słabości, i mocy swojego ciała – dlatego też i Jezus bez żadnej różnicy stał się ich uczestnikiem. Wszedł w ich życie, w jego prozę, w codzienność, w wypełnianie przepisów, w modlitwy w świątyni. Bez żadnej różnicy stał się uczestnikiem konkretów życia, aby przez śmierć pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła. Aby śmierć przestała być przekleństwem. Aby zapłata za grzech, jaką jest śmierć, stała się błogosławieństwem, żeby była przejściem do Domu Ojca. Aby uwolnić wszystkich, którzy przez całe życie, przez bojaźń śmierci, podlegli byli niewoli. I dodaje: Zaiste bowiem nie aniołów przygarnia, ale przygarnia potomstwo Abrahamowe. I chociaż może ktoś do mnie kiedyś powiedział: mój ty aniołku, to aniołkiem nie jestem. :) Jestem w pełni człowiekiem – z całą jego szlachetnością i obrzydliwą podłością, która potrafi z nas wyjść, jak wyszła z serca Dawida, ukazując go jako cudzołożnika i mordercę. W nas też jest cudzołóstwo i morderstwo. W nas też siedzi szlachetność i zdolność do odpowiedzi na dary Pana Boga.

Mówi autor Listu do Hebrajczyków: Dlatego musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, do bliźnich, do ciebie, droga siostro, do ciebie, drogi bracie. Musiał wejść w to, co przeżywasz, nawet kiedy Go nie rozpoznajesz uczuciami, nie potrafisz nazwać, a wręcz lepiej ci wychodzi powiedzenie, że Go nie ma w Twoim życiu, bo bardziej jesteś do tego przekonany. Musiał się i do tego upodobnić, kiedy wołał na krzyżu: Boże mój, czemuś mnie opuścił?

Musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem. Aby był Pośrednikiem przekazującym nam dary Ojca. Wobec Boga dla przebłagania za grzechy ludu. Dalej mamy cudowne zdanie: W czym bowiem sam cierpiał będąc doświadczany, w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom.

Takiego mamy Arcykapłana. Takiego mamy Jezusa. Taki jest Dar Ojca. Taki jest ten znak sprzeciwu. W czym sam był doświadczany, przychodzi z pomocą i nam.

Święty Augustyn powiedział: Bóg bardziej szuka ciebie, niż twoich darów dla Niego. A jeżeli patrzy na twoje dary, to o tyle, o ile oddają ciebie, twoje serce. Jeżeli patrzy na twoje modlitwy, to o tyle, o ile ty się w nich wyrażasz. Jeżeli patrzy na twoje uczestnictwo w Eucharystii, to o tyle, o ile ty jesteś w niej obecny, o ile w nią wchodzisz, angażujesz się, ofiarowujesz siebie, męczysz się dla Niego.

Wzrastamy w Panu, kiedy słuchamy Jego słów. Rozpoznamy w Nim Zbawiciela, jeżeli ku Niemu skierujemy swoje serce i zaczniemy słuchać tego, co do nas mówi, kiedy będziemy trwali przy Nim nie tylko wówczas, kiedy ktoś powie – jak starzec Symeon czy prorokini Anna – dobre słowo o nas i do nas, ale również i wtedy, kiedy skierują pod naszym adresem słowa bluźnierstwa i przekleństwa, kiedy najzwyczajniej w świecie wyśmieją nas z tego tytułu, że trwamy przy Jezusie. Co to za wyznawca Pana, który trwa w Nim tylko wtedy, kiedy śpiewa się hosanna? Czymże on różni się od kogoś, kto po prostu ma dobry nastrój? Co to za chrześcijanin trwający przy Panu, kiedy jest dobrze, kiedy nie odkrył w sobie ciemnej strony mocy, otchłani zła, kiedy o nim dobrze mówią, kiedy mu się układa w życiu, kiedy nie ma chorób, cierpienia i prób tak boleśnie obnażających prawdę o nas i rodzących wytrwałość przy Panu? A wytrwałość – mówi św. Jakub – ma być dziełem doskonałym. Bo trzeba wytrwać nie tylko w czasie długiego kazania. Mamy wytrwać na wieki.

Panie Jezu, przedstawiany dzisiaj w świątyni, przedstaw i nas Ojcu. Pomóż nam, abyśmy pozwolili Ci powiedzieć o nas prawdę, abyśmy trzymali się prawdy o naszej nędzy, o naszych cierpieniach, o naszej szlachetności, o zdolności do obdarowywania innych miłością i przebaczeniem – za jego przekleństwo moje błogosławieństwo. Pomóż nam, Panie, być darem dla innych i ofiarowywać Tobie nasze serca, nasz czas, a w tym czasie oddawać Ci siebie.

Dziękujemy, że bardziej szukasz nas, niż naszych darów, że bardziej jest Ci potrzebne nasze posłuszeństwo, niż ofiara. Uzdolnij nas do tego, abyśmy byli posłuszni w konkretnych wydarzeniach życia, abyśmy trwali przy Tobie nie tylko na Eucharystii, kiedy coś z tego rozumiemy, ale i wtedy, kiedy dziwimy się temu, co nas spotkało – jak Maryja i Józef. Kiedy nie wiemy, dlaczego tak się zdarzyło. Daj, żebyśmy trwali przy Tobie również wtedy, kiedy zmaltretuje nas cierpienie, żebyśmy nie zapomnieli, że śmierć nie jest ostatnim słowem, że na końcu życia nie ma śmierci, jest życie, do którego zmierzamy, trwając przy świetle, przy lampie, jaką jest Twoje słowo do nas skierowane.

Pozdrawiam w Panu –

ks. Leszek Starczewski