"Dzielmy się Dobrym Słowem" - Sobota III tyg. wielkan. (28.04.2007)

Panie, do kogóż pójdziemy?

Dz 9,31-42; Ps 116B; J 6,55.60-69

Panie Jezu, jak mama pilnuje dziecka, by nie zrobiło sobie krzywdy, tak Ty nas przypilnuj, byśmy nie skrzywdzili się pychą, chęcią oceniania Twojego Słowa, ale byśmy w pokorze przyjęli ocenę naszego życia, której dokonujesz Twoim Słowem.

Jezus głosi długą mowę eucharystyczną. Rozpoczął ją tuż po cudzie rozmnożenia chleba. Jest to mowa od samego początku napotykająca na niemały opór wśród słuchaczy – nawet wśród uczniów.

Jezus, tuż po tym, jak rozmnożył i dał chleb podtrzymujący życie doczesne, wypowiada prawdy o tajemniczym działaniu Chleba Niebieskiego, którym jest Jego Ciało. Chce łączyć tę rzeczywistość. Chce w życiu codziennym – korzystając z tego, czym w codzienności ludzie się zajmują, o co zabiegają, za czym często bezustannie krążą – pokazać rzeczywistość głębszą. I to czyni. Przybliża nam działanie Ojca – działanie, w którym jest rozkochany, którego doświadczył, które tak bardzo pragnie przybliżyć dzieciom Ojca, swoim braciom i siostrom. Czyni to w określonym celu: chce, aby ludzie zareagowali na to Słowo, oczekuje autentycznej reakcji wypływającej z ludzkich serc.

Nie mówi zatem bez celu. Nie gromadzi nas przy Sobie z przypadku, dla jakiegoś tam zdarzenia. Mówi i czeka na reakcję. Doczekał się reakcji: Odtąd wielu uczniów Jego się wycofało i już z Nim nie chodziło.

To też jest reakcja na Słowo Pana...

Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą w te Słowa. To znaczy, zatrzymali się tylko na brzmieniu Słów, nie weszli głębiej, nie podjęli trudu wiary, rozgryzienia trudnej mowy. To też jest reakcja.

Oczekuje także reakcji pośród Dwunastu, którzy są ludźmi wolnymi, a nie ślepo zapatrzonymi w Jezusa. Doczekał się reakcji. W imieniu wszystkich przemawia znany nam ze swojej autentyczności i spontaniczności Piotr. Nie musimy przypuszczać, ale na podstawie głębszych analiz, głębszego wejścia w życiorys Piotra, możemy powiedzieć z pewnością wiary, że nie rozumiał do końca tego, co mówił Jezus. Próbuje – szamocząc się w swoim temperamencie, autentyczności, w za chwilę zaistniałej zdradzie, zaparciu się Pana – ocalić wiarę od wybuchu rozumu. Przebija się z tego motłochu myśli, które po ludzku wydają cenzurkę: Trudna jest ta mowa. Ja już nie mogę... Na mnie chyba to nie działa...

Przebić się i powiedzieć: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. Te Słowa niosą w sobie konkretną wieczność. Jesteś Tym, do którego przekonaliśmy się – jak mówi inne tłumaczenie – i w którego uwierzyliśmy tak, jak umiemy. Za chwilę ta wiara przejdzie przez próbę, którą będzie można zaobserwować pod krzyżem. Zostanie tylko Jan. Po co składać takie deklaracje, jak za chwilę mogę Go zdradzić? – Po to, żeby uczyć się, walczyć, odpierać ataki złego, któremu ulegamy, bo jesteśmy słabi. By w tej szamotaninie myśli, przeciwności, oskarżeń, łapać oddech, pociechę – jak mówi Księga Dziejów Apostolskich: Napełniać się pociechą Ducha Świętego – żeby wyszeptać wbrew temu, co się we mnie wyprawia: Panie, do kogóż pójdę? Ty masz słowa życia wiecznego. Tym się napełniać! Napełniać się Duchem Świętym!

Jezus podejmuje dialog. Idzie dalej wobec zgorszenia. Zgorszenie w Biblii to poważna sprawa. Zgorszyć znaczy – uczynić kogoś gorszym. Zgorszyć znaczy ulec zwątpieniu, przyczynić się do czyjegoś zwątpienia. To was gorszy? – pyta Jezus.

Wobec takiej reakcji słuchaczy Jezus mówi: A gdy ujrzycie Syna Człowieczego – coś bardziej szokującego niż to, że trzeba będzie spożywać Jego Ciało – jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem? Cóż wtedy zrobicie? A gdy nagle zobaczysz jeszcze większe rzeczy przygotowane przez Pana?

Jezus jest doskonale zorientowany w swoich słuchaczach. W nas też. Zna te miejsca naszego serca, umysłu, doświadczeń, w których jesteśmy ateistami. Zna te tereny naszego wnętrza, do których Ewangelia jeszcze nie dotarła, które trzeba zewangelizować, nasączyć deszczem, posyłając Słowo. Stoję na deszczu i moknę, a Słowo zapada we mnie. Jak się to dzieje? Jak się to stanie? Trzeba odsiedzieć, nieraz nawet tak, że do końca nie jestem przekonany, czy słuchanie tego Słowa ma sens. Nawet, jak powiem na wyrost: Panie, do kogóż pójdę? Ty masz słowa życia wiecznego.

Jezus jest zorientowany i mówi nam: W was są tereny ateistyczne. Jest ateizm, jest niewiara, jest opór. Jest! W moim sercu są miejsca, które nie wierzą w Boga, w Jego działanie, przemianę, w nawrócenie mojego serca. Są takie miejsca. I jest takie miejsce, które Go wyda, które się Go zawstydzi przed ludźmi. Jest!

Po co Jezus to mówi? – Po to, by moje serce zareagowało. Albo się zabierze i pójdzie, albo podejmie walkę, aby odeprzeć atak złego i powiedzieć: Nie mam do kogo pójść. Ty masz słowa życia wiecznego.

Tajemnicą jest, dlaczego są w nas takie miejsca, skoro przecież mamy już troszkę doświadczeń bliskości Pana. Panie, Tobie chwała również w tym wyznaniu. Nie jest to oskarżenie. Bólem również mojego serca jest patrzenie na tych, którzy odchodzą od Pana. Jest to tajemnica, dlaczego Ojciec to dopuścił, dlaczego powstał w ludzkich sercach taki opór, który nie chce przyjąć daru Ojca, pociągającego do Siebie.

A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony – mówi Jezus – przyciągnę wszystkich do siebie.

Pan przychodzi do nas w darze tego Słowa, w darze trudnej mowy, aby dziś stawić nas ponownie w obliczu prawdy streszczającej się w sformułowaniu: Nieustannie mnie kształtujesz. Ciągle masz mi coś do powiedzenia. Ciągle mnie zaskakujesz. Nie chcę ugrzęznąć w błotnej topieli myśli o tym, że już nic się nie da zrobić, że już mnie niczym nie zaskoczysz... Co się może stać, świat zmierza do przepaści... Nikogo już to nie obchodzi... Ludzie się z nas śmieją... Marnujemy teraz czas.

Pan zaprasza do tego, byśmy z wdzięcznością przyjęli to Słowo. Z wdzięcznością powiedzieli Mu: Dziękuję Ci, że mówisz mi, że jest we mnie ateizm, że jest we mnie niewiara, że jest we mnie podłość. Dziękuję Ci, że możemy o tym porozmawiać, że to ja jestem grzesznikiem potrzebującym łaski nawrócenia, który jeszcze nie poddał swojego serca Tobie. I dziękuję, że mówisz to z miłością, by mnie dalej wychowywać, by mnie kształtować, a nie po to, by mnie dobić. Jak mnie coś oskarża, to nie pochodzi od Pana. Nie wchodzę z tym w dialog, a jak wchodzę, to zaraz wracam. Pan nie oskarża. Jeden jest oskarżyciel – demon. Trzeba odpierać jego ataki łaską, mocą, siłą, którą daje Pan.

Otaczaj nas w Chrystusie nieustanną opieką, abyśmy odpierali ataki złego ducha i zachowali Twoją łaskę, zachowywali Twoje działanie w nas.

Tej łaski Pan chce udzielać nam również przez znaki sakramentalne.

Eneaszu, Jezus Chrystus cię uzdrawia, wstań i zaściel swoje łóżko! Tak dziś Pan chce się do nas zwrócić. Uzdrowić, to znaczy, uzdolnić do tego, by iść dalej, by mieć moc do odpierania ataków złego i życia łaską, której Pan udziela. Uzdrowić to znaczy dotrzeć z dobrym Słowem, z pociechą Ducha Świętego, cieszyć się pokojem, który daje Pan.

Kościół cieszył się pokojem w całej Judei, Galilei i Samarii.

Doświadczeń jest mnóstwo, podobnie jak prób. Prześladują chrześcijan, ale Kościół cieszy się pokojem Pana, bo wie, gdzie ten pokój jest. Pociecha Ducha Świętego to moc potrzebna, by żyć w tych trudnych warunkach.

Piotr odwiedza wszystkich nie po to, by ich nawracać, ale by podtrzymywać w wierze, bo potrzebują umocnienia ci, którzy usłyszeli Słowo Pana. Znajduje tam człowieka, który był sparaliżowany i od ośmiu lat leżał w łóżku. I mówi mu, po wcześniejszym objawieniu mocy Bożej, że Jezus Chrystus go uzdrawia.

Piotr dokonuje też drugiego cudu – cudu, który nazywamy zmartwychwskrzeszeniem. Przychodzi do Tabity, kobiety oddanej Kościołowi w drobnych sprawach – zajmowała się szyciem chitonów i okryć. Do niej też dociera. Jest ona oddana braciom, udziela jałmużny, wie, że nie tylko modlitwa jest ważna, ale także pomoc innym. Piotr dociera po to, by przynieść życie.

Chcemy tego życia zaczerpnąć, drogie siostry i drodzy bracia. Słowa, które Pan do nas skierował i kieruje, są pełne Ducha.

Słowa Twoje, Panie, są duchem i życiem.

Co możemy Panu za to wszystko oddać? – pyta psalmista. Czym się Panu odpłacę? – Podniosę kielich zbawienia i wezwę imienia Pana. Zaczerpnę z kielicha zbawienia. Wezwę Jego imienia, aby dostąpić mocą Ducha Świętego uzdolnienia do dalszej drogi, dalszego pójścia, dalszej wędrówki za Nim.

Wypełnię me śluby dla Pana. Obiecałem do Niego wracać, być z Nim, przed całym Jego ludem.

Cenna jest w oczach Pana śmierć Jego świętych. Śmierć dla grzechu, śmierć także z ciała.

O Panie, jestem Twoim sługą, jam sługa Twój, syn Twej służebnicy. Ty rozerwałeś moje kajdany: Tobie złożę ofiarę pochwalną i wezwę imienia Pana.

Droga siostro i drogi bracie, trzeba pomyśleć, jaką ofiarę pochwalną mam złożyć Panu? Może ofiarą pochwalną będzie milczenie wobec oskarżeń i kpin innych. Może ofiarą pochwalną będzie wyjście ze swojego zamkniętego świata do tych, z którymi trudniej nam żyć i posłuchanie ich. Może ofiarą pochwalną będzie większe zdecydowanie, większa konsekwencja wobec Pana, który dał mi rozum, talenty, abym się nimi posługiwał, abym odpierał ataki złego w konkretnych sytuacjach, doświadczeniach, jakie przeżywam.

Pan zaprasza nas do tego, byśmy i my zareagowali na Jego Słowo, byśmy i my odpowiedzieli na to, co do nas mówi.

Panie, który ogarniasz nas mocą swojego Ducha, umocnij wiarę w to, że rzeczywiście jesteś, że Twoje Słowa są duchem i życiem, że warto wyszarpać z siebie kolejny raz wyznanie: Panie, do kogóż pójdę? Ty masz słowa życia wiecznego. Wciąż wierzę i przekonuję się, że Ty jesteś Świętym Boga.

W mocy Pana pozdrawiam –

ks. Leszek Starczewski