"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z soboty XIII tyg. zw. "I" (7.07.2007)

Miłość nie po przecenie

Rdz 27,1-5; 24,48.59.62-67; Ps 106; Mt 9,9-13.

Kiedy zabraknie miłości, przychodzą ataki. Kiedy nie pilnujemy siebie, oskarżamy Boga. Kiedy zrywamy z Nim żywą relację, to sadzamy Go na ławie oskarżonych. Jezus bardzo chce, żebyśmy korzystali z miłości, którą nam daje, ale nie da jej nam po przecenie. Jezus jest za miłością z najwyższej półki. Tymczasem my często domagamy się przeceny – pójdę sobie raz na tydzień do kościoła i daj mi spokój, Panie Boże... Byłem, prawda?... Mówisz, masz... Raz na tydzień. A przez tydzień?... Nie po przecenie, ale z najwyższej półki. Dziś Chrystus o tym mówi. Jestem za postem, jestem za modlitwą, jestem za wszystkim, co się dzieje, jeśli zbliża do Boga. Ma być luz i coś poważnego. Ale nie śmiertelnie poważnego, bo poważnie to się w trumnie leży. Jedno z drugim ma być łączone i ma zbliżać do Pana Boga.

 

Czytanie słowa Bożego to pokazywanie bochenka chleba, a homilia powinna być łamaniem go i rozdawaniem. Nie jest to proste. Prawdę powiedziawszy, najwięksi terroryści na świecie, to osoby, które mają głosić słowo Boże, a nie robią tego. Skąd się biorą fałszywe obrazy Boga, skąd pochodzi niewiara? – Z braku głoszenia żywego słowa. Wiara rodzi się ze słuchania, a tym, co się słyszy, jest słowo Chrystusa. Nie jest prostą rzeczą głosić słowo Boże.

Nie było łatwo głosić słowo Boże Jezusowi, który wędrując po Palestynie, widział, jak żyją ludzie – jak jest im ciężko, jak bardzo tęsknią za tym, żeby Bóg był naprawdę obecny w ich życiu. Przyglądał się ludziom.

Jak głosił słowo Boże? – Zobaczył owce i mówił: Ja jestem dobrym Pasterzem. Znam owce moje, moje Mnie znają. Jak jedna się zgubi, to dobry Pasterz zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć i idzie po nią. Ludzie przeżywają szok – jak to, zostawić dziewięćdziesiąt dziewięć? Ale te dziewięćdziesiąt dziewięć może żyć spokojnie, jeśli On traktuję każdą tak, jak tę, która się zgubiła.

Później Jezus przygląda się kobiecie przygotowującej ciasto. Zrobiła zaczyn. Porównuje więc królestwo Boże do zaczynu, którego jest niewiele, ale całe ciasto od niego rośnie.

Jezus patrzy jeszcze na kobietę, która zgubiła drachmę, szuka zguby, gdzieś się schyla. Jezus schyla się razem z tą kobietą i mówi, że z królestwem Bożym jest podobnie – gdy znajdziesz źródło, to cię wessie – w dobrym słowa tego znaczeniu. Bez tego później nie da się żyć. Jak spotkasz źródło, zostawiasz wszystko. Cały majątek i inne wartości tracą na znaczeniu. Zostaje tylko Bóg.

Jezus mówi bardzo prostym językiem. Ale ma specjalistów od kombinacji alpejskich. Faryzeusze – gubią się w tym też uczniowie Jana Chrzciciela – przywykli do tego, że jak chcą nawiązać kontakt z Bogiem, muszą wykonywać określone czynności, zachowywać wszystkie przepisy. Złamanie jednego wiązało się z zerwaniem więzi. Przywykli też do częstych postów i długich modlitw.

Jezus, który przychodzi nie po to, by znieść Prawo, ale żeby nadać mu sens, mówi: Gdy pościsz, uruchom najpierw serce. Rób to z serca. Jak się modlisz, to mów z serca. Nie mnóż modlitw, tylko rozszerzaj serce. Jak dajesz jałmużnę – czyli udzielasz komuś pomocy – to daj mu z serca coś, co jemu przyniesie korzyść, a nie tobie satysfakcję.

Kiedyś bogaty człowiek, wypiwszy nieco, właściwie skrzywdził biedaka, bo gdy szedł razem z kolegą, zobaczył go i rzucił mu sto złoty. To żadna pomoc, tylko spełnienie formalności – rzucił sto złotych, ale pogardził człowiekiem.

Jezus odkręca to. Nie mówi, że jest przeciwny długiej modlitwie, postom, jałmużnie. Zachęca: Jak to robisz, włącz serce. Włącz myślenie do gniazdka, a zajarzysz. Włącz serce i ogień miłości. Rób to z miłości, z troski o człowieka. Nie po to, żeby się pokazać. Raz cię ktoś doceni, raz nie. Nie rób niczego ze względu na to, żeby ktoś cię docenił. Rób ze względu na Boga. On ci odda – w ukryciu. Nie bój się. Masz swoje konto niebieskie. Gotóweczka rośnie .

Chrystus ma duże kłopoty z głoszeniem słowa Bożego, bo czyni to w niesprzyjającym klimacie. Jak byście się czuli, gdybyście poszli do kogoś, kto tylko czeka, abyście już skończyli... Na przykład koleżanka przychodzi do koleżanki i dzieli się stanem swego serca: Słuchaj, chodzę z chłopakiem, niby jest fajny, odpowiedzialny, nawet się nie wozi, nie szpanuje, ale do końca nie jestem przekonana, bo mam tysiące przykrych doświadczeń w sercu, tak mnie poranili... Nie wiem, co z tym zrobić... A tamta odpowiada: Ale ty masz dzisiaj zieloną bluzkę... Zupełnie z innej planety. Niedopasowane do tego, czym dziewczyna z przejęciem się dzieli.

Wypowiedzi Jezusa są dla wielu Jego słuchaczy z innej planety. Co to znaczy? Jezus mówi rzeczy nieżyciowe? – Nie. Jezus mówi, jak się sprawy mają, a nie jak poustalali je ludzie. Ludzie uzgodnili, że wolno wykonać tyle kroków, trzeba odmówić tyle modlitw. To są dodatkowe przepisy, nie wynikające wprost z Prawa, ale z tradycji ludzkiej. Jezus mówi: Ok. Dopóki służy to spotkaniu z Bogiem, możecie sobie to robić. Ale mówię NIE, kiedy sobie tylko mnożycie różne akcje.

Jezus tłumaczy to tak: Nikt nie przyszywa łaty z surowego sukna do starego ubrania, gdyż łata obrywa ubranie i gorsze robi się przedarcie. Nie stosujcie takiego myślenia – będziecie mnożyć przepisy, robić akcje, ale wiary od tego nie przybędzie... Systematycznie trzeba głosić słowo Boże! Nie stosujcie jakichś dziwnych metod – nawet najbardziej popularnych – bo zabijecie ludzi techniką. Technika ma wam służyć. Środki mają służyć do tego, żeby przekazać coś więcej.

Jezus nie ma nic przeciwko postom, ale muszą one wypływać z serca. Co to jest post? – Wyrzeczenie. Nie robię czegoś, co mógłbym zrobić. Poszczę, żeby mi to pomogło bardziej skupić się na czymś dobrym, a źródłem dobra jest Bóg. Wyrzekam się czegoś przyjemnego.

Kiedy mi tłumaczył jeden uczeń: Proszę księdza, jeżeli tak jest z postem, to ja bardzo lubię chodzić do szkoły. To jest przyjemność niebywała, megahit. Więc jeżeli bardzo lubię chodzić do szkoły, to zrezygnuję ze niej i to będzie post... Oczywiście jest to myślenie przekrętne. Zupełnie przekrętne. Bo niechodzenie do szkoły nie służy dobru – a jeżeli to chwilowemu, które szybko się wyczerpie. Trzeba patrzeć na dobro z najwyższej półki, a nie z tej niskiej. Na pewno nie służy też zbliżeniu się do Boga, źródła dobra, bo Pan Bóg nie jest tandeciarzem. Kiedy Pan Bóg się za coś bierze, to robi to solidnie. Jak przychodzę do lekarza z zapalaniem płuc, to mi nie daje aspirynki i nie każe iść do domu. Cóż mi ta aspirynka pomoże? Trzeba zbadać, zobaczyć, prześwietlić.

Pan Bóg bada raz, drugi. Jakimś wydarzeniem mnie łupnie, zastanowi mnie czymś, w słowie coś do mnie powie. Myślę nad tym, kombinuję, później przychodzę. Miałeś rację. Na początku myślałem, że chcesz mi dokopać, chcesz mnie przeczołgać, ale miałeś rację... Jesteś w porządku...

Chrystus nie sprzeciwia się akcjom typu post, ale zaleca: Ustawcie to w odpowiednim klimacie. Mówi dalej tak: Jak idziecie na wesele i jest pan młody, to pościcie? Płaczecie, że jest wesele? Nie. Chyba, że ze szczęścia, to tak.

Jak idziecie na wesele, to się cieszycie, że jest pan młody, panna młoda, sesja zdjęciowa... Wszyscy cieszą się z tego. Jest pełna radość. Natomiast mogą pościć, zrobi się nieswojo, kiedy państwo młodzi wyjadą na sesję zdjęciową i ich długo nie ma. Wszyscy czekają. O czym tu rozmawiać? W końcu przyjechali. Wielka radość.

Jeżeli mówimy o Bogu, to mówimy o miłości, weselu, radości – mądrej radości, nie pustej. Jezus stwierdza, że jeżeli On jako Pan Młody jest z nami, to my jesteśmy Jego oblubienicą. Dusza każdego z nas jest dla Pana Boga oblubienicą, którą On kocha. Pan Bóg – jak powiedział Benedykt XVI w orędziu na Wielki Post – jest jak chłopak starający się o dziewczynę. I nawet jak dziewczyna powie mu NIE, to on próbuje podchodzić z różnych stron, wykorzystuje różne możliwości, żeby się pokazać, żeby dać jej czas, bo szanuje wolność.

Jezus mówi o Bogu jako o miłości, jako o weselu. Dopóki jestem z wami, to przecież nikt nie będzie pościł. Ale przyjdzie czas, że zabiorą Pana Młodego. W Wielki Piątek trzeba ogłosić post.

Jesteśmy w drodze do domu Ojca. Oczekujemy na ponowne przyjście Chrystusa, który nas tam zabierze. Jan Paweł II pokazał, że śmierć i cierpienie nie mają szans wobec miłości. Kiedy odchodził z tego świata, śmierć się skompromitowała po raz kolejny.

Kiedyś Chrystus powróci. Do tego czasu trzeba się pomęczyć, przejść przez wiele ucisków, wymyślić posty, ale takie, które zbliżają do Pana Boga. Dzisiaj najbardziej potrzebujemy postu od mediów. Ledwie oczy przetrzeć zdołam, wnet do myszki mojej wołam, klawiatura gdzieś pod stołem, monitorem, monitorem... Post od mediów. Nie chodzi o to, żeby nie korzystać z nich w ogóle. To byłoby bez sensu. Po co są media? – By z nich mądrze korzystać.

Naszym częstym nałogiem jest dzisiaj telefon komórkowy. Włączony, wyłączony... Obciach będzie, jak go włączę?... Jest sms, nie ma? Ostrożnie...

Po co o tym mówimy? – Bo nie opowiadamy tylko historii starcia Jezusa z uczniami Jana i faryzeuszami. Chcemy coś z tego wynieść dla siebie i zapytać siebie, na ile korzystam z posiadanych rzeczy w mądry sposób?

Dzisiaj przywykło się narzekać na media. Są takie straszne... Media robią to, co do nich należy. To my nie robimy tego, co do nas należy, bo nie wybieramy tego, co nam może pomóc, tylko siedzimy i chcielibyśmy wszystko obejrzeć. Nałóg. Tylko chwilę... Wchodzę na chwilę, a siedzę tyle godzin. Dlatego – wyznaczam sobie czas, poszczę, żeby się trzymać, bo inaczej się rozhuśtam, rozbujam i przestanę widzieć to, co się dzieje na świecie, oczami Bożymi. Wtedy pytam: Gdzie jest Bóg? Non stop Go omijam, non stop z Niego rezygnuję. Jakaś pacierzyna pięć minut przed snem na pół gwizdka, z włączonym gadu-gadu, jeszcze przez skypa mam z kimś pogadać i mówię Panu Bogu pacierzynkę. Na dwadzieścia cztery godziny czuwania Pana Boga nade mną dam Mu z łaski pięć minut przed snem. Sorry, zadziała to? Wiadomo, lepsza taka modlitwa, niż żadna. Ale tu trzeba coś więcej, z serca, żeby zadziałało. Bo w przeciwnym razie strzelę focha. Pierwsza przykrość, druga przykrość – jak dziewczynki w przedszkolu: Głupia jesteś. – Ty też. – Trzecia przykrość, czwarta. Przychodzi do kontaktu z Panem Bogiem, pytam: Gdzie byłeś? I sadzam Go na ławie oskarżonych: To wszystko przez Ciebie... Bo Ty to, tamto... Tak się dzieje. Takie nosimy w sobie relacje do Pana Boga, kiedy rzeczywiście nad nimi nie pracujemy.

Po stworzeniu Adama Pan Bóg pokazał mu różne rzeczy i mówi: Adaś, zobacz. Ponazywaj to wszystko. Adam nazywa po kolei. W pewnym momencie mówi: Nie to, żeby mi czegoś brakowało, ale gdybyś, Panie Boże, jeszcze coś wymyślił... Pan Bóg zsyła sen na Adama i wyjmuje z jego żebra, czyli z życia, które tchnął, kobietę. Ta dopiero jest kością z moich kości, ciałem z mego ciała – mówi Adam.

Ale kiedy nie ma przyjaźni z Bogiem – miłości – zaczyna się wkradać podstęp. Przychodzi moment, kiedy Adam i Ewa postanawiają spróbować żyć bez Boga. Co się dzieje? – Jak pamiętamy, zaczyna się akcja z owocem (nie z jabłkiem). Dochodzi do złamania pewnej umowy. Bogu jest przykro. Chodzi i szuka. Dochodzi do przyjacielskiej rozmowy. Pada pytanie: Dlaczego to zrobiłeś? – Co robi Adam? – Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie – Ty mi ją dałeś – dała mi owoc i zjadłem. A Ewa – na którą zazwyczaj najwięcej się narzeka – mówi wprost: Wąż mnie skusił i zjadłam. Nie powiem, że zachowała się jak mężczyzna, bo obraziłbym wszystkie kobiety.  Ale na pewno była szczera. Natomiast Adam zrzuca winę na innych.

Kiedy zabraknie miłości, przychodzą ataki. Kiedy nie pilnujemy siebie, oskarżamy Boga. Kiedy zrywamy z Nim żywą relację, to sadzamy Go na ławie oskarżonych.

Jezus bardzo chce, żebyśmy korzystali z miłości, którą nam daje, ale nie da jej nam po przecenie. Jezus jest za miłością z najwyższej półki. Tymczasem my często domagamy się przeceny – pójdę sobie raz na tydzień do kościoła i daj mi spokój, Panie Boże... Byłem, prawda?... Mówisz, masz... Raz na tydzień. A przez tydzień?... Nie po przecenie, ale z najwyższej półki.

Dziś Chrystus o tym mówi. Jestem za postem, jestem za modlitwą, jestem za wszystkim, co się dzieje, jeśli zbliża do Boga. Ma być luz i coś poważnego. Ale nie śmiertelnie poważnego, bo poważnie to się w trumnie leży. Jedno z drugim ma być łączone i ma zbliżać do Pana Boga.

Jak jest z moją relacją z Panem Bogiem?

Jakie formy zbliżania się do Niego wybieram?

Jak nad nimi pracuję?

Jak jest z moim udziałem w spotkaniach z Panem Bogiem?

Nie podchodźmy do Niego schematycznie. Nie przyzwyczajajmy się do Pana Boga, żeby się z nim nie otrzaskać. Niech będzie dla nas żywy. Będzie trudno. Komu nie jest trudno? Każdy przechodzi depresję. Jezus w Ogrójcu również. Jak będzie trudno, to trzeba czekać na następny dzień, następny tydzień. Bóg obiecał, że przeprowadzi przez największe nieszczęścia tych, którzy Go kochają. Wiemy, że Bóg z tymi, którzy Go kochają, współdziała we wszystkim dla ich dobra – mówi św. Paweł. Wyprowadzi najgorszą rzecz na dobro, jeżeli Go kochamy, jeżeli idziemy za Nim. Jak zabraknie miłości, to trzeba się doładować – wrócić przez spowiedź.

Nieraz niektórzy mówią, że w kościele to ciągle to samo. Nic się tam nie dzieje... Ksiądz znowu to samo powie... Zupełnie nie wiem, o co mu chodzi... Taka bezczynność, odstać i myśleć o czymś innym... Zobaczmy – jak komórka podłączona jest do ładowarki, to też się nic nie dzieje. Nie można z nią wyjść na dwór, ale się ładuje... Ważne, żeby przyjść do Jezusa. Więcej jest powodów, żeby nie przyjść, dlatego przyjdź. Zabiorę się i pójdę... Jak najemnik odstoję tę Mszę Świętą, ale pójdę.

Chrystus jest bardzo precyzyjny i konkretny. Chce wlać młode wino. Wino w Piśmie Świętym symbolizuje miłość. To taki slang bliblijny. Jak Maryja mówi: Nie mają wina, oznacza to, że nie mają miłości. Prosi Jezusa, by ją pomnożył. Wino daje radość, rozwesela serce człowieka – jak mówi psalmista. W krajach Bliskiego Wschodu wino jest symbolem biblijnej miłości.

Pan Jezus chce nam wlać młode wino, chce nam dać radość i miłość, ale określa bardzo precyzyjnie, gdzie się z nami spotka. Owszem, mówi: zamknij się w izdebce, módl się, jak potrafisz, a Ojciec odda tobie. Ale mówi też: Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje.

Kiedyś w czasie wizyty duszpasterskiej rozmawiałem z jedną panią. Nie chodziła do kościoła, więc zapytałem o jej udział we Mszy Świętej. – Proszę księdza, ja się pomodlę w domu, przecież to jest to samo. – Owszem, Pan Jezus mówi: módl się w ukryciu. A ma pani gdzieś tutaj Ciało Chrystusa? Nie? A ten Chrystus, który mówi módl się w ukryciu, mówi też, żeby przyjmować Jego Ciało. Mówi precyzyjnie: Msza Święta.

Szymon Hołownia – młody, bardzo trzeźwo myślący katolik – tłumaczył swoim znajomym, którzy mówili, że w niedzielę jadą do lasu na grzyby albo idą na ryby i tam się modlą, bo Pan Bóg jest wszędzie. Szymek mówił tak: Słuchaj, człowieku, jak się umawiasz z dziewczyną, że będziesz pod kościołem św. Jana w Pińczowie, to idziesz pod kościół św. Józefa w Kielcach, bo twoja miłość jest wszędzie? Potrzebne jest konkretne miejsce. Na Eucharystii jest twoje miejsce. W niej są siły do życia, nawet jak jest bardzo trudno, szalenie trudno. W przeciwnym razie popękasz.

Mówi Jezus: Nie wlewa się też młodego wina do starych bukłaków. W przeciwnym razie bukłaki pękają, wino wycieka. Jedno jest źródło miłości – Bóg. Jeżeli człowiek nie czerpie z Niego – nawet jak jest okropnie ciężko – pęka. Oczywiście Bóg chce nas posklejać na nowo. Ciężko się zebrać. Wiem coś o tym, bo i ja się spowiadam. Różne są nieraz sytuacje w czasie spowiedzi – niezrozumienie, przykrość. Nie jest mi to obce. Ale wracam do Boga. Człowiek mnie zrani, Bóg nie. Nawet gdy popękamy, zawsze istnieje szansa na posklejanie przez Pana Boga.

Dziękujemy Mu za to, że mówi do nas konkretnie, wyraźnie i że wie, co mówi. Duchu Święty, pomóż nam, abyśmy potrafili przyjąć to słowo, pomedytować nad nim i choć trochę zastosować je w życiu.

W mocy Pana pozdrawiam –

ks. Leszek Starczewski